Читать книгу Więcej niż DNA - Bill Sullivan - Страница 5
» ROZDZIAŁ 1 «
ОглавлениеPOZNAJ SWOJEGO TWÓRCĘ
Niełatwo spotkać się ze swoim stwórcą.
– Roy Batty, Łowca androidów
Przywołajmy z pamięci najwcześniejsze szkolne sceny, pogodne młodzieńcze twarze dawnych przyjaciół i kolegów z klasy. Są niczym czyste kartki złaknione atramentu, którym zapisana zostanie przyszłość. Możliwości wydają się nieograniczone. Codzienność pełna optymizmu wyrażanego przez banały w rodzaju: „Możesz zostać, kimkolwiek zechcesz!".
A następnie, wciąż mając przed oczyma tamte pogodne twarze, zastanówmy się, kim dziś są te osoby. Niektórzy z dawnych kumpli zrobili świetne kariery, zajmując się tym, co uwielbiają. Inni nienawidzą pracy na stanowiskach niewymagających kwalifikacji, a są i tacy, którzy nie imają się żadnego zajęcia. Większość zaczęła studia, ale niektórym udało się zaledwie skończyć liceum. Jedni wciąż są zadurzeni w szkolnych sympatiach, inni zmieniają partnerów jak rękawiczki. Niektórzy być może wstąpili w związek małżeński z osobą tej samej płci. Są tacy, którzy nie opuścili rodzinnego miasta, ale też i tacy, którzy wyjechali, są pewnie i bezdomni. Niektórzy mają kaloryfer na brzuchu, inni taszczą przed sobą spory antałek. Jedni są wprost kosmicznymi rodzicami, inni zaniedbują dzieci bądź w rozmaity sposób je wykorzystują. Są osoby zawsze pełne życia i radosne oraz takie, przy których Morrissey byłby szczytem zadowolenia. Wśród dawnych szkolnych rówieśników znaleźli się uzależnieni od alkoholu i narkotyków, pedofile, a nawet politycy. Kilkoro może trafiło za kratki.
Skąd takie różnice? Cała grupa dorastała w tym samym czasie i miejscu, wśród tych samych ludzi, a mimo to bardzo się różniła pod względem zachowań. Być może pamiętacie nietypowe symptomy dostrzeżone u niektórych już w dzieciństwie: Charlie uwielbiał wąchać klej, Kate już w przedszkolu podkradała słodycze, Cameron nie przystawał do tradycyjnego wzorca męskości, Donald zawsze troszczył się tylko o siebie, coś było nie tak z przyprawiającą o gęsią skórkę Carrie.
Część z nas uzna, że ci, którym się powiodło, wykazali spryt, determinację i wysoki etos pracy. Jednocześnie bez wahania tych, którym zabrakło szczęścia, posądzimy o brak charakteru, dyscypliny i lenistwo. Kiedy koleje czyjegoś losu są jak powieść wyróżniona Nagrodą Pulitzera, zasługują na pochwały. Gdy jednak nadają się na byle jakie czytadło użyte w końcu jako wyściółka ptasiej klatki, są powodem do wstydu. W obu wypadkach większość z nas przyjmie, że sukces bądź jego brak zależy od jednostki.
Dorastałem w przeświadczeniu o prawdziwości twierdzenia, że człowiek jest kowalem własnego losu. Ale gdy gruntownie poznałem biologię, ta prosta zasada straciła pouczający walor. Weźmy na przykład przejadanie się. Wiele osób potępia otyłych, drwi, że nie panują nad sobą. Docinki niczego nie zmienią. Dlaczego otyli nie panują nad sobą? Tak samo jest z depresją. Niektórzy nic o niej nie wiedzą i bagatelizują problem: „Weź się w końcu w garść!". Tylko że taka rada nie zadziała. Dlaczego osoby dotknięte depresją nie potrafią się z niej wydobyć? Tłumaczenie powodów morderstw stwierdzeniem, że „duszą zawładnął diabeł", jest równie nieudolne. Dlaczego ludzie dopuszczają się aktów przemocy? Trzeba nieźle się natrudzić, by mieć jakąkolwiek nadzieję na prawdziwe zrozumienie naszego postępowania.
Nie posądzamy o lenistwo komputera długo otwierającego program. Gdy auto nie daje się uruchomić, nie wrzeszczymy na nie, że brak mu chęci. Usterka silnika zmuszająca do awaryjnego lądowania nie sprawia, że posądzamy samolot o złośliwość. Na szczęście jesteśmy maszynami dużo bardziej wyrafinowanymi. Ale jednak maszynami. W filmie Star Trek: Następne pokolenie kapitan Jean-Luc Picard tak mówił o androidzie Data: „Jeśli nie chcecie pamiętać, że Data jest maszyną, pomyślcie, że ludzie też są maszynami. Tylko elektrochemicznymi".
