Читать книгу Piątka - Erica Spindler - Страница 10

Rozdział piąty

Оглавление

Godzina 0:25

Zach zatrzymał się w wejściu do mieszkania. King żył, nomen omen, po królewsku[1]. Krótki korytarz prowadził do obszernego, luksusowo urządzonego nowoczesnego wnętrza. Okna zajmujące całą przeciwległą ścianę wychodziły na rzekę Missisipi. Za nimi znajdował się balkon. Drzwi były otwarte. Zimny, wilgotny wiatr wydymał zwiewne białe zasłony.

Micki popytała i dowiedziała się kilku szczegółów na temat wieczoru, ale na prośbę Zacha na razie zachowała je dla siebie. Nie chciał, żeby na jego odczyt miejsca wpłynęły tak zwane fakty.

Interesowały go wyłącznie myśli Kinga.

Wszedł do mieszkania. Poczuł znajome mrowienie w nadgarstkach i łokciach. Wziął głęboki oddech, rozluźnił się i pozwolił energii przepływać przez swój organizm. Każde działanie pozostawia po sobie energię mentalną, niedostrzegalną dla niemal wszystkich pozostałych ludzi. Zach potrafił ją wychwycić. Przez całe życie był na nią wrażliwy, ale kiedy dołączył do Szóstki, nauczył się wykorzystywać tę podatność do rozwiązywania zagadek kryminalnych.

Im silniejsze emocje towarzyszą zdarzeniu, tym mocniej jest wyczuwalna energia – i tym łatwiej ją odczytać. Zach przekonał się jednak, że każde miejsce interpretuje się w inny sposób, nie zdarzają się identyczne, nawet jeśli w obu przypadkach chodzi o ten sam typ przestępstwa. Ponieważ ilekroć w grę wchodzą ludzie, biorą w niej udział również emocje. A nie ma dwóch osób, które w podobnej sytuacji zareagowałyby dokładnie tak samo.

Nawet tacy jak on, nie do końca będący ludźmi.

Czasem dominuje energia ofiary, czasem najgłośniej krzyczy energia sprawcy, jeszcze innym razem – tak jak na skąpanym we krwi tarasie dwadzieścia pięter niżej – wszyscy domagają się uwagi: goście, hałaśliwy tłum na ulicy, a nawet media i policja.

Zach wszedł do apartamentu i zatrzymał się. Ściągnął brwi. O dziwo, nie wyłapywał tu niemal żadnego głosu.

Micki szła przodem. Wiedział, że ogląda wnętrze lokalu, wykorzystuje swoją niezwykłą spostrzegawczość i bystrość i stara się ułożyć w całość ciąg zdarzeń wieczoru.

Ona szukała namacalnych dowodów, on – tego, co nieuchwytne. Razem tworzyli bezkonkurencyjny duet. Na tyle sprawny, że chwilami niepotrzebnie ściągał na siebie uwagę, jak na przykład na dole, kiedy Ray rozpoznał Zacha. Ale cóż, będąc policjantem, trudno nie znać funkcjonariuszy mogących się pochwalić stuprocentową skutecznością w rozwiązywaniu zagadek kryminalnych i mających na koncie kilka spraw naprawdę dużego kalibru.

Przypadek domniemanego samobójstwa Thomasa Kinga mógł się okazać sprawdzianem ich kompetencji.

Zach zrobił dwa kroki do przodu i rozejrzał się po wnętrzu. Jego wzrok przykuł barek wyposażony w niewielki zlew. Otwarta karafka. Bursztynowy płyn w drogim naczyniu.

Poczuł lekkie szarpnięcie, jakby czyjaś dłoń delikatnie pociągnęła go w tamtą stronę. Zaintrygowany dał się prowadzić.

Kiedy dotarł do barku, przesunął dłonią w rękawiczce nad karafką. Thomas King. Człowiek z charakterem. Rozluźniony i pewny siebie. Zach pochylił się nad naczyniem i skupił na znajdującym się w środku płynie, wciągnął jego zapach.

