Читать книгу Płaca za pracę - Edmund S. Phelps - Страница 7
Prolog Prolog
ОглавлениеJeszcze całkiem niedawno, bo przy okazji dwusetnej rocznicy powstania USA, wartościami, które kojarzyliśmy z naszą republiką, były wciąż wolność i niezależność oraz przedsiębiorczość i samowystarczalność. Ojcowie założyciele przygotowali grunt pod kapitalizm rynkowy. Praca i kapitał miały być niezależne od państwa, a pozyskanie pracy lub pozwolenie na otwarcie lub zamknięcie przedsiębiorstwa nie miały wymagać starań o przychylność władz. Ojcowie założyciele uważali także za słuszne, by osoby produktywne same dbały o swoje utrzymanie, bez pomocy ze strony państwa. Wierzono, że szanse i bodźce motywacyjne wynikające z tego systemu będą najlepiej promować twórcze myślenie oraz samorozwój, które nierozerwalnie wiążą się ze szczęściem.
Oczekiwano, że wyzwoleni i zmotywowani, sprawni fizycznie i kompetentni mężczyźni i kobiety będą w stanie znaleźć pracę i zarobić na swoje utrzymanie. Mieliby zarabiać dostatecznie dużo nie tylko po to, by się utrzymać, ale także by uczestniczyć w życiu społecznym – podejmować obowiązki rodzinne i obywatelskie i do pewnego stopnia żyć życiem społeczności. Na tym właśnie polegał amerykański eksperyment: wypróbować nowy system prywatnej przedsiębiorczości i ideę samopomocy w nadziei, że spełni on wymogi uczestnictwa w rynku pracy i spójności społecznej.
Przez większą część lat, które nastąpiły potem, system ten był rajem na ziemi, w którym ludzie, dzięki pracy, zarabiali na swoje utrzymanie, rozwijali swoje talenty i udzielali się w społeczności. Pomagało to, że przez pierwszy wiek swojego istnienia Ameryka była krajem przeważnie rolniczym1. Siły roboczej brakowało tak bardzo, że w procesie opanowywania nowej ziemi przydawała się każda para rąk2. Była to demokratyczna Ameryka Tocqueville’a3. W drugim stuleciu urbanizacja i imigracja zagroziły spójności społecznej, chociaż w 1914 roku pojawiła się słynna koncepcja linii produkcyjnej Henry’ego Forda, która miała na celu poprawę zwrotu osiąganego z pracy fizycznej. Dla wielu barierą uniemożliwiającą integrację była dyskryminacja, ale w latach 60. podjęto w końcu działania legislacyjne w celu rozwiązania tego problemu. Inne kraje także przeprowadzały ten amerykański eksperyment, jak to często się określa, ale żaden nie robił tego równie zdecydowanie i skutecznie, co USA. Mimo że sukces ten wyolbrzymia się dzisiaj tak, że osiąga on wymiar mitu, do takiego właśnie mitycznego obrazu porównujemy dziś nasz kraj. Zanim nadeszły lata 70., pojawiły się jednak pierwsze oznaki kłopotów w raju. W miastach na światło dzienne wychodziła alternatywna gospodarka: sprzedawcy uliczni, żebracy, prostytutki i handlarze narkotykami. Patologie społeczne – przestępczość, nadużywanie narkotyków, wzrost liczby narodzin nieślubnych dzieci – stały się bardzo widoczne w biedniejszych dzielnicach miast. Od tego czasu niektóre wskaźniki się pogorszyły. Bezdomność stała się zjawiskiem ogólnokrajowym w latach 80. Przemoc gangów oraz wśród młodzieży gwałtownie wzrosła w latach 90. Pogorszyło się poczucie bezpieczeństwa osobistego i majątkowego. Relacje między grupami etnicznymi i klasami ekonomicznymi zostały nadszarpnięte. W tym długim okresie poziom zależności od pomocy społecznej szalenie wzrósł. Dramatycznie zmniejszyło się natomiast satysfakcjonujące płacowo zatrudnienie wśród upośledzonych płacowo4, zwłaszcza mężczyzn o niskich zarobkach. Prawie dwa razy więcej spośród nich uczestniczy w rynku pracy w latach 90. niż we wczesnych latach 70., a wśród tych, którzy uczestniczą, mniej więcej dwa razy tyle jest bezrobotnych teraz co wtedy5. Wielu polega dziś na pomocy społecznej. Wzrost liczby kwalifikujących się do korzystania z pomocy społecznej sprawił, że wydatki tego rodzaju w proporcji do dochodu narodowego wzrosły o jedną trzecią w latach 1974–1994, a wydatki na pracownika o połowę6. Wielu innych, zwłaszcza mężczyzn z niskimi możliwościami zarobkowymi, zajęło się działaniami przestępczymi. W chwili obecnej półtora miliona mężczyzn przebywa w więzieniu.