Miły kapitan i współcześni biolodzy wcale nie chcą nas odczłowieczać, ale pokazać, czym w istocie jest człowieczeństwo. Poznanie, jak działa nasz biologiczny mechanizm, przekłada się na gotowość do rozumienia zachowań i ich poprawiania w razie potrzeby. Długo byliśmy niczym Ralph Hinkley, bohater serialu The Greatest American Hero, który miał czerwony kostium dający nadludzkie moce, ale nie wiedział, jak z nich korzystać. Zrozumienie naszych zachowań byłoby łatwiejsze, gdybyśmy mieli odpowiedni podręcznik użytkowania. Odnalazł się w 1952 roku dzięki dwojgu uczonym: Alfredowi Hersheyowi i Marcie Chase.
W polowaniu na substancję, która zawiera instrukcję budowy organizmu, sięgnęli po najprostszą formę życia, jaką znali: bakteriofaga. To rodzaj wirusa, który zaraża bakterie. Zbudowany tylko z białka i DNA przypomina księżycowy lądownik używany podczas misji Apollo. Bakteriofagi usadawiają się na powierzchni komórek bakteryjnych. Alfred Hershey i Martha Chase każdy fragment takiego wirusa znakowali izotopami promieniotwórczymi: fosforu (dla DNA) i siarki (dla białka). Wybór podyktowany był tym, że DNA nie zawiera siarki, a białka – fosforu. Śledząc promieniotwórcze atomy, potrafili wskazać, gdzie przed i po zakażeniu bakterii znajdowały się białko i DNA bakteriofaga.
Okazało się, że kapsyd (płaszcz białkowy) wirusa pozostawał na powierzchni bakterii, natomiast DNA wnikało do jej wnętrza i tam zaczynało namnażanie wirusów potomnych. W końcu powstało ich tak dużo, że rozsadziło bakterię. Zgrabnie pomyślany eksperyment dowiódł, że DNA zawiera instrukcję budowania potomnych bakteriofagów (a dokładniej instrukcję konstruowania każdego potomstwa).
DNA ma kształt podwójnej helisy. Przypomina spiralny bieg schodów, których każdy stopień składa się z pary zasad azotowych: adeniny (A), tyminy (T), cytozyny (C) i guaniny (G), wchodzących w skład sygnowanych tymi samymi literami nukleotydów tworzących łańcuchy kwasów nukleinowych. W takiej strukturze łatwo wyróżnić geny, czyli fragmenty DNA odpowiedzialne za dziedziczone cechy organizmu. Rozwinięta helisa upodabnia się do drabiny, a nukleotydy każdego szczebla (dokładniej: pary zasad – przyp. tłum.) można rozłączyć mniej więcej tak jak podczas rozpinania zamka błyskawicznego. Gdy suwak rozdzieli obie nici helisy DNA, odsłania kod i umożliwia jego odczytywanie. Dochodzi do tak zwanej transkrypcji, czyli przepisania jednoniciowych fragmentów DNA na cząsteczki informacyjnego kwasu rybonukleinowego (mRNA). To pierwszy krok do tego, by mogły powstać odpowiednie białka. Jeśli przyjąć, że DNA jest brygadzistą, to syntezowane białka są jak robotnicy budujący komórki oraz tkanki gotowe do pełnienia określonych funkcji.
Eksperymenty A. Hersheya i M. Chase sugerowały, że DNA zawiera geny niezbędne do stworzenia repliki organizmu, czyli klona. Teza zyskała potwierdzenie w 1996 roku wraz z narodzinami owcy Dolly – pierwszego ssaka sklonowanego z dojrzałej komórki (somatycznej, czyli niepłciowej – przyp. tłum.). Jądra komórkowe z DNA dorosłej owcy przeniesiono do pozbawionej jądra komórki jajowej innej owcy. Tak spreparowana została wszczepiona owcy surogatce. Imię sklonowanej owcy nawiązuje (nic nie zmyślam!) do piosenkarki Dolly Parton, znanej z obfitego biustu. Owcza komórka progenitorowa pochodziła bowiem z gruczołu mlekowego. Tą samą techniką w 2018 roku sklonowano pierwsze małpy.
W 2003 roku w ramach poznawania ludzkiego genomu (HGP, z ang. Human Genome Project) zakończono sekwencjonowanie ponad trzech miliardów nukleotydów budujących ludzkie DNA. To mnóstwo informacji – rozplecione DNA tylko jednej naszej komórki mierzy około dwóch metrów (tyle co wygodne łóżko). Gdyby sekwencje naszego DNA czytać w tempie litera na sekundę, odczytanie całości zajęłoby mniej więcej sto lat. Ludzki genom składa się z ponad dwudziestu jeden tysięcy genów (kodujących białka; wszystkich jest dużo więcej i mimo zsekwencjonowania wciąż nieznana jest dokładna liczba – przyp. tłum.) umieszczonych w czterdziestu sześciu chromosomach (po dwadzieścia trzy od matki i ojca).
Od eonów DNA ciężko haruje, kreując rozmaite organizmy jak najlepiej przystające do różnorodnych środowisk. Życie pojawiło się mniej więcej trzy i pół miliarda lat temu. Jednej z jego form – człowiekowi – dane zostało poznać szefa. Jako pierwszy gatunek na ziemi spotykamy się ze swoim twórcą.