Читать книгу Zaginiona wyspa - Douglas Preston - Страница 7

2

Оглавление

Gideon wszedł za Elim Glinnem do Sali Wschodniej Biblioteki Morgana. Choć było tam mnóstwo zwiedzających, znalezienie się w tym rozległym pomieszczeniu i tak okazało się wspaniałym przeżyciem. Gideon nie był w Bibliotece Morgana od czasu remontu tej placówki – znajdujące się tu skarby zawsze wydawały mu się nazbyt kuszące i natychmiast znów urzekły go łukowato sklepione malowane sufity, trzypoziomowe regały pełne ksiąg, masywny marmurowy kominek, liczne gobeliny, przepiękne meble i gruby dywan w kolorze burgunda. Glinn, szponiastą dłonią operując sterownikiem elektrycznego wózka inwalidzkiego, wjechał agresywnie do sali, nie zważając na kolejkę i wykorzystując przewagę wynikającą z faktu, że ludzie mieli skłonność ustępować miejsca niepełnosprawnym. Dość szybko on i Gideon znaleźli się przed wielką przeszkloną gablotą, w której leżała Księga z Kells.

– Cóż za sala – wymamrotał Gideon, rozglądając się dokoła, a jego wzrok instynktownie wychwycił wiele szczegółów związanych z zabezpieczeniami, począwszy od hiperczujnych strażników poprzez pojedyncze wejście oraz obiektywy kamer mrugające w wypustkach w sklepieniu i detektory czujników ruchu po rozmieszczenie laserów podczerwieni. To nie wszystko – wchodząc do sali, zwrócił uwagę na krawędź masywnych stalowych automatycznych drzwi, gotowych zamknąć wejście do środka w mgnieniu oka.

Glinn również popatrzył na sufit.

– Cudowne, prawda? – powiedział. – Te freski są dziełem artysty H. Siddonsa Mowbraya, a w pachwinach łuków przedstawione zostało dwanaście znaków zodiaku. J.P. Morgan należał do ekskluzywnego klubu zrzeszającego tylko dwunastu członków, gdzie każdy miał przypisany znak zodiaku. Mówi się, że układ tych znaków i innych dziwnych symboli odwzorowanych na sklepieniu wiąże się z kluczowymi wydarzeniami z życia osobistego Morgana.

Gideon popatrzył na wielki kominek zdobiący jedną ze ścian sali. Nawet w jego misternych zdobieniach doszukał się urządzeń zabezpieczających, w tym takich, z jakimi nigdy się nie spotkał; nie miał pojęcia, jak właściwie działają.

– Ten gobelin nad kominkiem – ciągnął Glinn – pochodzi z szesnastego wieku z Niderlandów. Przedstawia jeden z siedmiu grzechów głównych: chciwość. – Zachichotał. – Ciekawy wybór jak na J. Pierponta Morgana, nie uważasz?

Gideon skupił uwagę na gablocie, w której znajdowała się Księga z Kells. Była z pewnością kuloodporna i wykonano ją nie z niebieskiego, lecz białego szkła, przypuszczalnie o standardzie P6B, czyli mogła wytrzymać nie tylko uderzenie kuli, ale nawet eksplozję ładunku wybuchowego czy próbę sforsowania jej młotem kowalskim lub kilofem. Gideon wpatrywał się w gablotę, nie zważając na wspaniały, bezcenny skarb, jaki skrywała; jego oczy stopniowo wyszukiwały i klasyfikowały kolejne poziomy zabezpieczeń – czujniki ruchu, czujniki ciśnienia atmosferycznego, detektory podczerwieni, czujniki ciepła, a nawet coś, co wyglądało jak wskaźnik zawartości powietrza.

Z całą pewnością zmiana jakiegokolwiek parametru wewnątrz gabloty spowodowałaby natychmiastowe zamknięcie się stalowych drzwi, a tym samym uwięzienie złodzieja w sali.

A co z zabezpieczeniami, których Gideon nie zdołał wypatrzyć?

– Aż dech zapiera, prawda? – wymamrotał Glinn.

– Mnie to przeraża.

– Co takiego? – Glinn wyglądał na zaskoczonego.

– No tak, miałeś na myśli księgę… – Dopiero w tym momencie Gideon spojrzał na nią. – Ciekawa rzecz.