Tak więc w swoim trzecim stuleciu amerykański eksperyment przestał być źródłem integracji i spójności, którym był w przeszłości. Konsekwencją tej zmiany jest poważny spadek odpowiedzialności obywatelskiej i organizacji społecznej wśród upośledzonych społecznie w wieku produkcyjnym. W ramach adaptacji do tych niepowodzeń system amerykański ewoluuje w kierunku „kapitalizmu opiekuńczego”. Twierdzę, że ten społeczny rozkład i niepokój można przypisać siłom ekonomicznym, pozbawiającym wielką część mniej uprzywilejowanych pracowników dużej części mocy, która bierze się z pracy. Obserwacja obszarów ubóstwa wskazuje, że wielu ludzi w wieku produkcyjnym nie jest już w stanie sama się utrzymać; aby przeżyć, potrzebuje pomocy, by zdobyć żywność, dach nad głową i opiekę medyczną. Inni są w stanie przeżyć, ale nie są w stanie zarobić na przyzwoity poziom życia – ich zarobki nie wystarczają na zaspokojenie potrzeb, które dla większości są podstawowe (np. możliwość wychowania jednego lub dwójki dzieci). Jeszcze inni otrzymują wystarczająco dużo z pomocy społecznej lub przestępczości i praca nie ma dla nich sensu.
Jeśli to ograniczenie zdolności zarobkowej jest główną przyczyną zmian, mamy do czynienia z paradoksem. Płace, po uwzględnieniu inflacji, są dzisiaj o wiele wyższe we wszystkich warstwach siły roboczej niż w latach 50., nie mówiąc już o latach 20. Skąd więc wzięły się problemy społeczne ostatnich 20 lat po tylu dekadach postępu społecznego? Odpowiedzi należy szukać w głębokich zmianach w strukturze amerykańskich szans i zasobów: w spadku wynagrodzeń najgorzej zarabiających względem szans, które stoją przed innymi, oraz względem innych źródeł utrzymania, z których mogą korzystać.
Mało zarabiający mężczyźni zaczęli powoli zostawać w tyle za resztą siły roboczej już w latach 50. Spadek ich relatywnej zdolności zarobkowej (względem mediany wynagrodzeń) przyśpieszył w następnych dwóch dekadach, osiągając 9 proc. w latach 70.7 Do końca dekady różnica ta stała się zbyt wielka, aby pracownicy ci mogli sobie pozwolić na coś w jakikolwiek sposób przypominającego styl życia klasy pracującej, nie wspominając o klasie średniej. Co więcej, ten względny spadek miał miejsce w czasie, gdy relatywna płaca kobiet szła w górę we wszystkich kategoriach płacowych, co sprawiło, że coraz więcej mało zarabiających kobiet przekonało się, że może się utrzymać bez mężczyzny w roli żywiciela rodziny. Dzięki ekspansji opieki społecznej w latach 60. kobiety nie potrzebują już mężów do wychowywania dzieci, a coraz mniej starszych ludzi potrzebuje wsparcia w zarobkach dzieci, aby się utrzymać. Wskutek tego mężczyźni nie mogą już odgrywać pewnych ważnych ról, które były udziałem większości pracowników w pokoleniu ich ojców. W tym sensie ich praca uległa dewaluacji.
W latach 80. rozpoczęła się nowa faza, w której, podczas gdy ich relatywne wynagrodzenia spadały niewiele szybciej niż wcześniej, ta relatywna obniżka oznaczała spadek w liczbach bezwzględnych dla nisko opłacanych mężczyzn, bo mediana wynagrodzeń przestała rosnąć – w istocie zaczęła spadać. Gwałtowne obniżenie płac mało zarabiających mężczyzn w sytuacji, gdy nie działały żadne siły ograniczające poduszkę bezpieczeństwa zasobów niepłacowych oraz innych możliwości, doprowadził do spadku ich motywacji jako pracowników. To z kolei przyniosło wzrost ich kosztów dla pracodawców, sprawiając, że stali się oni mniej zatrudnialni, co wyniosło stopę bezrobocia w tej grupie na zupełnie nowy poziom.
