Читать книгу Nagła zmiana planu - Ewelina Miśkiewicz - Страница 5
ОглавлениеPiaskiem po oczach
Kiedy kończysz dwadzieścia siedem lat, wkraczasz w dziwny wiek, gdy wydaje ci się, że młodość przemija. Przestajesz myśleć o sobie „dziewczyna” i coraz częściej w myślach nazywasz się „kobietą”. Gdzieś tam, już całkiem blisko, majaczy ta psychologiczna granica wieku, po przekroczeniu której czeka cię tylko równia pochyła, nieuchronne staczanie się w kierunku starości. Tak przynajmniej było w moim przypadku. Jako dwudziestosiedmioletnia kobieta, już nie dziewczyna, myślałam, że w życiu nic więcej mnie nie czeka.
Oczywiście po skończeniu trzydziestu lat i przeżyciu kilku kolejnych całkowicie zmieniasz zdanie. Okazuje się, że istnieje życie po trzydziestce i czasem ma nawet lepszy smak, niż gdy byłaś niedoświadczoną dwudziestoparolatką. Ale wtedy skąd mogłam o tym wiedzieć?
Trzydziestka. W tym wieku nie tylko nabierasz życiowego doświadczenia, ale poszerza się również spektrum ról społecznych, które możesz odgrywać. Mężatka. Mężatka z dzieckiem lub z dziećmi. Rozwódka, samotna lub z pociechami. Singielka. Singielka z dzieckiem… Masz naprawdę duży wybór. Jednak najważniejsze: po trzydziestce wciąż jesteśmy młode.
Ale firmy kosmetyczne wmawiają nam, że już teraz powinnyśmy walczyć z upływającym czasem. Kosmetyk trzydzieści plus. Czy to on łączy wszystkie trzydziestolatki? Szukają go na półkach w drogerii zarówno singielki, jak i mężatki czy rozwódki?
Ja i moje trzy przyjaciółki byłyśmy zupełnie różne i nie łączyły nas kosmetyki trzydzieści plus. Przekroczywszy trzydziestkę, każda z nas wciąż albo nie miała ułożonego życia uczuciowego, albo czegoś jej w tym życiu brakowało. I chyba właśnie to przede wszystkim nas do siebie zbliżało.
Ale wcześniej był rok dwa tysiące dziesiąty. Miałam wtedy te nieszczęsne dwadzieścia siedem lat, coraz częściej przyglądałam się na półkach kosmetykom trzydzieści plus i uważałam, że nadszedł czas poważnych decyzji, ustatkowania się i zaplanowania reszty swojego życia.
Był przy mnie mężczyzna, którego kochałam, byłam szczęśliwa, a poziom mojego szczęścia wzrósł jeszcze bardziej, gdy ukochany mi się oświadczył. Zgodziłam się bez wahania, przecież na horyzoncie, niby zza rogu, spoglądała już na mnie trzydziestka. Bez wahania zgodziłam się także na przeprowadzkę do jego rodzinnej miejscowości. Zostawiłam życie w większym mieście, swoje plany i marzenia. Ale przecież czego nie robi się dla miłości…
– A teraz on mnie zostawił – powiedziałam do swojego odbicia w lustrze i do fryzjerki, która pokrywała wyselekcjonowane pasma moich włosów rozjaśniaczem i owijała folią aluminiową. – Nie znalazłam żadnego zajęcia, nie zrealizowałam żadnego marzenia. Żyłam w ciągłym podporządkowaniu tylko jemu i jego pracy. Każdy mój dzień wyglądał tak samo. On wychodził wcześnie rano, ja wstawałam, robiłam sobie śniadanie i popijałam kawę, oglądając programy śniadaniowe. Potem zakupy i gotowanie. Zawsze miał dobry obiad na stole. Następnie zmywanie i zanim się obejrzałam, przysypiałam, oglądając jakiś film lub serial wieczorem. A od rana znowu to samo. Wyobrażasz sobie takie życie? – zwróciłam się ponownie do mojej fryzjerki, która miała na imię Marlena, czyli tak samo jak ja, i chodziłam do niej niemal od samego początku, czyli od pierwszego roku, gdy się tu przeprowadziłam. Od początku, który – jak widać – okazał się wstępem do wielkiego końca. Przez ten czas trochę się ze sobą zaprzyjaźniłyśmy. W końcu ktoś, kto zajmuje się twoimi włosami, musi być twoją przyjaciółką.
– Powiem ci coś. Zawsze wiedziałam, że to dupek.
– Przepraszam bardzo, zawsze wiedziałaś i ani razu mi o tym nie wspomniałaś? – Spróbowałam przekręcić głowę w bok, bo taka rewelacja wymagała strzelenia piorunującym spojrzeniem. Marlena jednak przytrzymała ją na wprost, aby równomiernie nałożyć rozjaśniacz.
– Nieważne. Tak mi się wyrwało.
– Ty coś wiesz i nie pozwolę owinąć sobie kolejnego pasma folią, dopóki mi nie powiesz.
