Читать книгу Farciara - Dorota Wachnicka - Страница 3
Rozdział 1
ОглавлениеNatalia siedziała przy biurku, wpatrując się w okno. Budził się kolejny upalny dzień lata. Słoneczny poranek przywołał niedawne wspomnienia. Myślami wróciła do urlopu, a właściwie szalonego, przerwanego niespodziewanie romansu z Wiktorem, przystojnym ratownikiem. Zastanawiała się, dlaczego chłopak nagle zniknął, dlaczego nie przyszedł na umówioną kolację. Od tamtego dnia minął tydzień i mimo że romans był tylko przelotną przygodą, nie mogła o nim przestać myśleć.
Nawet w pierwszym dniu nowej pracy czekała na spotkanie ze zwierzchnikami, a wakacyjne rozmyślania łagodziły jej zdenerwowanie. Spojrzała na zegarek. Za dwadzieścia minut pozna swoich szefów. Ta myśl przyspieszyła bicie jej serca i obudziła niepokój. Swoją bezpośrednią przełożoną Natalia poznała podczas rozmowy rekrutacyjnej. To ona przyjęła ją do pracy – Anna jest jednym z czterech partnerów w kancelarii. Dziś Natalia zostanie przedstawiona trzem pozostałym.
Dziesięć minut później szła do sali konferencyjnej, w której raz w tygodniu spotykało się kierownictwo. Z każdym krokiem czuła wzbierający niepokój. Kołatanie serca zagłuszało myśli, oddech stał się płytszy i szybszy. Próbowała się wyciszyć i całą uwagę skupiła na przyglądaniu się mijanym pomieszczeniom. Jasne, prawie białe, drewniane ściany kontrastowały z czarną, kamienną podłogą. W holu, który był też poczekalnią dla klientów, stało pięć foteli w ciemnym kolorze, kształtem przypominających jajka z niedbale wyciętą skorupką. Na stoliku królowała niska kompozycja ze świeżych, pomarańczowych kwiatów, identyczna z bukietem stojącym na blacie recepcji. Wszędzie dominowały przeszklenia i nowoczesny styl. Wnętrza były proste
i eleganckie.
Za recepcją korytarz się zwężał. Po obu jego stronach znajdowały się drzwi prowadzące do gabinetów. Natalia się domyślała, że należą do partnerów kancelarii. Hol wieńczyły duże drzwi do głównej sali konferencyjnej. Zapukała w ich masywne drewniane skrzydło i gdy usłyszała zaproszenie, weszła do środka. Szefowa Natalii uśmiechnęła się na jej widok i przedstawiła ją pozostałym uczestnikom spotkania, nie szczędząc przy tym pochlebnych słów.
Sala robiła zachwycające wrażenie za sprawą okna, a właściwie widoku, jaki się za nim roztaczał. Ogromna szklana ścia-
na odkrywała imponującą panoramę miasta. Wieżowiec, w którym na trzydziestym piętrze znajdowało się biuro, był jednym z najwyższych budynków w centrum. Inne, znacznie niższe, leżały poddańczo u jego stóp. Samochody jak małe kamyczki i ludzie wielkości mrówek. Natalia spojrzała na miasto z lotu ptaka, po czym szybko zwróciła oczy na zgroma-
dzonych w sali.
Za potężnym stołem konferencyjnym siedziały cztery osoby: kobieta i trzech mężczyzn. Anna, szefowa Natalii, kobieta w średnim wieku, ubrana była w szarą garsonkę i błękitną bluzkę koszulową. Jej nienagannie uczesane, ciemne, krótkie włosy okalały drobną twarz, a delikatne kolczyki w postaci pojedynczych i dość dużych brylantów błyszczały dostojnie. Natalia zastanawiała się przez chwilę, ile karatów może mieć każdy z kamieni. „Dwa, dwa i pół? – szacowała w myślach. – Ciekawe, czy dostała je od kogoś bliskiego, czy sama kupiła?”. Anna była ładną kobietą, klasę wyczuwało się w każdym geście i słowie. „To ten typ szefa – pomyślała Natalia – który jeśli zwalnia cię z pracy, to mimo wszystko czujesz się tak, jakby cię awansował”.
