Читать книгу Piekielnie twarda sztuka - Christmas Abbott - Страница 2

Wstęp
Piękne ciało

Оглавление

Nieustannie zwracają się do mnie kobiety pragnące mieć ładne i krągłe pośladki, które wyglądałyby dobrze w ubraniu i bez niego, ale nie wiedzą, jak to osiągnąć. Wiele z nich korzysta z wariackich i szybkich rozwiązań, takich jak usztywniane spodnie czy majtki z silikonowymi wkładkami, które podnoszą pośladki na tej samej zasadzie, na jakiej stanik push-up podnosi biust. Niektóre decydują się nawet na operacje plastyczne.

Czy jesteś jedną z tych kobiet? Nie musisz wychodzić z szeregu ani podnosić ręki, ale czy masz obsesję na punkcie dolnej połowy swojego ciała? Czy masz ochotę rozerwać na kawałki stare dżinsy, w które nie możesz się wcisnąć? Czy ukrywasz swoje ciało pod długimi czarnymi spódnicami? Czy twoja kolejna wyprawa do sklepu z ciuchami zakończyła się frustracją i złością, bo nic na ciebie nie pasuje?

Wiesz, o czym mówię? Ja wiem! Rozumiem twoją frustrację. My, kobiety, mamy w okolicach pośladków więcej tłuszczu niż mężczyźni. Ten dodatkowy wałek przydaje się oczywiście do rodzenia dzieci, ale w stroju kąpielowym wygląda fatalnie – trudno też zwrócić nim uwagę kogoś, z kim później chciałoby się mieć te dzieci. Odczuwamy przemożną potrzebę zmiany kształtu naszych bioder, pośladków i w ogóle całego ciała. Tak naprawdę mamy na tym punkcie obsesję.

Otóż możemy popracować nad naszą pupą w prosty i naturalny sposób, nieźle się przy tym BAWIĄC.

Zbyt długo eksperci powtarzali nam, że duża pupa i miękkie ciało są u kobiet czymś naturalnym. To wcale nie jest prawda! Zamierzam po raz pierwszy w formie książkowej skruszyć ten mit i udowodnić, że jędrne pośladki zapewnią ci nie tylko seksowne ciało, ale również silniejsze serce i lepszą mobilność, oraz przynoszą wiele innych korzyści, o których nikt do tej pory nie mówił. Przeanalizowałam kobiecą anatomię i znalazłam sposób na pozbycie się opornego tłuszczu z naszych pośladków przy równoczesnym zyskaniu siły i seksownych krągłości od stóp do głów. Czy wspomniałam też o pewności siebie?

W żadnej książce na temat fitnessu nie znajdziemy rzetelnych porad dotyczących obwisłych, płaskich czy zwiotczałych pośladków – dlatego w swojej pierwszej publikacji chciałam poruszyć właśnie tę zaniedbaną kwestię. Od wielu już lat odnoszę wrażenie, że świat fitnessu nadmiernie skupia się na brzuchu. Istnieje całe morze książek o tym, co jeść i jak ćwiczyć, żeby był płaski. Mam już dość słuchania o programach „płaskiego brzucha”. Zamiast silnych, dobrze zbudowanych ciał propagują one chude, a jednocześnie otłuszczone sylwetki. Jeśli skupiasz się na swoim tyłeczku, wierz mi, reszta ciała – w tym brzuch – również staje się szczupła i wysportowana.

Ach, oprócz fiksacji na punkcie brzucha jest też kwestia piersi. Piersi są wszędzie! Dzięki gazetom, teledyskom i obcisłym bluzkom faceci tak często widują dziś piersi, że straciły one swój wyjątkowy urok. Za to pośladki…ech, tyłeczek jest znacznie bardziej seksowny. I wiecie co? W starożytnych czasach to właśnie on stanowił seksualny bodziec, na długo zanim funkcję tę zaczęły pełnić również piersi. Antropolodzy – naukowcy, którzy badają stare kości – powiedzą ci, że jaskiniowcy dobierali sobie partnerki seksualne w taki sam sposób, w jaki do dziś robią to inne ssaki, czyli oceniali je, patrząc na nie od tyłu. Zgadza się: w tamtych czasach najbardziej seksownymi dziewczynami były te o najładniejszych tyłeczkach.

Dziś zatoczyliśmy pełne koło: wzrok mężczyzn znowu przyciąga „poprzednik” piersi, czyli właśnie pośladki. Badacze z University of Texas zrobili tomografię mózgu u kilku mężczyzn i stwierdzili, że obszary odpowiadające za przyjemność uaktywniały się u nich na widok zdjęć kobiecej pupy.

Pośladki to nowe piersi. Tyłeczek to najseksowniejsza część ciała wszech czasów.

