Читать книгу Nagła zmiana planu - Ewelina Miśkiewicz - Страница 7

Оглавление

Alert!

Samotność w dużym mieście jest jeszcze do zniesienia. Możesz usiąść sama w małej kawiarence przy pucharku lodów lub dużej mrożonej kawie i nikogo to nie dziwi. Nikogo to nie obchodzi. Samotne wypady do kina czy do teatru może nie są zbyt przyjemne, ale są jakimś wyborem. W tym tkwi przewaga dużego miasta nad małym. Masz wybór. Możesz gdzieś uciec, wtopić się w tłum i udawać, że wszystko jest w porządku.

Małe miasto to samotność w czterech ścianach i brak wyboru. Nie wiem, co bym tu zrobiła, gdybym nie miała Anki. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym nie miała przyjaciółek, które dzięki niej poznałam. Na tę rudą wariatkę nieoczekiwanie wpadłam, robiąc zakupy w ciuchlandzie. Pierwsza się do mnie odezwała, bo potrzebowała pomocy przy zasunięciu suwaka w sukience, którą właśnie przymierzała. Pomogłam jej, a potem ona mnie, gdy nie mogłam się zdecydować, czy wziąć zieloną bluzkę. Była ładna, ale w ogóle nie miałam pomysłu, jak ją nosić, i nie byłam pewna, czy jej potrzebuję.

– Za dwa złote? A nad czym się tu zastanawiać? Za taką cenę warto wziąć, nawet jeśli się jej nie będzie potem nosić.

Bluzka powędrowała więc do koszyka, a my po zakupach wyskoczyłyśmy na pierwszą wspólną kawę. Jak się potem okazało, nie ostatnią. Anka była rodowitą tarnobrzeżanką i to sprawiało, że znała się prawie z każdym. Nie bez znaczenia pozostawał również fakt, że była po prostu otwartą osobą. Nawet się nie spostrzegłam, a jej kumpele stały się także moimi przyjaciółkami.

Teraz siedziałyśmy w knajpie, popijałyśmy piwo z sokiem przez słomkę i czekałyśmy na zamówioną pizzę. Wprawdzie nie był to nasz stały rytuał, ale od czasu do czasu dbałyśmy o to, aby wyskoczyć gdzieś wszystkie razem. Były wówczas piwo, pizza i babskie pogaduchy.

– Naprawdę potrzebujesz tych szpilek? – zdziwiła się Karolina, najmłodsza z nas. Miała trzydzieści lat, nigdy nie farbowała włosów i nie malowała się. Ubierała się wygodnie i rzadko spotykała z facetami. Sama o sobie mówiła, że jest feministką. Nie jadła mięsa, pracowała w miejskiej bibliotece i bardzo ceniła sobie niezależność.

– Daj jej spokój – wtrąciła się Ewa, która z kolei była z nas najstarsza, ale nikt zwykle nie dawał jej tyle lat, ile faktycznie miała. Powszechnie myślano, że ma lat około trzydzieści, podczas gdy zbliżała się do czterdziestki. Ale to jeszcze nie był czas, aby o tym myśleć. Trzydzieści dziewięć skończyła dopiero w zeszłym tygodniu. Jako jedyna z nas miała prawdziwą rodzinę: męża i dwoje dzieci. I teściową, która kilka lat temu, po śmierci męża, zamieszkała z nimi w ich wymarzonym domku za miastem.

– Naprawdę potrzebuję – odparłam i założyłam nogę na nogę, tak aby lepiej wyeksponować stopy w moich nowych czerwonych szpilkach. – Przy Pawle zapomniałam, czym mogą być piękne buty dla kobiety. Zobaczysz, dzięki nim jeszcze daleko zajdę.

– Takie szpilki nie są czymś naturalnym. I jestem pewna, że nie wymyśliła ich kobieta.

Spojrzałam na Karolinę, udając znudzenie.

– Na sto procent wymyśliła je jakaś szowinistyczna męska świnia, fantazjująca o kobietach z drucikami wystającymi z pięt – odgryzłam się.

– Okej, dobra. To ostatecznie twój wybór, ale chcę, żebyś przynajmniej dokonała go świadomie. Mnie tam odpowiadają moje japonki. – Wysunęła stopy w brązowych klapkach.

Przysunęłam swoją.

– Chyba jednak wolę moje – powiedziałam.

– Moje są przynajmniej wygodne.

– Kelner jest niezły – przerwała naszą rozmowę Anka, wróciwszy z toalety. – Wysoki, ciemne włosy. Przystojniak.

– Przecież spotykasz się z kimś – zauważyła Karolina.

– Oj tam, oj tam. To nic poważnego. Poza tym życie nauczyło mnie, że nie wolno się przywiązywać do jednego faceta.

– Gdzie w ogóle kupiłaś te buty? – Ewa wróciła do tematu szpilek.

– W ciuchlandzie – odparłam z dumą osoby, której trafiła się wyjątkowa okazja.

– Była ze mną – dodała Anka.

