Читать книгу Jezioro tajemnic - Denise Hunter - Страница 10

ROZDZIAŁ CZWARTY

Оглавление

[no image in epub file]

Oczy Molly same się zamykały, jednak po długim dniu potrzebowała choć na kilka minut pogrążyć się w lekturze powieści. Poprawiła poduszkę pod głową. Musiała dziś pojechać na zakupy, żeby nakarmić gościa – ona i jej rodzeństwo w ostatnim czasie zadowalali się płatkami śniadaniowymi Frosted Flakes i Cheerios. Po powrocie do domu posiekała świeże owoce i upiekła jagodowe muffinki. Nie były tak dobre jak te przyrządzane przez pannę Dellę, ale musiały wystarczyć.

Przez resztę dnia nie widziała Adama, więc nie powiedziała mu jeszcze, że nie wezmą od niego pieniędzy. Będzie musiała znaleźć go jutro rano.

Do pokoju weszła Grace, wyglądała na równie wyczerpaną co Molly. Pomagała dziś Leviemu malować listwy podłogowe w jadalni i miała na dłoniach plamki farby.

– Skończyliście? – spytała Molly.

– Tak. Wyglądają dobrze. Jutro fachowcy kładą podłogę. Zaczyna do mnie docierać, że to się może udać.

– Już prawie skończyliśmy.

Grace wyjęła piżamę z szuflady sekretarzyka.

– Idę pod prysznic.

– Dobra – odparła Molly, nie unosząc oczu znad książki.

– Ile razy już to czytałaś?

– Cztery. – Dziewczyna uśmiechnęła się drwiąco. – Ale kto by to liczył?

– A ja już nie mogę się doczekać, aż skończę szkołę i nie będę musiała czytać.

– Czy my naprawdę jesteśmy siostrami?

– Też się nad tym zastanawiam.

– Po prostu uwielbiam sposób, w jaki Quinn dobiera słowa. Posłuchaj tego.

Grace jęknęła, ale to nie powstrzymało jej siostry. Przewróciła na poprzednią stronę i znalazła jeden z zakreślonych akapitów. Większość stron w książce była bardziej żółta niż biała.

– „Nocne niebo było tak ciemne i pogrążone w smutku jak jej dusza. Chłodna bryza muskająca jej skórę nie przynosiła dziś ukojenia. Jej serce było niczym krucha, pęknięta muszla, która w każdej chwili mogła rozpaść się na milion kawałków; co gorsza, tym razem on nie mógłby już poskładać go z powrotem”. – Molly westchnęła. – Czyż to nie wspaniałe? A w tej książce jest jeszcze dużo więcej podobnych cytatów.

– Całkiem spoko. Ale możesz już skończyć.

– Nathaniel Quinn ubiera moje myśli w słowa. To tak, jakby siedział w mojej głowie, myślał i czuł to, co ja.

Grace wywróciła oczami.

– Jak sobie chcesz, siostrzyczko.

– Kiedyś to zrozumiesz, gdy sama się zakochasz.

– Przecież wiesz… – Grace stanęła w progu drzwi do łazienki. – Nathaniel Quinn to pseudonim. On się tak nie nazywa.

– Pewnie, że wiem. Sama ci o tym powiedziałam.

– No… Może to wcale nie on, tylko ona.

Molly prychnęła.

– Bez przesady. Po co kobieta miałaby używać męskiego pseudonimu? – spytała. – A poza tym on równie dobrze opisuje punkt widzenia mężczyzn. Jego bohaterowie potrafią zawrócić w głowie.

– A jednak to nie w nich się podkochujesz – stwierdziła. – Jak możesz wciąż być taką romantyczką, po tym, co stało się z… – Grace ugryzła się w język. – Przepraszam. Nie powinnam do tego wracać.

– W porządku. – Molly zbyła jej troski machnięciem ręki. – Już mi przeszło.

To była prawda. W końcu to wszystko wydarzyło się dwa lata temu. Dominic nie był wart jej miłości. Zakochała się w jego kłamstwach – połknęła przynętę razem z żyłką i haczykiem – a on zrobił z niej idiotkę. Już od dawna nic do niego nie czuła, ale uleczenie złamanego serca okazało się o wiele trudniejszym zadaniem.