Kilka lat temu zaczęłam pozować do sesji fotograficznych dla czasopism. Było to mniej więcej w tym samym czasie, kiedy moja własna pupa zaczęła przyciągać sporo uwagi. Muszę nieskromnie przyznać, że jest jędrna i stercząca. Gdybym weszła tyłem do jakiegoś pomieszczenia, ludzie prawdopodobnie spoglądaliby na nią z uśmiechem. O atrakcyjności mojego ciała decyduje właśnie tyłek. To nic złego, naprawdę. Włosy mają swoje dobre i złe dni. Za to tyłek zawsze jest w dobrej formie, niezależnie od tego, jak reszta wygląda albo się czuje: pozostałe części mojego ciała to tylko dodatki do tyłeczka. Kobiety chcą znać sekret tak wyrzeźbionej i kształtnej pupy. Odkrywam go właśnie tutaj!

Być może nie zdajesz sobie sprawy, że pośladki są jedną z tych części ciała, które najłatwiej odmienić. To bardzo proste równanie: odpowiednia dieta + ćwiczenia, które kopią dupsko (wybaczcie grę słów) = seksowna pupa, która dumnie wyróżnia się w każdym stroju. Aby zdobyć powabne ciało, nie potrzeba wypychanych dżinsów ani bielizny!

Jeśli zastanawiasz się, jak w ogóle powstała ta książka, pozwól, że szybko ci to wyjaśnię. Przez ostatnie dziesięć lat rozwijałam swoją karierę w przemyśle fitness, prowadząc własną siłownię i trenując matki, sportowców w różnym wieku, babcie, celebrytów, olimpijczyków oraz inne osoby. Na całym świecie prowadzę seminaria dotyczące odżywiania, uczestniczę również w zawodach fitness i w olimpijskim podnoszeniu ciężarów. Zostałam też pierwszą pełnoprawną członkinią załogi mechaników NASCAR na najwyższym poziomie Cup Series, gdzie musiałam możliwie jak najszybciej zmieniać superciężkie opony w samochodach wyścigowych.

Kiedy odwiesiłam swój kombinezon NASCAR i odłożyłam klucz do zmieniania opon, postanowiłam poświęcić życie pomaganiu ludziom w zdobywaniu formy i realizowaniu marzeń o idealnym ciele.

Muszę jednak zaznaczyć, że moja pupa, moje ciało – i całe moje życie – nie zawsze były w tak świetnym stanie. Moim podstawowym problemem był brak wiary we własne możliwości. Jako dziecko miałam niskie poczucie własnej wartości. Byłam zła, nieszczęśliwa i wydawało mi się, że nie zasługuję na miłość. Nie wierzyłam we własne siły, a jedyne, co w życiu dostrzegałam, to przeszkody. Niszczyłam swoje ciało alkoholem, narkotykami i papierosami.

Nie zawsze byłam tą Christmas Abbott, którą widzicie dzisiaj.

Dzięki pewnym niezwykłym doświadczeniom przestałam się jednak zachowywać jak mały i nic nieznaczący człowiek. Nabrałam pewności siebie i pozytywnie odmieniłam nie tylko swoje ciało, ale też całe swoje życie.

Pozwól, że podzielę się z tobą swoją historią. Mam nadzieję, że zainspiruje cię ona do kształtowania własnego ciała i dążenia do życiowego spełnienia.

KIM JESTEM?

Byłam świątecznym dzieckiem, ponieważ urodziłam się 20 grudnia.

Kiedy moja mama była ze mną w ciąży, musiała przez kilka miesięcy leżeć w łóżku, ponieważ istniało ryzyko poronienia. Na szczęście urodziłam się cała i zdrowa. Z wdzięczności mama nazwała mnie Christmas Joye. Z powodu tego imienia często mi dokuczano i śmiano się ze mnie, dlatego starałam się trzymać je w tajemnicy. Byłam cichą, ale szczęśliwą dziewczynką.

Wychowywałam się głównie w miejscowości Lynchburg w stanie Wirginia, jako drugie dziecko w pięcioosobowej rodzinie. Mieszkaliśmy w różnych domach, zwykle w biedniejszych dzielnicach, i ze względu na pracę taty często się przeprowadzaliśmy. Mój brat sypiał na korytarzu, a ja w pewnym momencie dzieliłam łóżko z siostrą, ale przynajmniej miałyśmy własny pokój. Od samego początku prowadziłam koczowniczy tryb życia, otoczona motocyklistami i hipisami.

