Читать книгу Wyklucie - Ezekiel Boone - Страница 6

Оглавление

Minneapolis, Minnesota

Agent specjalny Mike Rich nienawidził dzwonić do swojej byłej żony. Absolutnie, kurwa, nienawidził, szczególnie gdy wiedział, że słuchawkę może podnieść jej mąż – tak, jej nowy, kurwa, mąż. Mike nie miał jednak wyboru, wiedział, że się spóźni, a jeśli było coś, czego jego eksżona nie znosiła bardziej od jego spóźnialstwa, kiedy miał przyjechać po córkę, było to, że nie dzwonił, kiedy już wiedział, że nie będzie na czas. Szlag, całkiem możliwe, że gdyby lepiej sobie radził w obu tych sprawach, wciąż byliby z Fanny małżeństwem. Wgapił się w telefon.

– Weź to załatw, i już.

Jego partner Leshaun DeMilo też był rozwiedziony, ale bezdzietny. Zawsze powtarzał, że uciekł z czystym kontem. Inna sprawa, że powrót do kawalerskiego życia chyba nie do końca sprawiał mu przyjemność, bo randkował z jakąś ponurą determinacją, a na dodatek Mike odnosił wrażenie, że Leshaun ostatnio trochę zbyt często i zbyt długo przesiaduje w pubach. Od czasu rozwodu Leshaunowi DeMilo już kilka razy zdarzyło się przyjść do pracy w stanie świadczącym, że ma za sobą ciężką noc.

– Wiesz, że im dłużej będziesz czekał, tym gorzej – doradził Leshaun.

– Weź spierdalaj – żachnął się Mike, ale odblokował telefon kciukiem i wybrał numer byłej żony.

Oczywiście odebrał jej mąż.

– Zakładam, że dzwonisz poinformować, że znowu się spóźnisz?

– Rozgryzłeś mnie, Dawson – odparł Mike.

– Mike, prosiłem przecież, żebyś do mnie mówił Rich.

– Wybacz, ale wiesz, kiedy słyszę Rich, to myślę o sobie. Agent Rich. Takie tam. Dziwnie się czuję, zwracając się do ciebie moim nazwiskiem. A Richard by ci odpowiadało?

– Przeżyję. O ile nie będziesz do mnie mówił Dick, w każdym razie nie prosto w twarz.

To była kolejna rzecz, która wkurzała Mike’a w nowym mężu Fanny. Rich Dawson był adwokatem – co samo w sobie było irytujące – ale poza tym okazywał się pod wieloma względami świetnym gościem. Gdyby nie zarabiał kroci, broniąc przed więzieniem sukinsynów, na których aresztowanie Mike poświęcał swój czas, i gdyby nie posuwał jego byłej żony, Mike całkiem chętnie poszedłby z nim na piwo. Z pewnością byłoby mu łatwiej, gdyby Dawson był zatwardziałym dupkiem. Miałby powód, żeby go nienawidzić, zamiast żyć ze świadomością, że może się złościć wyłącznie na siebie. Mike nie potrafił zdecydować, czy powinien się doszukiwać dobrych stron i docenić, że Dawson świetnie opiekuje się Annie, czy raczej uznać to za kolejny powód, dla którego nowy mąż jego byłej żony zasługuje na niechęć. Mike’a dobijało, że jego córka tak dobrze dogadywała się z Dawsonem, ale wiedział też, że ma to na nią pozytywny wpływ. Przez rok, który minął od ich rozstania, do chwili gdy Fanny związała się z Dawsonem, Annie zamknęła się w sobie. Nie była smutna, a w każdym razie nie dawała tego po sobie poznać, ale stroniła od rozmów. Z kolei przez ostatnie półtora roku, od kiedy na horyzoncie pojawił się Dawson, zachowywała się tak jak dawniej.

– Daj mi po prostu porozmawiać z Fanny, okej?

– Jasne.

