Читать книгу Moje trzy po trzy - Emil Karewicz - Страница 11

OJCIEC ODCHODZI

Оглавление

Bo takich scen jak ta na skarpie nad Wilią było mało w moim dzieciństwie. O wiele za mało. Niechętnie o tym wspominam, bo przecież o sprawach bolesnych nie należy wiele mówić, szczególnie gdy już dawno minęły, zapomniane. Ale też dotyczą mnie, więc jednak powinny się tu znaleźć. Zwłaszcza że w jakiś sposób ukształtowały mój życiorys. Pisałem już, że moi rodzice najczęściej nosili smutek na twarzach. I jako mały klaun starałem się ich rozśmieszać, co nawet często mi się udawało. Ale na dłuższą metę terapia śmiechem, jaką serwowałem moim rodzicom, nie działała. Wydaje mi się, że napięcia, jakie coraz częściej zaczęły się pojawiać między rodzicami, wynikały z tego, że w domu się nie przelewało. Matka zaczęła wtedy szukać pocieszenia w kościele, a ojciec – w wódce. Doprawdy dwa krańcowo różne sposoby radzenia sobie z problemami, a między nimi – ja. Nic niewiedzący, a jedynie przeczuwający, że nie jest dobrze. Nawet zostawiali mnie samego w mieszkaniu, bo matka godzinami przesiadywała w kościele, a ojciec – z kolegami w knajpie. Pamiętam dzień, gdy najpierw po wieczornej mszy do domu wróciła ona. Nigdy tak się nie zdarzało, żeby po zamknięciu szynku ojciec nie przyszedł do nas, nawet jeśli od razu kładł się spać.

Tego dnia jednak mijały minuty, godziny i jeszcze długo, długo w nocy czekaliśmy z matką na powrót ojca. Na próżno. Poznał inną panią i zamieszkał z nią. Poznałem ją. Czasem u nich bywałem. Nawet była dla mnie miła. Ale nienawidziłem jej. Z ojcem spotykałem się coraz rzadziej. Później nastąpił rozwód.

Bardzo przeżyłem sprawę rozwodową. Pamiętam, gdy sędzia, wiekowy pan z siwymi włosami i taką samą brodą, jakby wyjęty z religijnych obrazków Pan Bóg, przywołał mnie do siebie. Starał się być miły. Rozumiał przecież całą sytuację. Objął mnie i zapytał:

– Kogo bardziej kochasz – ojca czy matkę? Nic nie odpowiedziałem. Rozpłakałem się i nie mogłem przestać.

Miałem wtedy siedem lat. Za mało, żeby zrozumieć, a za dużo, żeby nie zdawać sobie sprawy z następstw sytuacji. Po rozwodzie zostałem z matką, która od tamtego czasu przejawiała zrozumiałą niechęć do moich spotkań z ojcem. A i ja ze względu na tę nową panią w jego życiu nie wiedziałem, jak się mam zachowywać w jego towarzystwie.

Ostatni raz widziałem go podczas okupacji. Siedział nad rzeką i łowił ryby. Nie wiem, czy coś złowił; spławik stał nieruchomo w wodzie. Nie podszedłem bliżej. Później go już nie widziałem. Nie wiem nawet, kiedy umarł i gdzie został pochowany.

– W jaki sposób ta sytuacja wpłynęła na pańskie dorastanie?

– Myślę, że odtąd, jak to mówią, stałem się zamknięty w sobie. I to zamknięcie czasami dawało mi się później we znaki, chociaż starałem się jak mogłem nie zamykać przed innymi. Wydaje mi się nawet, że moje poczucie humoru wynika właśnie z tych przeżyć w dzieciństwie. Bo po pierwsze starałem się jak mogłem rozśmieszać nas, w naszej małej rodzinie. A po drugie chyba też po części sam siebie zabawiałem, żeby jakoś sobie ulżyć. Starałem się być wesoły na przekór niewesołym myślom i uczuciom, które mnie ogarniały.

Kiedy już poszedłem do szkoły, ta cecha musiała być nadzwyczaj widoczna w moim zachowaniu. Pamiętam, że umiejętność opowiadania śmiesznych historii – wymyślania ich i przedstawiania – wykorzystywali nauczyciele, gdy im samym nie starczało inwencji, czym by tu zająć klasę.

– Jesteśmy już w pana czasach szkolnych. Ale mnie naszła myśl, którą pragnę się z panem podzielić. Czytelnicy mają teraz przed oczami niezbyt udane dzieciństwo wrażliwego, zdolnego chłopaka z Wilna. Ale może się mylę?

– Proszę pana, przecież pewnych rzeczy w życiu nie wybieramy i do nich należy rodzina, w której pojawiamy się na świecie. I pierwsze lata życia. Później można mieć na nie wpływ, ale gdy jest się małym człowiekiem…

– Ale czy dzieciństwo, które pan opisał, było prawdziwym dzieciństwem? To znaczy, gdyby przymierzyć je do tego samego okresu u nawet skromnie żyjących rodzin dzisiaj, to z pewnością było o wiele surowsze…

– W tamtych czasach nikomu nie było łatwo. Ja miałem trudniejszy start, bo w pewnym momencie zawiodłem się na dorosłym, który był moim najważniejszym dorosłym. Ale z perspektywy czasu wydaje mi się, że to wyszło mi na dobre. Dlatego że aby uciec od przykrych wspomnień, wkraczałem w świat fantazji i tam szukałem pocieszenia, ćwicząc przy okazji nieświadomie mój późniejszy warsztat aktorski.

– Czy pan już wtedy wiedział, że będzie aktorem? Pomyślałbym, że bardziej ciągnie pana do cyrku…

– Jeszcze wtedy nie wiedziałem, kim chcę być. Nie byłem wybitnym uczniem, chociaż nie wagarowałem. Po lekcjach chodziłem po mieście, które we wczesnym dzieciństwie wydawało mi się olbrzymie, ale podczas późniejszych eksploracji kurczyło się coraz bardziej, aż miałem je schodzone od krańca do krańca. Żyłem swoimi fantazjami, które miały spore wzięcie w klasie, jak już wspomniałem. I cały czas w rękach coś na kształt talentu plastycznego. Nie pamiętam, kiedy wstępne bazgroły przeobraziły się już w malarstwo realistyczne, a konkretnie rysunki. Ale bez wątpienia taki moment nastąpił. Po prostu dojrzewałem.

Moje trzy po trzy

Подняться наверх