Dwaj starsi mężczyźni siedzieli po obydwu stronach Anny. Jeden niski i tęgi z zakolami. W pulchnych palcach przypominających serdelki trzymał długopis, którym wymachiwał nad notesem rozłożonym na blacie. Sprawiał wrażenie sympatycznego. Drugi był przystojnym panem po sześćdziesiątce, o śródziemnomorskim typie urody: ciemnej karnacji i szpakowatych włosach. Miał na sobie ciemnogranatowy garnitur i koszulę w kolorze delikatnego różu. „Stuprocentowy facet, pewien swojej męskości” – pomyślała, patrząc na kolor przypisywany kobietom. Z rękawów marynarki wystawały mankiety przyozdobione szykownymi złotymi spinkami. Mężczyzna wyglądał na dżentelmena w każdym calu.
Ostatni z szefów był młody. Dość długie jak na biurowe standardy blond włosy przysłaniały twarz pochyloną nad dokumentami. Ciemny garnitur w jasne prążki w zestawieniu z białą koszulą tworzyły grzeczną, wręcz galową całość. Natalia powoli przeniosła spojrzenie z silnych i opalonych dłoni mężczyzny na jego twarz. Gdy uniósł jedną rękę, dotąd opartą o blat stołu, by poprawić włosy opadające na oczy, spojrzenia tych dwojga się spotkały. Natalia patrzyła prosto w błękitne oczy najmłodszego z szefów. To był Wiktor, przystojniak z jej wakacyjnej przygody.
Przez krótką chwilę, która wydawała się trwać wieczność, zastanawiała się, czy to możliwe. Miała nadzieję, że to stres wywołał u niej omamy wzrokowe. Świat zaczął jej wirować przed oczami. Jedna myśl kołatała jej w głowie: „Przecież to nie może być prawda”. Patrzyła na Wiktora, jakby zobaczyła ducha. Przymknęła powieki, wzięła głęboki oddech i powoli zaczęła je uchylać z nadzieją, że gdy je otworzy, wszystko okaże się pomyłką. Spojrzała raz jeszcze. Nic się nie zmieniło. Naprzeciw Natalii siedział Wiktor. Uśmiechnął się
do niej i przywitał ją:
– Dzień dobry, pani Natalio.
– Dzień dobry – odpowiedziała, starając się nie pokazać po sobie zdenerwowania.
Zachodziła w głowę, co ratownik, student AWF-u, robi w kancelarii prawnej, i to jako partner. Przecież to niemożliwe! Nagle uświadomiła sobie, że nigdy nie pytała go, czym się zajmuje, i właściwie nic o nim nie wie. Znała go trzy dni, miał być wakacyjną przygodą, która potem zmieni się w miłe wspomnienie, jak złoty piasek plaży czy blask słońca. Za nic nie mogła się skupić: ani na innych uczestnikach spotkania, ani na tym, co do niej mówią. Powtarzała w myślach, że to, co było między nią a Wiktorem, to tylko wakacyjna przygoda – przeszłość niemająca znaczenia, która nie wpłynie na ich pracę. Ta myśl uspokoiła ją na tyle, że zaczęła odpowiadać na zadawane pytania, starając się mówić składnie i na temat.
Rozmowa była prowadzona w dwóch językach. Anna, która zdążyła sprawdzić lingwistyczne umiejętności Natalii podczas poprzedniego spotkania, teraz była bardziej słuchaczką niż rozmówczynią. Pulchnawy partner i przystojny dżentelmen prowadzili z Natalią rozmowę w języku angielskim. To, co mówiła, najwyraźniej brzmiało rozsądnie, bo wszyscy uśmiechali się miło i z uznaniem. Oprócz Wiktora, który gapił się na nią z zagadkowym uśmieszkiem i nagle odezwał się po francusku, choć z nie najlepszym akcentem:
– Francuski... też zna pani świetnie... – Tu zrobił krótką przerwę i uśmiechnął się szeroko. Udając, że spogląda w dokumenty personalne Natalii, dodał: – Wnioskuję to z pani CV i studiów w Paryżu, czy tak?
W tym momencie do dyskusji włączył się niski, łysawy jegomość i nawiązując do jednej z głośnych spraw we francuskim sądownictwie, spytał Natalię, co myśli o wyroku, który wtedy zapadł. Patrzyła z niedowierzaniem na Wiktora i odpowiadała na pytanie. Pozwoliła sobie przy tym na krótki wywód. Jej francuski okazał się równie doskonały jak angielski, bez śladu obcych naleciałości. Zerkała na Wiktora i nie mogła się oprzeć wrażeniu, że on nie pytał o umiejętności lingwistyczne. „Co za bezczelny pajac, co on sobie wyobraża?” – oburzała się w myślach.