[no image in epub file]

Śniadanie kontynentalne stało na stoliku przed drzwiami pokoju punktualnie o ósmej rano, tak jak obiecała Molly. Sok z pomarańczy był schłodzony i świeży, owoce miały bardzo wyrazisty smak, a muffinki wprost rozpływały się w ustach. W domu Adam często rezygnował ze śniadania na rzecz americano w ulubionej kawiarni.

Na miękkim materacu spał jak dziecko, po przebudzeniu wziął prysznic, zjadł śniadanie i wypił dwie kawy z ekspresu. Nie miał powodu, by dłużej odwlekać pracę.

Spakował laptopa, schował telefon do kieszeni i wyszedł. Postanowił dzisiaj zrobić sobie luźny dzień, rozejrzeć się po okolicy, pozwiedzać i zrobić zdjęcia. Bez presji…

Nie licząc natrętnych maili od jego redaktorki Elaine i od agenta Jordana. Nowa książka miała się ukazać pierwszego października, czyli za cztery miesiące. Nie czułby się aż tak przytłoczony, gdyby nie to, że całkiem opuściło go natchnienie. Pierwsze osiem książek napisał niemalże bez wysiłku, ale ta sprawiała mu ogromne trudności, a jeszcze właściwie jej nie zaczął.

Nigdy nie wierzył w coś takiego jak zanik inwencji twórczej. Uważał, że to wymówka dla leniwych pisarzy, którym brakowało samodyscypliny, by usiąść i pisać.

Próbował więc wziąć się do roboty. Przez dwa miesiące starał się opracować konspekt fabuły. Zanim w ogóle zaczynał pisać, zazwyczaj przygotowywał dokładną charakterystykę postaci i przedstawiał w punktach każdy rozdział. Z gotowym konspektem pisanie zwykle szło mu bardzo szybko.

Co prawda zrobił już mnóstwo notatek – ale były to same bzdury. Jako perfekcjonista zawsze dużo od siebie wymagał, lecz tym razem jego zapiski naprawdę były beznadziejne. Kwaśna mina Jordana, któremu dał je do przejrzenia, tylko potwierdziła te podejrzenia. Postanowił więc udać się do miasteczka, które wybrał na miejsce akcji powstającej historii. Podróż miała rozbudzić w nim inspirację i emocje – w efekcie powieść miała spodobać się Jordanowi i Elaine, a następnie również czytelnikom.

A tych miał naprawdę sporo. Na jego kolejną książkę czekały setki tysięcy ludzi, przez co znajdował się pod jeszcze silniejszą presją.

Większości autorów jego kariera mogła wydawać się spełnieniem marzeń. Jordan, który był zarazem najlepszym przyjacielem Adama ze studiów, przesłał jego pierwszy maszynopis pięciu największym wydawnictwom. Powieść wzbudziła zainteresowanie i wynegocjował za nią stawkę, o której większość pisarzy – zwłaszcza początkujących – mogła jedynie śnić.

Gdzieś pomiędzy kolejnymi ofertami a podpisaniem umowy wydawniczej Adam poczuł narastające zdenerwowanie. Dotarło do niego, że ludzie będą czytać jego osobiste przemyślenia. Będą tworzyć w swoich głowach wyobrażenia autora. Wyobrażenia, którym – miał co do tego pewność – nie zdoła sprostać.

Rozczarował już swojego ojca – człowieka, którego najmocniej pragnął zadowolić. Nie potrafił znieść myśli o rozczarowaniu tysięcy nieznajomych osób.

Kiedy powiedział Jordanowi, że chce się wycofać, agent zwrócił się do wydawnictwa i wynegocjował umowę, która odpowiadała każdej ze stron. Adam miał pisać pod pseudonimem, a jego prawdziwa tożsamość miała zostać utrzymana w tajemnicy.

Jego książka – debiutancka powieść – trafiła na listy bestsellerów New York Timesa i USA Today. Od tamtej pory wydawca usiłował przekonać Adama, by ujawnił światu swoje prawdziwe nazwisko.

Teraz znowu Rosewood Press wywierało na niego presję. Wydawnictwo chciało, by ujawnił się podczas wywiadu na żywo w Newsline Tonight jedenastego sierpnia, w dniu premiery najnowszej książki.

Adam odmówił, ale oficyna nie zamierzała tak łatwo się poddać. Cóż, on też nie. Lepiej było pozostać w ukryciu niż ryzykować rozczarowaniem teraz już milionów czytelników, którzy oczekiwali, że autor będzie wyglądał i zachowywał się tak, jak jego supermęscy bohaterowie. Poza tym jego książki i tak sprzedawały się jak świeże bułeczki, a na podstawie jednej z nich miał nawet ukazać się film. Czego więcej mógł chcieć wydawca?

