Читать книгу FOX - Frederick Forsyth - Страница 7
Rozdział drugi
ОглавлениеWszystkie zasłony na parterze były zaciągnięte. Zbliżał się świt, a z obu stron mieszkali sąsiedzi, jednak dom z zaciągniętymi zasłonami nie budzi podejrzeń. Ludzie, którzy późno wstają, mogą wzbudzać jedynie zazdrość. Oddział na parterze przykucnął poniżej poziomu okien, na wypadek gdyby ktoś postanowił zajrzeć do środka.
Na górze kazano zatrzymanej rodzinie normalnie się ubrać, spakować po jednej walizce na osobę i czekać. Wzeszło słońce, był jasny kwietniowy dzień. Ulica zbudziła się do życia. Odjechały dwa pierwsze ranne ptaszki. Pojawił się chłopak rozwożący prasę. Trzy gazety z głuchym plaśnięciem spadły na wycieraczkę i nastolatek ruszył dalej ulicą.
Za dziesięć ósma rodzinę sprowadzono po schodach. Byli bladzi i roztrzęsieni – zwłaszcza starszy syn – ale nie stawiali oporu. Dwaj Amerykanie, wciąż osłonięci czarnymi kominiarkami, przyglądali się im wrogo. Oto agenci/terroryści, którzy wyrządzili tak ogromną szkodę ich ojczyźnie. Niewątpliwie czekało ich długoletnie więzienie. Zespół, który był na piętrze, wliczając kobietę z SRR, zszedł razem z nimi. Teraz wszyscy w milczeniu czekali w salonie z zaciągniętymi zasłonami.
O ósmej podjechał samochód, który wyglądał jak zwykła taksówka. Dwaj żołnierze SAS zmienili czarne stroje na eleganckie ciemne garnitury, koszule i krawaty. Obaj mieli pistolety pod lewą pachą. Odprowadzili rodzinę razem z bagażami do taksówki. Zatrzymani wciąż nie próbowali się opierać ani uciekać. Gdyby zainteresował się nimi któryś z sąsiadów, pomyślałby, że wybierają się na wakacje. Samochód odjechał. Oddział wewnątrz domu odetchnął. Wiedzieli, że muszą przeczekać cały dzień, w ciszy i bezruchu, by następnie rozpłynąć się w ciemności. Opustoszały dom, z wyłączonymi wszystkimi systemami, długo jeszcze pozostanie zamknięty.
Dowódca oddziału otrzymał krótką wiadomość, że aresztowana rodzina została bezpiecznie przewieziona w inne miejsce. Był chorążym, od wieków podoficerem, weteranem operacji prowadzonych w Wielkiej Brytanii i za granicą. Dowodził tą akcją, ponieważ SAS podczas działań na terenie kraju korzysta tylko z podoficerów. Oficerowie, których kpiąco określa się Rupertami, planują i nadzorują misje, ale nie działają aktywnie na terenie Wielkiej Brytanii.
O dziesiątej przyjechała duża furgonetka z oznaczeniami firmy dekoratorskiej. Wysiadło z niej sześciu mężczyzn w białych roboczych kombinezonach. Wnieśli do domu pokrowce i drabiny. Sąsiedzi ich zobaczyli, ale nie zwrócili na nich większej uwagi. Jenningsowie pewnie chcieli, by podczas ich nieobecności wykonano jakieś prace remontowe.
Mężczyźni, dowodzeni przez doktora Hendricksa, zostawili sprzęt na podłodze w przedpokoju, a następnie weszli na górę, żeby zająć się swoim prawdziwym zadaniem. Mieli opróżnić dom z urządzeń elektronicznych. Szybko skupili się na poddaszu, gdzie odkryli skarbiec pełen komputerów i powiązanych akcesoriów. Wyglądało na to, że stryszek przekształcono w osobistą twierdzę.
Pod krokwiami podtrzymującymi dach ktoś stworzył zaciszną kryjówkę. Były tam biurko, stoły z krzesłami, zapewne kupione okazyjnie w sklepach ze starzyzną, ozdoby, bibeloty, ale żadnych zdjęć. Centralne miejsce zajmowały biurko, zwrócone ku niemu krzesło oraz stojący na blacie komputer. Doktor Hendricks uważnie go zbadał, zaskoczony tym, co zobaczył.
