Читать книгу Płaca za pracę - Edmund S. Phelps - Страница 5

Przedmowa do II wydania Przedmowa do II wydania

Оглавление

Zaledwie dziesięć lat temu skończyłem pisać książkę Płaca za pracę, która przedstawiła nowe spojrzenie na zagadnienie posiadania pracy oraz zawierała apel o zajęcie się niedostateczną integracją mniej uprzywilejowanych mieszkańców USA przez zwiększenie ich udziału w gospodarce narodowej oraz podniesienie ich płac do poziomów pozwalających im się utrzymać. Od tego czasu wiele się zdarzyło: rewolucja technologiczna, globalizacja i nieustanna imigracja do USA. Być może nadszedł czas, by jeszcze raz przyjrzeć się moim tezom i propozycjom.

Płaca za pracę pisana była od lipca 1995 do marca 1996, a ukazała się w styczniu 1997 roku. Szła „pod prąd”, by użyć frazy Gunnara Myrdala, pod trzema względami. Powszechnie uważa się, że dla większości ludzi praca stanowi ciężar, za który jedyną rekompensatą jest płaca. Ja, przeciwnie, podobnie jak Alfred Marshall i Myrdal, postrzegam pracę jako główne źródło rozwoju osobistego i z pewnością intelektualnego ludzi – być może nie w sowieckim komunizmie, gdzie powszechne uchylanie się od pracy sugerowało co innego, ale niewątpliwie w gospodarkach cechujących się wysokim stopniem przedsiębiorczości, takich jak dobrze funkcjonujące gospodarki kapitalistyczne. Mój pogląd często spotykał się z następującą reakcją: „Nie chcesz chyba powiedzieć, że stanowiska pracy, które zajmują upośledzeni płacowo, dostarczają im dużo stymulacji mentalnej i okazji do rozwoju intelektualnego?” Odpowiadałem wtedy, że dla większości ludzi uczestniczących w świecie pracy, także na dolnych szczeblach drabiny, nawet praca niedostarczająca stymulacji umysłowej jest ciekawsza i bardziej satysfakcjonująca niż inne opcje, jakie są dla nich dostępne, gdy nie wychodzą z domu. Uważałem także, że bycie zatrudnionym daje ludziom możliwość wykonywania pracy, z której mogą czerpać dumę (instynkt dobrej roboty w terminologii Thorsteina Veblena) oraz poczucie własnej wartości, które wynika ze zdolności do zapewnienia sobie utrzymania (pojęcie self-reliance Ralpha Waldo Emersona).

Powszechnie przyjęty był także pogląd, że niezależnie od płacy i niepieniężnych korzyści wynikających z pracy wolne rynki tworzą właściwą liczbę miejsc pracy. Utrzymywałem, że wielu – jeśli nie większość – pracowników na szarym końcu rynku pracy uważa swoje płace za nędzne, a korzyści niepieniężne za wręcz upokarzające, więc, pod warunkiem, że ich sytuacja materialna nie jest fatalna, praca może się dla nich okazać trudna do utrzymania na dłużej ze względów emocjonalnych. Ich morale może upaść, a zdolność koncentracji osłabić się do tego stopnia, że przestaną wypełniać swoje zadania i stracą pracę. Ponadto ustawowe wymogi dotyczące płacy minimalnej mogą sprawić, że staną się oni nieatrakcyjni dla przestrzegających prawa pracodawców. W mojej krytyce wolnego rynku w zakresie najgorzej opłacanych miejsc pracy odwołałem się także do pewnych staromodnych wartości: tam, gdzie jest wielu ludzi, którzy nie są w stanie sami się utrzymać, zdolność utrzymania samego siebie, czyli cecha, którą nasza kultura traktuje jako bardzo istotną, traci na znaczeniu, a w zamian rozwija się kultura zależności. Podobnie ich brak partycypacji w życiu gospodarczym społeczności sprawia, że maleje znaczenie przypisywane wnoszeniu wkładu w gospodarkę, co prowadzi do rozwoju gospodarki podziemnej, opartej na handlu narkotykami i przemocy. W jaki sposób dzieci dorastające w takich patologicznych warunkach mają być przygotowane do życia zawodowego, które dałoby im poczucie spełnienia? Nie pomijałem też milczeniem faktu, że praca poniżej kwalifikacji oraz patologie społeczne wynikające ze stawek zbyt niskich, by zapewnić utrzymanie, stanowią główny dowód winy w oczach populistów atakujących system swobody przedsiębiorczości. A swoboda przedsiębiorczości jest warunkiem koniecznym dynamizmu gospodarczego; pozwala na zwiększenie liczby miejsc pracy oraz ich jakości, co prowadzi do wzrostu zamożności i do rozwoju człowieka. Stwierdziłem, że gdyby wprowadzono wyższe stawki podatkowe w celu zapewnienia środków na proponowany przeze mnie program, korzyści przewyższyłyby koszty dla ogromnej większości, jeśli nie dla wszystkich, ludzi.

Według innego powszechnie przyjmowanego wtedy poglądu dla działającego za pośrednictwem rządu społeczeństwa właściwym sposobem zmierzenia się ze zjawiskiem ubóstwa ludzi w wieku produkcyjnym było zaoferowanie im pieniędzy w formie powszechnie gwarantowanego dochodu. Sugerowano, że program taki, dzięki swojemu brakowi związku z pracą i ryczałtowemu charakterowi, miałby pożądaną ze względów moralnych właściwość neutralności między tym, czy dany obywatel pracuje czy nie, czy wnosi swój wkład czy też wiedzie życie bumelanta. W trakcie spotkań w latach 90. XX wieku do rozpaczy doprowadzał mnie fakt, że przedstawiciele nauk społecznych nie potrafili zrozumieć, jak bardzo mylny jest ich punkt widzenia. Dotacje do nisko opłacanych miejsc pracy mają tymczasem na celu doprowadzenie do nieneutralnego nastawienia firm w procesie decydowania o zatrudnieniu pracowników oraz tychże pracowników w trakcie decydowania o podjęciu pracy i pozostaniu przy niej.

Choć w pewnych kręgach słowo „niesprawiedliwość” jest bardzo niepopularne, nie mógłbym nie wspomnieć też o wzroście szacunku dla samych siebie, którego doznaje część społeczeństwa, widząc jak pieniędzy z jej podatków używa się do zwiększenia korzyści, jakie ci, którym się nie powiodło, otrzymują za swój udział w wytwarzaniu produktu krajowego.

W ciągu ostatnich 10 lat mój horyzont myślenia o integracji upośledzonych ekonomicznie członków społeczeństwa z mainstreamem poszerzył się. Ale jeśli chodzi o przesłanie niniejszej książki, nie zmieniłem zdania. Nadal uważam, że wprowadzenie wysokich dopłat do nisko opłacanych miejsc pracy pozwoliłoby Ameryce stać się tym, czym zawsze chciała być: krajem, w którym praktycznie wszyscy mają przed sobą perspektywę dobrze wynagradzanej pracy oraz satysfakcjonującego wykorzystania swojego potencjału.

Płaca za pracę

Подняться наверх