Czy brak natchnienia był spowodowany tą nasiloną presją? Czy może Adam doszedł do ściany? Wcześniej udawało mu się przeć naprzód i osiągnął wielki sukces, ale z jakiegoś powodu tym razem nie potrafił przebić się przez mur. Zaczynał się czuć jak marny pisarzyna i wcale mu to nie pomagało.

Zszedł ze schodów i rozejrzał się na boki z nikłą nadzieją, że zobaczy Molly. W oczekiwaniu przyspieszyło mu serce, jednak nigdzie jej nie dostrzegł.

Usłyszał dobiegające z kuchni męskie głosy i uderzenia młotka. Krokiem ociężałym z rozczarowania wyszedł przez frontowe drzwi. Chciał ją zobaczyć tylko dlatego, że mogłaby być świeżą dawką inspiracji, której tak bardzo potrzebował.

Na zewnątrz owionęło go rześkie poranne powietrze wypełnione zapachem bzów. Na pobliskich gałęziach ćwierkały ptaki. Adamowi przyszło do głowy, by wpaść do informacji turystycznej i poprosić o listę zwierząt i roślin występujących w okolicy.

Kiedy otwierał drzwi wynajętego samochodu, ktoś zawołał go po imieniu. Odwrócił się i zobaczył Molly schodzącą powoli po schodkach werandy. Miała na sobie szorty odsłaniające opalone nogi i luźny T-shirt.

– Zaczekaj! – krzyknęła.

Jego pamięć wcale nie wyolbrzymiła jej naturalnego piękna i zniewalającego uśmiechu. Na dodatek znowu pojawił się ten dołeczek. Oddech Adama przyspieszył, a serce wskoczyło na wyższy bieg.

Wyluzuj, stary. I na litość boską, daj sobie spokój ze statystykami.

– Cześć, Molly – powiedział, po czym odchrząknął, by wygonić żabę, która najwyraźniej siedziała mu w gardle. – Dzień dobry.

– Dobrze, że cię złapałam, zanim pojechałeś – odparła, podchodząc bliżej. Jej włosy upięte w bezładny kok odbijały blask słońca. – Dobrze spałeś? Znalazłeś śniadanie?

– Spałem wyśmienicie. A jedzenie też było dobre, najlepsze śniadanie, jakie jadłem od wielu tygodni. – Jedyne, które jadł od tygodni.

Jej oczy rozbłysły z zadowolenia.

– Dziękuję. To niewiele, ale po oficjalnym otwarciu będziemy mieli w ofercie kilka opcji do wyboru. Panna Della jest o wiele lepszą kucharką niż ja.

Poczuł, jak rozkwita w nim radość, bo doskonale wiedział, co powiedzieć.

– Na pewno nie. To znaczy twoje muffinki były bardzo dobre. – Skrzywił się. Trzy razy w ciągu trzydziestu sekund powtórzył słowo „dobre”. Dlaczego nigdy nie miał pod ręką słownika synonimów, gdy akurat go potrzebował?

Jej śmiech był melodią, której mógłby słuchać bez końca.

– Cieszę się, że ci smakowały. – Chwyciła postrzępiony brzeg koszulki i zaczęła się nim bawić. – Słuchaj… rozmawiałam wczoraj wieczorem z bratem i zdecydowaliśmy, że zaproponujemy ci darmowy pobyt. To dlatego, że formalnie nasz pensjonat jeszcze nie jest otwarty.

Pod radosnym tonem i przesadnym uśmiechem wyczuł kłopoty.

– Darmowy?

– Bezpłatny. Gratis. Na nasz koszt.

– Wiem, co znaczy darmowy – odparł. Jego usta drgnęły w uśmiechu.

– No pewnie, że wiesz. Przepraszam. – Zarumieniła się.

Jej potulne spojrzenie go urzekło, choć poczuł się dość paskudnie, bo przecież sam je wywołał.

– Chodzi o to, że z powodu remontu jest teraz mnóstwo niedogodności i straszny bałagan.

– Wszystko w porządku, Molly?

– Tak, w porządku. Naprawdę. Chcemy to dla ciebie zrobić. Proszę.