Zazwyczaj miał do czynienia z najdroższym na rynku, najbardziej wyrafinowanym sprzętem komputerowym, tymczasem tutaj zastał coś absolutnie przeciętnego. Komputer kupiony w sklepie, dostępny w popularnych sieciówkach. Wyglądało na to, że ojciec kupił synowi taki sprzęt, na jaki było go stać. Ale jak to możliwe, że ktoś przechytrzył najlepszych komputerowych speców zachodniego świata przy użyciu czegoś takiego? No i który z chłopców tego dokonał?
Rządowy ekspert liczył na to, że znajdzie czas i sposobność, by odkryć, kto włamał się do bazy danych w Fort Meade, i przesłuchać tego komputerowego maniaka, a sir Adrian miał mu to wkrótce zapewnić.
Już na pierwszy rzut oka było widać, że nie jest to superkomputer z rodzaju tych, jakich używa się w siedzibie GCHQ, miniaturowym miasteczku zbudowanym na planie koła niedaleko Cheltenham w hrabstwie Gloucester. Ale chociaż pochodził ze zwykłego sklepu, to, co w nim znaleziono i co z niego usunięto, zostało pomysłowo zmodyfikowane, zapewne przez właściciela.
Skończyli późnym rankiem. Poddasze znów zmieniło się w pustą przestrzeń pod krokwiami. Zespół informatyków zabrał swój łup. Żołnierze z oddziału uderzeniowego odczekali za zaciągniętymi zasłonami do drugiej w nocy. Wtedy wymknęli się i rozpłynęli w ciemności. Żaden sąsiad nie widział, jak się pojawili ani jak odeszli.
* * *
Adrian Weston w dzieciństwie nigdy nie chciał być szpiegiem, a co dopiero asem wywiadu. Był synem weterynarza, wychował się na wsi i pragnął zostać żołnierzem. Gdy tylko wiek mu na to pozwolił, opuścił prywatną szkołę z internatem i wstąpił na ochotnika do wojska, gdzie uznano, że ma „zadatki na oficera”, dzięki czemu dostał się do Królewskiej Akademii Wojskowej w Sandhurst.
Nie skończył uczelni z wyróżnieniem, ale uzyskał dobre wyniki i gdy zaproponowano mu wybór pułku, zdecydował się na jednostkę spadochroniarzy. Liczył, że dzięki temu będzie miał większą szansę trafić na pole bitwy. Po dwóch latach walk przeciwko IRA w Irlandii Północnej, otrzymawszy wojskowe stypendium, postanowił spróbować swoich sił na uniwersytecie i jakoś skończył historię. Wkrótce skontaktował się z nim jeden ze starszych nauczycieli akademickich. Może wpadniesz do mnie na kolację? Pojawili się tam również dwaj inni mężczyźni.
Chrupiąc przystawkę z melona, Adrian uświadomił sobie, że obaj przyjechali z Londynu i pracują dla brytyjskiego wywiadu, czyli MI6. Wykładowca historii był łowcą talentów, umiał wyłuskiwać odpowiednich ludzi. Weston spełniał wszystkie kryteria. Dobre pochodzenie, wykształcenie, wyniki, jednostka spadochroniarzy, swój chłop. Tydzień później rozpoczął służbę w „Firmie”. Odbył szkolenie i otrzymał pierwsze zadanie. Letnie wakacje spędził z niemiecką rodziną na wymianie międzynarodowej, dzięki czemu mówił teraz płynnie i swobodnie po niemiecku. Po intensywnym trzymiesięcznym kursie w wojskowej szkole językowej opanował rosyjski. Został przydzielony do Europy Wschodniej; to był szczytowy okres zimnej wojny, lata Breżniewa i Andropowa. Michaił Gorbaczow i rozpad Związku Radzieckiego jeszcze się nikomu nie śniły.
Formalnie rzecz biorąc, sir Adrian nie był już na rządowym garnuszku, co miało swoje zalety. Jedną z nich była niewidzialność. Kolejną, którą zapewniało mu stanowisko osobistego doradcy premiera w sprawach bezpieczeństwa narodowego, była siła przebicia. Ważni ludzie odbierali jego telefony i przyjmowali jego rady. Przed odejściem na emeryturę pracował przy Vauxhall Cross jako zastępca szefa wywiadu, Richarda Dearlove’a.