Mike poprawił się w fotelu. Nigdy nie narzekał, że musi przesiadywać godzinami w samochodzie, pić zimną kawę i wdychać duszący smród skarpet i potu, który wypełniał wnętrze, kiedy sytuacja zmuszała ich do smażenia się w słońcu. Na zewnątrz było prawie trzydzieści stopni. Nietypowo ciepło jak na kwiecień w Minneapolis. Pamiętał lata, w których dwudziestego trzeciego kwietnia na ulicach leżał jeszcze śnieg. Poza latem trzydzieści stopni oznaczało w Minneapolis upał. Kiedyś nie gasili z Leshaunem silnika i ustawiali na cały regulator klimatyzację, a zimą grzanie, ale córka Mike’a, z której szkoła podstawowa zrobiła młodą wojowniczkę na rzecz ochrony przyrody, wymusiła na nich obietnicę, że siedząc na czatach, będą wyłączać silnik. Gdyby był sam, Mike prawdopodobnie złamałby się i włączył klimę, ale partner mu nie pozwalał.

– Słuchaj, obiecałeś, i to jeszcze swojemu dzieciakowi, to się tego trzymaj – zarządził Leshaun i nawet kupił do samochodu metalowe kubki do kawy.

Całe szczęście, że nie posunął się do tego, żeby zmuszać Mike’a do mycia i wielokrotnego używania butelek, do których sikali, kiedy stali za daleko od McDonalda albo Starbucksa. W gruncie rzeczy nie prowadzili już obserwacji tak często, jak kiedyś. Mike’owi, jeśli miał być szczery, trochę tego brakowało. Dni takie jak dzisiejszy były przecież tradycyjnie częścią tej roboty. Było coś romantycznego w siedzeniu i czekaniu. I czekaniu. I czekaniu. Dziś jednak koszmarnie bolały go plecy. Kisnęli w samochodzie od dziewięciu godzin, a poprzedni dzień spędził w YMCA, pływając, goniąc się z córką i podrzucając ją w powietrze. Annie miała dziewięć lat i zaczynała robić się ciężka, ale co miał na to poradzić? Nie wygłupiać się na basenie?

Wyprężył plecy i lekko się przeciągnął, szukając wygodniejszej pozycji. Leshaun podsunął mu opakowanie ibuprofenu, ale Mike pokręcił głową. Brzuch też mu dokuczał, a przez tę kawę, pączki, tłuste burgery, frytki i inny szajs z dnia na dzień coraz trudniej mu było przebiec i podciągnąć się na drążku w zakresie wystarczającym, żeby nie zawalić okresowych testów sprawności fizycznej. Nie chciał się dodatkowo truć z powodu bólu pleców. Ja pierdolę, pomyślał. Miał zaledwie czterdzieści trzy lata. Nie powinien jeszcze robić się stary.

– Ile się spóźnisz, Mike? – Fanny przejęła słuchawkę i z miejsca przypuściła atak.

Mike zamknął oczy i spróbował wziąć oczyszczający oddech. Tak to nazywał jego terapeuta. Oczyszczający oddech. Kiedy otworzył oczy, Leshaun, który gapił się na niego, uniósł brew i ułożył usta w słowo „przeproś”.

– Przepraszam, Fanny. Naprawdę mi przykro. Prowadzimy obserwację, a zmiana się spóźnia. Daj mi, proszę, pół godziny, maksymalnie czterdzieści pięć minut.

– Mike, miałeś ją zabrać na piłkę. Teraz ja będę musiała pojechać.

Mike wziął kolejny oczyszczający oddech.

– Nie wiem, co jeszcze powiedzieć. Przepraszam, naprawdę. Zobaczymy się na boisku.

