Читать книгу Samodzielne usuwanie lęku, stresu i depresji. Bez leków i terapii - David Servan-Schreiber - Страница 8

4. Życie w zgodzie z własnym sercem

Оглавление

Mój przyjaciel Ron był „intensywistą”, czyli w żargonie medycznym specjalistą z intensywnej terapii. Pracował w tym samym szpitalu, w którym ja byłem dyrektorem oddziału psychiatrycznego. Poprosił mnie, bym przyjął jednego z jego pacjentów, trzydziestodwuletniego wpływowego konsultanta do spraw zarządzania, który dwa dni wcześniej przeszedł zawał mięśnia sercowego. Mój kolega był zaniepokojony faktem, że człowiek w tak młodym wieku był w tak głębokiej depresji. Chciał, żebym go jak najszybciej zbadał, ponieważ pacjenci po zawale, którzy popadają w depresję, mają fatalne prognozy na wyzdrowienie. Ponadto chory miał bardzo niską zmienność rytmu serca, co świadczyło o tym, że jego stan zdrowia jest poważny. Ron nie wiedział, jaką terapię powinien mu zalecić, ani do kogo mógłby się zwrócić. Ja – wówczas – też nie wiedziałem.

Problem polegał na tym, że pacjent nie chciał rozmawiać z psychiatrą – to typowa reakcja u ludzi wpływowych, a jednocześnie żyjących pod dużą presją. Wiedziałem, że borykał się z bolesnymi problemami emocjonalnymi, ale skutecznie torpedował moje próby nakłonienia go do rozmowy na temat okoliczności, które doprowadziły go do zawału, albo o jego sytuacji życiowej. Był równie enigmatyczny w kwestiach dotyczących sytuacji zawodowej. Uważał, że stres to zło konieczne, wkalkulowane w naturę jego zawodu, i że jego organizm musi się do tego przyzwyczaić. Poza tym wszyscy jego koledzy byli poddawani jednakowej presji, a mimo to nie dostali zawału. Nie chciał nawet słyszeć, żeby jakiś psychiatra, który w przeciwieństwie do niego nie miał dyplomu z Harvardu, mówił mu, jak żyć.

Chociaż nasza rozmowa była bardzo wymuszona, dostrzegłem w jego wyrazie twarzy coś kruchego, dziecięcego. Poza tym byłem poruszony jego wielką ambicją, która od dzieciństwa pchała go do przodu, a teraz stała się dla niego – i dla jego serca – ciężarem. Wyczuwałem, że ma wrażliwą naturę, a wręcz artystyczną duszę, która próbowała przebić się przez jego lodowatą fasadę. Wbrew zaleceniom kardiologa opuścił szpital następnego dnia i poszedł prosto do pracy, ponieważ „czekała” na niego. Ze smutkiem dowiedziałem się od Rona, że jego pacjent zmarł sześć miesięcy później na skutek kolejnego zawału. Tym razem nie miał nawet czasu iść do szpitala, tak samo, jak nie miał czasu porozmawiać ze mną o swojej wrażliwości. Żałowałem, tak jak Ron, że nie wiedziałem, jak mu pomóc. Szkoda, że wówczas nie znałem prostej i skutecznej metody, która mogłaby zwiększyć zmienność rytmu serca i jego koherencję, a jednocześnie nie wymagała podejmowania długotrwałej terapii.

Trening koherencji rytmu serca

Zjawisko koherencji rytmu serca zostało po raz pierwszy opisane w 1992 roku przez fizyka, Dana Wintera i rozpropagowane przez naukowców z Instytutu HeartMath z siedzibą w Boulder Creek w stanie Kalifornia. Wspólnie opracowali zasady jej działania i zbadali, jak można wykorzystać koherencję serca w praktyce. Później w ich ślady poszli naukowcy europejscy, między innymi dr n. med. Alan Watkins z Londynu.

Trening koherencji rytmu serca opiera się na pradawnej wiedzy i wywodzi z tradycyjnych technik wykorzystywanych w jodze, polegających na świadomej uważności, medytacji i relaksacji. Pierwszy etap wymaga skupienia uwagi na własnym wnętrzu. Na początek należy odłożyć na bok wszelkie osobiste zmartwienia, na chwilę się do nich zdystansować, żeby dać sercu i mózgowi wystarczająco dużo czasu na odzyskanie spokoju i równowagi.