– Nie stać was na zakupy w normalnym sklepie? Ty zarabiasz – Ewa zwróciła się do Anki, która pracowała w studiu urody jako masażystka – a tobie Paweł chyba coś zostawił? – Spojrzała na mnie pytająco.

To pytanie sprawiło, że nagle wzbudziła się we mnie obawa. Odkąd zamieszkałam w tym mieście, ani razu nie pracowałam, ale nie musiałam się martwić o pieniądze. To był problem Pawła. Teraz uświadomiłam sobie swoją niesamodzielność i ogarnął mnie lęk o przyszłość. Co zrobię, gdy pieniądze zostawione mi przez byłego męża się skończą? Czy naprawdę mogę pozwolić sobie na czekanie, aż dojdę do siebie, zamiast od razu rzucić się w wir poszukiwania pracy?

– To akurat pochwalam – wtrąciła się Karolina. – Też kupuję na ciuchu. A ty nie?

– No też. Ale wiecie, jak to jest przy dzieciach. Szybko rosną, a nie stać mnie, żeby zawsze kupować im nowe ubrania. Wy to co innego – próbowała bronić się Ewa.

– Kochana, chyba nie rozumiesz idei kupowania w second handach. Jasne, że stać mnie na nowe rzeczy, ale uwielbiam też okazje za grosze, a to właśnie gwarantują mi zakupy w takich sklepach. – Anka upiła łyk piwa i w jej oczach pojawił się blask. Trudno było określić, czy był efektem ekscytacji kupowaniem w ciuchlandach, ilości wypitego piwa czy widoku kelnera, który właśnie zbliżał się do naszego stolika z gorącą i wyglądającą smakowicie pizzą.

– Ale jestem głodna – wyrwało mi się.

– Nie wątpię – powiedziała moja czerwonowłosa przyjaciółka w taki sposób, że słowa, które wypowiedziałam, wydały się dwuznaczne. Szturchnęłam ją.

– Co słychać u twojej teściowej? – zagaiłam do Ewy, nakładając sobie ociekający mozzarellą kawałek pizzy na talerz.

Od jakiegoś czasu Ewka coraz częściej bywała przybita. Miała też chwile, gdy będąc z nami ciałem, jednocześnie wydawała się nieobecna myślami. Jej stosunki z teściową nigdy nie były wzorowe, ale ostatnio matka Konrada, jej męża, porządnie dawała jej w kość.

– Naprawdę chcecie wiedzieć? – westchnęła Ewa. – Nie chcę was zanudzać swoimi problemami.

– Przecież już dawno ustaliłyśmy, że problemy jednej z nas tak naprawdę dotyczą każdej z nas. Ewka, mów, może razem wymyślimy jakieś rozwiązanie – zachęciła ją Karolina.

– To dość przykra sprawa.

Zamieniłyśmy się w słuch.

– Opowiadałam wam, jak kiedyś teściowa stwierdziła, że jestem najgorszą żoną, jaką mogłaby sobie wymarzyć dla syna?

– Chodziło o coś z toaletą? – zapytałam.

– Tak. Powiedziała, że jestem brudasem, który niczego nie potrafi utrzymać w czystości. Przestała wtedy korzystać z toalety, bo twierdziła, że wszystko się lepi.

– Ale to przykre. Nie wyobrażam sobie, żeby matka mojego męża, jeśli takiego kiedykolwiek będę mieć, w co wątpię, w ten sposób się do mnie odzywała. Masz cierpliwość, dziewczyno – stwierdziła Karolina.

– To matka Konrada, mieszkamy razem. Jakbym tak ja jeszcze wybuchła, to wtedy dopiero by się porobiło. W każdym razie pamiętacie, jak zastanawiałam się, gdzie załatwia swoje potrzeby?

Trudno było zapomnieć. Obstawiałyśmy różne rzeczy: załatwianie się w toalecie miejskiej, w krzakach w przydomowym ogródku, noszenie pampersów…

– Kilka dni temu w końcu rozwiązałam zagadkę. Zobaczyłam, jak nad ranem opróżnia nocnik na trawnik pod oknem pokoju, w którym ją zakwaterowaliśmy.

– Serio? Do nocnika? Jak dziecko? – zdziwiła się Anka.

– Ale to nie wszystko. Tym samym rozwiązała się inna sprawa. Zawsze zastanawiałam się, dlaczego trawa pod jej oknem jest jakby wysuszona. No nie rośnie tak soczyście jak na pozostałej części trawnika. Miałam więc odpowiedź.

– I co dalej? – zaciekawiła się Karolina. Sięgnęła po pizzę i wgryzła się w kawałek bez mięsa, który specjalnie dla niej zamówiłyśmy.

– Spróbowałam z nią porozmawiać. Najpierw zrobiłam aluzję do tego, że kupiłam nowe środki do czyszczenia toalety, niezwykle skuteczne. Ona na to, że nie rozumie, po co jej to w ogóle mówię. Wówczas postanowiłam wyłożyć karty na stół. Całkiem spokojnie powiedziałam, że wiem, że sika do nocnika, a potem wylewa mocz na trawnik. A ona na to, że musiałam sobie chyba coś ubzdurać. Znów mnie obraziła. Już nawet nie pamiętam, jakich użyła słów, bo w tych nie przebiera, gdy wyzywa mnie od najgorszych.