Chciał tam być. Było coś szczególnego w zapachu świeżo skoszonej trawy i widoku córki uganiającej się za piłką. Nędzne drewniane trybuny przypominały mu dzieciństwo – te chwile, kiedy grając w baseball czy futbol, sięgał wzrokiem za linię boczną ku ojcu, który przyglądał mu się z poważną miną. Obserwowanie Annie wygłupiającej się z innymi dzieciakami albo uczącej się – w skupieniu i z grymasem na twarzy – nożyc czy innego ćwiczenia było jedną z najprzyjemniejszych części jego tygodnia. Boisko stanowiło odrębny świat. Krzyki dzieci i gwizdki trenerów działały jak reset, sprawiały, że przestawał myśleć o pracy, o byłej żonie, o czymkolwiek. Inni rodzice w większości plotkowali, czytali książki, starali się pracować, rozmawiali przez telefon, ale Mike po prostu się przyglądał. Nic więcej. Patrzył, jak Annie biega, kopie i śmieje się i na tę godzinę piłki zapominał o reszcie świata.

– Wiadomo, że ją zawiozę, ale nie o to chodzi. Denerwuje mnie, że wciąż to robisz. Wiesz, ja mogłam od ciebie odejść. Mogłam się rozwieść. Ale ona jest na ciebie skazana, Mike. Nieważne, jak bardzo lubi Richa, to ty jesteś jej ojcem.

Mike zerknął na Leshauna, który całym sobą pokazywał, że nie słucha. Zajmował się tym, po co tu przyjechali, czyli wpatrywaniem się w boczną uliczkę. Prawdopodobieństwo, że dupek, na którego czekali, Two-Two O’Leary, się pojawi, było niewielkie, ale jeśli zważyć, że koleś bez oporu bierze metamfetaminę, którą handluje, a tydzień wcześniej postrzelił agenta podczas nieudanego nalotu, to dobrze by było, żeby przynajmniej jeden z nich zwracał uwagę, co się dzieje dookoła.

– Nic na to nie poradzę, mogę tylko w kółko przepraszać.

Jeszcze raz spojrzał kątem oka na Leshauna. Uznał, że nie obchodzi go, czy partner się przysłuchuje czy nie. Przecież i tak wiele razy rozmawiali o swoich nieudanych małżeństwach. Leshaun znał myśli Mike’a lepiej niż jego terapeuta, nie mówiąc o samej Fanny. Może gdyby rozmawiał z nią o tych sprawach tyle samo, co ze swoim partnerem, wciąż byliby razem.

– Wiesz przecież, że mi przykro. Za wszystko. Żałuję wszystkiego. Nie tylko tego, że nigdy nie jestem na czas. – Mike czekał, aż Fanny coś powie, ale w słuchawce panowała cisza. Ciągnął więc to, co zaczął: – Rozmawiałem o tym z terapeutą i wiem, że się z tym spóźniłem. To znaczy, spóźniłem się pewnie ze wszystkim… Chcę po prostu powiedzieć, że powinienem był przeprosić cię już dawno temu. Nie chciałem, żeby między nami się posypało, i chociaż właściwie jest mi przykro, to naprawdę się cieszę, że ty się cieszysz. No i wiesz, z Dawsonem… Richem… Wygląda na to, że jest ci z nim dobrze, i wiem, że Annie go uwielbia. Tak że… no… wiesz… przepraszam. Bardzo się staram być innym człowiekiem, lepszym facetem, ale pewna część mnie nigdy się nie zmieni. Moja praca też nie.

– Mike, słuchaj – głos Fanny był niewyraźny i Mike znów poprawił się w fotelu. Nie potrafił ocenić, czy jego gówniany telefon tracił sygnał, czy to ona mówiła łagodniejszym tonem. – Mike – powtórzyła – chcę z tobą o czymś porozmawiać.

– O czym? Chcesz jeszcze raz się rozwieść?

