Читать книгу Kolory uczuć Tom 3 Słoneczne jutro - Ewa Bauer - Страница 4

Rozdział 2

Оглавление

Maciuś nadal był słaby, natomiast Kubusia rozpierała energia, dlatego Anna postanowiła zabrać go ze sobą do starego mieszkania. Przygotowali kilka worków bibelotów, które jedynie przyciągały kurz, i wynieśli je do biura. Swoje miejsce znalazła tam również większość księgozbioru. Przez całe lata Kalinowscy kolekcjonowali rozmaite gatunki literatury. Anna zdecydowała się pozostawić tylko jedną półkę lektur, których nie byłoby jej żal, gdyby powędrowały w obce ręce. To, czego nie była w stanie zrobić sama czy przy pomocy sześcioletniego dziecka, na przykład zsunięcie mebli do jednego pomieszczenia, spisała na kartce. O to musiał zatroszczyć się Marcin. Miał wolną rękę i skromny budżet na najpilniejsze prace.

Trzy razy schodzili do samochodu, by wynieść worki z rzeczami. Gdy po raz ostatni wrócili do mieszkania, by sprawdzić, czy wszystko zabrali, wzrok Anny spoczął na niewielkim obrazie wiszącym w sypialni. Widok ten poruszył ją bardziej, niż przypuszczała. Zdjęła ze ściany dowód bliskości z mężem i przytuliła do piersi. Wróciła wspomnieniami do dawnych lat, kiedy brali udział w zajęciach psychologicznych dla par. W ramach jednego z zadań Robert namalował żonę. Ktoś obcy miałby problem z identyfikacją, ale Anna widziała duże podobieństwo. Był to pierwszy i ostatni raz, kiedy jej mąż ją sportretował, tym cenniejsza pozostała pamiątka. Ten obraz chciała mieć przy sobie, dlatego postanowiła zabrać go do Hiszpanii.

Kiedy wrócili do domu ciotki, Teresa poinformowała siostrzenicę, że jej syn przespał niemal cały dzień. Martwiła się o jego stan, zwłaszcza że ich pobyt w Polsce powoli dobiegał końca.

Matka siedziała przy nim i głaskała go z czułością po głowie, gdy otworzył oczy. Widać było, że jest słaby, ale ani gorączka, ani katar czy kaszel się nie pojawiły.

– Pójdziemy jutro do doktora.

Choć udało im się dostać na wizytę, lekarz nie miał nic szczególnego do powiedzenia.

– Prawdopodobnie to lekka postać grypy albo inny rodzaj wirusowej infekcji. Proszę dawać paracetamol, witaminy i pozwolić dziecku się wysypiać. Za kilka dni objawy powinny ustąpić. Gdyby jednak doszły nowe, proszę się u mnie pokazać. Osłuchowo jest czysty.


Na szczęście podróż upłynęła bez większych problemów. Maciek poczuł się trochę lepiej. Gdy samolot lądował na lotnisku El Prat, obaj chłopcy radośnie podskakiwali na fotelach. Cieszyli się z powrotu do domu i swoich hiszpańskich przyjaciół. Nie mogli doczekać się szkoły po tygodniowej przerwie.

– Mamo, zadzwonisz do kogoś, żeby zapytać, co mamy nadrobić?

Anna uśmiechnęła się do swojego nad wyraz obowiązkowego syna. Kto by przypuszczał, że dziecko pomyśli o tym, iż może mieć zaległości!

– Zadzwonię, kochanie. Ale nie martw się, bo już za chwilę zaczną się wakacje. Na pewno nauczyciele nie wymagają dużo.

Przed nimi na szczęście był jeszcze weekend. Objawy grypopodobne u Maćka minęły, a Kuba nie zaraził się od brata. Anna miała wątpliwości, czy był to dobry moment, żeby puszczać osłabione chorobą dziecko do szkoły, ale chłopiec nalegał. Za niecałe dwa tygodnie wypadał koniec roku szkolnego. Klasy chodziły na wycieczki, ale dla świętego spokoju Anna skontaktowała się z mamą Nadii, jednej z bliższych koleżanek synów.