King nalewa sobie drinka, po czym odstawia nietkniętą szklaneczkę. Dlaczego?

Zach powoli się obrócił, starając się wyizolować subtelne zmiany energii i podążyć za nimi.

Znów to szarpnięcie za rękaw. Delikatne, ledwo wyczuwalne. Wabiło go, przywoływało jak oczy tamtej tajemniczej kobiety.

Zaprowadziło go do sypialni. Wielkie łóżko, luksusowa pościel. Łóżko przygotowane, czekające na tego, który miał w nim spać. Zach spojrzał na szafkę nocną. Oprawione zdjęcie ze ślubu. King jako pan młody. Widniejąca na fotografii kobieta nie była tą, której obraz na krótko przywołała przepływająca przez Zacha energia. Ta tutaj była piękną, młodą blondynką. Zbyt młodą dla sześćdziesięcioparoletniego dewelopera.

Zach otworzył szufladę szafki nocnej. Fiolka leków na receptę. Obrócił ją czubkiem palca, przeczytał etykietę. Viagra.

Zero zaskoczenia.

W szufladzie znajdował się również pistolet. Beretta Px4 – mały, ale skuteczny. Zach nie sięgnął po niego, tylko przesunął nad nim dłonią.

Żadnego echa; nie strzelano z niego tego wieczoru.

Ruszył dalej, o mało nie przewracając się o damskie buty. Niewiarygodnie wysokie obcasy. Mieniąca się skóra w cielistym odcieniu. Leżały w połowie drogi między łóżkiem a komodą.

Dziwne, że akurat tam. Zach kucnął przy nich. Ostrożnie wyciągnął rękę, przesunął nią nad jednym butem, potem nad drugim. Dłoń załaskotała i po chwili zapiekła.

Podniesione głosy. Kobieta i mężczyzna. Pieczenie osłabło, łaskotanie ograniczyło się do pojedynczych ukłuć i całkiem ustało.

Najprawdopodobniej King i jego żona. Kłócili się. Tylko o co?

Zapisał w pamięci, żeby zapytać panią King, czy buty należą do niej, po czym odwrócił się w stronę wysokiej komody. Leżała na niej niewielka tacka z drobnymi pieniędzmi, kilkoma wizytówkami oraz spinkami do mankietów. Obok zegarek: złota koperta, skórzany pasek. Elegancki i bez wątpienia drogi. Sprawdził markę – Cartier.

Podniósł go, obrócił w palcach. Napłynęły obrazy. King w sali balowej. Szepcze do ucha swojej pięknej młodej żonie.

Zdejmuje zegarek, odkłada go na komodę. Sięga po drugi. Rolex, pomyślał Zach. No jasne.

Zaczyna gwizdać melodię. Zach rozpoznaje nuty, krążą wokół niego, raz bliżej, raz dalej, ale nie potrafi skojarzyć utworu. Co to za kawałek? Zacisnął powieki. Zna go, na pewno zna, musi tylko wysilić pamięć.

Odłożył zegarek i otworzył górną szufladę komody. Czarna skórzana walizeczka. W środku tuzin działających czasomierzy. Jedno puste miejsce.

Zach zmarszczył czoło. King opuścił uroczystość, żeby zmienić zegarek? Może się to wydawać dziwne, ale tak właśnie postąpił.

– Wiem, po co wrócił do apartamentu! – zawołał Zach do Micki. – Po roleksa. – Nie odpowiedziała, więc podszedł do drzwi sypialni. Zobaczył ją przez poruszające się na wietrze zasłony. Stała na balkonie, tuż przy balustradzie, ale nie dotykała jej.

Światło z salonu podkreślało pełny wdzięku łuk szyi Micki i linię zaciśniętej szczęki. Kontrasty, pomyślał. Twarda na zewnątrz, a w środku miękka i ciągnąca się jak nadzienie cukierka. Obie pyszne, choć bardzo różne.