Najlepiej wziąć powoli dwa długie, głębokie wdechy, które będą jasnym komunikatem dla układu przywspółczulnego, żeby „nacisnął” fizjologiczny „hamulec”. Aby zmaksymalizować terapeutyczny efekt świadomego oddechu, należy skupić się na powolnym wdechu, na końcu zrobić kilkusekundową pauzę, zanim pojawi się następny wdech. Chodzi o to, by wraz z wydechem pozwolić, żeby umysł „otworzył się” i zaczął „dryfować”, aż do następnego wdechu, gdy klatka piersiowa zacznie się swobodnie i łagodnie unosić.

Wschodnie techniki medytacyjne sugerują, żeby jak najdłużej koncentrować się na oddechu i uwolnić głowę od natrętnych myśli. Aby uzyskać jak największą koherencję rytmu serca, należy skupić myśli na sercu, jak tylko nasz oddech się ustabilizuje. W drugiej fazie wyobrażamy sobie, jak nasz oddech przechodzi przez serce (lub przez środek klatki piersiowej, jeżeli mamy z tym trudności). Nadal oddychamy powoli i głęboko (ale nic na siłę) oraz wizualizujemy – aż rzeczywiście poczujemy – jak każdy wdech i wydech przepływa przez ten kluczowy organ naszego ciała. Oczami wyobraźni widzimy, jak z każdym wdechem tlen odżywia wszystkie komórki naszego organizmu, a z każdym wydechem usuwa z niego wszystko to, co zbędne. Spokojny i łagodny rytm wdechów i wydechów oczyści ciało strumieniem orzeźwiającego, kojącego powietrza, a nasze serce będzie nam wdzięczne za poświęconą mu uwagę i chwilę wytchnienia. Można też wyobrazić sobie, że serce jest jak małe dziecko, które kąpie się w wanience wypełnionej ciepłą wodą i swobodnie we własnym tempie kołysze się i pluska. Pozwólmy sercu być, jak nasze ukochane maleństwo. Obserwujmy, jak „rośnie” w swoim naturalnym żywiole i przez cały czas łagodnie „obmywajmy” je delikatnym strumieniem powietrza.

Faza trzecia polega na skupieniu się na fali ciepła lub poczuciu „rozrastania się” klatki piersiowej oraz na otaczaniu serca „opiekuńczym” oddechem i „pokrzepiającymi” myślami. Zazwyczaj na osiągniecie tego poczucia trzeba trochę poczekać, ponieważ po latach nadużyć emocjonalnych, serce będzie jak zwierzę, które obudziło się do życia po długim okresie hibernacji. Początkowo, pod wpływem zapachu świeżego wiosennego powietrza, zachowuje się nieśmiało i ostrożne, otwiera jedno oko, potem drugie, i ożywia się dopiero wtedy, gdy upewni się, że łagodna pogoda to nie zrządzenie przypadku. Aby serce mogło czerpać z naszych wewnętrznych zasobów, najlepiej napełnić je poczuciem uznania lub wdzięczności. Ponadto serce wyjątkowo dobrze reaguje na uczucie miłości niezależnie od tego, co jest jej obiektem – drugi człowiek, rzecz, a nawet myśl o tym, jak cudowny jest nasz wszechświat. Niejednokrotnie wystarczy przywołać w myślach obraz ukochanego dziecka, a nawet wizerunek domowego zwierzęcia. Również malowniczy widok na łonie natury może wywołać w nas poczucie wewnętrznej wdzięczności. Albo wspomnienie jakiegoś osobistego osiągnięcia – radości, jaką daje jazda na nartach, idealnego uderzenia w golfie, albo złapania wiatru w żagle na jeziorze. Zdarza się, że w trakcie tego ćwiczenia u niektórych pojawia się łagodny uśmiech, jakby promieniował ze środka klatki piersiowej. To znak, że rytm serca jest koherentny. Ponadto stan koherencji serca charakteryzuje się uczuciem lekkości, ciepła i „rozrastania się” klatki piersiowej.

Wyniki badań przeprowadzonych przez dr. Watkinsa i jego zespół z HeartMath Institute, opublikowane w „American Journal of Cardiology” sugerują, że sam akt przypomnienia sobie pozytywnego doświadczenia lub wyobrażenie sobie pięknego krajobrazu natychmiast powoduje zmianę rytmu serca i zainicjowanie fazy koherencji53. Stan koherencji rytmu serca, rejestrowany bezpośrednio w mózgu emocjonalnym, daje poczucie stabilności oraz sygnalizuje, że z fizjologicznego punktu widzenia wszystko działa bez zarzutów. W odpowiedzi mózg wysyła sygnał do serca, żeby podtrzymywało ten sam rytm. Ta interakcja, niczym samonakręcający się mechanizm, pozwala osiągnąć stan maksymalnej koherencji między sercem a mózgiem emocjonalnym, który może trwać nawet ponad 30 minut, a w rezultacie ustabilizować obie części autonomicznego układu nerwowego – współczulną i przywspółczulną. Gdy uda nam się osiągnąć taki stan równowagi, będziemy doskonale przygotowani na konfrontację z rzeczywistością niezależnie od okoliczności. Jednocześnie będziemy mieć dostęp do skarbnicy wiedzy zlokalizowanej w mózgu emocjonalnym – czyli intuicji – jak również możliwość refleksji, abstrakcyjnego myślenia oraz planowania, za które odpowiedzialny jest mózg kognitywny.