Obdzwoniła też przyjaciół, by dać im znać, że już wrócili, i zaproponować spotkanie. Dzieciom znajomych przywieźli drobne upominki i słodycze.

Carlos zasugerował, że po południu mogliby razem wybrać się na plażę. Kalinowskiej bardzo to odpowiadało, bo stęskniła się już za szumem fal i gorącym piaskiem pod stopami. Sezon plażowy rozpoczął się na całego. Jak przed wyjazdem do Polski, również teraz planowali prawie każde popołudnie spędzać na plaży. Dzieci nie interesowały już place zabaw. Ciągnęły tylko nad wodę.

Chłopcy uwielbiali morze. Anna zazwyczaj zabierała ich na plażę Nueva Icària, bo ta znajdowała się najbliżej domu. Kuba budował zamki, tunele, baseny z wodą. Wciąż siedział przy brzegu, mocząc stopy jedynie po to, by nabrać wody do wiaderka. Maciek z kolei miał duszę eksploratora, więc wciąż gdzieś odchodził, wyszukiwał w piasku skarby, muszelki czy wspinał się na falochrony. Matka jak zwykle starała się przestrzec ich przed niebezpieczeństwem wody, a oni zdawali się to rozumieć. Wciąż wszyscy pamiętali o dniu, w którym Anna nie mogła znaleźć syna. Nigdy sami nie wchodzili do morza. Zazwyczaj łapali mamę za ręce i razem z nią skakali przez fale.

Anna uwielbiała pływać. Marzyła o tym, by zanurkować w ciepłym morzu i wypłynąć daleko. Niestety nie mogła sobie na to pozwolić, bo nie miała nikogo, kto popilnowałby dzieci, podczas gdy ona oddawałaby się przyjemności daleko od brzegu. Tęsknie patrzyła na niebieską toń, wyobrażając sobie, że pewnego dnia się w niej zanurzy.

Tego popołudnia spotkali się na plaży z przyjaciółmi. Chłopcy polubili córkę Carlosa i z czasem dość sprawnie się z nią porozumiewali.

– To niesamowite, jak dzieci potrafią się dogadać – odezwała się Anna. – Nieraz każde mówi w swoim języku, a jednak się rozumieją.

– To prawda, ale zobacz, jakie postępy zrobili twoi synowie, od kiedy poszli do szkoły.

– Rzeczywiście. Wygląda na to, że wiedzą, co mówi nauczyciel. Chciałabym mieć taką zdolność do języków – zaśmiała się.

– Masz przecież! – Carlos zauważył, że przyjaciółka płynnie mówi po hiszpańsku, a zna przecież jeszcze angielski.

– Niby tak, tylko trochę więcej czasu kosztowała mnie ta nauka.

– Nie wchodzisz do wody? Nie lubisz? – Żona Carlosa zmieniła temat. Zwróciła uwagę, że Polka zawsze zostaje przy brzegu, bacznie obserwując chłopców.

– Uwielbiam, ale nie zostawię ich samych. Bardzo się boję, że mogłoby im się coś przytrafić. Nie mogę ich spuścić z oczu, bo to żywe srebra. Wchodząc głębiej, nie będę miała nad nimi kontroli.

– Ja się nimi zajmę. Idź, jeśli tylko masz ochotę.

– Serio? – Woda wzywała ją, ale lęk o synów powstrzymywał.

– Oczywiście! Spójrz, jak grzecznie się bawią. – Dzieci zgodnie budowały fosę z piasku i zdobiły ją muszelkami. – Właź do wody i o nic się nie martw. Nie pływałaś jeszcze w tym sezonie?