– Można to tak ująć. Jej pochodzenie jest owiane mgiełką tajemnicy. Niektórzy twierdzą, że jest dziełem świętego Kolumby z około pięćset dziewięćdziesiątego roku naszej ery. Inni uważają, że została stworzona przez nieznanych mnichów dwieście lat później dla uczczenia dwusetnej rocznicy urodzin świętego Kolumby. Prace nad nią zaczęły się jeszcze na Ionie, a następnie księgę przewieziono do opactwa Kells, gdzie dodano do niej iluminacje. Tam też ją przechowywano, głęboko ukrytą, gdy opactwo kilkakrotnie było najeżdżane i łupione przez pogańskich agresorów z Północy, wikingów. Ale nigdy nie udało się im znaleźć tej księgi.

Gideon baczniej przyjrzał się manuskryptowi. Wbrew sobie był coraz bardziej urzeczony fantastycznymi, abstrakcyjnymi zdobieniami pokrywającymi stronicę, przywodzącymi na myśl fraktale.

– Dziś prezentowana jest stronica folio 34r – wyjaśnił Glinn. – Słynny monogram Chi Rho.

– Chi Rho? Co to takiego?

– Chi i Rho to pierwsze dwie litery słowa „Chrystus” w języku greckim. Historia życia Jezusa zaczyna się w Ewangelii według świętego Mateusza. W wersie osiemnastym pierwszego rozdziału po raz pierwszy zostaje wymienione imię Jezusa Chrystusa i ta strona była często szczególnie zdobiona we wcześniejszych iluminowanych ewangeliach. W Księdze z Kells właśnie pierwsze litery Chi i Rho zajmują całą stronę.

Za nimi znów zaczął gromadzić się tłum i Gideon poczuł, że ktoś lekko szturchnął go łokciem w bok.

Glinn wciąż mówił szeptem:

– Popatrz na ten labirynt zasupłanych zdobień! Możesz dostrzec całe mnóstwo ukrytych tam dziwnych stworzeń – zwierząt, owadów, ptaków, aniołów, małych główek, krzyży, kwiatów. Nie wspominając o niezwykle złożonych celtyckich węzłach. Marzenie matematyka!… I te kolory! Złoto, zieleń, żółć i purpura! To najwspanialsza stronica spośród wszystkich stronic iluminowanych manuskryptów, jakie dotrwały do naszych czasów! Nic dziwnego, że ta księga uważana jest za największy skarb narodowy Irlandii. Spójrz tylko.

Po raz pierwszy Gideon usłyszał w głosie Glinna nutę prawdziwego entuzjazmu. Wychylił się do przodu tak bardzo, że mgiełka jego oddechu zasnuła szkło.

– Bardzo przepraszam, ale ludzie czekają – rozległ się za nim zniecierpliwiony głos.

Chcąc sprawdzić, co się stanie, Gideon wyciągnął rękę i dotknął palcami gabloty.

Natychmiast rozbrzmiało ciche buczenie, a strażnik zawołał:

– Proszę nie dotykać! Proszę cofnąć rękę!

To ożywiło czekających w kolejce.

– Człowieku, dajże szansę innym! Wszyscy tu stoimy! – podniósł się kolejny głos.

Kilka innych osób też zaczęło wypowiadać słowa ponaglenia.

Z długim westchnieniem żalu Glinn przyłożył uschnięty palec chorej dłoni do dźwigienki sterownika i jego wózek inwalidzki ruszył naprzód, cicho powarkując. Gideon podążył za Glinnem. Po chwili znowu znaleźli się na Madison Avenue; ulicą sunęły sznury aut, słychać było klaksony taksówek. Ostre światło oślepiło Gideona.

– Wyjaśnijmy coś sobie. Chcesz, żebym ukradł tę księgę? – zapytał.

Poczuł, że dłoń Glinna uspokajającym gestem dotknęła jego ramienia.

– Nie, nie całą księgę. Tylko tę jedną stronicę folio, którą właśnie mieliśmy okazję zobaczyć.

– Dlaczego?

Cisza.

– Czy kiedykolwiek odpowiedziałem wprost na jakiekolwiek z twoich pytań? – rzucił z tajemniczym uśmiechem Glinn, gdy przed budynek Biblioteki Morgana zajechała limuzyna, aby zawieźć ich z powrotem na Dwunastą Ulicę Little West.

Zaginiona wyspa

Подняться наверх