– Dobrze, kochana, sama tego chciałaś. Dupek, o którym ci kiedyś opowiadałam, ten, który chciał mnie zaprosić na drinka, to był on.
Starałam się trzymać głowę skierowaną w stronę lustra, ale po tym, co usłyszałam, było to wyjątkowo trudne.
Wyobraźcie sobie faceta, przystojnego jak piłkarz pierwszoligowej drużyny. Każda młoda dziewczyna marzy o tym, by pójść z takim na bal maturalny. Dobrze prezentuje się u twojego boku. Obiekt zazdrości koleżanek, a jednocześnie wymarzony zięć twojej matki. Co myśli dziewczyna – trochę przy kości, narażona na złośliwe komentarze w internecie oskarżające ją o propagowanie otyłości, gdy tylko wrzuci zdjęcie w stroju kąpielowym, ładna, ale raczej przeciętna – kiedy taki gość zaprasza ją na drinka? „Wygrałam los na loterii”. Ale nie w przypadku, gdy facet należy do jej znajomej. Wówczas, by uniknąć niepotrzebnych komplikacji, dziewczyna po prostu odmawia. Jeśli oczywiście bardziej ceni sobie dobrą relację z koleżanką od chwilowej przyjemności. I co słyszy w odpowiedzi? „Wal się, i tak jesteś małą, tłustą świnią”. Na tym historia Marleny, mojej fryzjerki, i dupka, mojego byłego faceta, się kończy.
– Powinnam była bardziej ciągnąć cię wtedy za język, gdy nie chciałaś powiedzieć, kto to taki. Być może wcześniej i inaczej skończyłby się mój związek. Osiem lat przesypało się przez moje palce jak piasek. – Potrząsnęłam głową jak dama, której złamał się obcas, ale z dumą idzie dalej. Połowa moich włosów rozjaśniała się właśnie pod srebrną folią, podczas gdy reszta sterczała jak naelektryzowana prądem. Mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie, choć wcale do śmiechu mi nie było, ale robienie pasemek jest naprawdę zabawne. Czy ktoś, kto to wymyślił, mógł przypuszczać, że będzie to także element terapeutyczny? W końcu przychodzimy do fryzjera nie tylko po zmiany, ale także po to, by poprawić sobie humor.
– À propos piasku. Jak już zdecydujesz się na jednolity odcień blondu, to myślę, że dobrze będziesz wyglądać w piaskowym – powiedziała Marlena, sprawdzając, czy z żadnej folii nie wydobywa się rozjaśniacz.
– Jasne. Piaskowe włosy jako symbol zmarnowanych lat – powiedziałam z ironią.
Wzruszyła ramionami.
– Zobaczysz. Jeszcze będzie dobrze. Chcesz gazetkę?
– „Chcesz gazetkę?” – przedrzeźniłam ją. – Mnie się życie posypało, a ty proponujesz mi gazetkę.
– Muszę wykonać parę telefonów, przesunąć kilka wizyt. Zajmij się przez chwilę sama sobą.
– Tak mówił mój były, kiedy chciałam z nim spędzić czas.
W odpowiedzi dostałam aktualne „Party” i „Świat Seriali”. Marlena wzięła komórkę i poszła dzwonić, a ja zanurzyłam się w kolorowym świecie celebrytów i bohaterów moich ulubionych seriali, bo co innego mogłam zrobić?
Ludzie sukcesu. Piękni, młodzi bądź zaprzyjaźnieni z chirurgiem plastycznym. I bogaci. Świat, do którego nie miałam szans należeć. Gdybym była celebrytką, moje rozstanie z facetem byłoby z pewnością omawiane na łamach brukowców i portalu z białym pudlem w logo. A jakże, prałabym brudy z ogromną satysfakcją. Byłoby hucznie i z przytupem. Przynajmniej w ten sposób dostałby za swoje.
Tymczasem byłam tylko Marleną Karską, dla przyjaciół Leną, z małego miasta na Podkarpaciu, której życie nikogo nie interesowało. Na początek musiałam więc zadowolić się wizytą u fryzjera i lekką zmianą wizerunku. Od lat nosiłam czarne włosy. Nie dlatego, że lubiłam. On lubił. Zawsze powtarzał, że czarne włosy są niezwykle sexy. Chciałam być sexy dla niego, jednocześnie woląc dawną fryzurę w naturalnym odcieniu ciemnego blondu. Teraz do niego wracałam.
– Oby tylko nie wyszły żółte – powiedziałam, gdy upłynęła wystarczająca ilość czasu i Marlena wróciła do mnie.
– Nie wyjdą. Chodź na myjkę. Spłuczemy rozjaśniacz. Co słychać na Wspólnej? – dopytała, zabierając mi kolorowe czasopisma.
– Nie wiem, nie dotarłam do „Świata Seriali”. Za to przeczytałam wszystkie plotki z życia celebrytów. Niektórzy z nich także się teraz burzliwie rozstają.