Im więcej czasu poświęcimy na trening tej metody, tym łatwiej osiągniemy koherencję rytmu serca. Kiedy przyzwyczaimy się do stanu wewnętrznej równowagi, łatwiej nam będzie bezpośrednio komunikować nasze myśli, czyli innymi słowy mówić „prosto z serca”. Podobnie jak Celeste rozmawiała z małą wróżką zamieszkującą jej serce, możemy zadawać własnemu sercu pytania typu: „Czy w głębi serca ją/jego kocham?” i wtedy otrzymamy szczerą odpowiedź.

Gdy już uda nam się osiągnąć koherencję serca możemy zadać sobie dowolne pytanie i obserwować jego reakcję. Jeżeli zareaguje ono falą wewnętrznego ciepła, zadowolenia, to będzie znaczyło, że chce pozostać w kontakcie z partnerem, o którego pytamy. Przeciwnie – jeżeli odnosimy wrażenie, że serce się lekko wzdraga – czyli koherencja maleje – to sygnał, że chce uniknąć odpowiedzi i woli skupić energię na czymś innym. Ale nawet serce może się czasem pomylić. Przecież mnóstwo par przechodzi gorsze okresy, kiedy ich serca wolałyby zaangażować się w coś innego – przynajmniej na jakiś czas – zanim się pogodzą i na nowo odkryją trwałe szczęście w związku. Najważniejsza jest świadomość, jakie są preferencje naszego serca na każdym etapie życia, ponieważ jego „opinia” ma niebagatelny wpływ na rzeczywistość w danej chwili.

W sytuacji, gdy dojdzie do takiego szczerego dialogu wewnętrznego, serce staje się pomostem między mózgiem emocjonalnymi i naszym ciałem. Gdy jest otwarte działa niczym podniesiony szlaban na moście, umożliwiając niemal bezpośrednią komunikację. Trzeba przy tym zwrócić uwagę czy nasz mózg emocjonalny nie wskazuje nam innego kierunku niż ten, który racjonalnie obraliśmy. Jeżeli tak, to powinniśmy spróbować dotrzeć do „serca” sprawy, żeby uniknąć potencjalnego konfliktu wewnętrznego, który ogranicza naszą zdolność do refleksji i ostatecznie przyczynia się do powstawania chaosu fizjologicznego, a w konsekwencji do utraty życiodajnej energii.

Obecnie dostępne oprogramowanie umożliwia dokonanie pomiaru i wizualizację zmienności rytmu serca. Dzięki niemu każdy może zobaczyć, jak chaos pod wpływem myśli może w ułamku sekundy zmienić się w koherencję. (Więcej informacji na temat oprogramowania znajdziesz w rozdziale 15). Gdy skoncentrujemy się na sercu i zadowoleniu wewnętrznym, wykres będzie przypominał łagodne, symetryczne fale. Przeciwnie – jak tylko nasza uwaga zostanie odwrócona przez negatywne myśli i zmartwienia – co jest naturalną tendencją mózgu, gdy jest bezczynny – w ciągu kilku chwil koherencję na wykresie zastąpi chaos. Natomiast, gdy coś wyprowadzi nas z równowagi, chaos wybuchnie natychmiast, a wykres na ekranie komputera będzie przypominał horyzont górski ze złowieszczymi, ostrymi wierzchołkami. Chociaż oprogramowanie monitorujące procesy fizjologiczne jest ogólnodostępne od wielu lat, dotychczas wykorzystywane było do określenia, na ile osoba badana jest „zrelaksowana”, o czym świadczyły podwyższona temperatura, mniejsza aktywność gruczołów potowych albo niższe tętno. Wraz z odkryciem i wzrostem znaczenia zmienności rytmu serca, zaczęto powszechnie wykorzystywać oprogramowanie koncentrujące się na pomiarze jego koherencji, celem jej poprawienia.