Chciało się rozgryźć ją po to, by poznać smak jej wnętrza.

Nie była dla niego. On i Micki mieli pozostać wyłącznie przyjaciółmi i kolegami z pracy, nie kochankami.

Rzecz nie w tym, że nie mogli nimi być, tylko że nie powinni.

Wyszedł z sypialni. Zatrzymał się w drzwiach balkonowych.

– Przyszedł na górę, żeby zmienić zegarek – powiedział.

Spojrzała na niego przez ramię i ściągnęła brwi.

– Zmienić zegarek? To trochę dziwne, nie wydaje ci się? Z takiego powodu miałby opuszczać wielką fetę?

Wzruszył ramionami.

– Nie za bardzo mam się czym kierować. Trop jest ledwo wyczuwalny. Co to?

– To? – Podniosła przedmiot do światła. Czarne pióro. – Leżało na balustradzie. Nie wiedziałam, że ptaki latają tak wysoko.

Puściła pióro, przez chwilę przyglądała się, jak spada, po czym odwróciła się do Zacha.

– Natrafiłeś na coś poza zegarkiem?

– Widziałaś pistolet w szafce? – Potwierdziła skinieniem głową. – Nie strzelano z niego.

Znów pokiwała głową.

– Jest naładowany. Sprawdziłam. Coś jeszcze?

– Dwie rzeczy. Buty na podłodze. Wiąże się z nimi silna energia. Wyczułem kłótnię pomiędzy kobietą a mężczyzną.

– Kingiem a jego żoną?

– Tak przypuszczam. I jeszcze to, że King gwizdał jakąś melodię. Niestety nie umiem jej rozpoznać, w każdym razie była radosna.

– Tak też komendant podsumował wieczorny nastrój Kinga: radosny. Dlaczego więc to zrobił? Dlaczego się zabił?

Zach wyszedł na balkon. Nagły podmuch wiatru porwał zasłonę i cisnął ją przed niego, zasłaniając widok. Zach podniósł rękę, żeby ją odgarnąć – i zamarł. Jego rękę przeszył prąd, jakby ktoś odpalił na niej serię petard.

Nie chcę cię tu widzieć…

Głos Kinga zabrzmiał w jego głowie tak wyraźnie, że Zach odruchowo obejrzał się za siebie. Wiatr ponownie wydął zasłonę, która owinęła się wokół jego szyi, oblepiła ją niczym macki ośmiornicy, pogładziła jak pieszczota kochanki.

Wyjdź! Zostaw mnie…

King wycofuje się tyłem w kierunku balustrady. Zach dostał gęsiej skórki. Desperacja. Uczucie duszenia się.

…w spokoju.

Zach zerwał zasłonę z szyi. Wstrząśnięty spojrzał na Micki.

– King nie był sam. Był tu ktoś jeszcze. Usłyszałem głos Kinga. Kazał tej osobie się wynosić.

– Chodziło o mężczyznę czy kobietę?

Pokręcił głową.

– Nie wiem.

Podszedł do pozostałych zasłon i przesunął po nich dłonią. Nic. Czując na sobie spokojne spojrzenie Micki, wrócił na balkon i zbliżył się do balustrady.

– Tutaj – powiedział. – Wypadł w tym miejscu.

– Co wyczuwasz?

– Tylko… Kinga. Nikogo więcej.

Kluczem jest rolex. Oczywiście. To po niego wrócił King. To on był na jego nadgarstku, kiedy doszło do konfrontacji dewelopera z drugą osobą i kiedy przechylał się on przez balustradę.

Niewykluczone, że czasomierz wchłonął energię chwil poprzedzających upadek Kinga z dwudziestego piętra.

– Potrzebny mi ten rolex.

– Ale mówiłeś…

– Myliłem się. Muszę go przeczytać, zanim dostanie się w inne ręce.

Piątka

Подняться наверх