Anna pokręciła głową. Niepewnie, ale z wielką ochotą zamoczyła stopy w morskiej wodzie. Spieniona fala szybko sięgnęła jej kolan. Kobieta weszła głębiej. Poczuła przyjemny chłód. Obejrzała się jeszcze na dzieci i na Martę, a gdy ta z uśmiechem pokiwała głową, Polka raźnie ruszyła przed siebie. Chwilę później fale sięgały jej do ramion. Wtedy oderwała się od dna i spokojnie popłynęła w dal. Czuła, jak rozluźniają się jej wszystkie mięśnie. Im dalej była od brzegu, tym większy ogarniał ją spokój. Nagle problemy, których doświadczała, okazały się tak małe jak ludzie na plaży. Nabierała dystansu nie tylko dosłownie, ale i w przenośni. Dystansu do życia, które wiodła. Po raz pierwszy poczuła się wolna. To uczucie było tak niespodziewane, że aż się go przestraszyła. Mogłaby tak płynąć i płynąć, zostawiając za sobą wszystko. Gdy zdała sobie sprawę z pokusy, jej ciało przeszedł dreszcz i natychmiast ogarnęła ją panika. Odwróciła się i zobaczyła, jak daleko odpłynęła. Ledwo rozpoznawała z tej odległości synów.

Co by się z nimi stało, gdybym się utopiła? – pomyślała i poczuła, że zaczyna brakować jej sił. Nie była pewna, czy da radę wrócić do brzegu. Czy ktoś zauważy, jak znikam pod wodą? Panika odbierała jej jasność myślenia. Nie usłyszą mnie, jeśli zacznę krzyczeć! Musiała spokojnie oddychać. Powtarzała to sobie, by odzyskać równowagę. Wiedziała, że sama musi dać sobie radę. Miała dobrą kondycję, świetnie pływała, a morze było spokojne. To panika, pomyślała i zdała sobie sprawę, że ostatnio ataki zdarzają się coraz częściej. Zmieniła kierunek. Wracała. Im bliżej była brzegu, tym bardziej cieszyła się, że uściska synów. Nagle w jej głowie pojawiła się wyraźna myśl, że od teraz nie da się życiu, które do tej pory nią pomiatało. Doświadczyła zbyt wiele cierpienia, często spowodowanego własnymi decyzjami, ale teraz nareszcie zdawała sobie z tego sprawę. Jej dzieci miały tylko ją. To dla nich musi być silna i zdrowa. Z takim postanowieniem wyszła na brzeg.

Chłopcy nawet nie zauważyli, że przez chwilę nie było mamy. Nadal bawili się w piasku.

– I jak woda?

– Cudowna. Tego mi było trzeba!

Naprawdę tak czuła. Przez ten moment tam daleko doświadczyła tak wielu uczuć i zrozumiała więcej. Nie może żyć przeszłością, zamartwiać się o przyszłość. Tu i teraz musi stworzyć synom najwspanialsze życie, jakie tylko potrafi. Nie wiemy, co wydarzy się jutro, co przyniesie los. Wiemy natomiast, że dziś mamy siebie i tylko od nas zależy, czy zaświeci słońce.


Barcelona, choć cały rok pełna turystów, do tej pory dawała się lubić, ale to, co zaczęło się dziać wraz z pierwszymi dniami lipca, przechodziło ludzkie pojęcie. Każdego wieczoru spokojną do tej pory ulicą, przy której mieszkała Anna, przechadzały się tabuny ludzi, którzy bardzo głośno się zachowywali do późnych godzin nocnych i nie można było spać przy otwartym oknie. Wielu mieszkańców narzekało na turystów najeżdżających ich miasto, bo choć wydawali sporo pieniędzy, zwykle nie dbali o to, co po sobie zostawią. Na dłuższą metę to było bardzo męczące. Anna do tej pory nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo wyczerpuje taka popularność miejsca, w którym się żyje. Przepełnione plaże, sklepy, ruch w restauracji jak w ulu i do tego okropny upał dawały jej się we znaki. Gdyby tylko mogła, wywiozłaby chłopców z miasta i wróciła, gdy sezon się skończy. Kochała Barcelonę, ale teraz miasto stało się obce. Właściciele restauracji i barów liczyli zyski, pracownicy chodzili przemęczeni i sfrustrowani. Przed lokalem zbierała się kolejka, a niezadowoleni klienci, którzy zmuszeni byli zbyt długo czekać, odbijali sobie na personelu.

– Cholera, oszaleć można z tymi ludźmi! Normalnie, jakby nie było w Europie innego atrakcyjnego miejsca i wszyscy tu przyjechali – skarżyła się Pamela, a Anna tylko potakiwała głową, bo przecież rozumiała każdego, kto chciał odwiedzić przepiękną stolicę Katalonii. – Wiesz, że wczoraj nie dopchałam się do metra? Był taki tłok, że musiałam poczekać na następne, a i tak przyjechało prawie pełne. W sumie do domu wracałam dwa razy dłużej niż zwykle!