Leshaun przestał się garbić i lekko wychylił się przez otwarte okno. Mike też się wyprostował. W uliczkę wjeżdżał samochód, pierwszy od dłuższego czasu. Honda, czyli raczej nic, czym chciałby jeździć Two-Two. Samochód zatrzymał się z bagażnikiem wystającym na chodnik, po czym czarnoskóry nastolatek, może piętnasto- albo szesnastoletni, otworzył drzwi po prawej stronie. Mike się odprężył, a Leshaun z powrotem rozparł się w fotelu. Two-Two handlował bronią i metamfetaminą, ale był też ważną figurą wśród neonazistów z Aryan Nations i raczej nie było mowy, by jeździł z nim czarnoskóry dzieciak.

– Chcę zmienić Annie nazwisko – oznajmiła Fanny.

– Co?

– Chcę, żeby nosiła to samo nazwisko co ja.

– Moment. – Mike położył telefon na udzie i potarł twarz wolną dłonią.

Pożałował, że już nie pali, chociaż Leshaun i tak nie pozwoliłby mu kopcić w samochodzie. W ogóle miał dość tego cholernego samochodu. Tej ciasnoty i upału. Na T-shirt miał nałożoną kamizelkę kuloodporną i był cały spocony. Naprawdę nie mogli odpalić silnika chociaż na kilka minut; włączyć na chwilę tej pierdolonej klimy? Musiał wyjść, rozprostować nogi, wciągnąć trochę tlenu. Otworzył drzwi. Potrzebował uderzenia zimnego powietrza jak w tych reklamach gumy do żucia. Tyle że na zewnątrz wcale nie było przyjemniej niż w środku.

Leshaun wbił w niego wzrok.

– Mike? Co ty robisz?

– Jezu, nic. Nigdzie nie idę. Po prostu stanę na zewnątrz, okej? Chcę po prostu przez chwilę porozmawiać przez telefon, nie siedząc w samochodzie. Wolno mi? Masz coś przeciwko?

Zdał sobie sprawę, że jego głos zrobił się głośny i agresywny, i że kiedy skończy rozmawiać z Fanny, będzie musiał przeprosić Leshauna.

Leshaun był dobrym partnerem i przyjacielem i nie weźmie tego do siebie, ale Mike i tak poczuł się jak dupek. Jeszcze większy niż dotychczas. Leshaun skinął głową, więc Mike wysiadł. Zatrzasnął za sobą drzwi, chociaż przy opuszczonych szybach nie miało to większego znaczenia.

Przyłożył telefon z powrotem do ucha.

– Fanny, co ty opowiadasz?

– Rety, Mike, przecież na pewno się domyślałeś. Domyślałeś się, prawda?

– Nie, Fanny. Nie domyślałem się.

– No tak. Ty nigdy niczego się nie domyślasz.

Usłyszał delikatne szuranie telefonu o policzek Fanny, a następnie cichy pomruk – mówiła coś do Dawsona. Mocno docisnął telefon do skroni.

– Nie zmienisz nazwiska Annie. To jest moja córka, do kurwy nędzy. I będzie nazywała się Annie Rich, a nie Annie, kurwa, Dawson.

– Mike, Annie jest też moją córką. Dziwnie to wygląda, że ma inne nazwisko niż ja.

– Mogłaś go nie zmieniać – stwierdził Mike.

Połapał się, że nie powinien tego mówić, zanim słowa do końca opuściły jego usta, ale nie umiał się powstrzymać.

Fanny westchnęła.

– Możemy o tym jeszcze porozmawiać, ale to już postanowione. Przykro mi, Mike, naprawdę, ale pewne rzeczy się zmieniły.

– Też staram się zmienić – odparł Mike.

– I ja to doceniam. Naprawdę – zapewniła. Przez kilka sekund nic nie mówili. Ze słuchawki dobiegał odgłos oddechu Fanny, która w końcu spytała: – Chcesz porozmawiać z Annie?

– Tak, poproszę – odpowiedział.

Czuł się pokonany.

