Читать книгу Jezioro tajemnic - Denise Hunter - Страница 7
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Оглавление[no image in epub file]
Dziesięć miesięcy później
Adam Bradford nie był materiałem na bohatera powieści. Zerknął na swoje odbicie w lusterku wstecznym wynajętego samochodu, parkując przy krawężniku w centrum Bluebell. Co prawda miał zakrzywiony nos, co było dość popularną cechą bohaterów romansów, ale owo skrzywienie nie było pamiątką po bójce. Nabawił się go w bibliotece, gdy usiłował zdjąć z wysokiej półki egzemplarz Moby Dicka w twardej oprawie. Choć był szczupły i wysportowany, nie miał umięśnionego brzucha, ostrych rysów ani obowiązkowego dołeczka w podbródku. Zresztą nie chodziło tylko o przeciętny wygląd. Nie najlepiej radził sobie w kontaktach z ludźmi, zwłaszcza z płcią piękną. Dostrzegał w tym pewną ironię.
Był jednak naprawdę dobry w innych rzeczach. Bez dwóch zdań najlepiej szło mu pisanie, ale też praca naukowa, badania i planowanie. Adam obmyślał świetne fabuły, jednak tym razem jego przygotowania wzięły w łeb.
Uniósł wzrok na majestatyczny biały dom z przełomu wieków, stojący na zacienionym trawniku jakieś siedem metrów od ruchliwego chodnika. Nie było żadnego szyldu wskazującego, że to pensjonat, ale aplikacja w telefonie tak właśnie go oznaczyła, a Adam był zdesperowany.
Wysiadł z auta, po czym obszedł niewielki kontener na odpady i przeszedł chodnikiem do ogromnej werandy, mijając po drodze brudną minikoparkę. Wielkie, stare, drewniane frontowe drzwi były otwarte, co uznał za dobry znak. Przekroczył próg i zaskoczył go nagły ryk piły tarczowej.
Na wprost niego znajdowały się imponujące schody, a po ich lewej stronie wysoka mahoniowa lada – najprawdopodobniej recepcja. Nikt jednak za nią nie stał i nigdzie nie było dzwonka. Mężczyzna otworzył usta, by zawołać, ale zanim zdążył to zrobić, zza rogu po prawej stronie schodów wyjrzała czyjaś głowa.
– Och, jak dobrze, że jesteś! Pomóż mi!
Ciemne włosy opadały na szczupłe ramię kobiety, której wiek Adam ocenił na dwadzieścia parę lat. Miała naturalną urodę, która kojarzyła mu się z reklamami mydła. Wyobraził ją sobie maszerującą kilka lat temu przez szkolne boisko do futbolu pod ramię z rozgrywającym.
– Słucham? – Poprawił okulary.
– Możesz tu podejść i to przytrzymać? To głupie, beznadziejne… – Reszty nie usłyszał, bo wymamrotała ją pod nosem.
Drewniany parkiet zaskrzypiał pod jego brązowymi skórzanymi mokasynami clarks. Kobieta siedziała na podłodze ogromnego salonu, pośród desek różnych kształtów i rozmiarów. Obok leżał też stosik gwoździ, kołków i śrubek oraz ogromna biała instrukcja montażu. W pobliżu zauważył wielkie pudło ze zdjęciem błyszczącego drewnianego stojaka.
– Mógłbyś przytrzymać ten koniec? Skończę tutaj… Wydaje mi się, że nareszcie załapałam, jak to ma być.
Przykucnął i zrobił to, o co poprosiła.
– Jak dobrze, że jesteś. Dzięki Bogu. Grace założyła się ze mną, że nie dam rady sama tego poskładać, a za godzinę wraca ze szkoły. Skąd miałam wiedzieć, że instrukcja nie będzie po angielsku? A te rysunki?! Widzisz je? – Wskazała ruchem głowy biały arkusz. – To jak bazgroły przedszkolaka. Na dodatek nieudane.
