Читать книгу Nagła zmiana planu - Ewelina Miśkiewicz - Страница 6
ОглавлениеTwoja mama przypomina: na ból głowy rodzina!
Sukces powoduje, że ludzie ci zazdroszczą. Niektórzy nagle próbują odświeżyć z tobą znajomość, by na spotkaniach z innymi znajomymi, niby mimochodem, móc wspomnieć, że cię znają. Inni się odsuwają, bo nie mogą znieść tego, że ci się w życiu powiodło. Aby zrekompensować swoje braki, generują plotki lub różne złośliwości pod twoim adresem. Dzisiejszy świat bardzo im w tym sprzyja. Wystarczy na przykład założyć fałszywe konto na Facebooku i można bluzgać do woli. Odnosząc sukces, musisz się liczyć z tym, że ciężko ci będzie znaleźć prawdziwych przyjaciół.
Natomiast jeśli w twoim życiu dzieje się źle, ludzie się odsuwają, bo nie chcą przebywać w towarzystwie osoby, która może nagle zacząć płakać, narzekać, zwierzać się. Nie można wciąż się mazać. Podpuchnięte oczy, brak makijażu i byle jaki strój sprawiają, że ludzie w twoim otoczeniu wyczuwają, że coś jest nie tak. Większość znajomych, widząc cię w takim stanie, omija cię szerokim łukiem, jakbyś złapała jakąś chorobę zakaźną. Nie interesuje ich cierpienie innych. Sami potrzebują ludzi optymistycznych, którzy w ich życie mogliby wnieść uśmiech.
I ja to rozumiałam. Starałam się więc codziennie wyglądać dobrze i udawać, że nic się nie dzieje. Próbowałam nie narzekać, choć wszystko przypominało mi o tym, że właśnie rzuciła mnie miłość mojego życia, i najchętniej wszystkim bym o tym opowiadała. Mieszkanie, najbliższa okolica, całe miasto, miejsca, do których chodziliśmy razem, a teraz snułam się po nich sama, to wszystko przywoływało wspomnienia.
Ale istnieje jeszcze inny typ znajomych, którzy, gdy w twoim życiu dzieje się źle, potrafią zachować się właściwie. Nie zwiedzie ich zmieniona fryzura, świetny strój i maska z uśmiechu na twarzy. Potrafią cię przejrzeć i dostrzec, że wcale nie jest okej. Co więcej, potrafią zacząć działać. Taką kumpelą w tym momencie okazała się Anka.
– Nie wystarczy nowa fryzura – zaczęła, gdy siedziałyśmy przy kawie w moim mieszkaniu, które na szczęście były mąż mi zostawił. – Powinnyśmy wybrać się na zakupy – dodała, przegryzając kruche ciastko, samodzielnie przeze mnie upieczone. Słodkie wypieki mojego autorstwa zawsze napawały mnie dumą. Byłam w tym świetna, co za każdym razem potwierdzali wszyscy, którzy mieli przyjemność spróbować moich ciast.
Zostawiając większe miasto i decydując się na zamieszkanie w Tarnobrzegu, zrezygnowałam również z zakupów w galeriach. Tarnobrzeg był ich po prostu pozbawiony. Nie licząc dwóch parków handlowych, ale to nie było to samo. Oczywiście w grę zawsze wchodził wyjazd do centrum w oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów Rzeszowie lub bliżej, w Stalowej Woli, ale to rozwiązanie miało jedną istotną wadę – brak galerii handlowych tutaj wykluczał spontaniczność zakupów.
Były za to ciuchlandy. Jako nałogowa zakupoholiczka, stała bywalczyni galerii handlowych – nawet gdy przestałam już pracować jako ekspedientka jednego z salonów znanej marki sieciowej oferującej modną odzież dla młodych kobiet – musiałam znaleźć coś zastępczego. Ciuchlandy stały się wybawieniem. Nawet nie wiem, kiedy markowe ciuchy w mojej szafie wymieniłam na te kupowane w second handach. I muszę przyznać, że w większości były to ubrania niemal całkiem nowe, a na pewno oryginalne. Byłam pewna, że drugiej takiej samej sukienki, torebki czy pary butów nie ma żadna inna kobieta w mieście.
Do naszego ulubionego ciuchlandu wchodziło się jak do sezamu. Drzwi rozsuwały się i wkraczałyśmy w jego podwoje. Już od progu wyczuwało się charakterystyczny zapach ubrań z drugiej ręki. I wcale nie było to nic nieprzyjemnego. Współczesne second handy pachną często jak najbardziej ekskluzywne butiki.
– Muszę znaleźć coś na wesele – oznajmiła Anka, gdy zaczęłyśmy przesuwać wieszaki z ubraniami. – Najlepiej sukienkę, ale taką wielokolorową. Jak coś ci wpadnie w ręce, daj znać.