Mike odwrócił się w stronę uliczki, którą obserwowali, i oparł się o bok samochodu. Poszukał wygodnej pozycji, rozluźnił barki i pociągnął w dół wystający spod kamizelki T-shirt. Był kompletnie mokry od potu. Mimo wszystko lepiej było pomęczyć się w niewygodnym ubraniu, niż nie żyć. Agent, którego Two-Two postrzelił w Wisconsin, prawdopodobnie by zginął, gdyby nie kevlar. Trzy strzały zatrzymały się na kamizelce, czwarty pocisk przeszedł mu na wylot przez biceps. Inna sprawa, że strzelanina miała miejsce w Eau Claire, sto sześćdziesiąt kilometrów od Minneapolis, i nikt o zdrowych zmysłach nie sądził, że Two-Two, nawet jeśli nafaszerował się naziolską metą, wróci do swojego baru po takim fiasku. Mike poluzował paski przytrzymujące kamizelkę. Zwykle nosił jeszcze na wierzchu koszulę, ale uznał, że skoro i tak będą siedzieć cały dzień w samochodzie, nie miało to większego sensu. Poza tym z szyi zwisała mu odznaka. Dotknął łańcuch, na którym wisiała. Uwielbiał ją nosić. Uwielbiał zmianę w spojrzeniu rozmówców, kiedy przedstawiał się jako „agent specjalny Rich”. Czasami jednak odnosił wrażenie, że powinien ją częściej zdejmować.

– Cześć, tato.

– Cześć, ślicznotko. Zobaczymy się dopiero na boisku, okej?

– Okej.

– Jak było w szkole?

– Dobrze.

– Działo się coś ciekawego?

– Nie bardzo.

Tak wyglądały wszystkie ich rozmowy telefoniczne. Kiedy spędzali wspólnie czas, Annie nie zamykała się buzia, ale kiedy rozmawiali przez telefon i nie widzieli się nawzajem, coś sprawiało, że rzadko mówiła więcej niż kilka słów naraz. Tak jakby wyobrażała sobie, że telefonem rządzi jakaś złowroga magia, która wyssie jej duszę, jeśli przekaże zbyt wiele informacji. Mike uśmiechnął się na tę myśl. Przypomniały mu się książki Stephena Kinga.

Już miał spytać, co zjadła na lunch, kiedy dostrzegł kolejny samochód. W ich uliczkę skręcał czerwony pikap Forda z wielkimi oponami i przyciemnianymi szybami.

– Śliczności, muszę lecieć.

– Okej. Kocham cię, tato.

– Ja ciebie też, kochanie. – Poczuł ścisk w żołądku. Odruchowo chwycił wolną dłonią odznakę, która zwisała mu z szyi. – Bardzo, ale to bardzo cię kocham. Pamiętaj o tym, dobrze? Nieważne, co będzie się działo, pamiętaj, że cię kocham.

Pikap zatrzymał się. Mike schował telefon do kieszeni. Karoseria, o którą się opierał, lekko się poruszyła – to Leshaun otworzył drzwi i wysunął się na zewnątrz. Mike puścił odznakę. Jego dłoń powędrowała ku biodru i zacisnęła się na zimnej, metalowej rękojeści pistoletu. Poświęcił sekundę, by spojrzeć przez ramię na Leshauna. Jego partner stał wyprostowany, więc Mike wrócił wzrokiem ku czerwonemu pikapowi. Za późno zdał sobie sprawę, że przez to, iż stał na zewnątrz, Two-Two dawno go dostrzegł, że zobaczył kamizelkę kuloodporną i odznakę zawieszoną na szyi. Mike nie powinien był wychodzić z samochodu i rozmawiać przez telefon. Nie powinien był odrywać wzroku od pikapa. Powinien był siedzieć w środku z partnerem i uważnie obserwować, powinien był… Mógłby tu wymienić całą listę innych rzeczy.