Przerzuciła włosy przez ramię i Adam poczuł świeży jabłkowy zapach. Spojrzał na zdjęcie na pudle i starał się porównać je do konstrukcji, którą do tej pory udało jej się skręcić.
– A, właśnie. Jestem Molly, siostra Leviego. Ale pewnie już to wiesz.
Usiłował pojąć znaczenie tego prostego zdania, jednak rozpraszał go ten zapach… i biała smuga na jej nosie. Czy to kreda?
Zamrugała, najwyraźniej czekając na odpowiedź. Po szyi Adama wspinał się rumieniec.
– Adam Bradford. Ekhm… Po jakiemu?
– Co? – Zerknęła na niego, po czym wróciła spojrzeniem na śrubę, którą usiłowała wkręcić w małą dziurkę.
– Instrukcja. W jakim jest języku?
– Aha! Po francusku. Jesteśmy w Karolinie Północnej, ludzie! Zrozumiałabym, gdyby była po hiszpańsku. Ale po francusku? Nie znam nikogo, kto mówi w tym języku.
Adam sięgnął wolną ręką po instrukcję. Gdy tylko zaczął po cichu ją czytać, od razu stało się dla niego jasne, że będą musieli zacząć od początku.
– Widzisz? – powiedziała. – To niemożliwe.
Kiedy skończyła przykręcać śrubę, Adam puścił deskę i podrapał się po podbródku.
– Ekhm… Słuchaj… Mam dobrą i złą wiadomość.
Uniosła na niego szeroko otwarte bursztynowe oczy i nie mógł się od nich oderwać.
– Najpierw dobra wiadomość. Jestem optymistką, jeśli tylko nie czuję presji i nie muszę się wykazać. No dobrze, stawką jest wygrany zakład. Ale tylko o lody. I o moją godność. Głównie o moją godność.
W jej tęczówkach dostrzegł różnobarwne plamki – od czekoladowobrązowych po złote. Tę intrygującą całość okalały bujne ciemne rzęsy. Absolutnie zniewalające.
– Hm? Jaka jest ta dobra wiadomość?
Odchrząknął, czując, że twarz zalewa mu fala gorącego wstydu.
– Ja… go znam. To znaczy jestem biegły. We francuskim, znaczy się. – We francuskim może i tak, ale w języku ojczystym najwyraźniej nie.
– Serio? To świetnie! Co tu jest napisane?
Posłał jej ostrzegawcze spojrzenie.
– To właśnie jest ta zła wiadomość. Obawiam się, że musimy zacząć od początku.
Entuzjazm wyparował z jej twarzy, a usta opadły i ułożyły się w uroczy grymas.
– O kurczę blade. Skręcałam to czterdzieści pięć minut!
Wydała mu się taka słodka. Nie umiał oderwać wzroku od jej warg.
– Teraz pójdzie szybko, przecież rozumiemy instrukcję.
– Słuszna uwaga.
Adam szybko rozkręcił elementy, które wcześniej złożyła Molly, starając się nie poszerzyć dziurek na wkręty. Zaraz potem zabrał się za instrukcję.
– Przeczytaj na głos po francusku – poprosiła wesoło.
No dobra… Najwyraźniej była ciekawska i chętna do nauki. Szanował to.
Spełnił jej prośbę, tłumacząc w myślach czytany tekst, i poprowadził ją przez pierwsze kroki montażu. Choć szkice rzeczywiście były zwykłą gmatwaniną niewyraźnych kresek, opisy w instrukcji okazały się jasne i zwięzłe.
Praca szła im szybko i Adam prawie nie zwracał uwagi na dobiegające zewsząd głosy, dźwięki młotka i piły, którą słyszał już wcześniej, choć czasami musiał ją przekrzykiwać.