Skinęłam głową na znak, że nie ma problemu.
Kolorowa sukienka. Idealnie pasująca do urody i osobowości Anki. Moja przyjaciółka także miała trzydzieści pięć lat, ale była singielką. Nie z odzysku, jak ja, lecz taką prawdziwą, na palcu której nigdy nie pojawił się pierścionek zaręczynowy, choć mało brakowało. Do trzydziestki była w długim, dziesięcioletnim stałym związku, ale facet ostatecznie ją zostawił. Ance w wieku dwudziestu dziewięciu lat marzył się ślub, a potem domek za miastem i dziecko. A najlepiej gromadka dzieci. Jednak facet, jej rówieśnik, nie dorósł do tej roli. Wprawdzie z inicjatywy Anki zaczęli już rozmawiać o ślubie, ale w decydującym momencie, kiedy trzeba było kupić pierścionek zaręczynowy, gość stchórzył. Zerwał z nią przez SMS-a. Dziesięć wspólnie przeżytych lat zamknął w kilku słowach: „Nie mogę. Przepraszam. Żegnaj”. Zawsze był lakoniczny, przyznała potem Anka. A zwłaszcza w sprawach seksu, o czym w następnych latach się przekonała, poznając innych mężczyzn. Dziś była szczęśliwą singielką niemarzącą o stabilnym związku oraz stałą użytkowniczką Tindera, dzięki któremu zawierała znajomości z samotnymi facetami z okolicy. Faceta, z którym wybierała się na wesele, również tam znalazła.
– Ładna? – zagadałam do przyjaciółki, która szperała w koszu z torebkami, i pokazałam jej sukienkę, którą udało mi się wyłowić spomiędzy innych.
– Dla ciebie ładna. Na moim płaskim biuście wyglądałaby tak jak teraz, czyli jak na wieszaku.
Kolejny mój atut. Okrągłe, ale nie za duże piersi. Bluzki i sukienki z dekoltem w serek wyglądały na nich idealnie.
Założyłam sukienkę na tę, którą już miałam na sobie, i obróciłam się, patrząc w lustro.
– Leży dobrze, ale chyba za dużo mam czarnych sukienek. Może powinnam poszukać czegoś w żywszym kolorze?
– Też tak sądzę. Przecież nie zamierzasz nosić żałoby po tym draniu. Co powiesz na tę? – Anka ściągnęła z wieszaka sukienkę o podobnym fasonie, ale w intensywnie czerwonym kolorze.
Przyłożyłam ją do siebie i zaczęłam przeglądać się znowu w lustrze.
– Fajna. Pasuje do mojego nowego koloru włosów. Biorę – powiedziałam i bez przymierzania wrzuciłam ją do koszyka.
– A to? – Anka zostawiła kosz z torebkami i właśnie zakładała na siebie sukienkę w groszki w stylu retro.
– Weź, to ostatni krzyk mody.
– A na mnie wygląda jak ostatni krzyk rozpaczy – stwierdziła, przeglądając się w lustrze.
Wzruszyłam ramionami.
– Mnie się podoba.
Zdjęła sukienkę i odwiesiła na wieszak, po czym zapytała:
– A tak w ogóle, Lena, to co zamierzasz teraz robić? Masz jakieś plany poza tym, że tu zostajesz? Co bardzo mnie cieszy. Wiesz, że cię kocham, i gdybyś chciała wyjechać, i tak bym cię zatrzymywała. Ale chyba masz jakiś plan?
– Nie mam – odparłam zgodnie z prawdą. – Zostawił mi mieszkanie i trochę pieniędzy, bo uznał, że tak będzie właściwie. Zawsze, cholera, mówił, że trzeba postępować właściwie, ale nigdy bym nie pomyślała, że ostatnią właściwą rzeczą, którą zrobi, będzie oddanie mi mieszkania i zabezpieczenie na jakiś czas finansowo. Szkoda, że nie zachował się właściwie wtedy, kiedy naprawdę było trzeba. – Ostatnie zdanie wypowiedziałam ze złością.
Złość. Właśnie to uczucie coraz częściej zaczynało gościć w moim sercu. Po przepłakanych nocach, dniach przepełnionych żalem i tęsknotą nadszedł wreszcie czas złości. Byłam na niego zła jak cholera.
– Poszukaj jakiejś pracy. Wychodzenie z domu dobrze ci zrobi – zaproponowała Anka. – Poza tym jego pieniądze się kiedyś skończą…
– Wiem – przerwałam jej. – Ale potrzebuję jeszcze trochę czasu. Może otworzę coś swojego… – zaryzykowałam i czekałam na reakcję przyjaciółki.