Jednak koherencję serca można było wyćwiczyć w inny sposób, zanim nastała era komputerów. Niejednokrotnie byłem świadkiem, jak moi pacjenci lub znajomi praktykujący jogę, bez wysiłku osiągali stan koherencji, ponieważ dzięki systematycznej praktyce częściowo zmieniła się ich fizjologia.

Niekiedy zbytnie skupianie się na aspektach technologicznych może stanowić barierę. Kiedy zademonstrowałem tę metodę koledze, który jest głęboko wierzący, z trudem uzyskał 35 procent optymalnego poziomu koherencji. W końcu zapytał, czy może się zwyczajnie pomodlić, zamiast stosować się do moich instrukcji. Podczas modlitwy od razu poczuł zadowolenie i ciepło promieniujące z klatki piersiowej. Po kilku chwilach jego koherencja rytmu serca wzrosła do 80 procent. Najwyraźniej mój przyjaciel, poprzez połączenie się w modlitwie z wszechmocnym i szczodrym wszechświatem, znalazł swój własny sposób na osiągnięcie wewnętrznej równowagi.

Modlitwa nie zawsze zwiększa koherencję rytmu serca – czasem ma wręcz odwrotny skutek – dlatego tak ważna jest świadomość tego, co czujemy we własnym sercu. Oprogramowanie komputerowe jest niezbędne wyłącznie dla tych, którzy wątpią, że skoncentrowanie uwagi i skupienie się na odczuciach płynących z własnego ciała może mieć rzeczywisty wpływ na ich fizjologię, lub dla osób, które nie potrafią odróżniać swoich emocji i potrzebują potwierdzenia z zewnątrz.


Serce wspiera funkcjonowanie mózgu

Ze wstępnych badań wynika, że koherencja rytmu serca wpływa na funkcjonowanie mózgu. Fazy chaosu powodują zaburzenia synchronizacji procesów zachodzących w mózgu, natomiast koherencja poprawia ich koordynację i umożliwia podejmowanie szybszych i bardziej adekwatnych decyzji oraz lepszą wydajność w sytuacjach stresowych. (Rysunek oparty na prezentacji przeprowadzonej przez kierownika działu badań w HeartMath Institute w Boulder Creek w Kalifornii).


Korzyści płynące z koherencji rytmu serca

Skutecznym sposobem na przekonanie się, że kontrolowanie własnej fizjologii wcale nie jest takie skomplikowane, jest obserwowanie na monitorze, jak serce osiąga stan koherencji. Sam byłem świadkiem, jak inni pozbywają się palpitacji serca, ataków paniki lub lęku, związanych na przykład ze zmianą szkoły albo koniecznością przemawiania przed publicznością, ale ostatecznie przekonały mnie rezultaty kliniczne eksperymentalnych badań z wykorzystaniem powyższej metody zarówno w psychiatrii, jak i kardiologii.

Dzięki dotacji na badania naukowe z ramienia National Institutes of Health (Krajowe Instytuty Zdrowia), dr Frederic Luskin z Uniwersytetu Stanforda mógł szkolić wybranych pacjentów cierpiących na ciężką niewydolność serca i obrzęk limfatyczny w zakresie koherencji rytmu serca. Dolegliwości fizyczne u chorych – trudności w oddychaniu, obrzęk i zmęczenie – były potęgowane przez depresję i lęk. Po sześciu tygodniach terapii u pacjentów, którzy opanowali sztukę kontrolowania rytmu serca, zaobserwowano wyraźne obniżenie poziomu stresu (o 22 procent) i depresji (o 34 procent). Stan fizyczny pacjentów z tej grupy, a przede wszystkim objawy zadyszki podczas wysiłku, znacznie się poprawił (o 14 procent). Przeciwnie – wyniki pacjentów z grupy kontrolnej, u których zastosowano konwencjonalne metody leczenia niewydolności serca, znacznie się różniły. W porównaniu ze stanem wyjściowym, wszystkie ich dolegliwości się zaostrzyły54.

W Londynie przeprowadzono szkolenie z koherencji rytmu serca wśród sześciu tysięcy pracowników kierowniczego szczebla w czołowych korporacjach, jak Shell, British Petroleum, Hewlett Packard, Unilever i Hong Kong Shanghai Bank Corporation. W Stanach Zjednoczonych kolejnych kilka tysięcy osób ćwiczyło koherencję rytmu serca w HeartMath Institute, łącznie z personelem Motoroli i urzędnikami państwowymi ze stanu Kalifornia. Testy kontrolne wykazały, że uczestnicy lepiej radzili sobie ze stresem w trzech różnych aspektach – fizycznym, emocjonalnym i społecznym.

