Читать книгу Jezioro tajemnic - Denise Hunter - Страница 8
ROZDZIAŁ DRUGI
Оглавление[no image in epub file]
– Ta część budynku nie jest w remoncie, więc zacznijmy od niej. – Gdy Adam wszedł do foyer, Molly obdarzyła go szerokim, ciepłym uśmiechem, który mógłby rozproszyć poranną mgłę. Mężczyzna zauważył niewielki dołeczek w jej lewym policzku. – Pierwszy raz robię za przewodnika, więc proszę o cierpliwość. Ostrzegam, że czasem za dużo gadam.
Bradford poprawił torbę z laptopem na ramieniu.
– Na pewno świetnie ci pójdzie.
– Zacznijmy od biblioteki. Z jadalni i tak raczej nie będziesz korzystał. Skąd jesteś, Adamie?
– Z Nowego Jorku. Przyleciałem dziś rano i od tego czasu staram się znaleźć nocleg.
– W takim razie koniec poszukiwań. Nie jesteś daleko od domu.
– To prawda. – Zastanawiał się, co jeszcze mógłby powiedzieć, ale miał pustkę w głowie.
Molly wydawała mu się bardzo młoda jak na kogoś, kto prowadził pensjonat.
Poszedł za nią na lewo od recepcji i przeszli przez krótki hol. W tej części domu nie było śladów remontu. Powiódł wzrokiem po wysokich sufitach sprzed epoki, oryginalnej mahoniowej stolarce i skrzypiących podłogach.
– Jaką historię ma ten dom? – spytał.
– Jak już mówiłam, zbudowano go w tysiąc dziewięćset piątym roku – powiedziała, odwracając się przez ramię. – Był to pierwszy pensjonat w Bluebell. Z początku znajdował się tu postój dyliżansów, a z biegiem lat budynek służył przeróżnym celom. Nie uwierzysz, ale kiedyś był tu nawet saloon, a przez pewien czas również poczta. W latach sześćdziesiątych, gdy okolica przeżywała prawdziwy boom turystyczny, otwarto inne hotele, jednak Pensjonat Bluebell pozostawał najchętniej odwiedzanym miejscem. Niestety w latach siedemdziesiątych okolica straciła na atrakcyjności. Posiadłość została sprzedana rodzinie gubernatora, która urządziła tu sobie letnią rezydencję. Mieszkała tutaj, aż budynek kupili moi rodzice. Ja i moje rodzeństwo w nim dorastaliśmy.
– Gdyby te ściany umiały mówić… – rzekł Adam. – Na pewno miałyby do opowiedzenia niejedną historię.
– Prawda? – Uśmiechnęła się szerzej. – Żona ostatniego właściciela pensjonatu pisała pamiętnik. Mamy go w bibliotece. Są w nim fascynujące opowieści. To prawie tak, jakby ściany umiały mówić.
Może tam Adam znajdzie inspirację. Chociaż nie przepadał za latami sześćdziesiątymi.
Molly oprowadzała go dalej.
– Pensjonat Bluebell… Postanowiliśmy zostać przy tej nazwie… to jedyny dom wypoczynkowy usytuowany zarówno w centrum miasta, jak i bezpośrednio nad jeziorem. Łączy w sobie to, co najlepsze.
– Bardzo mi to odpowiada. A więc to twoi rodzice są właścicielami, tak?
Uśmiech zniknął z jej twarzy, ale natychmiast wymusiła go z powrotem.
– Mieli taki plan na emeryturę… ale zginęli latem zeszłego roku. Postanowiliśmy z bratem i siostrą, że sami otworzymy pensjonat.
Adam stanął jak wryty przed drzwiami pokoju, do którego weszła, żałując, że nie może cofnąć pytania.
– Wyrazy współczucia. – Chciał powiedzieć więcej: że był pod wrażeniem jej determinacji, oddania i siły, ale słowa uwięzły mu w gardle.
– Dziękuję. – Zaprosiła go gestem do pokoju.
Pomieszczenie miało wymiary około trzy i pół na cztery i pół metra. Na całej długości ściany wisiały półki, pod dużym widokowym oknem stało stare biurko, a pozostałe umeblowanie stanowiły ciemna skórzana sofa i stolik kawowy.
– Nie zapytałam jeszcze, co cię sprowadza do Bluebell – powiedziała. – Interesy czy wypoczynek?
– Interesy. – Uśmiechnął się grzecznie i rozejrzał wokoło, nie chcąc wdawać się w szczegóły. Dbanie o anonimowość bywało trudne.
– Ach tak. Cóż, daj mi znać, gdybym mogła ci w czymś pomóc. Znam chyba wszystkich ludzi z sąsiedztwa, a czasami znajomości to podstawa.