– Świetny pomysł! – zapaliła się. – I to za jego pieniądze. Już widzę ten jego utarty nos, kiedy dowiaduje się, że świetnie sobie radzisz, prowadząc firmę. Tylko żeby to nie był ciuchland. Ciuchlandy są świetne, ale i tak jest ich już za dużo w naszym mieście.
Miała rację. Mój były miałby bardzo skwaszoną minę, gdyby się o tym dowiedział. Zawsze uważał, że nie nadaję się do niczego poza siedzeniem w domu. To on był tym, który nas utrzymywał, i czuł się z tego powodu dumny.
– Może mogłabym otworzyć cukiernię? – powiedziałam trochę nieśmiało.
– Lena, tak! W końcu pieczesz znakomite ciasta.
– Dobra, dobra. Nie napalaj się tak. Przecież powiedziałam, że potrzebuję jeszcze trochę czasu. Muszę emocjonalnie stanąć na nogi.
– Jasne. Ale skoro już to powiedziałaś, ja ci nie odpuszczę. A nawet ci pomogę. Znam faceta z urzędu miasta, poznany na Tinderze, zajmuje się papierkową robotą, to do niego składa się papiery, jak chce się coś swojego otworzyć. Pomógłby nam. Ale nie oficjalnie i bez afiszowania się. Ma żonę. Bardzo zazdrosną. Raz mu nawet skasowała konto na portalu.
– Głupia – zaśmiałam się. – Daj sobie spokój z żonatymi.
– To oni nie dają mi spokoju. – Zachichotała jak nastolatka. – O, zobacz, a te spodenki będą na mnie. Sukienkę chyba będę musiała kupić w innym sklepie.
I tak na razie zakończyłyśmy temat mojej najbliższej przyszłości. Anka podciągnęła spódnicę i próbowała się wbić w jeansowe szorty.
– Nieźle – powiedziała, gdy w końcu naciągnęła je na tyłek.
– No nieźle. Bo masz świetne nogi.
– W końcu czymś muszę rekompensować sobie brak cycków, co nie?
– Co nie. Dobra, chodźmy już. Zaraz zrobi się kolejka przy kasie… – Nie dokończyłam, bo wtedy je ujrzałam. Czerwone szpilki na niebotycznym obcasie. Zawsze chciałam takie mieć, ale uważałam, że do niczego mi się nie przydadzą. Teraz byłam innego zdania. Jestem rozwódką. Trzydziestopięciolatką. Na co mam jeszcze czekać?
Teraz jest czas, kiedy mogę myśleć wyłącznie o sobie. Chcę te szpilki i je sobie kupię. Nawet jeśli miałabym chodzić w nich tylko po domu.
– Zobacz, jakie piękne – zwróciłam się do Anki. – I w dodatku mój rozmiar – mówiłam, jednocześnie zakładając je na stopy. – W ogóle niezniszczone. Wystarczy tylko spryskać dezodorantem do obuwia i będą jak nowe.
Byłam podekscytowana jak mała dziewczynka, która w końcu dostaje swoją wymarzoną lalkę.
– Wrzucaj do koszyka i zajmij miejsce w kolejce. Ja jeszcze popatrzę na paski.
Chwyciła mnie za ramię i wepchnęła do kolejki. Gdy byłam już przy kasie i zaczęłam grzebać w torebce w celu odnalezienia portfela, rozdzwonił się mój telefon. Przed każdym wyjściem z domu staram się pamiętać, żeby włożyć go do oddzielnej przegródki, żebym potem nie miała problemów z jego odnalezieniem. Jednak zwykle gdy wychodzę, pakowanie torebki to ostatnia rzecz, którą robię. Zazwyczaj jestem już wtedy spóźniona, więc wrzucam wszystko jak leci. Przeklinając pod nosem, szukałam telefonu wśród tego bałaganu. Błyszczyk, dwie pomadki, zużyte bilety, chusteczki, kilka podpasek, wycinki z gazet z przepisami na ciasta, otwieracz do piwa, który należał jeszcze do mojego byłego, krem do rąk, do twarzy… Po co ja to wszystko noszę? Jest! W końcu wymacałam telefon, wyjęłam i ruchem ręki przywołałam Ankę, żeby stanęła za mnie w kolejce. Odłożyła paski, poprawiła rude, niemal czerwone włosy i zajęła moje miejsce.
– Zapłać. Rozliczymy się potem – powiedziałam i z telefonem przy uchu odeszłam na bok. – Cześć, mamo, co tam? – zaczęłam. Zazwyczaj dzwoniły do mnie kumpele, mama i on. Serce zabiło mi trochę szybciej, zanim spojrzałam na wyświetlacz. Uspokoiłam się jednak, gdy na wyświetlaczu zamiast „Paweł” ujrzałam słowo „Mama”. Jeszcze nie usunęłam go z listy kontaktów. Poza tym chyba musi upłynąć więcej czasu, zanim dźwięk dzwonka w telefonie przestanie mnie niepokoić i nasuwać myśli, że Paweł może zadzwonić. Nasze drogi rozeszły się na zawsze. Już to do mnie dotarło. Ale w takich momentach mój mózg jakby się mobilizował i był gotowy na każdą ewentualność.