Dane dotyczące fizycznych rezultatów szkolenia uzyskane po miesiącu mówiły same za siebie. Parametry ciśnienia tętniczego u uczestników były identyczne, jak parametry po utracie około dziesięciu kilogramów masy ciała oraz dwukrotnie niższe od przewidywanych parametrów po przejściu na dietę bezsolną55. Inne badanie wykazało znaczną poprawę równowagi hormonalnej. Po miesiącu treningu koherencji rytmu serca przez 30 minut, 5 dni w tygodniu, poziom procentowy tak zwanego „hormonu młodości” DHEA (dehydroepiandrosteronu)56 – podwoił się. Ponadto poziom kortyzolu – tak zwanego hormonu stresu, który powoduje nadciśnienie, starzenie się skóry, kłopoty z pamięcią i koncentracją57 – zmniejszył się o 23 procent58. U kobiet biorących udział w badaniu zaobserwowano wyraźne złagodzenie objawów okołomenopauzalnych; rzadziej skarżyły się na rozdrażnienie, depresję i zmęczenie. Poprawa parametrów hormonalnych bezsprzecznie świadczy o tym, że organizm wraca do równowagi fizjologicznej. A najbardziej szokujący jest fakt, że pacjentki mogły się cieszyć dobrym samopoczuciem bez stosowania leków ani hormonów syntetycznych.

Korzyści z treningu koherencji rytmu serca widoczne były również w przypadku układu odpornościowego. Immunoglobulina A (IgA) jest pierwszą linią obrony, stanowiącą barierę dla czynników zakaźnych (wirusów, bakterii i grzybów). IgA jest nieustannie produkowana na powierzchni błon śluzowych, między innymi nosa, gardła, oskrzeli, jelit i pochwy – wszędzie tam, gdzie istnieje ryzyko powstania infekcji. W trakcie eksperymentu poproszono uczestników, by przypomnieli sobie dowolną sytuację, która wyprowadziła ich z równowagi. Wystarczyła myśl o nieprzyjemnym doświadczeniu, żeby rytm serca na kilkanaście minut wszedł w „fazę chaosu”, a w konsekwencji produkcja IgA zwalniała na średnio sześć godzin, co oznaczało, że uczestnicy badania byli w tym czasie bardziej podatni na infekcje. Przeciwnie – wspomnienie pozytywnego doświadczenia powodowało kilkuminutową „fazę koherencji”, a w rezultacie produkcja immunoglobuliny A była wyższa przez kolejnych sześć godzin5960.

W innym badaniu opublikowanym ponad dziesięć lat temu w periodyku „New England Journal of Medicine”, naukowcy z Pittsburgha wykazali, że poziom stresu u uczestników eksperymentu miał bezpośredni wpływ na prawdopodobieństwo „złapania” infekcji wirusowej, a zatem im większy stres przeżywali, tym częściej chorowali61.

Jak się okazuje negatywne emocje mogą mieć niekorzystny wpływ na układ odpornościowy i system sercowo-mózgowy. Po każdej scysji w biurze albo kłótni ze współmałżonkiem, a nawet niekurtuazyjnej wymianie zdań z przygodnym uczestnikiem ruchu drogowego, pierwsza linia obrony naszego organizmu traci „gotowość bojową” na całe 6 godzin! Chyba, że uda nam się zachować równowagę wewnętrzną.

Badania przeprowadzone wśród pracowników dużych firm na kierowniczych stanowiskach wykazały, że skuteczny trening indukowania koherencji rytmu serca może znacznie zredukować występowanie powszechnych dolegliwości o podłożu stresowym. Odsetek menadżerów, którzy we wstępnej ankiecie przyznali, że „często lub prawie zawsze” mają palpitacje serca, zmniejszył się z 47 procent – niewiarygodne! – do 30 procent po 6 tygodniach treningu i do 25 procent po 3 miesiącach. Objawy napięcia fizycznego spadły z 41 do 15 procent, a następnie do 6 procent. Bezsenność zmniejszyła się z 34 do 6 procent, uczucie zmęczenia z 50 do 12 procent, a rozmaite bóle i dolegliwości – w tym bóle kręgosłupa – z 30 do 6 procent. Kilkunastu uczestników badania przyznało, że traktują zmęczenie psychiczne, jak coś „normalnego”, tak jak górnicy i robotnicy fabryk traktowali zmęczenie fizyczne na początku rewolucji przemysłowej. Gdy menadżerowie wyćwiczeni w osiąganiu koherencji rytmu serca nauczyli się dostosować swoje reakcje fizjologiczne do piętrzących się wymagań zawodowych, przyznali, że wiedzą już, w jaki sposób oszczędzać swoje siły i energię.