– Właściwie to ja nie… To znaczy pracuję raczej w samotności. Będę często chodzić do biblioteki.
– O! – Uniosła brwi, a jej śliczne oczy rozbłysły. – Prowadzisz badania? Chcesz dowiedzieć się czegoś o naszym regionie? Mam fascynujące wydanie historii Bluebell i chętnie przedstawię cię kilku osobom.
– Tak, właśnie. Prowadzę badania. – Nie skłamał. Musiał gdzieś szybko znaleźć zalążek fabuły, ponieważ od tego zawsze zaczynał.
– Czytałam wszystkie książki na ten temat. Jeśli mogę ci jakoś pomóc, daj znać. A skoro już o tym mowa… – Gestem ręki wskazała pokój, w którym się znaleźli. – Oto biblioteczka. Mamy kilka dobrych książek o naszym regionie.
Podszedł za nią do półki na końcu pomieszczenia, wdychając zapach starych książek. W bibliotece było za gorąco. A może to on był zdenerwowany. Rączka walizki wyślizgiwała mu się ze spoconych dłoni.
Molly położyła rękę na twardych grzbietach kilku starych tomów.
– W bibliotece w centrum nie ma wszystkich tych książek. Możesz śmiało z nich korzystać. Mamy pozycje o historii Bluebell i kilka o historii regionalnej. Nie wiem, co cię bardziej interesuje.
– Właściwie to wszystko. Dziękuję. Na pewno będą pomocne – powiedział. Przyjrzał się sąsiedniej sekcji. Zauważył w niej między innymi Pragnienie Boga, O wierze i moralności chrześcijańskiej, Miłość działa. – Dobre książki.
– Czytałeś je?
– Wszystkie oprócz Niepotrzebnych trosk3.
Włożyła ręce do kieszeni szortów.
– Te oczywiście też możesz czytać. A jeśli potrzebujesz ciszy i spokoju do pracy, to chyba będzie najlepsze miejsce. Remontujemy teraz drugą część budynku. Tutaj prawdopodobnie będzie ciszej niż w twoim pokoju. Mamy też zacienione patio, ale może się tam zrobić za gorąco, nawet pod koniec maja.
Spojrzał przez okno z widokiem na jezioro. Okryty cieniem trawnik rozciągał się aż do mocniej zarośniętego brzegu, z którego do wody schodziło drewniane molo. Przycumowana do niego niewielka metalowa łódź kołysała się na falach wywołanych przez przepływający ponton.
– Nie wyobrażam sobie lepszego miejsca do pracy i czytania.
– Wiem. Mój brat chciał tu urządzić pokój gościnny. Dasz wiarę? Tylko pieniądze mu w głowie.
– Dobrze, że zostawiliście tak, jak jest. Może jutro spędzę tu trochę czasu, oczywiście jeśli nie będę wam przeszkadzał.
– Jasne, że nie. Właśnie po to jest ta biblioteczka.
– Mieszkasz tutaj? – spytał. Może i była jego muzą, ale jej obecność mogła go rozpraszać.
– Tak, wszyscy troje tu mieszkamy. Ja dzielę pokój z siostrą, a brat zajął pokoik obok kuchni, w którym dawniej mieszkała służąca.
Adam podszedł do ściany z półkami mieszczącymi pokaźną kolekcję powieści.
– Jak widzisz, nasza biblioteka ma też wielkie zbiory beletrystyki, jeśli lubisz taką literaturę.
– Lubię.
Przebiegł wzrokiem po półkach, znajdując na nich wszystko od klasyki – Austen, Dickensa, Twaina, Brontë – aż po współczesne powieści detektywistyczne, thrillery, science fiction i romanse.
– Mój tata lubił czytać po trochu z każdego gatunku, ale ja najchętniej sięgam po literaturę kobiecą i romanse. Pewnie nie czytasz tego typu książek.
– Czasem tak. Właściwie to dziewiętnaście procent czytelników romansów stanowią mężczyźni.
– No co ty!
– Oczywiście najpopularniejszym gatunkiem wśród mężczyzn jest science fiction z wynikiem sześćdziesięciu dziewięciu procent, a tuż za nim plasują się thrillery i kryminały: sześćdziesiąt dwa procent.
Molly zamrugała powiekami, ale on nawijał dalej:
– Ogółem czterdzieści siedem procent Amerykanów czyta beletrystykę. Wzrost czytelnictwa nastąpił między dwa tysiące drugim a dwa tysiące ósmym rokiem, ale od tego czasu powoli spada. Mężczyźni częściej niż kobiety sięgają po literaturę faktu. – Zamknij się, Adam. Zacisnął usta.
Przechyliła głowę i patrzyła na niego, jakby był kosmitą rodem z powieści science fiction.
– Interesujące.
Nie dla normalnych ludzi.