– Co tam? Co u ciebie? Dlaczego nie powiedziałaś mi, że rozwiodłaś się z Pawłem? Mój ulubiony zięć! Jak mogłaś to zrobić?
W tym momencie prawie pożałowałam, że to jednak nie Paweł. Wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała odbyć tę rozmowę i że tak właśnie będzie ona wyglądać. Dlatego odwlekałam ją w nieskończoność.
– Ulubiony zięć? Jakbyś miała ich więcej.
Byłam jedynaczką, ale w przeciwieństwie do jedynaków wychuchanych i wypieszczonych ze mną obchodzono się nadzwyczaj surowo. Pamiętam, że matka zawsze wymagała ode mnie więcej. Piątka za wypracowanie z polskiego? Dlaczego nie szóstka? Nie kupię ci tej głupiej lalki, lepiej poucz się liter. I tak dalej. Zawsze miałam być najładniejsza i najlepsza. Kiedy dorosłam, zrozumiałam, że w ten sposób moja matka rekompensuje sobie swoje braki.
– Przez ciebie nie mam teraz żadnego.
– Dlaczego uważasz, że to moja wina?
– Bo widziałam, jak zawsze na ciebie patrzył. Był zakochany na zabój. Coś ty mu wykręciła? Taki przystojny! Wszystkie koleżanki zazdrościły mi takiego zięcia. Czy ty wiesz, jak ja teraz muszę świecić przed nimi oczami?
Prawdopodobnie tak samo, jak kiedy mój ojciec ją zostawił i ślad po nim zaginął. Chciałam jej to powiedzieć, ale ostatecznie darowałam sobie tę złośliwość. To nie będzie łatwa rozmowa, więc po co ją jeszcze zaostrzać?
– Wyobraź sobie, że to Paweł wykręcił mi numer. Zostawił mnie dla swojej sekretarki.
Po drugiej stronie zapanowała cisza. Moja matka szukała argumentu, który usprawiedliwiłby jej ukochanego zięcia i utwierdził w przekonaniu, że to jednak moja wina.
– Bo nie mieliście dzieci – wypaliła wreszcie. Zawsze mi to wypominała. Wyobraziłam sobie, jak teraz złośliwie się uśmiecha, dumna z tego, że miała rację.
– Przestań. Głowa zaczyna mnie już od tego boleć.
– Gdybyście mieli przynajmniej jedno dziecko, nie miałabyś czasu na ból głowy. Bylibyście prawdziwą rodziną. Zastanowiłby się, czy warto ją niszczyć dla przelotnego romansu.
– Jakoś mój ojciec nie miał oporów przed zostawieniem cię z dzieckiem. – Jednak się odgryzłam.
– Bo twój ojciec to był cham. Paweł to przyzwoity człowiek. Jestem pewna, że swojego dziecka nigdy by nie zostawił.
– Czy ty siebie słyszysz? Miałabym go złapać na dziecko? Zresztą nie mam ochoty teraz z tobą rozmawiać. Jeśli choć trochę interesuje cię to, co czuję ja, a nie Paweł, to chcę ci powiedzieć, że ostatnie tygodnie były dla mnie bardzo ciężkie. Wszystko mi się rozsypało. To cud, że się jakoś pozbierałam.
Rozłączyłam się. Nie miałam ochoty na dalszą rozmowę.
– Wszystko okej? – Podeszła do mnie Anka z torbą pełną ciuchów.
– Okej. Rozmowa z mamą.
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
– Trzyma stronę Pawła?
Przytaknęłam.
– Dlatego nie lubię starszych kobiet. Czy one zawsze muszą usprawiedliwiać facetów?
– Wychowywały się w trochę innym świecie niż my. Ale pewnie nie wszystkie są takie – spróbowałam stanąć w obronie starszych kobiecych pokoleń, bo nigdy nie byłam zwolenniczką generalizowania.
– Pewnie nie, ale miały raczej przewalone. A jeszcze dawniej mogły nawet spłonąć na stosie.
– Ty na pewno – zaśmiałam się.
– A ty pamiętaj, że ja zawsze będę po twojej stronie. – Pociągnęła mnie za rękę i wyszłyśmy na zewnątrz.
W środku czułam emocjonalną zimę. Za to świat budził się do życia. Wiosna tego roku była ciepła i w powietrzu czuło się nadzieję na lepsze. Wbrew samopoczuciu dałam się namówić Ance na pierwszy wiosenny spacer i udawałam, że także daję się porwać wiosennemu nastrojowi.