– To prawda, ciężko jest poruszać się po mieście. Dobrze, że mam blisko do pracy. Wczoraj poszłam z chłopakami do parku i nie było ani jednej wolnej ławki. Matki stały i patrzyły na bawiące się dzieci, a w cieniu odpoczywali turyści.

– Widziałaś, jak plaża wygląda pod wieczór? Mój znajomy z oczyszczania miasta mówił, że jest cztery razy więcej śmieci niż w zeszłym roku.

– Serio? Niesamowite.

Pogadałyby jeszcze, ale szef kiwnął na nie, żeby kończyły przerwę. Anna zerknęła w kierunku dzieci, które jeszcze chwilę wcześniej bawiły się przy brodziku. Kuba z jakimś nieznanym Annie chłopcem puszczał łódeczki na wodzie, Maciek natomiast leżał na leżaku. Obejrzała się na kolegów, czy może jeszcze na chwilę odejść od pracy, i zbliżyła się do syna. Spał. Dotknęła ręką jego czoła. Nie miał gorączki. Poruszył się pod wpływem jej gestu.

– Wszystko w porządku, synku?

– Nie mam siły się bawić.

– Może ci gorąco? Chcesz pić?

– Nie, ale zdrzemnąłbym się.

Nie było to zwyczajne zachowanie jej dziecka, ale nie mogła nic zaradzić. Do zakończenia dnia pracy pozostały cztery godziny, a o zwolnieniu się wcześniej nie było mowy. Martwiła się, bo Maciek coraz częściej sypiał w ciągu dnia, często narzekał, że nie ma siły, miewał przelotne gorączki i apetyt mu nie dopisywał. Najpierw tłumaczyła sobie, że wzięła go jakaś infekcja, potem, że upał daje mu się we znaki, ale przecież Kubusiowi to nie przeszkadzało. Obserwowała Maćka. Nic poważnego się nie działo. Mimo wszystko miała złe przeczucia, dlatego obiecała sobie, że umówi go do lekarza. Tymczasem pozwoliła mu pospać w cieniu, stawiając obok butelkę z wodą. Wróciła do pracy, wzdychając ciężko i planując, że wkrótce z niej zrezygnuje.

W kolejnej krótkiej przerwie zadzwoniła do ośrodka zdrowia i umówiła wizytę u pediatry. Niestety najbliższy wolny termin na ubezpieczenie zdrowotne przypadał za trzy dni. Postanowiła obserwować syna przez ten czas, by podać lekarzowi jak najwięcej wyjaśnień.


– Mamo, co tam jest napisane? – Kuba pokazał palcem płachtę materiału, na której nakreślono farbą kilka słów. Była rozciągnięta na jednym z balkonów kamienicy sąsiadującej z tą, w której mieszkali.

– Turyści, jedźcie do domu! – przeczytała Anna i zrobiło jej się przykro, choć zdawała sobie sprawę, że nie do nich skierowane są te słowa. Mimo wszystko niesympatyczne było to, jak miejscowi zaczynali traktować przyjezdnych. Miała nadzieję, że za chwilę nie przerodzi się to w niechęć również wobec obcokrajowców, którzy postanowili zamieszkać w Hiszpanii.


Stan Maćka przez kolejne dni był zastanawiający. Chłopiec nie miał gorączki, ale był słaby i blady. W środę, kiedy mieli umówioną wizytę lekarską, poczuł się znacznie lepiej. Anna nie potrafiła dokładnie powiedzieć, co mu dolega, lecz od pewnego czasu obserwowała powtarzalność objawów. Pediatra zajrzał do gardła, które było lekko zaczerwienione, ale bez oznak stanu zapalnego, osłuchał klatkę piersiową i plecy, nie znajdując tam nic niepokojącego. Dopiero przy badaniu węzłów chłonnych na szyi coś go zaniepokoiło.

– Od kiedy ma powiększone gruczoły?

– A ma? Nie wiem… – Matka nie sprawdzała, a syn się nie uskarżał.

