Читать книгу Samodzielne usuwanie lęku, stresu i depresji. Bez leków i terapii - David Servan-Schreiber - Страница 5

1. Nowa „medycyna emocjonalna”

Оглавление

Zarówno poddawanie w wątpliwość, jak i wiara we wszystko, to dwa równie wygodne rozwiązania, które zwalniają nas z konieczności myślenia.

– Henri Poincaré, Nauka i Hipoteza

Życie każdego z nas jest wyjątkowe… i wyjątkowo ciężkie. Aż dziw bierze, że bywamy zazdrośni o innych.

„Szkoda, że nie jestem piękna, jak Marilyn Monroe”.

„Szkoda, że nie jestem gwiazdą rocka”.

„Szkoda, że moje życie nie jest tak barwne, jak życie Ernesta Hemingwaya”.

Owszem, będąc na miejscu kogoś innego, nie mielibyśmy swoich codziennych problemów – ale z pewnością mielibyśmy cudze!

Być może Marilyn Monroe była najseksowniejszą, najsławniejszą i najbardziej pożądaną kobietą swojego pokolenia. Ale ponieważ nie potrafiła poradzić sobie z ciągłym poczuciem osamotnienia, zaczęła szukać pocieszenia w alkoholu, a w końcu przedawkowała środki nasenne. Mimo że Kurt Cobain, lider zespołu rockowego Nirwana, doszedł do sławy w ciągu kilku lat, popełnił samobójstwo przed swoimi trzydziestymi urodzinami. Podobny finał miało życie Ernesta Hemingwaya, którego ani Nagroda Nobla, ani barwny życiorys, nie uchroniły przed poczuciem głębokiej pustki egzystencjalnej. Paradoksalnie talent, podziw, sława, czy pieniądze nie gwarantują łatwiejszego życia.

Zdarzają się jednak ludzie, którym udaje się znaleźć złoty środek. Zwykle są przekonani, że życie jest dla nich łaskawe. Potrafią docenić najbliższych w swoim kręgu i małe codzienne przyjemności: posiłki, sen, przedsięwzięcia, związki. Nie należą do żadnej sekty, ani nie są wyznawcami konkretnej religii. Mieszkają w różnych krajach. Niektórzy są bogaci, inni biedni. Żyją w związkach małżeńskich albo w pojedynkę. Niektórzy są wyjątkowo uzdolnieni, inni całkiem zwyczajni. Wszyscy doświadczyli porażek, rozczarowań, trudnych chwil. Los nie oszczędza nikogo. Na ogół jednak tacy ludzie wydają się być lepiej przygotowani do pokonywania życiowych przeszkód. Potrafią z powodzeniem wyjść z sytuacji kryzysowych oraz znajdują sens w życiu, jakby lepiej rozumieli samych siebie i innych oraz mieli plan na swoją egzystencję.

W jaki sposób można osiągnąć taką wytrzymałość? Jak wyrobić w sobie skłonność do odczuwania szczęścia? Poświęciłem dwadzieścia lat na studiowanie i uprawianie medycyny zarówno na czołowych uniwersytetach w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Francji, jak również pod okiem tybetańskich uzdrowicieli i indiańskich szamanów. Z czasem udało mi się wypracować rozwiązania, które okazały się skuteczne zarówno dla mnie, jak i moich pacjentów. Ku mojemu zaskoczeniu nie były to metody, które poznałem na studiach. Nie bazowały ani na lekach, ani na terapii słownej.

Punkt zwrotny

Dojście do tego wniosku – i nowego stylu uprawiania medycyny – wcale nie było takie proste. Rozpocząłem karierę medyczną jako naukowiec z krwi i kości. Po studiach odszedłem z „branży medycznej” na pięć lat, żeby zgłębiać, w jaki sposób neurony układają się w sieci, kształtujące myśli i emocje. Doktoryzowałem się w dziedzinie neurobiologii kognitywnej na Uniwersytecie Carnegie Mellon pod kierunkiem dr. Herberta Simona, jednego z nielicznych, jak dotąd, psychologów uhonorowanych Nagrodą Nobla oraz dr. Jamesa McClellanda, jednego z pionierów nowoczesnej teorii sieci neuronowych. Wyniki mojej pracy doktorskiej zostały opublikowane w prestiżowym periodyku „Science” – spełnienie marzeń każdego naukowca.