Molly przytrzymywała części na miejscu, a Adam przykręcał śruby i przymocowywał bolce. Dziewczyna miała drobne dłonie i długie palce zakończone schludnymi, niepomalowanymi paznokciami. Nie nosiła biżuterii, jedynie srebrny zegarek, który pasował do jej kremowej skóry.
Pomyślał sobie, że nadawałaby się na główną bohaterkę powieści. Choć miała delikatną posturę, wyczuwał w niej wewnętrzną siłę, niezbędną głównej kobiecej postaci. Rozbudziła w nim kreatywność. Pierwszy raz, odkąd ukończył Pod rozgwieżdżonym niebem, poczuł przypływ inspiracji. Adam Bradford miał ochotę natychmiast sięgnąć po kartkę, bo właśnie znalazł swoją muzę.
[no image in epub file]
Molly patrzyła, jak Adam sprawnie przymocowuje ostatni element. Stojak zrobił się ciężki i nieporęczny, ale już widziała, że spełni swój cel. Mebel był jej potrzebny przy wejściu i musiał być dość duży, by pomieścić bukiet świeżych kwiatów i księgę gości. Styl królowej Anny pasował do wystroju wnętrza, a zakup nie nadszarpnął budżetu.
Adam postawił stojak pionowo i dostrzegła, jak jego mięśnie napinają się pod materiałem koszuli. Powiedział coś po francusku.
Spojrzała na mebel. Wyglądało na to, że był gotowy. Nie zostały żadne niewykorzystane części.
– Coś jeszcze? Nie mamy już więcej elementów.
Pochylił głowę.
– Nie. Powiedziałem: „Gotowe”.
– Ach tak. To dobrze.
Jej spontaniczna prośba, żeby czytał instrukcję na głos, wzięła się z pragnienia, by usłyszeć mężczyznę mówiącego po francusku – zawsze jej się wydawało, że to język miłości. Przyjrzała się uważniej Adamowi. Miał brązowe włosy, nie całkiem krótkie, ale też niezbyt długie i trochę rozczochrane, jakby po drodze zmierzwił je wiatr.
Najbardziej męską cechą jego świeżo ogolonej twarzy był mocny zarys szczęki. Za parą eleganckich okularów kryły się niesamowite niebieskie oczy. Ich błękit był jednak mniej intensywny niż oczy jej rodzeństwa – przypominał odcień lekko spłowiałego dżinsu.
– Wygląda na to, że twoja godność została ocalona – powiedział, wstając z podłogi. Pomógł jej się podnieść, chwytając jej dłoń w ciepły uścisk. Puścił ją, kiedy tylko złapała równowagę. Nie był specjalnie wysoki, jednak mierząca metr pięćdziesiąt osiem Molly ledwie sięgała mu do podbródka.
– Na dodatek w samą porę – odparła, zerkając na zegarek.
Uniósł stojak bez większego wysiłku.
– Gdzie go postawić?
Wskazała mu miejsce przy drzwiach, a on ustawił mebel kilka centymetrów od świeżo malowanej ściany.
Wyglądał dokładnie tak, jak sobie wyobrażała.
– Idealnie. Levi mówił, że spadłeś nam z nieba, i tym razem nie przesadzał.
– Ach tak? Spadłem? A kim jest Levi? – Poprawił okulary na nosie. Zaczynała się przyzwyczajać do tego gestu. Nie zauważyła, by okulary mu spadały, ale najwyraźniej miał taki odruch. Wydawał się nieco zagubiony.
Zaraz, zaraz. Molly zamrugała.
– Mój brat. Levi. To on poprosił cię, żebyś mi pomógł… Niespecjalnie przejmuje się moją godnością, ale był mi winien przysługę.
Adam pokręcił głową.
– Nie wiem, o czym mówisz. Nie znam twojego brata. Przyjechałem tu, bo potrzebuję noclegu.
Molly zamarła i rozdziawiła usta.
– O nie. Bardzo przepraszam! Zajęłam ci pół popołudnia.
– Żaden problem.