Usiadłam na fotelu i odchyliłam głowę do tyłu. Potem usłyszałam szelest ściąganej folii. Ciepła woda polała się na głowę pełną niespokojnych myśli. Co teraz zrobię? Jak mam dalej ułożyć sobie życie? Powoli dochodziło do mnie, że oto właśnie staję się trzydziestopięciolatką bez planu na przyszłość. Nie mieliśmy dzieci i się rozwiedliśmy. Czy stawałam się przez to singielką? Czy rozwódki to także singielki? Ze względu na wrodzoną potrzebę klasyfikowania i nazywania wszystkiego próbowałam się jakoś określić w nowej sytuacji. I wtedy Marlena zadała pytanie, nad którym jeszcze się nie zastanawiałam, odwlekając je jak wizytę u dentysty.
– Zostaniesz tu czy wyjedziesz?
Życie w małym mieście nigdy nie było moim marzeniem. Przyjechałam tu tylko dla mojego byłego męża i przez ostatnie osiem lat trzymałam się tego miejsca wyłącznie z jego powodu. Właściwie rozstanie z nim powinnam potraktować jako wielką szansę na wyrwanie się z prowincji i poszukanie szczęścia w aglomeracji, zapewniającej mi anonimowość i dającej szansę na rozpoczęcie wszystkiego od nowa. Ale chyba nie czułam się jeszcze na to gotowa.
– Zostanę tutaj. – Moje słowa były szybsze niż myśli. Wypowiedziałam je, wcale nie mając pewności, że są prawdziwe. To było trochę jak impuls.
– Myślę, że powinnaś. Masz tu już jakieś życie. Gdzieś indziej musiałabyś zaczynać wszystko od początku. Dobra, to teraz wymodeluję ci włosy. Pasemka wyszły całkiem nieźle.
Podczas gdy ciepło z suszarki owiewało moją mokrą czuprynę i wydobywało z niej blask nowego koloru, ja zrozumiałam, że z moją fryzjerką mamy wspólne tylko imię. Mnie fakt, że musiałabym gdzieś zacząć wszystko od początku, wprawiał w lekkie podekscytowanie. Ją pewnie przerażał. Albo po prostu nie lubiła zmian. Niemniej jednak wtedy, w salonie fryzjerskim, zmieniając swój dotychczasowy kolor włosów, pod wpływem pytania Marleny podjęłam decyzję o pozostaniu. Może nie na zawsze, ale przez najbliższy czas. Głównym powodem było to, że moje życie emocjonalne było w całkowitej rozsypce. Jeszcze nie miałam siły, żeby się podnieść. Zmiana miejsca zamieszkania przerastała moje możliwości. I poniekąd Marlena nie myliła się: miałam tu już jakieś życie. Gdzieś w środku czułam więc, że to jeszcze nie był czas, aby wyjechać.
Po wyjściu od fryzjera zrobiłam zakupy. Bez względu na stan emocjonalny powinnam dbać o swój stan fizyczny. Musiałam coś jeść, mimo że mój żołądek się buntował. Zestresowany zmianą stanu cywilnego swojej właścicielki kurczył się, buntując się na widok jakiegokolwiek posiłku. Tak, to był czas, kiedy po prostu zmuszałam się do jedzenia. Dlatego po powrocie do domu poprzestałam tylko na wypakowaniu i schowaniu zakupów. Następnie chwyciłam za lustro i zaczęłam oglądać nową fryzurę.
Dzięki jaśniejszemu kolorowi moja twarz zyskała blask i odmłodniała. Zadowolił mnie ten efekt. Mimo wszystko uśmiechnęłam się do swojego odbicia, po czym sięgnęłam po czerwoną pomadkę, aby podkreślić kształt ust. Nie, nie byłam pięknością, na widok której faceci wariowali, a kobiety dusiły się w oparach uzasadnionej zazdrości. Byłam zwyczajną dziewczyną, nie za ładną, ale też nie brzydką. Miła i sympatyczna, a dla facetów urocza. Nigdy nie narzekałam więc ani na brak koleżanek, które nie widziały we mnie rywalki, ani na brak płci przeciwnej w moim otoczeniu. Faceci zwykle nie bali się do mnie zagadać.
Odłożywszy lusterko, wzięłam do ręki telefon i zrobiłam sobie kilka zdjęć. Wybrałam najlepsze i zmieniłam zdjęcie profilowe na Facebooku. Nowa ja, nowe życie, także wirtualne. Po chwili namysłu zmieniłam też status na „wolna”. To jednak mniej upokarzające niż „rozwódka”. Lajki spływały szybko, ale nie tak szybko, jak łzy po moich policzkach. Coś we mnie pękło. Zostałam sama. Ze świetną fryzurą, ale jednak sama. W mieście, do którego miałam stosunek co najwyżej obojętny. Bez miłości mojego życia. Co ma tutaj teraz robić taka dziewczyna jak ja? Czy znajdę jeszcze miłość? Czy mimo złego doświadczenia będę jeszcze potrafiła komuś zaufać?
Łzy wreszcie obeschły, a powieki spuchły i piekły. Czułam się, jakby ktoś rzucił mi piaskiem prosto w oczy. Tak właśnie czuje się dziewczyna, kiedy nagle wali się jej świat. Jakby dostała piaskiem po oczach.