Читать книгу Kolory uczuć Tom 3 Słoneczne jutro - Ewa Bauer - Страница 3
Rozdział 1
ОглавлениеZbliżał się czas wyjazdu do Polski. Z jednej strony wszyscy bardzo tęsknili za krajem, z drugiej myśl o powrocie do miejsca, gdzie tyle się wydarzyło, napawała strachem. Co gorsze, Teresa zadzwoniła któregoś dnia do Anny, by powiedzieć jej, że ta dostała wezwanie do prokuratury. Wprawdzie ciotka próbowała wyjaśniać sprawę i przekazała, że Anny nie ma w kraju, ale w zamian otrzymała informację, że jeśli Kalinowska się nie zgłosi na przesłuchanie, zostanie odnaleziona i doprowadzona. Starsza kobieta bardzo wystraszyła się tego, że siostrzenicę czekają konsekwencje prawne. Przyznała więc, że ta wkrótce przyjedzie i na pewno zgłosi się dobrowolnie.
– Jak widzisz, nie miałam wyjścia. Musiałam tak powiedzieć. Przepraszam. – Teresa była roztrzęsiona.
– To nie twoja wina, ciociu. Miałam nadzieję, że mi dadzą spokój, ale widocznie zeznania są im do czegoś potrzebne. Trudno, zadzwonię tam, gdy tylko będę na miejscu.
Kilka dni później witali się na terminalu w Pyrzowicach. Chłopcy byli bardzo podekscytowani najpierw samym lotem, a potem powrotem do kraju, tam jednak spotkał ich zawód, bo Forêt nie przyjechał po nich na lotnisko.
– Pies czeka na was w domu. Pewnie już go roznosi z niecierpliwości. Od rana przeczuwał, że coś się święci.
Gdy znaleźli się na miejscu, powitaniom nie było końca. Teresa co chwilę ocierała łzy wzruszenia. Forêt szalał, biegając i skacząc radośnie.
– Poznał mnie! Poznał! – krzyczał podniecony Kubuś.
– No pewnie! Psy nie zapominają.
Forêt obwąchiwał ich z każdej strony. Zapewne przywieźli ze sobą obce i interesujące zwierzę zapachy.
– Dobrze, że jesteście. Myjcie ręce, a ja zaraz podam obiad. Potem siądziemy sobie na tarasie, bo dziś piękny dzień. Wy to tam chyba macie same piękne dni!
– Teraz tak, ale to nieprawda, że w Hiszpanii cały czas świeci słońce. W zimie jest sporo pochmurnych tygodni. Deszcz pada, wiatr wieje. Może nie jest tak zimno jak tu, ale nie panuje tam wieczne lato.
– Oj tam, oj tam. Siadajcie, a ja pędzę do kuchni.
Miło było usiąść i nie musieć o nic się martwić. Na te kilka dni to Teresa miała przejąć stery, a Anna dla odmiany być gościem.
Zostawiła dzieci pod opieką Teresy, ponieważ chciała pobyć sama i załatwić ważną dla niej sprawę. Kupiła dwa bukiety świeżych kwiatów i kilka zniczy w przycmentarnej kwiaciarni. Na szczęście o tej porze niewiele osób kręciło się po nekropolii. Odszukała właściwą ścieżkę i podeszła do mogiły. Nagrobek był czysty, a rośliny wokół uporządkowane. Widać było, że ktoś dba o miejsce wiecznego spoczynku Roberta. Ciotka pewnie czasem zachodziła na jego grób, ale Anna nie podejrzewała, żeby robiła to regularnie. Miała swoje sprawy na głowie, a jeśli już, to raczej odwiedzała matkę Anny. Kobieta pamiętała, że Marcin wymienił wazon. Może więc to on częściej tu bywa? Wstawiła świeże kwiaty, choć te, które tam były, całkiem dobrze jeszcze wyglądały. Ułożyła je więc w wieniec i umieściła na płycie. Zapaliła znicze i zmówiła krótką modlitwę.