– I nawet nie mogę zaproponować ci pokoju. Pensjonat jest jeszcze nieczynny.
– Zauważyłem remont. To budynek z przełomu wieków?
– Z tysiąc dziewięćset piątego roku.
– To by się zgadzało. W architekturze można zauważyć trend z tamtego okresu: powrót do dziewiętnastowiecznych stylów – mówił. – Zauważyłem też pewne regionalne cechy, na przykład połać dachową, ale też zagraniczny eklektyzm. Turystyka w tamtym okresie znacznie wzbogacała amerykańską architekturę.
Molly uśmiechnęła się rozbawiona.
– Na pewno jesteś architektem.
Adam lekko się zarumienił.
– Nie, właściwie to nie. Nie przejmuj się mną. Mam w głowie mnóstwo bezużytecznych informacji.
– Pewnie jesteś mistrzem w Trivial Pursuit1. A wracając do naszego pensjonatu… Mieliśmy go otworzyć w ten weekend, ale… Cóż, życie.
– Właśnie tego się obawiałem. Sprawdziłem już wszystkie inne miejsca, które przyszły mi do głowy. Wszędzie jest komplet gości.
– Początek długiego weekendu z okazji Memorial Day2 to najgorętszy okres w roku. Ludzie rezerwują noclegi z kilkumiesięcznym, a nawet rocznym wyprzedzeniem.
– To wiele wyjaśnia. Właściwie to zarezerwowałem sobie domek nad jeziorem, ale nastąpiła pomyłka w rezerwacji – powiedział.
– Tak bardzo żałuję, że nie możemy cię tu zameldować, zwłaszcza po tym, jak zadałeś sobie tyle trudu, by mi pomóc.
Pomyślała o dwóch ukończonych pokojach na piętrze – czystych i przyszykowanych na przyjęcie gości. Co prawda kuchnia nie była jeszcze otwarta, ale do końca remontu zostało tylko kilka dni. Co jej szkodziło?
– Cóż, mimo wszystko dziękuję. Miło było cię poznać, Molly. – Skierował się w stronę drzwi. Ktoś je zamknął, kiedy skręcali stojak, i zrobiło się duszno.
– Zaczekaj – powiedziała. – Może moglibyśmy zaproponować ci pokój na dzień lub dwa.
– Właściwie to planuję zostać na dłużej, prawdopodobnie do końca lipca.
– Rozumiem. Cóż, po weekendzie mógłbyś przenieść się gdzie indziej. Od poniedziałku w okolicy będzie dużo wolnych miejsc.
Przestąpił z nogi na nogę, wciąż stojąc przy drzwiach.
– Jesteś pewna? Nie chciałbym wam przeszkadzać – powiedział.
Spojrzała na niego lekko drwiącym wzrokiem.
– Widziałeś, jak tu wygląda? To my będziemy przeszkadzać tobie.
Jego śmiech był ciepły i łagodny. Przyjemny.
– Jestem w takim położeniu, że ucieszę się z dachu nad głową.
– Mamy dach, ale nie mogę zagwarantować, że nikt nie będzie po nim chodził. Albo że nikt nie będzie piłował, walił młotkiem i tym podobne. Ale do kolacji wszystkie prace się skończą, a rano zaczynamy dopiero o ósmej lub dziewiątej. Przeżyjesz to jakoś?
Kiwnął głową.
– Jestem ci bardzo wdzięczny. Dziękuję.
– Przynajmniej tyle mogę zrobić, żeby odwdzięczyć ci się za pomoc.
Właśnie w tym momencie przez frontowe drzwi wparowała Grace z plecakiem na chudych ramionach, ubrana w siatkarski strój. Molly zupełnie nie słyszała głośnego silnika jej samochodu przed domem.
– Cześć – przywitała się Grace. Jej długi blond kucyk zakołysał się, gdy spojrzała na miejsce, w którym stał nowy mebel. Zrobiła kwaśną minę.