W aspekcie psychologicznym statystki były równie zaskakujące. Odsetek pracowników korporacji, którzy przyznali we wstępnej ankiecie, że są „zdenerwowani” przez większość czasu, spadł z 33 do 9 procent; liczba osób, które przyznały, że są „niezadowoleni”, zmalała z 30 do 9 procent, a tych, którzy określili się mianem „wściekłych” zmniejszyła się z 20 do 8 procent. Gdy poproszono uczestników, żeby ocenili korzyści płynące z nowo nabytej umiejętności kontrolowania własnych emocji stwierdzili, że trening koherencji rytmu serca uświadomił im, jak bezproduktywne są wybuchy złości i negatywne emocje, a praca bez takich epizodów jest znacznie przyjemniejsza.

Charles, którego historię przytoczyłem w poprzednim akapicie, mógłby się pod tym stwierdzeniem podpisać, ale w jego przypadku zmiany zachodziły stopniowo, krok po kroku. Odkąd nauczył się indukować koherencję rytmu serca, sam nie mógł się nadziwić, że kiedyś brał wszystko „do siebie” i pozwalał, żeby kąśliwe komentarze prezesa psuły mu nastrój przez wiele godzin po powrocie do domu. Bywało, że nie mógł spać tygodniami tylko przewracał się z boku na bok. Teraz jest o wiele spokojniejszy, a komentarze szefa spływają po nim jak po kaczce. Doszedł do wniosku, że to nie on, a jego szef ma problem. Odkąd Charles nauczył się kontrolować własne reakcje i nie pozwalał się ponieść emocjom, jego lekarz pytał ze zdziwieniem, czy czasem nie przeszedł na dietę bez jego wiedzy, bo zauważył u niego znacznie niższe wartości ciśnienia.

Jak się okazuje funkcjonowanie przedsiębiorstwa i relacje między pracownikami są bardziej harmonijne, gdy poszczególni członkowie zespołu potrafią zarządzać własnymi emocjami i reagować adekwatnie do sytuacji. Z ankiety przeprowadzonej wśród pracowników na kierowniczych stanowiskach w dużych korporacjach brytyjskich wynika, że po przeszło sześciu miesiącach treningu koherencji rytmu serca, respondenci potrafili się lepiej skoncentrować, uważniej słuchać swoich pracowników i prowadzić bardziej produktywne spotkania. W jednym z większych chicagowskich szpitali, gdzie przeprowadzono podobny trening wśród pielęgniarek, zanotowano znaczny wzrost satysfakcji zawodowej. Jednocześnie powierzeni im pacjenci stwierdzili, że są bardziej zadowoleni z otrzymanej opieki. Rotacja zatrudnienia wśród pielęgniarek w następującym roku zmniejszyła się z 20 do 4 procent62.

W końcu badanie przeprowadzone wśród amerykańskich licealistów zademonstrowało jak duży wpływ na wydajność umysłową w sytuacjach stresowych ma efektywne zarządzanie własnymi emocjami. Do badania wybrano grupę licealistów, którzy musieli powtarzać rok, ponieważ nie zdali egzaminu maturalnego. Po ośmiu tygodniach treningu koherencji rytmu serca, po dwie godziny tygodniowo, 64 procent uczniów zdało egzamin z matematyki, w porównani do 42 procent uczniów, którzy nie brali udziału w treningu. Rzecz jasna koherencja rytmu serca nie poprawiła ich zdolności matematycznych, ale sprawiła, że podczas stresującego egzaminu, było im łatwiej odwołać się do wiedzy już posiadanej63.

Życie w stanie koherencji

W latach siedemdziesiątych pani doktor Francoise Dolto, wybitny francuski psychiatra dziecięcy, jak nikt inny potrafiła rozmawiać z dziećmi z problemami emocjonalnymi. Gdy mały pacjent był zagubiony i nie potrafił wytłumaczyć, co go bolało i w żaden sposób nie dało się go pocieszyć, zwykle zaczynała rozmowę od magicznego pytania: „Powiedz mi, co czuje twoje serce?”. Wiedziała, że te słowa są kluczem otwierającym emocjonalne blokady i zmierzała prosto do sedna sprawy, zamiast kluczyć w gąszczu konstrukcji mentalnych i mówić, co „powinna” lub czego „nie powinna”. Pomagała cierpiącym nawiązać kontakt z własnym światem wewnętrznym i najskrytszymi pragnieniami, czyli z tym, co w ostatecznym rozrachunku przynosi nam szczęście i zadowolenie z życia.