Prawdę mówiąc po tej stricte naukowej edukacji miałem trudności z odnalezieniem się w szpitalnej rzeczywistości i dokończeniem stażu na psychiatrii. Praca z pacjentami wydawała mi się zbyt „spokojna”, nijaka, niemal… zbyt łatwa. Praca na oddziale klinicznym zupełnie różniła się od świata niepodważalnych danych i matematycznej precyzji, do których przywykłem. Ale otuchy dodawała mi świadomość, że dzięki niej nauczę się, jak leczyć pacjentów z zaburzeniami psychicznymi, na jednym z najlepszych w kraju wydziałów psychiatrii pod względem merytorycznym i praktycznym. Wieść niesie, że psychiatria na Uniwersytecie w Pittsburghu otrzymuje więcej funduszy federalnych na badania naukowe, niż jakikolwiek inny kierunek medyczny, w tym prestiżowy wydział transplantologii. Nie ukrywam, że miano „badacza klinicznego” przyjemnie łechtało moje ego.

Niebawem dzięki stypendiom uzyskanym od National Institutes of Health oraz z pomocą prywatnych fundacji mogłem otworzyć własne laboratorium. Miałem wszystko, czego dusza zapragnie, a na dodatek mój głód zdobywania wiedzy naukowej wreszcie został zaspokojony. Jednakże niedługo potem, w konsekwencji kilku przeżyć, moje podejście do medycyny oraz kierunek kariery uległy całkowitej zmianie.

Pierwszym z nich była podróż do Indii, z ramienia organizacji charytatywnej „Lekarze bez granic”, w której działałem jako członek amerykańskiej rady nadzorczej w latach 1991-2000. Miałem pomagać uchodźcom tybetańskim w Dharamsali – rezydencji Dalai Lamy. Tam zobaczyłem, jak wygląda tradycyjna medycyna tybetańska. Miejscowi uzdrowiciele traktowali chorobę jako „brak równowagi” i diagnozowali ją poprzez wnikliwe „słuchanie” rytmu pulsu w nadgarstkach oraz „czytanie” z wyglądu języka i moczu. W swojej praktyce stosowali jedynie akupunkturę, tradycyjne zioła i zalecali medytację. Nie miałem wątpliwości, że z powodzeniem uzdrawiali pacjentów cierpiących na choroby przewlekłe, tak samo jak my na zachodzie, jednak ich metody leczenia były znacznie tańsze i miały o wiele mniej skutków ubocznych.

Jestem psychiatrą i większość moich pacjentów cierpi na choroby przewlekłe. (Depresja, stany lękowe, zaburzenia dwubiegunowe oraz stres to choroby przewlekłe). Zacząłem się zastanawiać, czy traktowanie przez medycynę konwencjonalną tradycyjnych metod leczenia po „macoszemu” – wpajane mi podczas studiów – bazowało na faktach czy ignorancji. Wprawdzie medycyna Zachodu odnosiła oszałamiające sukcesy w leczeniu stanów ostrych, jak zapalenie płuc, zapalenie wyrostka robaczkowego, czy złamania kości, jednak znacznie gorzej radziła sobie z dolegliwościami chronicznymi, między innymi depresją i stanami lękowymi.

Inne, bardziej osobiste doświadczenie, uświadomiło mi moje własne aroganckie podejście do leczenia. Podczas wizyty we Francji moja bliska przyjaciółka z dzieciństwa opowiedziała mi o tym, jak udało jej się wyjść z głębokiej depresji. Odmówiła przyjęcia leków przepisanych przez lekarza i postanowiła poszukać alternatywnych metod leczenia. Spróbowała tak zwanej „sofrologii”, techniki wykorzystującej głęboką medytację, która pozwala przeżyć na nowo wyparte wcześniej emocje. Po leczeniu czuła, że jest „normalniejsza niż kiedykolwiek”. Nie tylko pozbyła się depresji, ale przede wszystkim udało jej się zrzucić z serca trzydziestoletni ciężar tłumionego smutku po stracie ojca, który zmarł, gdy miała sześć lat.