– Anna? – Usłyszała nagle za sobą znajomy kobiecy głos.
Odwróciła się. Przed nią stali Agata i Marcin.
– Wiedziałeś, że jest w Krakowie? – Agata zwróciła się do męża, a ten wzruszył ramionami.
Anna postanowiła się wtrącić:
– Nie mówiłam Marcinowi, kiedy dokładnie będę. Jakie to ma znaczenie?
– W sumie żadne. Dobrze, że jesteś. – Agata ucałowała ją w oba policzki. – Tylko że gdybyśmy wiedzieli, to przygotowalibyśmy coś na twój przyjazd.
– Nie ma takiej potrzeby.
Rozmowa była sztywna. W powietrzu wisiało coś nieokreślonego, co jednak sprawiało wszystkim dyskomfort.
– Może wpadniesz do nas? Zrobimy kolację! Wytłumaczę ci, jak dojechać do Branic.
– Nie wybieram się tam.
– Jak to? Jesteś w Polsce i nie odwiedzisz Michała? Obiecałaś mi to.
– Słuchaj, Agata, nic ci nie obiecywałam. Może kiedyś to zrobię, ale jeszcze nie teraz. I proszę, nie rozmawiajmy o nim nad grobem mojego męża. – Głos Anny zaczął się łamać. Kręciło jej się w głowie. Czuła się osaczona. Patrzyła wymownie na Marcina, prosząc go o pomoc.
Zrozumiał i chwycił żonę za ramię.
– Agata, daj spokój. Proszę.
Kobieta westchnęła głośno, ale powstrzymała się od komentarza. Postali chwilę w milczeniu. W końcu Marcin uznał, że przerwali Annie ważną chwilę i powinni już pójść.
– Aniu, jeśli znajdziesz chwilę, to wpadnij do nas. To rzeczywiście nie najlepszy moment na rozmowy, ale naprawdę byłoby nam bardzo miło, gdybyś nas odwiedziła.
– Dziękuję. Postaram się. Zadzwonię.
Odeszli, a ona wciąż stała nad grobem, patrząc na napis wyryty na płycie. Dlaczego odszedłeś? – pytało jej spojrzenie. – Tak trudno bez ciebie żyć.
Opowiadała w myślach, co słychać u niej i u synów, jak sobie radzi w nowym miejscu i z jakimi problemami musi się zmagać. Choć trudno byłoby jej to wytłumaczyć, czuła ulgę, kiedy o tym myślała. Tak jakby Robert stał tuż obok i słuchał. Kiedy skończyła, ucałowała palce i przyłożyła je do wyrytego na płycie imienia męża, żegnając się z nim.
Przeszła kilka alejek i odnalazła grób rodziców. Strąciła liście, które na nim leżały, i położyła kwiaty. Za nimi także tęskniła. Przede wszystkim za matką. Choć różnie układały się ich relacje, kobiety były sobie bardzo bliskie. To na mamę zawsze mogła liczyć, to ona dzieliła z nią dobre i złe chwile. Niestety czas ten został przecięty chorobą i przedwczesną śmiercią. Kolejną, która zabrała Annie bliską osobę. Wspomnienia o ojcu się zatarły. Dorastała bez niego, tak jak teraz jej dzieci bez Roberta. Widać taki los tej rodziny, że nikomu nie było dane dożyć późnej starości. Kalinowska miała nadzieję, że będzie towarzyszyć synom przynajmniej do czasu, aż się usamodzielnią.