Nagle jego wzrok spoczął na serii znajomych grzbietów książek, na których wielkimi literami było wypisane nazwisko autora. Poczuł ucisk w gardle utrudniający oddychanie.
Założył torbę na ramię i odsunął się od półek, byleby znaleźć się jak najdalej od tych książek. Rzucił się do drzwi z nadzieją, że jeszcze nie zalał się szkarłatnym rumieńcem.
Molly nagle zamilkła. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że coś do niego mówiła. A on tak niegrzecznie od niej odszedł. No nieźle, Bradford.
– Przepraszam – wypaliła, zanim zdążył pomyśleć, co powiedzieć. – Ty tu taszczysz ciężką torbę, a ja ględzę o książkach. Chodź, pokażę ci twój pokój.
Paskudnie się czuł z tym, że wprawił ją w zakłopotanie, ale oprócz danych statystycznych i nieistotnych szczegółów nie przychodziło mu do głowy nic do powiedzenia. Poszedł więc za nią. Przeszli korytarzem, minęli recepcję i weszli po schodach. Molly wypełniała ciszę swoją uroczą paplaniną.
Jej gadatliwość była ujmująca i aż zazdrościł jej tej łatwości w nawiązywaniu kontaktów. Pomimo młodego wieku świetnie nadawała się na właścicielkę pensjonatu. W sumie nie była na to za młoda, ale choć on sam dopiero niedawno skończył trzydzieści lat, zawsze czuł się starszy, niż był w rzeczywistości.
U szczytu schodów skręcili w lewo i Adam przeszedł za Molly przez korytarz, w którym czuć było zapach nowej wykładziny. Wiszące na ścianach kinkiety rzucały złote światło wydobywające miedziany blask z pasemek ciemnych włosów Molly. Materiał białej bluzki opadał jej luźno na plecy, kończąc się tuż przy talii szortów.
Nagle naszła go myśl, że kimkolwiek byli jej rodzice, na pewno byliby z niej dumni. Sam dobrze wiedział, jakie to ważne. Miał nadzieję, że znajdzie kiedyś okazję – i odpowiednie słowa – by jej o tym powiedzieć, zanim ich drogi się rozejdą.
– Jesteśmy na miejscu – rzekła, gdy skręcili za róg.
Białe drzwi panelowe, noszące ślady wielokrotnego malowania, były wyposażone w szklaną gałkę w dawnym stylu. Wciąż miały dziurkę na klucz, ale zamontowano nad nią nowy zamek patentowy. Molly odsunęła się, by Adam mógł otworzyć drzwi.
– Pokój jest gotowy – powiedziała. – Musisz tylko wyregulować klimatyzację. Codziennie będę sprzątać pod twoją nieobecność.
Zamrugał szybko. Myśl o tym, że w jego przestrzeń osobistą wkroczy dziewczyna, wydała mu się zarówno niepokojąca, jak i przyjemna.
Gdy wnosił walizkę przez próg, z końca korytarza dobiegł męski głos:
– Molly! Gdzie jesteś?
– Zaraz przyjdę! – odparła pospiesznie, wycofując się. – Proszę, daj mi znać, jeśli będziesz czegoś potrzebował.
Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, zza rogu wyszedł jakiś mężczyzna. Był trochę wyższy od Adama, miał posturę zawodnika futbolu, poplamione farbą dżinsy i podkoszulek. Ze swoim wzrostem, karnacją i typem urody nadawałby się na bohatera któregoś z romansów napisanych przez Adama. W jego oczach dostrzegł błysk inteligencji… i dezaprobaty.
– Cześć, Levi – przywitała się Molly. Wyraźnie nie wiedziała, co zrobić z rękami. – Potrzebujesz czegoś?
Levi spoglądał to na Adama, to na siostrę, aż jego wzrok wylądował na walizce. Ściągnął brwi.
– Dzień dobry.
– Dzień dobry.
– Ekhm… Adam, to jest mój brat Levi – przedstawiła go Molly. – Levi… to jest nasz pierwszy gość, Adam Bradford. – Nikt nie dałby się nabrać na jej wymuszony entuzjazm.
Mężczyzna ponownie spojrzał na siostrę. Bez trudu dało się wyczuć narastające między nimi napięcie.
– Adam prowadzi badania i zbiera informacje o naszym regionie – powiedziała Molly, starając się wypełnić niezręczną ciszę. – Zatrzyma się u nas do poniedziałku.
Levi posłał Adamowi uprzejmy uśmiech.
– Miło mi pana poznać.
– Mnie również. Czy wszystko w porządku?
– Ależ oczywiście! – odparła z zapałem Molly. – W najlepszym porządku.
Levi wbił spojrzenie w siostrę.
– Molly… Możemy zamienić dwa słowa na dole?