Dzięki alternatywnym metodom leczenia moja przyjaciółka poczuła znaczną ulgę, odzyskała energię i sens życia. Cieszyłem się razem z nią, ale jednocześnie byłem wstrząśnięty i rozczarowany samym sobą. Ja, po tylu latach zgłębiania tajemnic mózgu i umysłu, szkoleń z zakresu psychologii klinicznej i psychiatrii, nigdy nie byłem świadkiem tak znakomitych rezultatów, a co gorsze nie miałem możliwości poznania takich metod leczenia. Prawdę powiedziawszy aktywnie mnie do nich zniechęcano – jakby były narzędziem szarlatanów, niegodne poznania, nawet w celu zaspokojenia czysto naukowej ciekawości. Jednakże moja znajoma zyskała na nich znacznie więcej niż konwencjonalne metody, które znałem – leki psychotropowe i psychoterapia – mogły jej zaoferować.

Gdyby przyszła do mnie na konsultację, najprawdopodobniej tylko ograniczyłbym jej szanse na rozwój emocjonalny, którego doświadczyła dzięki niestandardowym metodom leczenia. Skoro po tylu latach edukacji nie mogłem nawet pomóc naprawdę bliskiej mi osobie, cóż warta była moja wiedza? Z czasem udało mi się otworzyć umysł – i serce – na odmienne i często skuteczniejsze metody leczenia.

Siedem naturalnych metod leczenia opisanych w niniejszej książce bazuje na swoistych mechanizmach zachodzących w mózgu, dzięki którym można wyjść z depresji, pozbyć się stresu i stanów lękowych. Każda z nich została wnikliwie zbadana, a korzyści z nich płynące udokumentowane i opublikowane w prestiżowych periodykach naukowych. Opisane przez mnie metody, w związku z tym, że ich zasady działania wykraczają poza naukowe rozumowanie, zostały w dużej mierze wykluczone z głównego nurtu medycyny i psychiatrii. Nie ulega wątpliwości, że medycyna konwencjonalna powinna dołożyć wszelkich starań, by zgłębić mechanizm ich działania, nie istnieje jednak żadne uzasadnienie, by wykluczać rozwiązania, które są łatwe i skuteczne wyłącznie dlatego, że trudno nam zrozumieć, w jaki sposób funkcjonują. W obecnych czasach zainteresowanie alternatywnymi metodami leczenia jest tak wielkie, że nie możemy ich dłużej bagatelizować. Całe mnóstwo słusznych argumentów przemawia za tym, by otworzyć się na nowe sposoby leczenia.

Sytuacja jest opłakana

Zaburzenia psychiczne o podłożu stresowym – w tym depresja i stany lękowe – to zmora naszych czasów. Statystki są niepokojące: badania kliniczne sugerują, że powodem 50–75 procent wszystkich wizyt lekarskich jest stres, a biorąc pod uwagę współczynnik śmiertelności, stanowi on poważniejsze ryzyko niż palenie tytoniu12. W rzeczy samej 8 na 10 najczęściej stosowanych leków w Stanach Zjednoczonych przepisuje się na schorzenia bezpośrednio związane ze stresem: antydepresanty, anksjolityki (leki przeciwlękowe), środki nasenne, leki na nadkwasotę, zgagę i wrzody żołądka oraz leki na nadciśnienie3. W 1999 roku spośród wszystkich rodzajów leków na amerykańskim rynku najlepiej sprzedawały się trzy leki przeciwdepresyjne: Prozac, Paxil i Zoloft4. Szacuje się, że co ósmy Amerykanin przyjmował anytdepresanty, z czego prawie połowa z nich przez ponad rok5.

Chociaż stres, stany lękowe i depresja są coraz powszechniejsze, pacjenci z problemami psychicznymi nie mają zaufania do tradycyjnych metod leczenia zaburzeń emocjonalnych, czyli leków i psychoterapii. Już w 1997 roku badanie przeprowadzone przez harwardzkich naukowców ujawniło, że większość Amerykanów mających tego typu zaburzenia, wybierała metody „alternatywne i uzupełniające” zamiast tradycyjnej psychoanalizy i terapii farmakologicznej6.