System pomocy społecznej miał w tym swój udział. Kiedy potrzebne były głębokie cięcia płac, aby uratować przedsiębiorstwa, otwarty system świadczeń o ustalonych kwotach był źródłem istotnych zasobów niepłacowych, które były nieczułe na spadek wynagrodzeń. To wzmocniło wpływ obniżenia korzyści płynących z pracy na aktywność zawodową i zatrudnienie.
Dramatycznie niska zdolność zarobkowa upośledzonych płacowo zaczęła rodzić inne implikacje niż tylko niskie płace i wysokie bezrobocie. Deprywacja i bezczynność wytworzyły poczucie wykluczenia. Niemożność zarobienia więcej, niż można otrzymać od rodziny, organizacji charytatywnych i pomocy społecznej, wytworzyła poczucie bezsilności. Zaczęło panować fatalistyczne przekonanie, że przyszłość nie przyniesie żadnej możliwości osobistego rozwoju. To z pewnością odgrywa istotną rolę w narastaniu alkoholizmu, narkomanii oraz skłonności do przemocy.
W rezultacie upośledzenie płacowe, powszechne dziś w Ameryce, rodzi koszty i zagrożenia dla reszty społeczeństwa. Jest ono głównym źródłem patologii społecznych, które atakują i osłabiają nasze miasta. Jest to przyczyna, a nie skutek, często opłakiwanej kultury biedy oraz upadku moralności. Te konsekwencje sprawiają, że powszechne upośledzenie płacowe jest problemem dla całego społeczeństwa, a nie tylko dla samych upośledzonych płacowo. Co robić? Jest oczywiste, że sieć bezpieczeństwa pomocy i ubezpieczeń społecznych nie jest lekarstwem na problemy społeczne mające swoje źródło w zbyt niskich płacach.
Jedna z naszych partii politycznych stawia sobie za cel eliminację pomocy społecznej oraz niektórych form ubezpieczeń społecznych, aby zmusić korzystających z nich oraz społeczności, z których się oni wywodzą, do powrotu do pracy. Ale to także nie doprowadzi do wzrostu zbyt niskich płac. Większość zmuszonych do powrotu na rynek pracy otrzymywałoby bowiem, tak jak przedtem, wynagrodzenia zbyt niskie, by zapewnić sobie utrzymanie. Nie przywróciłoby to spójności społecznej. Druga partia popiera podwyżkę ustawowej płacy minimalnej. Takie działanie wpływa na wzrost najniższych płac. Nie prowadzi jednak do ważnego celu, jakim jest reintegracja najmniej zarabiających ze światem pracy i biznesu. Musimy wspierać zarówno integrację, jak i spójność, a jednocześnie zachować kapitalizm i samowystarczalność.
Aby doprowadzić do wzrostu płac przez podniesienie wydajności, pierwsza partia postuluje zmniejszenie stawek podatkowych, wierząc, że szybszy wzrost ekonomiczny da większe korzyści wszystkim, zwłaszcza upośledzonym płacowo, przynajmniej w długim okresie. Druga partia wspiera zwiększenie subsydiów, aby zachęcić młodych ludzi do zdobywania jeszcze lepszego wykształcenia. Niestety, te futurystyczne wizje w małym stopniu wpływają na przywrócenie wartości pracy i zdolności samoutrzymania teraz – w najbliższych kilku latach.
Na szczęście można temu zaradzić. Możemy odwrócić dramatyczny spadek płac i zatrudnienia wśród upośledzonych płacowo w USA. To, że ubogie społeczności mogą się podnieść, jest tak pewne jak to, że ich upadek jest wynikiem spadku płac i utraty pracy. Metoda, która do tego prowadzi, nie opiera się na żadnym z obecnie wykorzystywanych instrumentów.
