Читать книгу Rzeka pełna krokodyli - Ewa Przybylska - Страница 8

Ta sama czerwcowa środa, po piętnastu minutach

Оглавление

Lola wbiegła do bramy domu przy ulicy Prusa 101. Biorąc od razu po dwa stopnie, szybko dotarła na pierwsze piętro. W judaszowej dziurce naprzeciwko zamigotało czyjeś oko. Lola obróciła się i najgrzeczniej jak umiała, pokłoniła się.

Kłótliwy głos zza drzwi poinformował ją, że właśnie nadszedł tydzień Loli i że niech sobie Lola nie myśli, że wielkie paniusie w kapeluszach są zwolnione od sprzątania schodów.

Lola zamiotła rondem cyklamenu podest. Gestem zapewniła, że bardzo się przejęła i że niezwłocznie wykona polecenie. Po czym wmaszerowała do korytarza.

Kuchnia przywitała ją znajomym bałaganem. Nadal w kapeluszu, w rękawiczkach, z torebką na ramieniu, Lola zabrała się do zmywania naczyń. Talerzy nie odkładała. Rzucała nimi jak dyskiem, nie sprawdzając, czy trafiają na suszarkę. Brzęk tłuczonej porcelany nie docierał do niej. Jeden z talerzy trafił w fotografię w ramkach, stojącą na kredensie. Spadła.

Lola obejrzała się. Chwilę przyglądała się twarzy Andrzeja. Matołek, wybrany zbyt pochopnie przed laty, nadal był przystojny. Wpatrywał się teraz bezczelnie w Lolę swymi dość ładnymi oczami.

– Nie będzie remisu w tym meczu – rzekła do niego i wywierciła cienkim obcasem dziurę pośrodku uśmiechniętej twarzy.

Usłyszała dźwięk telefonu.

Nie zwlekając, wciąż w kapeluszu i rękawiczkach, ruszyła do pokoju. Wyświetlony numer powiadamiał, że oto dzwoni zastarzała przyjaciółka.

Istotnie, w słuchawce zabrzmiał głos umiarkowanie żywy:

– Halllo…

– Sejfa, ile dają za morderstwo? – spytała Lola bez wstępu.

– Z premedytacją? – głos Sejfy ani drgnął.

– W afekcie.

– Do dziesięciu.

– Nie wart tego – rzekła Lola. – Poczekaj, ktoś dzwoni. – Trzasnęła swoją słuchawką, po czym ruszyła do drzwi.

Właśnie się otwierały, Kira bowiem miała własny klucz. Była to ładna rudowłosa kobieta, której ani w głowie było dbać o linię. Jej zielone oczy szybko zlustrowały Lolę. Głos skomentował wrażenie.

– Popatrz, nie wiedziałam! To teraz nosi się pianę na rękawiczkach, a cyklamena na łbie? Padam z głodu. Masz coś zjadliwego? – Co mówiąc, już przetrząsała lodówkę. – Nie mogę rzec, abyś była dobrą gospodynią – przyganiła, obgryzając kurze udko. Urwała. Przyjrzała się uważnie fotografii leżącej na podłodze. – Sam zleciał, czy mu pomogłaś?

– Blondynka, około dwadzieścia, w pospolitej purpurze – skróciła wywiad Lola.

– Wolał brunetki – wyraziła zdziwienie Kira, rozglądając się za drugim udkiem.

– Zapomniał.

– Odświeżysz mu pamięć? – zaciekawiła się Kira.

Lola zabrała się znowu z pasją do zmywania naczyń. Dało się także słyszeć piękne gwizdanie o „krokodylowej rzece, do której nie sposób wejść dwa razy”.

Kira usadowiła się wygodnie, nieszczególnie przejęta. Ułożyła nogi na taborecie i włączyła swój wysoki głos do duetu. Prześpiewały w ten sposób dwie zwrotki do samego końca.

– Pytałam, czy mu odświeżysz pamięć – wróciła Kira do sprawy.

– Później – odrzekła Lola z namysłem. – Niech sobie trochę pohula. Niech mu się uzbiera. A jak nabierze smaku, stanę w poprzek i powiem stop. Ty wiesz, Kira, jak się czuje facet, gdy ma wszystko pięknie nagrane i nagle urywa się pieśń?

– Jasne, że wiem – odrzekła Kira. – To ja jestem facetem w moim domu. Ile razy nagram lirycznie wiadomą rzecz, to Feliks ma migrenę.

– Daruj mu, to Sobieski – rzekła Lola.

– Przestrzegano mnie przed błękitną krwią z nielegalnej linii – powiedziała Kira z ubolewaniem. – Jasio III Sobieski i jego uwielbiana Marysieńka to mit monarchistyczny.

– Nie szkaluj Feliksa – upomniała ją Lola. – Bądź co bądź, macie wspólnego Gacka, nie wchodzę, czy z bocznej linii.

Lola umilkła. Odezwał się bowiem telefon. Kira ruszyła się z wygodnego miejsca, gestem zapytała, czy Lola jest. Lola była. Wobec tego Kira stanęła w drzwiach pokoju, aby mieć dobrą widoczność na kuchnię, po czym wyrzekła hallo, po którym baryton Andrzeja wypełnił się miodem po drugiej stronie linii.

– Dzięki Bogu, to ty, Kira. Bądź oliwą dla Loli.

– Nieee… – zdziwiła się Kira. – Coś przeskrobałeś?

– Skąd! – oburzył się baryton Andrzeja. – Nie przyjdę na obiad. A ona pewnie czeka nad garnkami.

Kira popatrzyła na Lolę.

– Czeka – potwierdziła. – Dać ci ją?

– Cześć, kotku – rzekła Lola ze słodyczą. – Pewnie masz naradę w instytucie?

– Skądże – zarzekł się Andrzej. – To ten prototyp. Przeglądam go właśnie z Romanem. No i wszystkie receptury. Musimy to mieć za cztery dni w idealnym stanie. Jedziemy do Wiednia na sympozjum, nie pamiętasz?

– Z prototypem jedziesz? – zainteresowała się Lola. – Co ja gadam – zreflektowała się. – Nieprzenośny. Szkoda, żeś zajęty. Pójdę sama do Bronka Buca. Wieczorem. Szkoda, że nie możesz.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Do Bronka Buca? – odezwał się wreszcie sfrustrowany głos. – Jesteśmy umówieni?

– Jesteśmy – odrzekła Lola zgodliwie. – Możesz nie przyjść. Ale pamiętaj, tylko Bronek naprawia naszego gruchota za darmo.

– Przyjdę – rzekł głos Andrzeja z nutką rozpaczy.

Lola odłożyła słuchawkę.

– Nie wiedziałam, że wieczorem idziecie do Buca – odezwała się Kira, wciąż coś zagryzając.

– Też nie wiedziałam – odrzekła Lola, promieniejąc. – Kira, zrób herbatę. Dodaj araku dla smaku. Mam cudowną koncepcję.

– No to się świat zatrzęsie – na to Kira z ogromnym zadowoleniem. – Za długo nic się nie działo.

I zabrała się do zaparzania herbaty.

Rzeka pełna krokodyli

Подняться наверх