Już jako dziecko byłam pełna sprzeczności. Uwielbiałam nosić sukienki, a jednocześnie kochałam wspinać się na drzewa. W wieku dziewięciu lat wolałam grać w baseball niż w dziewczęcy softball – nie chodziło o żadną deklarację przynależności płciowej, tylko o to, że piłka baseballowa lepiej pasowała do mojej małej dłoni. Szefowie ligi, do której próbowałam się dostać, powiedzieli mi, że nie mogę grać. Dopiero kiedy moja mama zagroziła im, że opowie o całej sprawie w mediach, dopuścili mnie do gry i zostałam jedyną dziewczyną w zespole. Jednocześnie byłam cheerleaderką. Potem jednak moja kariera się zakończyła i w wieku kilkunastu lat przestałam uprawiać sport.

W okresie dorastania do niczego zbytnio mnie nie zmuszano, choć wychowywałam się w kochającej rodzinie. Myślę, że nikt nie wiązał ze mną większych nadziei, a już na pewno nie ja sama. Uważałam, że do niczego nie dojdę i że nie zrobię w życiu nic ważnego czy choćby imponującego. W rezultacie wszystko, do czego się zabierałam, kończyło się klęską. Nie uprawiałam więc sportu, nie uczyłam się i nie robiłam nic produktywnego. Nie było ani jednej rzeczy, w której bym się wyróżniała albo która dawałaby mi poczucie pewności siebie. Byłam trudnym dzieckiem i czułam, że czeka mnie beztroskie życie. Stałam się dzika.

W wieku 13 lat uczestniczyłam w strasznym wypadku samochodowym. Wyszłam z niego z zaledwie blizną na ręce, ale moja siostra Kole znajdowała się w stanie śpiączki i omal nie umarła. Lekarze stwierdzili, że nie przeżyje nocy. Ale przeżyła. Potem powiedzieli, że się nie wybudzi. Ale się wybudziła. Później utrzymywali, że nigdy już nie będzie chodzić. Ona jednak stanęła na nogi.

Dzięki Bogu, Kole wyzdrowiała – to dowód twardości, z której znane są kobiety w mojej rodzinie. Mimo to byłam zła z powodu tego, co stało się mojej siostrze, i czułam się za to odpowiedzialna. Musiałam przejść terapię. W pewnym stopniu mi to pomogło, ale w mojej psychice pozostały pewne blizny.

Jako nastolatka zaczęłam palić i pić. Imprezowałam, kiedy tylko miałam po temu okazję, czyli bardzo często. Niektórzy ludzie, z którymi się wtedy zadawałam, eksperymentowali z twardymi narkotykami, a ja dotrzymywałam im kroku. Coraz głębiej zapadałam się w otchłani rozpaczy.

Znalazłam się na równi pochyłej – miałam depresję i zmierzałam prosto ku uzależnieniu.

Przez jakiś rok próbowałam studiować, żywiąc się zupkami chińskimi, ale czesne było zbyt wysokie, żebym mogła opłacić je z góry. Nie miałam pieniędzy na studia, a nie chciałam się zadłużać.

Wtedy też moja mama wyjechała do Iraku, gdzie pracowała w służbach cywilnych, i przekonała mnie, żebym też poszukała tam pracy. Dostałam ją. W wieku 22 lat udałam się więc za mamą do Bagdadu i zostałam zatrudniona w strefie międzynarodowej, w której niegdyś mieściły się ministerstwa i pałace Saddama Husajna. Wciąż paliłam, piłam i byłam w fatalnej kondycji; wiodłam wtedy bardzo niebezpieczne życie.

Pracowałam w pralni obsługującej amerykańskie wojsko. Żołnierze przynosili mi swoje ubrania. Sortowałam je, oznaczałam i oddawałam im, kiedy zostały już wyprane. Robiłam to po 12 godzin dziennie, każdego dnia, w opustoszałej strefie wojennej.

Był to przerażający okres – wokół mnie nieustannie rozlegały się odgłosy wystrzałów z moździerzy i potężnych eksplozji, jakby niebo zderzało się właśnie z ziemią. Nad naszymi głowami czerniły się wtedy wstęgi dymu, pył wciskał się do oczu i wszyscy szukaliśmy schronienia. Za każdym razem czułam, że serce chce wyskoczyć mi z piersi.

Zrozumiałam, że jeśli coś się stanie, będą tylko dwie możliwości: żołnierze zabiorą mnie ze sobą albo zostawią. Prawdopodobieństwo, że ktoś zaniósłby mnie w jakieś bezpieczne miejsce, było niewielkie, bliskie zeru. Gdyby coś złego się zdarzyło, zostałabym więc sama, ponieważ byłam zbyt słaba, żeby uciekać o własnych siłach.

Ryzyko śmierci było wszechobecne. Dopiero podczas ataku moździerzowego zdałam sobie sprawę, gdzie właściwie się znajduję – nie geograficznie, ale w moim życiu. Zbyt długo lekkomyślnie igrałam ze swoim zdrowiem i wiedziałam, że jeśli nie będę ostrożna, doprowadzę w ten sposób do swojej śmierci. Jednym słowem, zabijałam się własnymi złymi nawykami. Podczas jednego z tych objawień w stylu „życie jest zbyt krótkie” uderzyło mnie, że przecież mam wybór. Pomyślałam: „Czy stać mnie na coś więcej? Nie muszę żyć w ten sposób i nie chcę umierać”.