– Wyparcie w żywe oczy. Ja też nie pojmuję, jak ty z nią wytrzymujesz – wtrąciła się Anka.

– Ale najgorsze było następnego dnia – kontynuowała Ewa, nie zważając na uwagę Anki. – Teściowa wstała rano i woła mnie, żebym zobaczyła, jak to trawa według mnie wcale nie chce rosnąć. Idę więc, zastanawiając się, co takiego wymyśliła. I mówię wam, szczęka mi opadła. To było tak dziwaczne, że w pierwszej chwili nie wiedziałam, co powiedzieć. Jak myślicie, co zrobiła?

– Nie mam zielonego pojęcia – odparłam zgodnie z prawdą. Poza tym pewnie i tak byśmy nie wymyśliły nic, co by przebiło pomysłowość teściowej Ewy, sądząc po jej kreatywności w dokuczaniu synowej.

– Przesadziła kępki dzikiej trawy rosnącej za płotem w miejsce tej wyschniętej. Wyobrażacie sobie, jak to wyglądało? Równo przystrzyżony trawnik, a pod oknem teściowej wyrośnięte kępy. I ona, zapewniająca mnie, że trawa pięknie tu rośnie. Nawet lepiej niż w pozostałej części trawnika. Wiecie, ona naprawdę była przekonana, że w to uwierzę.

– Zrobiłaś coś z tym? – spytała Anka.

– No co ty. Tylko strasznie mi z tym niezręcznie. Nie wiem, jak o tym powiedzieć Konradowi. Jego matka nie tylko robi się coraz bardziej złośliwa, ale wręcz dziwaczeje. Sama muszę jakoś rozwiązać ten problem.

– Ale jakby co, to pamiętaj…

– Wiem, zawsze mogę na was liczyć. Dobra, koniec już tych historii. Porozmawiajmy o czymś innym – Ewa postanowiła zmienić temat. – W końcu wyskoczyłyśmy, aby się trochę rozerwać.

– Racja, porozmawiajmy o tym przystojnym kelnerze.

– Idziesz na wesele z Radkiem, zapomnij na razie o kelnerze. – Pogroziłam Ance palcem, przypominając jej o najbliższych planach weekendowych, z powodu których wyciągnęła mnie ostatnio na ciuchlandowe zakupy.

– Właściwie to myślałam o nim i o tobie. Ile czasu minęło już od rozwodu?

– Kilka tygodni.

– Właśnie, powinnaś zacząć się z kimś spotykać.

Poskładałam talerze i sztućce na jeden stos. Zostało nam już tylko piwo.

– Nie wiem, czy już powinnam – odparłam zgodnie z prawdą. – Nie jestem jeszcze gotowa.

– Oj, daj spokój, nie jestem jeszcze gotowa na pracę, nie jestem jeszcze gotowa, żeby się z kimś spotykać… Chyba należy uznać za cud, że w ogóle siedzisz tu z nami.

Spojrzałam na pozostałe przyjaciółki.

– Ona ma rację – odezwała się Karolina.

– Serio, mówisz to ty, która z nikim się nie spotyka? – zadrwiłam.

– Nie możesz ciągle siedzieć w domu i rozpamiętywać. Powinnaś poznawać nowych ludzi. Przecież nie musisz od razu pakować się w kolejny związek. Randka czy niewinne spotkanie z kimś to jeszcze nic zobowiązującego. A z czasem może poznasz kogoś właściwego i zapomnisz o Pawle – dopowiedziała Karolina.

Chwyciłam się ostatniej deski ratunku i poszukałam wsparcia u Ewy.

– Nie patrz tak, ja jestem tego samego zdania.

– Pięknie. Ankę jeszcze rozumiem, ale mężatka i pogardzająca facetami kobieta radzą mi zacząć się z kimś spotykać. Okej, to może mnie z kimś umówicie? – Najlepszą obroną jest atak, więc zaatakowałam.

– Wspaniale! Uwaga, ogłaszam alert! Poszukajmy faceta dla Leny! – napaliła się Anka. – Znacie jakiegoś fajnego gościa?

– Ja nie – wykręciła się Karolina.

– Ja znam, ale większość jest już żonatych – powiedziała bez entuzjazmu Ewa.

Uśmiechnęłam się tryumfalnie.

– Poczekaj, kochana, ja mam – odparła zawsze niezawodna Anka. – Radek wspominał, że ma kolegę, który także wybiera się na wesele, ale chyba nie ma z kim pójść. Rozstał się niedawno z dziewczyną. Ty po rozstaniu, on po rozstaniu. Oboje jesteście jeszcze ostrożni przy zawieraniu nowych znajomości. Co ci szkodzi? Umówimy was.

– Sama nie wiem.

– Wiesz, wiesz. Poza tym ja tam będę. Będziemy się razem bawić.

Ciąg dalszy w wersji pełnej

Nagła zmiana planu

Подняться наверх