Wróciła do domu bardzo późno, bo po wizycie na cmentarzu na Salwatorze poszła na spacer nad Wisłę. Była piękna pogoda, więc tłumy spacerowiczów obległy promenadę. Sporo rowerzystów sunęło po ścieżce rowerowej, a dzieci biegały we wszystkie strony. Całe nabrzeże porosło soczystą trawą. Drzewa uginały się od liści. Anna nie mogła nasycić oczu intensywnością barw. Nagle uświadomiła sobie, że takiej zieleni nie ma w Barcelonie. W centrum miasta czy w większości dzielnic brakuje trawników i szpalerów, a jeśli już się pojawiają, to nie są tak bardzo zielone jak tu. Wzdłuż promenady nadmorskiej ciągną się palmy, na osiedlach rosną głównie platany o charakterystycznych pniach w ubarwieniu moro. Nawet parki składają się z piaszczystych terenów, a trawniki w lecie są wysuszone. Najbardziej zielony kawałek znajdował się przy torach tramwajowych wzdłuż muru Parku Ciutadella, a i sam park miał zielone tereny. Lubiła tam chodzić z dziećmi, których bardziej niż flora interesował gigantyczny mamut. Chłopcy huśtali się na jego trąbie dopóty, dopóki jakiś turysta chcący zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie z tym okazem ich nie przegonił.
Prosto z Salwatora przeszła pod Wawel. Obeszła zamek z lewej strony i dotarła na Grodzką. Odwiedziła sklepik z tradycyjnymi wyrobami czekoladowymi z Krakowa i kupiła kilka paczek krówek i torcików wedlowskich. Zamierzała obdarować nimi przyjaciół, gdy wróci do Barcelony.
Dziwnie czuła się w tym mieście, choć znała je od urodzenia. Teraz odnosiła wrażenie, że jest turystką. Rynek tętnił życiem. Jak zwykle w lecie wszystkie kawiarnie wystawiały ogródki. Trzeba było mieć szczęście, by znaleźć wolny stolik. Kwiaciarki oferowały kolorowe bukiety, a całe tabuny gołębi krążyły wokół staruszki sprzedającej ziarno. Anna ogarnęła wzrokiem plac. Nic się nie zmieniło przez pół roku. Nadal między Sławkowską a Floriańską stały dorożki z konnymi zaprzęgami, a pomnik Adama Mickiewicza oblegany był przez wycieczki organizujące tam punkt spotkań.
Z Rynku do mieszkania po Robercie miała pięć minut drogi. Przewidziała, że będzie w pobliżu, i zabrała klucze. Mieszkaniem opiekowała się Teresa. Ciotka wyjmowała pocztę i od czasu do czasu wietrzyła pomieszczenia. Przewiozła do siebie wszystkie kwiaty, nie było więc potrzeby, by regularnie tam bywać.
Anna do tej pory nie chciała wynajmować mieszkania. Wspomnienia z nim związane były zbyt żywe, poza tym do wynajmu przydałoby się je przygotować. Kiedy jednak się tam znalazła, doszła do wniosku, że przydałby mu się remont. Przy okazji można by pomyśleć o wystawieniu oferty. Od września do Krakowa zjeżdżali studenci, a wielopokojowe mieszkanie w centrum miasta i blisko różnych uczelni było atrakcyjne. Pomyślała, że można zamknąć część przeznaczoną na dawne biuro Roberta na klucz, a pozostałe pokoje wynająć. Postanowiła porozmawiać o tym z Marcinem, bo tylko jemu mogłaby powierzyć takie zadanie. Teresa ani nie miała już siły na obsługę wynajmu, ani czasu, by często dojeżdżać do miasta. Marcin bywał w centrum codziennie, może zgodziłby się zająć administrowaniem, a wcześniej organizacją remontu. Anna zdawała sobie sprawę, że obarczyłaby przyjaciela odpowiedzialnym zadaniem, ale zakładała, że jeśli nie będzie mu to na rękę, to odmówi, a wtedy ona poszuka innych rozwiązań.
– Cześć, Aniu, chciałem cię przeprosić za Agatę. Głupio się wczoraj zachowała. – Marcin zadzwonił drugiego dnia z rana.
– Ale nie ma sprawy. Nic się nie stało.
– Nie powinna tak na ciebie naskakiwać.
– Daj spokój. Rozumiem ją. Lepiej powiedz, jak się wam układa.
– Całkiem nieźle, o ile nie wraca temat jej brata. Właśnie wczoraj się trochę posprzeczaliśmy po powrocie z cmentarza.