Postanowiłam zmienić swoje nawyki i sposób, w jaki żyłam. Zmodyfikowałam dietę, usuwając z niej alkohol, smażone i tłuste fast foody i zastępując je zdrowszą żywnością. Z dnia na dzień przestałam też palić. Była to najtrudniejsza rzecz, jaką zrobiłam w całym swoim życiu, ale dzięki niej zrozumiałam, że jeśli skupię się na czymś pozytywnym, mogę się czuć dobrze i czerpać z tego korzyści.

Kilka miesięcy po tym jak rzuciłam palenie, spróbowałam przebiec milę, ale moje przesycone substancjami smolistymi płuca nie dały rady. Bieganie bolało i nienawidziłam tego. Chciałam zrezygnować, ale przyjaciel mi na to nie pozwolił. „To tylko jedna mila!”, powtarzał. Spróbowałam więc znowu, tym razem raczej w tempie spaceru niż prawdziwego biegu. Po tamtej mili dochodziłam do siebie prawie tydzień. Bieganie zdecydowanie nie było dla mnie.

Wiele miesięcy później kolega z pracy przekonał mnie, żebym spróbowała z nim lekkiego treningu na siłowni. Sądziłam, że to przekracza moje możliwości – byłam słabeuszem – ale jednak podjęłam wyzwanie. Zaczęłam bardzo spokojnie. Z początku czułam się dziwnie i byłam zażenowana. W tamtym dzikim miejscu trenujące dziewczyny stanowiły rzadki widok. Kręciłam się głównie przy maszynach. Kolega zachęcał mnie, żebym nie przestawała ćwiczyć, i zorientowałam się, że moje ciało reaguje na trening zdumiewająco szybko. Pojawiły się rezultaty! Po raz pierwszy w życiu widziałam pozytywne zmiany w swoim ciele. Naprawdę się w to wkręciłam i w końcu zaczęłam czerpać przyjemność z ćwiczeń. Dowiedziałam się więcej na temat treningu z ciężarami i nauczyłam się zmuszać swoje ciało do wysiłku. Odkrywając fitness, poświęciłam się pracy nad samą sobą.

Wtedy też zaczęłam ćwiczyć z grupą żołnierzy ze służb specjalnych, którzy dosłownie próbowali mnie złamać. Wyobraźcie to sobie: ja, 157 centymetrów wzrostu i zalewie 42, może 45 kilogramów, czyli praktycznie anorektyczka. Moje kości były widoczne jak na szkielecie. I oto ćwiczyłam tam razem z tymi wielkimi, silnymi macho-żołnierzami! Zmuszali mnie do strasznego wysiłku; stali nade mną, upewniając się, że wykonuję wszystkie ćwiczenia i zmuszając mnie do ukończenia treningu. To, co oni robili w 15 minut, mnie zajmowało od 30 do 45. Z trudem nadążałam, byłam więc zawstydzona i zawsze kończyłam jako ostatnia.

Po kilku takich wyczerpujących treningach ci goście byli przekonani, że więcej już tam nie przyjdę. Codziennie pojawiałam się jednak z powrotem, wiedząc, że czeka na mnie piekielna przeprawa.

Swoją wytrwałością i determinacją zyskałam ich szacunek. Nauczyłam się też od nich bardzo ważnej rzeczy: „Nie poddawaj się, niezależnie od wszystkiego”. To zdanie utkwiło gdzieś we mnie i stało się fundamentem mojego życiowego sukcesu.

Dzięki rygorystycznemu treningowi z ciężarami i porządnemu odżywianiu odkryłam też, że potrafię być silna – zarówno na zewnątrz, jak i w środku – ponieważ opuściłam wreszcie swoją strefę komfortu i stawiłam czoła wyzwaniom. Wciąż bałam się podejmować ryzyko, ale nie pozwalałam, żeby strach mnie przed tym powstrzymywał, i nie bałam się już porażki.

Pewnego dnia poznałam żołnierza Marines, a on pokazał mi nagranie, na którym jakieś dziewczyny podciągały się na drążku, robiły przysiady i zarzucały sobie sztangi na barki. Były wspaniale zbudowane, wyrzeźbione i niebywale silne. Miały jędrne pupy i płaskie brzuchy. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Chciałam mieć takie ciało jak one. Chciałam mieć taki tyłek jak one. Chciałam ćwiczyć tak jak one. To były zawodniczki CrossFit. Zapragnęłam być jedną z nich.

I w końcu się nią stałam – a nawet kimś znacznie więcej.

Piekielnie twarda sztuka

Подняться наверх