Читать книгу Sekret Picassa - Francesc Miralles - Страница 8

I

Оглавление

Tunel prowadzący z peryferii Barcelony do Sitges przypominał ogromne gardło wilka, które za chwilę miało mnie połknąć. Chwilowo pochłonęło z mojej kieszeni cztery euro osiemdziesiąt pięć centów za przejazd około dwunastu kilometrów.

Podczas gdy mój seat ibiza wjeżdżał w trzewia wydrążone w górskim masywie Garraf, pomyślałem, że to zlecenie jest podejrzane. Z doświadczenia w pracy z marszandami sztuki wiedziałem, że nigdy nie grali w otwarte karty. W przypadku mojego klienta, niejakiego Steinera, dodatkową okolicznością obciążającą go był fakt, że specjalizował się – jak wynikało z jego wizytówki – w odzyskiwaniu zaginionych dzieł. Innymi słowy zajmował się odkupywaniem skradzionych dzieł sztuki.

Przed spotkaniem przejrzałem jego stronę internetową, żeby dowiedzieć się, z kim mam do czynienia na wypadek, jeśli przyjmę jego propozycję. Na stronie znajdowało się jego zdjęcie, które wydawało się co najmniej niepokojące. Prezentował się na nim dobrze zbudowany mężczyzna, podobnie jak ja lekko po czterdziestce, z gładką cerą bez ani jednej zmarszczki. Był łysy, a czerwone oprawki jego okularów pasowały do jedwabnej koszuli. Obcisłe białe spodnie ujawniały jego przynależność do zagranicznej kolonii gejowskiej, dzięki której liczba mieszkańców Sitges w ciągu roku jest stała1.

Na zdjęciu Steiner siedział na czymś w rodzaju modernistycznego tronu, co wyglądało wręcz groteskowo. Jednak moją uwagę najbardziej przykuła laska, którą trzymał pomiędzy kolanami. Był to kij z białego drewna, zakończony dziwną srebrną główką w kształcie szczurzej czaszki z dwoma rubinami zamiast oczu.

Po zaparkowaniu samochodu w okolicach dworca w Sitges ruszyłem wąską uliczką prowadzącą do małego wzniesienia. Nieopodal nadbrzeża, obok miejscowego kościoła, wznosiły się znane modernistyczne budynki, takie jak Cau Ferrat. Z mapy wynikało, że kryjówka mojego potencjalnego klienta znajdowała się gdzieś w tej okolicy.

Kilkakrotnie gubiłem się w labiryncie wąskich uliczek, zanim udało mi się dotrzeć pod podany adres. Stał tam nieskazitelnie biały pałacyk z ukwieconym w geranium balkonem. Bardziej niż galerię przypominał letnią rezydencję, więc na wszelki wypadek nacisnąłem dzwonek znajdujący się przy drzwiach z kutego żelaza.

Wyuczony na studiach niemiecki pozwolił mi rozszyfrować napis widniejący na tabliczce pod dzwonkiem.

STEINER Gallerie

Wir finden was unfindbar ist2

Metaliczne kliknięcie oznajmiło, że drzwi zostały otwarte. Zaskrzypiały, kiedy je popchnąłem. Ich ciężar wywołał we mnie wątpliwość, czy galerię odwiedzało wielu klientów.

Parter wypełniony pozakrywanymi prześcieradłami rzeźbami przypominał magazyn duchów. W ciemnościach szukałem wzrokiem jakichś drzwi prowadzących do mieszkania. Jak Być może wychwiło mnie oko kamery, bo nagle z głośników zabrzmiał poważny głos:

– Za kotarą.

Instynktownie ruszyłem w kierunku jedynej ściany, przy której nie stały rzeźby. I rzeczywiście natknąłem się tam na grubą tkaninę oddzielającą tę przestrzeń od lepiej oświetlonej części galerii.

Kiedy znalazłem się po drugiej stronie oślepiła mnie jasność salonu urządzonego w wątpliwym guście. Na posadzce z płytek o modernistycznych wzorach geometryczne rzeźby Henry’ego Moore`a mieszały się z postaciami dziewic i świętych stojących na cokołach. Z bardzo wysokiego sufitu zwisała ruchoma instalacja Caldera, składająca się z czerwonych płytek opuszczonych na różnych wysokościach. Obok niej znajdował się ciężki żyrandol, który sprawiał wrażenie, jakby za chwilę miał się oderwać od sufitu, pozostawiając w nim otwartą dziurę.

Odsunąłem się na bezpieczną odległość i ruszyłem w głąb pokoju. Po prawej stronie znajdowały się schody prowadzące na pierwsze piętro. Zanim zdążyłem się zawahać, czy obrałem właściwą drogę, ten sam głos powiedział:

– Tak, tędy.

Kilkadziesiąt nierównych stopni doprowadziło mnie do ogromnej pracowni wypełnionej przedmiotami do renowacji. Pośrodku pomieszczenia stał mężczyzna z laską, którego widziałem na zdjęciu, i przyglądał się czemuś przypominającemu klawikord. Na mój widok uśmiechnął się sztucznie i podszedł energicznie, żeby się ze mną przywitać.

Ściskając jego dłoń, nagle przypomniałem sobie zdanie, które kiedyś powiedział mi mój dziadek: „Nigdy nie ufaj człowiekowi, który ma przy sobie laskę, a nie jest kulawy”.

Sekret Picassa

Подняться наверх