– Nie chcę być powodem waszych kłótni. Wiesz, że muszę stawić się w prokuraturze? Wzywali mnie kilkakrotnie. Myślałam, że jak mnie nie ma w Polsce, to dadzą spokój, ale nie. Zadzwoniłam tam dziś i powiedzieli, że moje zeznania są kluczowe. Muszę przyjść. Nie mam na to ochoty.
– Wyobrażam sobie. Kiedy powinnaś się zgłosić?
– Umówiłam się na dwunastą. Wolę to mieć już za sobą. Zresztą cóż ja mam im do powiedzenia? Niewiele.
– Mnie też przesłuchiwali, ale ja to zupełnie nic nie byłem w stanie powiedzieć. Za to Agata…
Zaskoczył Annę tym wyznaniem.
– Tak? Nie mówiłeś, że byłeś zeznawać.
– No jakoś mi umknęło. To było zaraz po przyjeździe od ciebie.
– Mniejsza o to. – Postanowiła odpuścić temat. – Powiem, co wiem, i tyle. O przeszłości Michała mam nikłe pojęcie.
– Mnie pytali, czy jest wybuchowy, czy byłem świadkiem jego napadu złości. Takie tam.
– Już mam dość tego tematu. Ledwo tu przyjechałam, a nie ma chwili, żeby ktoś ze mną nie rozmawiał na jego temat. Jezu, czy to się kiedyś skończy? Chcę normalnie żyć, a to się ciągnie za mną jak smród po gaciach. W każdym razie nie mam ochoty go widzieć ani nawet czasu na to, by jechać do Branic.
– Mam nadzieję, że nie będą cię męczyć za długo.
– Marcin? Chciałam cię o coś zapytać…
– Tak?
– Byłam dziś na Tarłowskiej. Pomyślałam, że może warto byłoby wynająć to mieszkanie.
– Świetny pomysł!
– Tylko nie bardzo mam jak się tym zająć, bo wyjeżdżam za trzy dni, a tam trzeba by odświeżyć.
– Zapytam tę ekipę, która niedawno nam robiła remont, kiedy by mogli.
– O, byłoby fajnie. A czy mogłabym cię prosić o ogarnięcie tematu? Znajdziesz czas?
– Teraz i przez wakacje mam trochę luzu, potem może być gorzej, no ale gdyby mogli szybko wejść z remontem, to czemu nie. Słuchaj, a dasz radę uprzątnąć wasze rzeczy jeszcze przed wyjazdem?
– Jeśli tylko ciocia zgodzi się zająć chłopakami, to mogę jutro wszystko spakować. Pewnie i tak sporo będzie do wyrzucenia. Rzeczy chłopców w większości już przewiozłam do Teresy. Zostały moje i Roberta drobiazgi… – zawahała się. Wprawdzie po śmierci męża dużo uporządkowała, ale nie chciała od razu pozbywać się wszelkich jego śladów. Teraz jednak nie było sensu trzymać czegokolwiek w mieszkaniu, do którego nie zamierzała wracać.
Pożegnali się po tym, gdy wstępnie uzgodnili działania. Anna miała przed wyjazdem zostawić Marcinowi klucze i zdać się całkowicie na niego zarówno co do remontu, jak i warunków wynajmu. Miała pełne zaufanie do przyjaciela. Zaznaczyła, że za włożoną pracę otrzyma wynagrodzenie, ale ten wykręcał się, mówiąc, że póki nie zaczną wpływać pieniądze z wynajmu, wyświadczy jej przysługę.
Odłożyła telefon na stolik i poszła do łazienki, by zrobić makijaż. Nie będę wyglądać jak sierota, tylko jak atrakcyjna kobieta, która sobie ze wszystkim radzi, postanowiła.
– Mamo! – Usłyszała po chwili zza drzwi głos syna.
– Słucham?
– Bo Maciek nie chce się ze mną bawić! – Kuba był zdenerwowany.
– Dlaczego?
– Właśnie nie wiem. Leży i mówi, że się źle czuje.