– To naprawdę miłe, ale… wolałbym wam zapłacić. I chętnie wesprę wasze wysiłki. Robicie coś bardzo szlachetnego, otwieracie pensjonat, by spełnić marzenie rodziców.

Podrapała się w szyję i spojrzała ponad jego ramieniem na sklepy po drugiej stronie ulicy.

– Posłuchaj, Adam… Będę z tobą całkowicie szczera. Postąpiłam zbyt pochopnie, meldując cię jako gościa. Jeszcze nie dostaliśmy pozwolenia na świadczenie usług hotelarskich i obawiam się, że inspektoratowi sanitarnemu mogłoby się to nie spodobać.

Czemu sam na to nie wpadł? Mogli przez to w ogóle nie otrzymać pozwolenia.

– Postawiłem cię w trudnej sytuacji.

– To nie twoja wina, tylko moja. W stu procentach. Ale okazuje się, że meldując gościa przed ostateczną inspekcją, mogłam narobić nam strasznych kłopotów.

Uniósł dłoń, choć czuł nieprzyjemne rozczarowanie.

– Nic więcej nie musisz mówić. Zaraz zabiorę swoje rzeczy.

– Nie, nie! – Molly zastąpiła mu drogę. – Nie chcę, żebyś wyjeżdżał. Poza tym dokąd miałbyś pójść? Jeśli po prostu zostaniesz tu jako nasz znajomy, od którego nie pobierzemy opłaty, wszystko będzie dobrze. W końcu to tylko kilka dni.

– To z mojej strony nie w porządku, Molly. Poświęcasz mi czas i energię, zajmuję wam miejsce, a na dodatek ryzykujesz przeze mnie dobro rodzinnego interesu.

– Pokój i tak stał pusty. To żaden kłopot.

– Mógłbym zapłacić ci pod stołem gotówką.

Jeszcze nie skończył, a już kręciła głową.

– Nie chcemy tak ryzykować.

Było jasne, że chciała, by został, pomimo ryzyka. Miała to wypisane na twarzy i w spojrzeniu, a jej pełen nadziei ton głosu jeszcze to potwierdzał.

Tylko że Adam naprawdę nie zamierzał zaciągać u nikogo długu wdzięczności.

– Wiem, że dopiero co się poznaliśmy. – Jej duże oczy, błyszczące różnobarwnymi plamkami, były absolutnie czarujące. – Ale mam wrażenie, że już zdążyliśmy się zaprzyjaźnić.

Serce podskoczyło mu w piersi od jej słodkiej szczerości. Pierwsze wrażenie go nie myliło – Molly naprawdę była wyjątkowa. Jak mógłby jej teraz odmówić?

Poza tym miała rację. Dokąd miałby pójść? Pojechać do Asheville, znajdującego się wiele mil dalej, i każdego dnia pokonywać niebezpieczne górskie drogi? Westchnął głęboko, wypuszczając powietrze długim, jednostajnym strumieniem, jak z przebitej opony rowerowej.

– Dobrze. To bardzo hojna propozycja. Jeśli rzeczywiście nie masz nic przeciwko, to zostanę.

Jej uśmiech wystarczył mu za nagrodę.

– Oczywiście, że nie mam. To wspaniale, Adamie…

– Ale tylko pod warunkiem, że sam będę sprzątał swój pokój. I koniec ze śniadaniami. Choć dzisiejsze było przepyszne. Poradzę sobie.

Molly nieco zmarkotniała, słysząc propozycję kompromisu.

– To moje ostatnie słowo. – Popatrzył na nią zdecydowanie. Mimo że bardzo chciał być jak najbliżej swojej nowej muzy, musiał też zadbać o uczciwe warunki.

Ściągnęła usta, przyciągając tym jego uwagę. Górna warga Molly miała piękne wcięcie, a dolna była kusząco pełna i pomarszczona. Jej usta miały różową barwę, choć nie dostrzegł na nich ani śladu szminki.

– No dobra – powiedziała wreszcie. – Umowa stoi.

Oderwał spojrzenie od jej warg, a jego twarz zalał rumieniec, gdy zdał sobie sprawę, jak długo się na nie gapił.

– Super. – Kiwnął głową.

– Dzięki, Adam. Miłego dnia. Daj mi znać, gdybym mog­ła ci w czymś pomóc.

– Jasne – odparł. Już pomagała mu bardziej, niż podejrzewała.

Jezioro tajemnic

Подняться наверх