– Znacznie. Zrobimy podstawowe badanie krwi. Prawdopodobnie to infekcja, stan zapalny organizmu.

– Ale jaka?

– Trudno powiedzieć. Proszę zrobić badania – wręczył jej skierowanie – i zjawić się u mnie za dwa dni. A gdyby syn gorączkował, proszę podać lek, który zapisałem.

Młody lekarz wydał się jej sympatyczny, ale w sumie niewiele się dowiedziała. Chciała jeszcze o coś zapytać, lecz zaczął przeglądać kartotekę kolejnego pacjenta, czym dał do zrozumienia, że wizyta dobiegła końca.

Szybko wrócili do restauracji, gdzie na Annę czekał już zdenerwowany szef.

– Spodziewałem się ciebie godzinę temu.

– Przepraszam, u lekarza było opóźnienie.

– Przynajmniej wszystko w porządku?

– Tego właśnie nie wiem. Musimy zrobić badania.

– Mam nadzieję, że nie dolega mu nic poważnego, bo wiesz, chore dziecko nie powinno przebywać w publicznym miejscu. Gdyby tu wpadła inspekcja sanitarna, mógłbym mieć poważne problemy. Lepiej, żeby nie wchodził do części jadalnej, dobrze?

– Jasne, szefie, ale jemu nic nie jest. Po prostu upał go męczy. – Chciała wierzyć w to, co mówi, ale głos wewnątrz powtarzał, że nie wie jeszcze wszystkiego.

Tego dnia nie mogła się skupić na pracy. Brakowało jej energii. Nieraz zamyślona obserwowała synów.

– Uważaj, bo szef jest wściekły. – Dostała kuksańca w bok od Martina, który ostrzegł ją, by skupiła się na pracy.

– Mam dość tej cholernej restauracji – odpowiedziała po polsku. Szybko jednak zreflektowała się, że nie powinna tak mówić, i rozejrzała się wokół, czy aby nikt jej nie zrozumiał. Klienci jednak zajęci byli swoimi sprawami.

Wieczorem zadzwoniła do Xaviera, by poradzić się w kwestii lekarza. Opowiedziała o tym, czego się dowiedziała, a właściwie to, że nadal nic nie wie. Kolega znał lekarza, u którego byli, i sam nieraz był bardzo zadowolony z jego diagnoz i wdrażanego procesu leczenia.

– Nasza córeczka na szczęście rzadko choruje, ale ten doktor wydaje się kompetentny. Może po prostu nic Maczkowi nie jest?

– Obyś miał rację. Rano zrobimy badanie krwi.

– Gdybyś potrzebowała pomocy, daj znać.

Pożegnali się, obiecując, że pozostaną w kontakcie, a gdy tylko wyjaśni się sprawa dolegliwości Maćka i okaże się zdrowy, to umówią się na odwiedziny. Córeczka Xaviera miała ledwie kilka miesięcy, więc głupotą byłoby ryzykować teraz zarażenie niewiadomą infekcją.

Anna obserwowała drugiego syna, ale Kuba zdawał się zdrowy jak ryba, a energii miał teraz za dwóch.

Morfologia krwi nie wykazała żadnych odchyleń od normy, jednak gruczoły chłonne Maćka nadal pozostawały powiększone. Dalsza diagnostyka wymagała badań odpłatnych. Lekarz wypisał skierowanie na usg węzłów chłonnych i kolejne badania krwi.

Anna była coraz bardziej zaniepokojona.

– Ale co się dzieje? Panie doktorze, proszę powiedzieć, co pan podejrzewa? – naciskała.

– Dopóki nie będzie kompletu badań, nic nie wiadomo. Mogą być różne przyczyny.

– Na przykład co?

– Nie chciałbym…

– No dobrze, a jeśli usg nic nie wykaże, to jakie będą dalsze kroki?

– Tomografia klatki piersiowej i jamy brzusznej.

– Och! – Kobieta zdławiła okrzyk ręką. Czuła narastające w niej przerażenie. To nie mogła być zwykła infekcja. Ten lekarz podejrzewał coś, czego nie chciał jej zdradzić.

Bała się.