Anna odłożyła tusz do rzęs na półeczkę i szybko opuściła łazienkę. Musiała sprawdzić, co dzieje się z dzieckiem.
Maciek leżał na kanapie zwinięty w kłębek. Dotknęła jego czoła, ale nie było rozpalone. Pomyślała, że może mieć stan podgorączkowy.
– Co się dzieje, syneczku?
– Nie wiem. Jestem słaby.
– Boli cię coś?
– Głowa.
– Hm. Coś jeszcze?
Maciek zaprzeczył. Trudno było mu opisać ogólne osłabienie, które nim zawładnęło. Anna jeszcze raz sprawdziła, czy chłopiec ma gorączkę, a potem stwierdziła, że być może dopiero bierze go jakaś choroba, więc objawy są niewyraźne. Bliźnięta rzadko chorowały, ale wiedziała, że czasem infekcja rozwija się kilka dni. Miała nadzieję, że to chwilowa niedyspozycja i wkrótce syn wróci do formy. Nie chciałaby lecieć samolotem z chorym dzieckiem.
Podała mu syrop na odporność z dużą dawką witamin i przykryła kocem, bo wyglądało na to, że chłopiec zaczyna mieć dreszcze.
– Zdrzemnij się, synku. Nie musisz nic robić. Jeśli bierze cię jakaś choroba, to sen pomoże ją zwalczyć. – Pocałowała go w policzek, a potem poprosiła Kubę, żeby pobawił się grzecznie sam i nie zawracał bratu głowy.
– Zabieram się za przygotowanie rosołu. To najlepsza potrawa na wszelkie dolegliwości. A ty już idź, bo się spóźnisz. – Teresa, pod której opieką mieli zostać chłopcy, zmieniła zdanie co do zupy, jaką będzie gotować tego dnia.
Anna spojrzała na zegarek. Rzeczywiście zostało jej zaledwie pół godziny do spotkania w prokuraturze. Przeczesała włosy szczotką, rezygnując z planów ułożenia eleganckiego koka.
Niemal w ostatniej chwili dotarła na miejsce. Przywitała ją starsza pani, która przedstawiła się jako prowadząca śledztwo. Najpierw pouczono Annę o odpowiedzialności za składanie fałszywych zeznań lub zatajenie prawdy, a potem spisano personalia.
– Czy wie pani, w jakiej sprawie została tu wezwana?
– Hm… Michała Dawidowicza.
– Tak. O co w tej sprawie chodzi?
– No, że kiedyś zginęła jego dziewczyna. Państwo chcecie ustalić, czy miał z tym coś wspólnego, czy nie. – Anna poczuła, że głos jej drży. O ile od początku trzymała się dzielnie, to w tej chwili serce zaczęło łomotać, a ciało ogarniała panika.
Powiedz, co wiesz, a potem pójdziesz do domu i dadzą ci spokój, uspokajała się w myślach, jednak nerwy już opanowały jej ciało.
– Widzę, że jest pani zdenerwowana. Dlaczego?
– Bo… bo źle się z tym czuję i w ogóle nie mam ochoty zeznawać.
– Z jakiego powodu?
– Nie wiem. Nie mam nic do powiedzenia.
– Zobaczymy. Od kiedy zna pani Michała Dawidowicza i jakie relacje panią z nim łączą?
– Poznaliśmy się przez jego siostrę Agatę. Przyszedł do nas, to jest do mnie i do mojego męża, na przyjęcie. Naszych dzieci nie było jeszcze na świecie. Potem widziałam go parę razy w ciągu kilku lat. Raz byliśmy wspólnie na wakacjach w większej grupie, następnie zaproponował mi pracę u siebie w galerii i wtedy poznaliśmy się bliżej.
– Jak blisko?
– Najpierw się przyjaźniliśmy i spotykaliśmy tylko w pracy, ale potem rozstałam się z mężem i… zbliżyliśmy się do siebie.
– Zamieszkała pani z nim?
–Tak.
– Czy to znaczy, że byli państwo parą?
– Tak. Można tak powiedzieć.