Polega ona na wprowadzeniu dotacji wspierających zatrudnienie. W wersji, którą proponuję, mają one formę stałych ulg podatkowych dla przedsiębiorstw prywatnych w zamian za zatrudnianie mało zarabiających pracowników. W moim planie firmy są wynagradzane za zatrudnienie dowolnej liczby osób. System subsydiów ukierunkowany jest na pracowników, których własna wydajność pracy jest niska (czego dowodem jest niewielki godzinowy koszt pracy, jaki firmy decydują się ponieść w zamian za ich usługi), ponieważ to właśnie w ich przypadku mamy do czynienia z niskim stopniem integracji z gospodarką kapitalistyczną i ograniczoną spójnością ze społecznym mainstreamem, a ich odpowiedzialność społeczna podkopywana jest przez niskie płace odpowiadające ich niskiej wydajności.
Piękno tej metody polega na tym, że popycha ona zarówno płace, jak i stopę bezrobocia wśród nisko zarabiających pracowników we właściwym kierunku. Dotacje zachęcają firmy do zatrudniania większej liczby mało zarabiających pracowników, przyczyniając się do wzrostu zatrudnienia i spadku bezrobocia. W rezultacie płace rosną, bo firmy dążą do wzmocnienia motywacji pracowników, aż w końcu osiągają wyższy poziom, na który firmy mogą sobie pozwolić właśnie dzięki subsydiom. Prowadzą więc one do zwiększenia spójności społecznej i uczestnictwa w rynku pracy.
Rzecz jasna, propozycja ta rodzi pewne pytania. Dlaczego praca i zarabianie są takie cenne? (Dlaczego po prostu nie dać ludziom pewnej sumy pieniędzy, jak w przypadku wymyślonych przez ekonomistów „demograntów” lub „ujemnego podatku dochodowego”?). Jak to możliwe, że po dwóch stuleciach postępu ekonomicznego rozpowszechnione jest ubóstwo i że ubóstwa jest więcej niż pół wieku temu? Jaką szkodę wyrządza reszcie społeczeństwa sytuacja pracowników o niskiej zdolności zarobkowej? Jaka jest pewność, że plan dotacji, ukierunkowany na najmniej zarabiających, poprawi ich szanse ekonomiczne? Jaki miałby on wpływ na klasę pracującą, która otrzymałaby niewiele pieniędzy z dotacji, jeśli w ogóle by je otrzymała? Ile adekwatny plan subsydiów kosztowałby państwo i jakie byłyby oszczędności budżetowe oraz wzrost dochodów państwa? Czy dotacje takie wymagałyby dużych podwyżek podatków, przynajmniej w pewnym okresie? W jaki sposób uzasadnić nawet tymczasową podwyżkę podatków w celu pomocy najmniej zarabiającym, skoro w naszym społeczeństwie i w innych krajach jest tak wielu ludzi, którzy są jeszcze ubożsi? Czy dotacje wspierające zatrudnienie nie zmniejszyłyby motywacji pracowników do dalszej edukacji? A jeśli tak, to czy taki efekt uboczny nie sprawiłby, że byłyby one nie do zaakceptowania?
Poszczególne rozdziały niniejszej książki poświęcone są odpowiedziom na te i inne pytania. Według mnie odpowiedzi te są wystarczające. Sprawę należy widzieć we właściwej perspektywie. Dotacje wspierające zatrudnienie nie są doskonałym instrumentem. Nie poprawią społeczeństwa w każdym jego aspekcie. Pomoc społeczna będzie nadal odgrywać pewną rolę, a edukacja publiczna oraz działania mające na celu wsparcie wzrostu gospodarczego będą odgrywały role bardzo ważne. Wprowadzenie subsydiów sprawi, że niektóre z tych starszych instrumentów będą bardziej potrzebne niż wcześniej, a inne mniej. Ale te tradycyjne środki nie są w stanie zapewnić, szybko i niezawodnie, wzrostu wynagrodzeń i zatrudnienia wśród najmniej zarabiających, a właśnie ten wzrost musi być podstawą rozwiązania problemów społecznych ostatnich dekad. Dotacje przeznaczone na najmniej zarabiających, pomimo swoich niedoskonałości, są najbardziej skutecznym instrumentem, jaki mamy, aby ponownie stworzyć utracone szanse na pracę i samoutrzymanie, aby zwiększyć integrację i spójność, aby dać szansę na odzyskanie poczucia odpowiedzialności za siebie i za innych.