– Wisisz mi lody – powiedziała zadowolona z siebie Molly. – Dwie gałki z posypką.
– Dobra. Ale dostałam szóstkę z testu z matmy, więc ty dzisiaj stawiasz pizzę.
– Gra warta świeczki. Dobra robota, mała! – Molly przybiła siostrze piątkę, po czym wskazała na Adama. – Grace, oto nasz pierwszy gość, pan Bradford. To moja siostra Grace tuż po treningu siatkówki.
Wyciągnął dłoń.
– Miło mi. Mów mi Adam.
Jego nieśmiałe usposobienie wydało się Molly niezwykle pociągające. Może dlatego, że tak różniło się od arogancji Dominica.
– Mnie również – odparła Grace, po czym zwróciła się do Molly: – Myślałam, że jeszcze nie przyjmujemy gości.
– Właściwie nie przyjmujemy.
– Zlitowała się nade mną – wyjaśnił Adam. – Nie ma innych wolnych miejsc.
Siostry wymieniły spojrzenia. Ich brat z pewnością się wścieknie, ale Molly była gotowa zaryzykować – w końcu ten mężczyzna poświęcił jej tak wiele czasu.
– Jesteś pewna, że mogę zostać? – Adam najwyraźniej odczytał myśli kobiet.
– Oczywiście. Zamelduję cię. – Molly stanęła za ladą, po czym otworzyła stronę rejestracji.
– Pomóc ci z systemem? – Grace stanęła obok niej i rzuciła torbę na ziemię.
– Chyba pamiętam, co i jak. – Molly po kolei wykonała wszystkie kroki rejestracji, przyjęła kartę kredytową Adama i poprosiła go o podpis. Podała regularną cenę i zaproponowała pięćdziesiąt procent zniżki za niedogodności. Następnie otworzyła gablotkę i wyjęła klucz do pokoju numer 7. – Proszę bardzo. Pozwól, że cię oprowadzę i pokażę ci pokój.
– Pójdę po bagaż. Zaraz wracam.
Molly patrzyła przez okno widokowe, jak Adam schodzi po schodkach z werandy. Miał na sobie spodnie w kolorze khaki i niebieską koszulę. Zastanawiała się, dlaczego przyjechał nad jezioro Bluebell całkiem sam i na tak długo. Okolica przyciągała raczej pary i rodziny z dziećmi, które lubiły zabawę na plaży i pływanie skuterami wodnymi po jeziorze o powierzchni prawie pięciuset hektarów.
– O co w tym wszystkim chodzi? – Grace ją szturchnęła.
– Co masz na myśli?
– Levi wpadnie w furię, gdy się dowie, że mamy gościa.
Molly wytarła kurz z lady.
– No cóż. Pensjonat należy do nas wszystkich, a nie tylko do niego. – Przyglądała się, jak Adam wyciąga walizkę z niewielkiego niebieskiego sedana. – Wygląda trochę jak aktor z Pamiętnika, nie sądzisz?
– Ryan Gosling? Żartujesz sobie?
– No… Pod koniec filmu, gdy usychał z miłości i trochę się zapuścił.
Grace prychnęła.
– Wygląda raczej jak typowy kujon niż jak Ryan Gosling.
– Nie wygląda jak kujon. Raczej jak uczony. – Molly nie wiedziała, dlaczego odczuwała potrzebę, by go bronić. Nie odrywała od niego wzroku, gdy zatrzasnął drzwi auta i skierował się z powrotem do pensjonatu.
– Chyba ktoś się zabujał w naszym nowym gościu.
Starsza siostra wywróciła oczami.
– Przecież dobrze wiesz, że moje serce na zawsze należy do Nathaniela Quinna.
– Większość kobiet zakochuje się w bohaterach romansideł, a nie w ich autorach.
– Faceci z książek nie są prawdziwi, a autorzy tak. – Molly kiwnęła głową i odeszła.