– Czy opowiadał pani o swojej przeszłości? O dziewczynie sprzed lat?
– Michał nie lubił mówić o sobie. Zamykał się, kiedy poruszałam takie tematy. Jakby chciał się odciąć od wcześniejszego życia.
– Dlaczego? Jak pani myśli?
– Nie wiem. Wtedy byłam przekonana, że ktoś go skrzywdził i stara się o tym zapomnieć.
– Tak?
– Opowiadał mi o Nasturcji. Mówił, że był w niej bardzo zakochany, ale ona go zdradzała, a gdy mieli wziąć ślub, nagle odeszła. Zrozumiałam, że ona uciekła. Dopiero potem dowiedziałam się, że nie żyje, to jest że odeszła na zawsze. Myślałam, że chce o niej zapomnieć, ale kiedy dzieci znalazły to pudełko…
– Jakie pudełko?
– Moi synowie bawili się w jego pokoju i wyciągnęli spod łóżka pojemnik ze zdjęciami i listami. Przejrzałam je, bo nie mogłam powstrzymać ciekawości. Był tam też medalion. Przeczytałam listy i trochę się przestraszyłam.
– Dlaczego? Co mogło panią przestraszyć?
– Nie umiem tego określić. Niby zwykłe listy miłosne, ale po pierwsze zdziwiło mnie, że to była korespondencja do niej, a przecież zazwyczaj trzyma się listy od kogoś, a nie własne do tej osoby. Wyglądało na to, że nigdy nie zostały wysłane.
– To samo w sobie nie powinno być przerażające, prawda?
– No tak, ale on pisał do dziewczyny tak jakoś… zaborczo. Jakby chciał ją kontrolować.
– I to panią tak zbulwersowało?
– Raczej zaniepokoiło. Skoro chciał zapomnieć o przeszłości, to czemu trzymał te listy przez tyle lat? Nie potrafię powiedzieć, co akurat mnie zaniepokoiło. Po prostu sposób, w jaki pisał, sprawiał, że cierpła mi skóra. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że ta dziewczyna nie żyje.
– Jak się pani udało połączyć fakty?
– Pewna osoba powiedziała mi, że rozpoznaje Michała i że miała z nim kiedyś kontakt. Zdradziła, w jaką sprawę był zamieszany. To wyszło przypadkowo. Podzieliłam się z nią tym, co odkryłam. Przypuszczam, że macie wszystkie te listy, ja nie wiem nic ponad to, co wyczytałam.
– Dobrze. A jaki on jest? Jaki ma charakter?
– Dla mnie zawsze był bardzo dobry, opiekuńczy, emanował spokojem.
– Wobec pani dzieci też?
– Tak.
– Czy była pani świadkiem sytuacji, w której byłby zdenerwowany? Pokłóciliście się kiedyś?
Anna zastanowiła się chwilę.
– Właściwie nie. Nie przypominam sobie żadnej kłótni. Michał zawsze był opanowany. To mnie ponosiły nerwy. Jego nie.
– A w stosunku do innych osób? Czy kogoś nie lubił?
– Tak… mojego męża – zawahała się. – Teraz sobie przypominam, że czasem się sprzeczali, ale to normalne, bo obaj czuli się zagrożeni i walczyli o mnie.
– Nic pani nie niepokoiło w jego zachowaniu?
– Nie. Uspokajałam ich obu, bo oczywiście nie podobało mi się to, że są na siebie źli, ale to było naturalne w sytuacji, w której się znaleźliśmy.
– Czy kiedykolwiek poczuła się pani w jego obecności zagrożona?
Anna oblizała wargi. Miała sucho w ustach i z chęcią napiłaby się wody, ale jej nie zaproponowano. Sama nie chciała prosić. Przełknęła więc ślinę i odpowiedziała na pytanie:
– Po śmierci męża zaczęło się między nami psuć. Ja bardzo to przeżywałam, a Michał podchodził jakoś tak luzacko. Miałam do niego żal, bo do tego czasu był zawsze czuły i pełen zrozumienia dla moich spraw, a tu nagle zabrakło mu empatii. Źle się wyrażał o Robercie i nie mógł zrozumieć, że chcę być sama z dziećmi i w spokoju przeżyć żałobę.