Spotkanie skończyło się przed upływem trzydziestu minut, ale Natalii się wydawało, że trwało całą wieczność. Uśmieszkom Wiktora nie było końca, a każde pytanie, które zadawał, służyło nie temu, by poznać ją jako nowego prawnika firmy, lecz przypomnieniu tego, co zaszło między nimi podczas wakacji. Oczywiście tylko ona rozumiała dwuznaczność jego wypowiedzi.
Kiedy Natalia wróciła do swojego biurka, owładnęły nią skrajne emocje. Z jednej strony radość z pracy w wymarzonej kancelarii, z drugiej – coś pomiędzy zawstydzeniem a złością, że jej szef jest tchórzem, który nie miał nawet odwagi osobiście zakończyć ich wakacyjnego romansu i rozpłynął się niczym mgła w promieniach słońca. A dziś pojawił się na spotkaniu w jej nowej pracy i miał czelność poniżać ją swoim szyderczym uśmieszkiem i naiwnymi pytaniami. Natalia czuła wściekłość. Nie wiedziała, czego się może spodziewać po Wiktorze, tym bardziej że teraz też nie pokazał się od najlepszej strony.
Zdenerwowana, próbowała wyjąć telefon z bocznej kieszeni torby. Ale jej nieudolne, chaotyczne ruchy sprawiły, że torba spadła na podłogę, a jej zawartość – błyszczyk i kilka innych drobiazgów – poturlała się pod sąsiednie biurka. Miała wrażenie, że uwaga wszystkich znajdujących się w pomieszczeniu skupiła się na niej. Obserwują jej niezgrabne ruchy i niezdarne wysiłki pozbierania rozsypanych przedmiotów. Ogarnęło ją uczucie bezradności. Nie lubiła go, świadczył o jej słabości. Rozzłościło ją to. Miała ochotę krzyczeć, głośno wyć, wydać z siebie dźwięk, który pomógł-
by się pozbyć przytłaczającego napięcia.
Niespodziewanie podeszli do niej sympatyczna szatynka z chudym blondynem. Natalia aż podskoczyła. Nie zauważyła ich wcześniej i to, że nagle znaleźli się obok niej, jakby wyrośli spod ziemi, solidnie ją wystraszyło.
– Pierwszy dzień? – Z życzliwym uśmiechem spytała dziewczyna, podając jej portfel. – Nie denerwuj się, to bardzo fajna firma. Mam na imię Zuzanna.
– Natalia – odparła z wymuszonym uśmiechem.
– Jestem Tom – łamaną polszczyzną przedstawił się chłopak, trzymając w ręku notes i długopisy Natalii podniesione z podłogi.
Wydawało się, że zbieranie jej prywatnych gadżetów trwa w nieskończoność i jest niczym grzebanie w jej życiu osobistym. Kiedy zawartość torby wróciła na swoje miejsce, Natalia podziękowała Zuzannie i Tomowi, chwyciła za telefon i szybkim krokiem wyszła z pokoju. Na korytarzu wybrała numer Hanki.
– Ratownik, on tu pracuje! – szepnęła zdenerwowana.
– Jaki ratownik?
– Wiktor! – prawie krzyknęła do telefonu.
– Ratownicy nie pracują w kancelariach prawniczych, coś ci się przywidziało.
– Nic mi się nie przywidziało!
– Jesteś zdenerwowana pierwszym dniem w pracy, to normalne, a facet, który gdzieś ci mignął w korytarzu, był do niego podobny i tyle.
– Nikt mi nigdzie nie mignął! – zirytowała się Natalia. – On siedział naprzeciw mnie, więc wyraźnie go widziałam.
Hanka nie mogła uwierzyć. Bezustannie dopytywała o szczegóły spotkania, żeby wykazać, że Natalia się myli, aż wreszcie wykrzyknęła:
– Ale numer! Wiktor jest mecenasem, partnerem w kancelarii? Z ratownika prawnikiem, i to w tydzień! – Głośno rozmyślała. – Wiesz, to lepsze niż amerykański sen.
Natalia nie rozumiała jej podekscytowania. Hanka z entuzjazmem wyliczała zalety ich pracy w tej samej kancelarii, koncentrowała się przy tym na kontynuacji romansu.
– Opamiętaj się, to mój szef! – zganiła przyjaciółkę Natalia.
– No i...? – Hanka miała inne podejście do życia i mężczyzn. Świat był dla niej jak sala balowa, w której tańczyła do utraty tchu, a facetów traktowała jako dodatek do zabawy.
– Romans w miejscu pracy?! – Natalia nie kryła oburzenia.
– Ty jak zawsze. Sztywniara!