Postanowiła nie iść do pracy następnego dnia. Stwierdziła, że zostanie z synami w domu tak długo, jak będzie musiała. Zdrowie dzieci było najważniejsze i choć poza słabością stan Maćka wyraźnie się nie pogarszał, nie chciała przegapić symptomów, które mogłyby dać odpowiedź na ważne pytanie: co mu jest?

W drodze powrotnej z przychodni do domu usłyszała dzwonek swojej komórki. Ze złością wyszarpywała ją z torebki.

– Poczekaj, kochanie, muszę wyciągnąć ten cholerny telefon. – Puściła dłoń syna, którą trzymała, od kiedy wyszli od lekarza. – Słucham – warknęła do słuchawki.

– Ana?

– Si.

– Tu Miguel Ortega Martez. Co słychać? Dzwonię nie w porę?

– O, witaj, Miguel! Przepraszam, właśnie wracam z dzieckiem od lekarza i jestem zdenerwowana. Ale oczywiście możemy rozmawiać.

– Telefonuję, bo mój znajomy dostał twoje CV i zadzwonił do mnie po rekomendację. Oczywiście udzieliłem jej. Jak mówiłem kiedyś…

– A z której firmy? – przerwała niegrzecznie znajomemu.

– Z MacroTailler. Obiecałem, że dopytam, czy wciąż jesteś zainteresowana tą pracą. Bo może już coś znalazłaś?

– Jestem zainteresowana! Tylko teraz nie mam do tego głowy.

– Co się dzieje?

– Miguel, bardzo ci dziękuję za telefon. Pracuję w restauracji i bardzo chciałabym zmienić pracę. MacroTailler wydaje się idealnym miejscem, tylko mój syn jest na coś chory, a ja nie wiem na co. Muszę zrobić masę badań. Nie mam dostępu do pełnego wymiaru służby zdrowia. Te wszystkie badania są drogie, nie wiem, co będzie dalej. Nie mogę teraz myśleć o pracy, kiedy nie wiem, co się dzieje z moim dzieckiem! – zamilkła nagle, zawstydzona swoim wybuchem.

Taka szansa się przed nią rysowała, a ona jedną rozmową pokazała, że nie panuje nad emocjami. Nie takiego pracownika szukał przyjaciel Miguela. Przeraziła się swojego zachowania. Dzieci zaniepokojone patrzyły na mamę, a ludzie przechodzący obok spoglądali z zaciekawieniem.

W słuchawce zaległa cisza.

– Miguel? Przepraszam – odezwała się w końcu. – Jesteś tam?

– Jestem. Zastanawiam się, jak mogę ci pomóc.

– Nie musisz mi pomagać.

– Chciałbym. Wiesz, mój synek miał wadę serca i nikt tego nie stwierdził, bo go nie badali. A kiedy już zaczęły się problemy, było za późno.

Anna zaczęła płakać.

– Jestem przekonany, że z twoim synem wszystko będzie dobrze, ale trzeba go szybko zdiagnozować. Żeby właśnie mieć pewność, że nic mu nie jest. Pokryję wszystkie wydatki, które będziesz musiała w związku z tym ponieść.

– Nie mogę…

– Możesz. Jestem ci winien przeprosiny. Nie pomogłem, kiedy potrzebowałaś pomocy. Pozwól mi się choć w ten sposób zrewanżować. I spotkaj się z prezesem MacroTailler. Najwyżej zaczniesz pracę za jakiś czas, jak już wszystko się wyjaśni. Jesteś świetnym pracownikiem. Będzie z ciebie zadowolony.

– Dziękuję…


Wróciła do domu jak w transie. Dzieci dopytywały, co jej jest i dlaczego płacze, ale Anna nie potrafiła im odpowiedzieć jednoznacznie. Zbyt dużo emocji zebrało się w niej na raz.

Kiedy chłopcy poszli spać, uruchomiła komputer i wpisała w wyszukiwarkę zaobserwowane objawy. Chłoniak. To hasło pojawiało się najczęściej.

Nie, nie, nie! Powtarzała sobie cały czas: nie!

Kilka miesięcy wcześniej

Kolory uczuć Tom 3 Słoneczne jutro

Подняться наверх