– Co takiego robił?
– Czułam się osaczona. Im bardziej chciałam być sama, tym bardziej był zaborczy. Kontrolował mnie, wydzwaniał wielokrotnie, o wszystko wypytywał, a gdy nie chciałam rozmawiać, miał do mnie pretensje.
– Wiem, że nagle wyjechała pani z kraju. Co się stało?
– Nie radziłam sobie z tym. Zaczęłam podejrzewać, że nie powiedział mi prawdy o tamtej dziewczynie, i nie podobało mi się, że zaczął mnie sprawdzać. Chciał zdominować. Spanikowałam. Wyobrażałam sobie za dużo.
– Co pani sobie wyobrażała?
Anna poczuła, że się poci. Jak miała powiedzieć, że myślała, iż Michał zabił swoją dziewczynę, więc bała się o bezpieczeństwo własne i dzieci? Nie chciała takim wyznaniem mu zaszkodzić. Przecież były to tylko jej odczucia, może wybujała wyobraźnia. Pani prokurator zauważyła, że świadek kręci się niespokojnie na krześle i rozważa odpowiedź. Nie pospieszała jednak Anny, dając jej czas, by sformułowała myśli.
– Byłam w złym stanie psychicznym, w rozpaczy po śmierci męża i ogólnie miałam wątpliwości co do decyzji, które podjęłam w ostatnim czasie. Sprawa rozwodowa mocno mnie stresowała, więc trwałam w napięciu. Do tego doszły listy i medalion, które przeczyły wszystkiemu, co powiedział mi Michał. Zaczęłam układać różne scenariusze jego przeszłości. Odsunęłam się od niego, a on chyba poczuł się zagrożony i im bardziej ja chciałam swobody, tym bardziej on nalegał na kontakt. Wmówiłam sobie, że jeśli jest cień podejrzenia, że mógł zrobić coś tej dziewczynie z zazdrości, to może mu się nie spodobać, gdy zacznę go odsuwać.
– Co pani przez to rozumie?
– Jezu, no, ja… Naprawdę nie chcę mu zaszkodzić, bo to dobry człowiek. I nie wiem, czy miał coś wspólnego ze śmiercią tej dziewczyny. To wy musicie dojść do prawdy. Może jest chory, nie wiem. Jego siostra mówiła mi, że mieli chorobę psychiczną w rodzinie i że może dlatego tak się zachował. Nigdy nie powiedział ani nie zrobił nic, co dałoby mi stuprocentową pewność, ale mam dwójkę dzieci! Dlatego uciekłam! A poza tym… – Anna zdała sobie sprawę, że ostatnie zdania wykrzyczała. Zeszła z tonu i starała się za wszelką cenę opanować. – Po śmierci męża zrozumiałam, że tak naprawdę to nie chciałam się z nim rozstać, że go kocham, a związek z Michałem nie powinien był się wydarzyć.
– Myślę, że na dziś wystarczy. Chce pani coś dodać?
Anna pokręciła głową. Była wyczerpana tą rozmową.
– W takim razie odczytam pani to, co zanotowałam w protokole. Jeśli będzie chciała pani coś sprostować albo dodać, proszę mi przerwać. Potem podpiszemy.
– Czy będę jeszcze wzywana?
– Nie wiem. Jest taka możliwość.
– Ale ja mieszkam za granicą.
– Jeśli zajdzie konieczność, wyślemy zawiadomienie na pani adres poza Polską.
Pożegnały się i Anna z ulgą opuściła gmach prokuratury. Nie była pewna, czy swoimi zeznaniami nie pogrążyła Michała. Nie chciała tego robić, ale przecież nie mogła niczego ukrywać. Zapragnęła już wrócić do Barcelony. Nagle uświadomiła sobie, że o tym hiszpańskim mieście myśli jak o domu.