Читать книгу Piątka - Erica Spindler - Страница 9
Rozdział czwarty
ОглавлениеGodzina 23:55
Zach stał tuż za kręgiem światła rzucanego przez lampę techników. Odwrócił się w stronę wieży, uniósł twarz i zamknął oczy. Przygotował się na przypływ energii, otworzył na nią zmysły. Przeszedł go prąd, tysiącem ukłuć przewędrował po rękach, nogach i tułowiu. Jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Ukłucia zmieniły się w razy, które spadały na niego z siłą elektrycznej burzy.
Starał się zapanować nad oddechem i rytmem serca. Głęboko, równo. Utrzymać statek na powierzchni. Burza osłabła, ograniczyła się do podmuchów i przypływów, pojawiły się intensywne chwile przeplatane przypominającą próżnię pustką, sprawiającą wrażenie, jakby była zdolna ściągnąć mięso z jego kości.
Usiłował rozszyfrować i zanalizować chaos: barwy, rozbłyski światła, głosy, muzykę – wszystko wirowało jak karuzela, która wyrwała się spod kontroli, coraz szybciej i szybciej, obraz zlewał się w jaskrawą plamę. Nagle: twarz. Kobiece oblicze. Piękne, o tajemniczych piwnych oczach. Zdawała się przyzywać. Nie Kinga, uświadomił sobie nagle Zach, lecz jego. Ta kobieta przyzywała jego.
A potem – pustka. Tak nagła, że Zach otworzył oczy i poczuł, jak nogi się pod nim uginają. Opadł na kolana.
– Zach!
Mick. Biegnie w jego stronę.
Podniósł rękę, by ją powstrzymać, i skupił się na oddechu: głęboko nabrać powietrza, powoli je wypuścić. Jeszcze raz i jeszcze. Wirujący, przekrzywiony świat zwolnił, aż w końcu całkiem się zatrzymał. Zacha przeszedł dreszcz – to ostatnia fala energii cofała się do oceanu.
Spojrzał na Micki, zobaczył zatroskaną minę i zmusił się do pełnego napięcia uśmiechu.
– Ubaw po pachy.
– Wszystko w porządku?
Podniósł się ostrożnie, po czym posłał Micki smutne spojrzenie.
– Przecież stoję, prawda?
– Masz coś?
– Wszystko. – Zauważył, że trzęsą mu się ręce, i zwinął je w pięści. – I nic.
Lekko ściągnęła brwi, tak jak to miała w zwyczaju. Zmarszczyła czoło, jak przystało na surową analityczkę.
– To znaczy?
– Za dużo tego. Nie zdołałem wyodrębnić nic konkretnego, ale…
Bruzda na jej czole jeszcze się pogłębiła.
– Ale co?
– Kobieca twarz. Ostatni obraz. Potem wszystko się… zawaliło.
– W chwili, gdy uderzył o ziemię?
– To ma sens… Takie odniosłem wrażenie, ale nie jestem pewien.
– Rozpoznałeś ją?
Wyobraził sobie tę kobietę. Zmysłowe piękno. Niesamowite oczy. Wydatne kości policzkowe. Wydawała się znajoma, a jednak… nie. Kim była? I czego chciała?
– Zach? Słuchasz mnie? Rozpoznałeś ją?
Pokręcił głową.
– Nie. Ale… – Obrócił się i spojrzał Micki w oczy. – Wydała mi się znajoma, tyle że nie wiem, skąd mógłbym ją znać.
– Może z mediów?
– Może. Z tym że poczułem bardziej, jakby… to ona rozpoznała mnie.
– Jak to?
– Jakby dawała mi znak. Żebym za nią poszedł. Jakby była świadoma mojej obecności. – Spojrzał na z trudem dające się rozpoznać szczątki dewelopera; siła upadku sprawiła, że pękło na nim nawet ubranie.
– Zawsze to tak wygląda? – spytał, czując metaliczny posmak w ustach.
– Kiedy ktoś skoczy? – odparła pytaniem.
Potwierdził skinieniem głowy, a Mick w odpowiedzi nią pokręciła.
– Za każdym razem jest inaczej. Widziałam takich skoczków, którzy po upadku wyglądali, jakby nie odnieśli żadnych obrażeń. W tym wypadku widok jest szczególnie paskudny. Dwadzieścia pięter to szmat drogi.
Coś w szczątkach zwróciło uwagę Zacha. Podszedł i pochylił się, żeby się lepiej przyjrzeć. Złoty rolex Kinga, nawet nie draśnięty, z lśniącą diamentową ramką szkiełka.
Mick zajrzała mu przez ramię.
– Ja pieprzę, niewiarygodne – skomentowała.
Zach przekrzywił głowę, skupił spojrzenie na tarczy.
– Która jest teraz godzina?
– Za cztery północ.
– Nadal dobrze chodzi.
– To się nazywa potwierdzenie jakości produktu. Wyobraź sobie hasło: „Rolex – odmierza czas, nawet kiedy twój dobiegnie już końca”. Chcesz go przebadać?
Zastanowił się, po czym pokręcił głową.
– Chyba wycisnąłem wszystko, co się dało. Przynajmniej tu, na dole. Pora na apartament Kinga.
Technicy stali na skraju tarasu, czekając, aż Micki i Zach zakończą oględziny ciała. Mieli na sobie kombinezony ochronne. Zach nie musiał ich dotykać, by wiedzieć, o czym myślą: że nie jest to bynajmniej wymarzony sposób na spędzenie sobotniego wieczoru. Posłał im pełne zrozumienia spojrzenie.
– Jest wasz – rzuciła Micki. – Dajcie znać, jeśli znajdziecie cokolwiek wskazującego na to, że to nie było samobójstwo.
– Ma pani jakąś teorię, pani detektyw? – spytał jeden z techników pełnym powątpiewania głosem. Micki przystanęła i odwróciła się.
– Nie lepszą niż pańska. Chyba że znajdziecie ranę po kuli. Gdzieś tu musi się znajdować telefon ofiary. Zegarek leży po prawej, niedaleko buta. Miłego układania puzzli, chłopaki.
– Niech nas pani całuje w dupę, pani detektyw – odparł pogodnym tonem technik. – Rano będzie pani miała raport.
Micki i Zach ruszyli w kierunku wejścia do budynku.
– Jak wyglądała? – spytała nagle Micki.
– Kto taki?
– Kobieta, którą widziałeś.
– Ciemne włosy. Tajemnicza twarz. Piękna.
– Bogaty mężczyzna, piękna kobieta. Pasuje jak ulał. Myślisz, że pomogła mu skoczyć?
– Być może. Ale nie sądzę.
– Czemu?
– Nie wiem. Mam wrażenie, że tak jak ja była tylko biernym obserwatorem.