Z dorosłymi jest dokładnie tak samo – szczególnie, gdy postrzegamy rzeczywistość w sposób bardzo racjonalny i kierujemy się wyłącznie głosem rozsądku i podszeptami mózgu kognitywnego. Ale jak już odważymy się wejrzeć w głąb swojej duszy, otworzy się przed nami całkowicie nieznany świat uczuć i doznań. Gdy uda nam się osiągnąć stan koherencji serca, dojdziemy do wniosku, że nasze wewnętrzne, intuicyjne „ja” przez cały czas prowadziło nas we właściwym kierunku, i wtedy zaczynamy traktować siebie z empatią, a nawet czułością. Według wschodnich tradycji duchowych empatia do siebie samego rodzi empatię do całego świata, a odpowiedzi na wszystkie pytania znajdują się w nas samych. Świadomość tego sprawia, że stajemy się jeszcze bardziej otwarci na innych.

Osobiście często słucham głosu swojej intuicji. Pamiętam doskonale młodą czarnoskórą pacjentkę, która bardzo cierpiała, ale kompleksowe badania i testy nie wykazały żadnych odstępstw od normy. Po kilku dniach lekarze odmówili wykonania kolejnych badań. Pacjentka nalegała, żeby podano jej morfinę, na co konsylium się nie zgodziło ze względu na brak jednoznacznej diagnozy. Zwykle w takich sytuacjach moi koledzy po fachu zwracali się o pomoc do nas, psychiatrów. Usłyszawszy sugestię, że prawdopodobnie jej problemy istnieją wyłącznie „w jej głowie”, młoda kobieta wpadła w furię. Zgodziła się, żebym do niej przyszedł, ale pod warunkiem, że będziemy rozmawiać w obecności jej matki, która była jeszcze bardziej zdeterminowana i usilnie nalegała, by lekarze przeprowadzili dodatkowe badania. Obie kobiety potraktowały odmowę wykonania dalszych testów, jako ewidentny przykład rasizmu. Czarnoskóra pacjentka uważała, że szpital nie chce jej udzielić pomocy ze względu na jej kolor skóry i status materialny.

Miałem długi i ciężki dzień. Gdy na dzień dobry, zanim zdążyłem się przedstawić, usłyszałem wiązankę obelg, poczułem jak wzbiera we mnie złość granicząca z wściekłością. Natychmiast opuściłem jej pokój, a gdy stałem na korytarzu miałem wrażenie, że „krew mnie zalewa” i miałem ochotę odpłacić im pięknym za nadobne. Zacząłem myśleć, w jaki sposób mógłbym utrudnić im życie. Czułem się jak nauczyciel wyszydzany przez uczniów i chciałem skarcić moją pacjentkę za „złe zachowanie”. Gdy obserwowałem swoje emocje, postanowiłem wejść w stan koherencji serca. Najpierw wziąłem dwa głębokie wdechy, a następnie skupiłem uwagę na swoim sercu i skoncentrowałem się na wspomnieniu, jak wraz z synem szukaliśmy przegrzebków podczas zachodu słońca na wybrzeżu Normandii. Jak tylko odzyskałem spokój ducha i jasność umysłu, raz jeszcze przeanalizowałem całą sytuację. Ni stąd, ni zowąd, w mojej głowie zaroiło się od nowych rozwiązań. Doszedłem do wniosku, że ta młoda kobieta musiała bardzo cierpieć, skoro odczuwała tak wielki gniew w stosunku do ludzi, którzy robili wszystko, żeby jej pomóc. Prawdopodobnie była wielokrotnie lekceważona i odtrącana, a zatem moja „zemsta” z pewnością pogorszyłaby jej opinię na temat lekarzy – w większości białych – pracujących w szpitalu. Poza tym moja praca polegała przede wszystkim na pomaganiu ludziom z trudną osobowością. A skoro ja, psychiatra, nie potrafiłem dotrzeć do tej pacjentki, to któż miałby to zrobić? I pomyśleć, że przyszedł mi do głowy tak nierozsądny pomysł, jak „zemsta”! Jaki byłby z tego pożytek?