Drzwi po stronie pasażera otworzyły się i wyskoczył zza nich, strzelając z pistoletu, ogolony na łyso chujek w podkoszulku, na oko nie starszy niż dwadzieścia lat. Mike nie potrafił później powiedzieć, czy w ogóle zarejestrował huk wystrzałów. Usłyszał za to metaliczny dźwięk pocisku uderzającego w drzwi ich samochodu i chrzęst pękającego szkła przedniej szyby. A potem stęknięcie i głuchy odgłos, z którym ciało Leshauna osunęło się na ziemię. Wszystko nastąpiło, zanim Two-Two zdążył opuścić samochód.

Umysł Mike’a wypełniła pustka. W bezruchu przyglądał się, jak chłopak, który wysiadł od strony pasażera, zwalnia pusty magazynek, sięga do kieszeni swoich workowatych spodni i wyciąga kolejny. Tymczasem otworzyły się drzwi, za którymi siedział Two-Two, i Mike dostrzegł, że też jest uzbrojony w pistolet. Dwóch mężczyzn, dwie sztuki broni, Leshaun trafiony, choć nie wiadomo jak groźnie, a Mike jeszcze nawet nie miał w dłoni swojego pistoletu. Miał świadomość, że powinien coś zrobić, ale stał jak słup, jakby nie wiedział co, nie wiedział co, nie wiedział co…

W końcu jednak się odblokował.

Najpierw załatwił dzieciaka. Trzy trafienia w klatkę, jedno przy drugim. Ani Two-Two, ani jego kumpel nie mieli kamizelek. Mike słyszał, jak niektórzy z jego kolegów, którzy mieli świra na punkcie broni, psioczyli na moc obalającą służbowych glocków 22, ale chłopak plasnął o ziemię jak mokra szmata, więc pociski kalibru .40 najwyraźniej spełniły swoje zadanie bez zarzutu. Tak naprawdę nigdy wcześniej nikogo nie postrzelił. Tylko raz zdarzyło mu się użyć broni na służbie. To był jeden strzał, ledwie rok po rozpoczęciu pracy, i wtedy nie trafił. Zaskoczyło go wiec, jak łatwe i naturalne wydało mu się to, co właśnie zrobił. Wszystkie trzy pociski sięgnęły celu i w chwili, gdy pod chłopakiem ugięły się nogi, przekręcił tułów, żeby wycelować do dilera.

Two-Two miał jednak ten sam zamiar co on, więc kiedy Mike zwrócił ku niemu wzrok, ujrzał wymierzony w siebie pistolet.

Mike nie był pewien, który z nich strzelił pierwszy. A może nacisnęli spust w tej samej chwili, bo dokładnie w momencie, gdy odrzut pistoletu popychał jego dłoń, poczuł pociągnięcie za rękaw. Nie miał jednak wątpliwości, kto lepiej wycelował. Z głowy Two-Two, którą raptownie odrzuciło w tył, wystrzeliła krwawa mgła. Mike spojrzał na swoje ramię. W rękawie T-shirtu znajdowała się okrągła dziura, ale skóra była nietknięta.

Dzieciak z siedzenia pasażera się nie ruszał, podobnie jak Two-Two. Mike schował pistolet do kabury i rzucił się na drugą stronę samochodu ocenić stan Leshauna. W koszuli jego partnera były dwa otwory: jeden w górnej części ramienia, za którym widział krwawą miazgę, drugi na klatce piersiowej, idealnie okrągły i czysty. Kamizelka spełniła swoje zadanie. Leshaun miał otwarte oczy i wbijał wściekłe spojrzenie w Mike’a, który nie posiadał się z radości, że wielkiemu czarnemu skurczybykowi koniec końców nic poważnego się nie stało. Wzywając wsparcie, zdał sobie niestety sprawę, że czeka go jeszcze jeden telefon do Fanny.

Spóźni się więcej, niż zakładał. Dużo więcej.

Wyklucie

Подняться наверх