Psychoanaliza zaczyna tracić na popularności. Chociaż zdominowała psychiatrię w ciągu ostatnich trzydziestu lat, zaczęła tracić na wiarygodności, ponieważ jej skuteczność nie została jednoznacznie dowiedziona7. Każdy mieszkaniec Nowego Jorku – jednego z ostatnich bastionów psychoanalizy w anglojęzycznym świecie – prawdopodobnie zna kogoś, komu rozmowy terapeutyczne pomogły, ale równie często zdarzają się osoby, które na lata utknęły w martwym punkcie, leżąc na kozetce u psychoanalityka.

Najpopularniejszą obecnie formą psychoterapii jest terapia kognitywno-behawioralna. Odnosi ona spektakularne sukcesy, które poparte są obszernymi badaniami dowodzącymi jej skuteczności w przypadku rozmaitych jednostek chorobowych – od depresji do zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych. Pacjenci, którzy nauczyli się kontrolować własne myśli i systematycznie analizować swoje przekonania i przypuszczenia, radzą sobie zdecydowanie lepiej od innych. Jednak dla wielu z nich niemal nieustanne skupianie się na myślach i reakcjach pojawiających się w danej chwili, zawęża ich perspektywę na pozostałe aspekty życia, w tym – co najbardziej istotne – wyczucie własnego ciała.

Oprócz psychoterapii istnieje tak zwana „psychiatria biologiczna”. To nowoczesna forma leczenia psychiatrycznego koncentrująca się przede wszystkim na administrowaniu pacjentom leków psychotropowych, jak Prozac, Zoloft, Paxil, Xanax, Zyprexa, węglan litu etc. Psychiatria została prawie całkowicie zdominowana przez leki psychotropowe. Rozmowa terapeutyczna w gabinecie lekarskim – mimo dowiedzionej skuteczności – wykorzystywana jest niewspółmiernie rzadko. Odruch przepisywania leków jest nagminny, stąd też, gdy pacjent rozpłacze się przed lekarzem, to niemal na pewno otrzyma receptę na leki antydepresyjne.

Leki psychotropowe mogą być niewiarygodnie pomocne. W niektórych przypadkach są tak skuteczne, że niektórzy psychiatrzy – jak Peter Kramer, autor poczytnej książki Listening to Prozac (Słuchając Prozacu) – przytaczają przypadki pacjentów, którzy dzięki terapii farmakologicznej przeszli całkowitą transformację osobowości8. Podobnie jak wszyscy moi koledzy po fachu, ja sam niejednokrotnie przepisywałem leki psychotropowe, szczególnie w przypadku poważnych zaburzeń psychicznych. Uważam, że wynalezienie skutecznych leków psychotropowych to jedno z ważniejszych osiągnięć dwudziestowiecznej medycyny. Niestety korzyści z nich płynące kończą się wraz z odstawieniem leku, a znaczny odsetek pacjentów ma nawroty choroby9. Dla przykładu, badanie przeprowadzone przez zespół harwardzkich naukowców specjalizujących się w terapiach farmakologicznych wykazało, że u niemal połowy pacjentów, którzy przestali przyjmować antydepresanty, objawy choroby wróciły w ciągu roku10. Rzecz jasna leki przeciwlękowe i przeciwdepresyjne nie „wyleczą” choroby tak, jak antybiotyki leczą infekcje. Prawdę mówiąc nawet najbardziej skuteczne leki w przypadku problemów emocjonalnych rzadko stanowią idealne rozwiązanie. Pacjenci podskórnie zdają sobie z tego sprawę i często unikają przyjmowania leków psychotropowych w sytuacjach, gdy nie mogą sobie poradzić po stracie kogoś bliskiego lub mają stresującą pracę.