Nagle uświadomiłem, że powinienem był podejść do niej w zupełnie inny sposób. Należało powiedzieć: „Ma pani pełne prawo do jak najlepszej opieki medycznej. Bardzo mi przykro, że zawiedliśmy pani oczekiwania. Proszę wyjaśnić mi, co się stało i co sprawiło, że nie jest pani usatysfakcjonowana z naszej pracy”. Po przełamaniu lodów prawdopodobnie starałbym się zdiagnozować prawdziwą przyczynę jej cierpienia i może dzięki temu mógłbym jej zasugerować bardziej efektywne rozwiązanie zamiast zlecać dodatkowe badania, które byłyby nie tylko nieprzyjemne, ale i zbyteczne. I tak nie miałem nic do stracenia. Wróciłem do mojej pacjentki z całkiem innym nastawieniem. Po kilku chwilach rozmowy złowroga mina stopniowo zaczęła znikać z jej twarzy. Opowiedziała mi o tym, jak w kilku szpitalach odesłano ją z kwitkiem i jak została obrażona przez jednego z lekarzy. Krok po kroku kobieta zaczęła się otwierać. W końcu poprosiła matkę, by zostawiła nas samych i zwierzyła mi się, że kiedyś nadużywała narkotyków i uprawiała prostytucję. Zrozumiałem, że odczuwany przez nią ból był objawem zespołu odstawiennego i nie trudno było temu zaradzić. Zanim się rozstaliśmy obiecałem, że przepiszę jej leki, które uśmierzą ból spowodowany odstawieniem heroiny. Moja pacjentka miała pewność, że wreszcie otrzyma należytą pomoc, a ja byłem szczęśliwy, że udało mi się spełnić moją lekarską powinność. Gdy opuszczałem jej pokój, dreszcz przeszedł mi po plecach na myśl, że o mały włos nie wybuchnąłem gniewem i nie odesłałem pacjentki do domu nie proponując jej dalszego leczenia.

53

McCraty, R., M. Atkinson, i in., The Effects of Emotions on Short-Term Power Spectrum Analysis and Heart Rate Variability, „The American Journal of Cardiology” 76, nr 14 (1995): 1089–1093.

54

Luskin, F., M. Reitz, i in., A Controlled Pilot Study of Stress Management Training in Elderly Patients with Congestive Heart Failure, „Preventive Cardiology” 5, nr 4 (2002): 168–172.

55

Barrios-Choplin, B., R. McCraty, i in., An Inner Quality Approach to Reducing Stress and Improving Physical and Emotional Well-Being at Work, „Stress Medicine” 13, nr 3 (1997): 193–201.

56

Baulieu, E., G. Thomas, i in., Dehydroepiandrosterone (DHEA), DHEA Sulfate, and Aging: Contribution of the DHEA Study to a Sociobiomedical Issue, „Proceedings of the National Academy of Science” 97, nr 8 (2000): 4279–4284.

57

Kirschbaum, C., O. Wolf, i in., Stress and Treatment-Induced Elevation of Cortisol Levels Associated with Impaired Declarative Memory in Healthy Adults, „Life Sciences” 58, nr 17 (1996): 1475–1483; Bremner, J. D., Does Stress Damage the Brain? „Society of Biological Psychiatry” 45 (1999): 797–805; McEwen, B., The End of Stress as We Know It (Washington, DC: National Academic Press, 2002).

58

McCraty, R., B. Barrios-Choplin, i in., The Impact of a New Emotional Self-Management Program on Stress, Emotions, Heart Rate Variability, DHEA and Cortisol, „Integrative Physiological and Behavioral Science” 33, nr 2 (1998): 151–170.

59

Rein, G., R. McCraty, i in., Effects of Positive and Negative Emotions on Salivary IgA, „Journal for the Advancement of Medicine” 8, nr 2 (1995): 87–105.

60

W porównywalnym badaniu klinicznym przeprowadzonym na Uniwersytecie w Massachusetts, opartym na słynnej technice medytacyjnej świadomej uważności, opracowanej przez dr. Jona Kabata-Zinna, uczestniczyła grupa pracowników koncernu biotechnologicznego. Po ośmiotygodniowym treningu uważności, po analizie wyników badania EEG (elektroencefalografii) zauważono wyraźny wzrost przeciwciał u uczestników w grupie medytującej, związany z pozytywnym wpływem powyższej techniki relaksacyjnej na mózg. (Davidson, J.K.T., J. Kabat-Zinn, i in., Alternations in Brain and Immune Function Produced by Mindfulness Meditation, “Psychosomatic Medicine” 65 (2003): 564-570).

61

Cohen, S., D. A. Tyrrell, i in., Psychological Stress and Susceptibility to the Common Cold, „New England Journal of Medicine” 325, nr 9 (1991): 606–612.

62

McCraty, R., red., Science of the Heart: Exploring the Role of the Heart in Human Performance (Boulder Creek, CA: Institute of HeartMath, 2001).

63

Tamże.

Samodzielne usuwanie lęku, stresu i depresji. Bez leków i terapii

Подняться наверх