Zupełnie inne podejście

Obecnie na całym świecie propaguje się alternatywne metody leczenia zaburzeń emocjonalnych, które odchodzą od konwencjonalnej terapii słownej i Prozacu. Przez pięć lat w szpitalu Shadyside przy Uniwersytecie w Pittsburghu korzystaliśmy z rozmaitych metod naturalnych, bazujących przede wszystkim na wrodzonej tendencji organizmu do samouzdrowienia, zamiast polegać na lekach lub psychoterapii.

Na podstawie naszych doświadczeń udało nam się sformułować następujące wnioski:

• Wewnątrz mózgu znajduje się mózg „właściwy”, tak zwany mózg emocjonalny. Ten „mózg w mózgu” jest zbudowany inaczej, ma inną organizację komórkową, a wręcz zupełnie odmienną kompozycję biochemiczną w porównaniu do reszty kory nowej, czyli najbardziej „zaawansowanej” części mózgu, odpowiedzialnej za przetwarzanie myśli i mowy. Do pewnego stopnia mózg emocjonalny funkcjonuje niezależnie od tego bardziej „rozwiniętego”. W istocie pobudzenie aktywności w mózgu emocjonalnym za pomocą racjonalnego myślenia i mowy jest w dużej mierze ograniczone.

Układ limbiczny

Wewnątrz mózgu ludzkiego znajduje się mózg emocjonalny. Wszystkie ssaki posiadają tak zwane struktury „limbiczne” zbudowane z innego rodzaju neuronów niż „kognitywna” kora mózgowa, odpowiedzialna za mowę i abstrakcyjne myślenie. Struktury limbiczne kontrolują emocje i zachowania instynktowne. Głęboko w mózgu znajduje się ciało migdałowate – grupa neuronów odpowiedzialna za reakcję obronną na strach.


• Mózg emocjonalny jest odpowiedzialny za zdrowie psychiczne człowieka, a dodatkowo kontroluje większość funkcji fizjologicznych organizmu: pracę serca, ciśnienie tętnicze, układ hormonalny, pokarmowy, a nawet odpornościowy.

• Zaburzenia emocjonalne są wynikiem nieprawidłowego funkcjonowania mózgu emocjonalnego. W wielu przypadkach do dysfunkcji w tym obszarze mózgu dochodzi na skutek bolesnych doświadczeń z przeszłości, które mogą warunkować nasze zachowanie w teraźniejszości.

• Leczenie polega przede wszystkim na „przeprogramowaniu” mózgu emocjonalnego tak, by przystosował się do sytuacji obecnej, zamiast odruchowo reagować na podstawie minionych doświadczeń. Osiągnięcie tego celu jest skuteczniejsze przy użyciu metod, które działają poprzez ciało, ponieważ wtedy mają bezpośredni wpływ na mózg emocjonalny, niż odwoływanie się do terapii bazujących wyłącznie na rozmowie i racjonalnym myśleniu, które dla mózgu emocjonalnego są mało czytelne.

• Mózg emocjonalny kontroluje naturalny mechanizm organizmu do samouzdrowienia – „instynkt zdrowienia”. To wrodzona funkcja mózgu, która pobudza organizm do powrotu do zdrowia i stanu równowagi, podobna do innych naturalnych procesów naprawczych zachodzących w organizmie, jak gojenie się ran lub eliminowanie infekcji. Metody leczenia, które oddziałują bezpośrednio na ciało, aktywują te instynktowe mechanizmy.

Metody terapeutyczne opisane na łamach niniejszej książki wpływają bezpośrednio na mózg emocjonalny z niemal całkowitym pominięciem terapii słownej. Chociaż alternatywne metody leczenia są coraz popularniejsze, na cele tej publikacji wyselekcjonowałem jedynie te, które osobiście wykorzystuję w swojej praktyce lekarskiej, i które zyskały sobie wystarczająco dużo uwagi ze strony świata nauki, że mogę stosować je bez obaw wśród moich pacjentów oraz polecać kolegom po fachu. Poszczególne terapie zaprezentowane w kolejnych rozdziałach zostały zilustrowane historiami pacjentów, którzy dzięki alternatywnym metodom leczenia doświadczyli całkowitej transformacji. Starałem się również wykazać ich skuteczność z naukowego punktu widzenia. Najbardziej nowatorskie z nich to między innymi tak zwana metoda EMDR, czyli „odwrażliwienie i przeprogramowanie za pomocą ruchu gałek ocznych” (EMDR – ang. eye movement desensitization and reprocessing), trening synchronizacji rytmu serca z oddechem, a nawet regulowanie rytmu dobowego za pomocą symulacji świtu (dzięki której będziesz mógł zrezygnować z budzika). Inne – jak akupunktura, racjonalne żywienie, aktywność fizyczna, umiejętność wyrażania emocji oraz zaangażowanie w coś „ważniejszego” od nas samych – choć wywodzą się z wielowiekowych tradycji, dzięki najnowszym osiągnięciom nauki zyskały na znaczeniu.

Jednakże wszystkie z nich oddziałują na emocje. Na początek przeanalizujemy, w jaki sposób działa mózg emocjonalny i jak ważna jest jego relacja z ciałem w procesie zdrowienia.

1

Cummings, N. A., i N. Van den Bos, The Twenty Year Kaiser Permanente Experience with Psychotherapy and Medical Utilization: Implications for National Health Policy and National Health Insurance, „Health Policy Quarterly” 1 (1981): 159–175; Kessler, L. G., P. D. Cleary, i in., Psychiatric Disorders in Primary Care, „Archives of General Psychiatry” 42 (1985): 583–590; MacFarland, B. H., i D. K. Freeborn, i in., Utilization Patterns Among Long-Term Enrollees in a Prepaid Group Practice Health Maintenance Organization, „Medical Care” 23 (1985): 1121–1233.

2

Grossarth-Maticek, R., i H. J. Eysenck, Self-Regulation And Mortality From Cancer, Coronary Heart Disease and Other Causes: A Prospective Study, „Personality And Individual Differences” 19 (1995):781–795.

3

„Pharmacy Times”, Top ten drugs of 2001, 68 (4) (2002): 10, 12, 15.

4

Antonuccio, D., D. D. Burns, i in., Antidepressants: A Triumph of Marketing Over Science?, „Prevention & Treatment” 5, art. 25, opublikowany 15 lipca, 2002.

5

Langer, G., Use of Antidepressants is a Long-term Practice, www.abcnews.com (2000).

6

Kessler, R., J. Soukup, i in., The Use of Complementary and Alternative Therapies to Treat Anxiety and Depression in the United States, „American Journal of Psychiatry” 158 (2001): 289–294.

7

Gabbard, G. O., J. G. Gunderson, i in., The Place of Psychoanalytic Treatments within Psychiatry, „Archives of General Psychiatry” 59 (2002): 505–510.

8

Kramer, P., Listening to Prozac (New York: Viking, 1993).

9

Flint, A., i S. Rifat, Recurrence of First-Episode Geriatric Depression after Discontinuation of Maintenance Antidepressants, „American Journal of Psychiatry” 156 (1999): 943–945; Frank, E., D. Kupfer, i in., Early Recurrence in Unipolar Depression, „Archives of General Psychiatry” 46, nr 5 (1989): 397–400; G. Goodwin, Recurrence of Mania after Lithium Withdrawal: Implications for the Use of Lithium in the Treatment of Bipolar Affective Disorder, „British Journal of Psychiatry” 164 (1994): 149–152; J. Littrell, Relationship Between Time Since Reuptake-blocker Antidepressant Discontinuation and Relapse, „Experimental & Clinical Psychopharmacology” 2 (1994): 82–94; E. Peselow, D. Dunner, i in., The Prophylactic Efficacy of Tricyclic Antidepressants: A Five Year Follow-up, „Progress in Neuro-Psychopharmacology & Biological Psychiatry” 15, nr1 (1991): 71–82; Baldessarini, R., i A. Viguera, Neuroleptic withdrawal in schizophrenic patients, „Archives of General Psychiatry” 52, nr 3 (1995): 189–192.

10

Viguera, A., R. Baldessarini, i in., Discontinuing Antidepressant Treatment in Major Depression, „Harvard Review of Psychiatry” 5, nr 6 (1998): 293–306.

Samodzielne usuwanie lęku, stresu i depresji. Bez leków i terapii

Подняться наверх