Kiedy sir Richard w 2004 roku przeszedł na emeryturę, Adrian Weston postanowił nie ubiegać się o jego stanowisko, ponieważ nie chciał służyć pod rządami premiera Tony’ego Blaira. Był zniesmaczony narzuceniem parlamentowi dokumentu, który później nazwano „śliskimi aktami”.
Dokument ten miał „dowieść”, że Saddam Husajn, brutalny iracki dyktator, dysponuje bronią masowego rażenia i jest gotów jej użyć, a zatem należy dokonać inwazji na jego kraj. Tony Blair zapewnił członków parlamentu, że istnieją „niepodważalne” dowody na istnienie takiej broni. Parlament przegłosował przyłączenie się Wielkiej Brytanii do amerykańskiej inwazji w marcu 2003 roku. Działania wojenne zakończyły się katastrofą, doprowadziły do rządów chaosu na całym Bliskim Wschodzie i narodzin terrorystycznej machiny zwanej ISIS, która piętnaście lat później wciąż aktywnie działa na całym świecie.
Blair utrzymywał, że twierdzenia zawarte w dokumencie mają poparcie w danych, jakie zebrał powszechnie szanowany wywiad wojskowy. Okazało się to bzdurą. Wywiad dysponował zarzutami pochodzącymi tylko z pojedynczego irackiego źródła, a w branży wywiadowczej pojedyncze źródła nigdy nie uzasadniają działania, jeśli nie stoją za nimi bardzo przekonujące dokumenty. Tutaj ich zabrakło.
Późniejsza inwazja na Irak i okupacja kraju dowiodły, że nie było tam broni masowego rażenia. Źródłem był pojedynczy iracki kłamca o kryptonimie „Podkręcona Piłka”, który uciekł do Niemiec, gdzie także dano wiarę jego słowom. Po zdemaskowaniu tej fikcji brytyjski rząd oskarżył MI6 o dezinformację, mimo że wywiad wielokrotnie ostrzegał Downing Street, że twierdzenia informatora są wielce niepewne.
Sir Richard Dearlove pozostał lojalny do końca i zgodnie z tradycją swojego fachu zachował milczenie jeszcze długo po odejściu na emeryturę. Kiedy odszedł, Adrian Weston również postanowił zakończyć karierę. Nie miał nawet ochoty pozostać zastępcą, gdyż wiedział, że na miejsce Dearlove’a przyjdzie sługus Blaira.
Podczas gdy sir Richard został wykładowcą w Pembroke College w Cambridge, Adrian Weston przyjął tytuł szlachecki z rąk wdzięcznej królowej, po czym zaszył się w swojej wiejskiej chatce w Dorset i spędzał czas na czytaniu i pisaniu; tylko od czasu do czasu odwiedzał Londyn, gdzie zawsze mógł się zatrzymać w Klubie Sił Specjalnych, w jednym z niewielkich, ale wygodnych i niedrogich pokoi gościnnych.
Jako wieloletni specjalista od Kremla, a zwłaszcza twardych rządów, jakie Moskwa sprawowała w europejskich państwach satelitarnych, oraz jako żołnierz uczestniczący w kilku niebezpiecznych misjach za żelazną kurtyną, w 2012 roku napisał artykuł, który zwrócił uwagę świeżo mianowanej minister spraw wewnętrznych w rządzie Camerona. Na swojej wiejskiej emeryturze Weston niespodziewanie dostał odręczny list z zaproszeniem na prywatny lunch poza budynkiem ministerstwa.
Pani Marjory Graham była nowym, ale bardzo bystrym nabytkiem w gabinecie Rady Ministrów. W klubie Carlton – który zgodnie z tradycją przyjmował tylko mężczyzn, ale dopuszczał kobiety w roli członków sympatyków – wyjaśniła, że zakres jej działań obejmuje służby bezpieczeństwa, czyli MI5, lecz chciałaby znać także punkt widzenia osób z innego nurtu świata wywiadu, a artykuł Westona, dotyczący coraz agresywniejszych poczynań rosyjskich władz, zrobił na niej duże wrażenie. Czy mogłaby zasięgać u niego prywatnych konsultacji? Trzy lata przed nalotem na dom w Luton David Cameron podał się do dymisji i Marjory Graham została premierem.
Rozpowszechniany w prywatnych kręgach tekst, który zwrócił jej uwagę, nosił tytuł „Uwaga na niedźwiedzia”. Adrian Weston przez całe swoje życie zawodowe badał Kreml i jego kolejnych władców. Z zadowoleniem patrzył na rządy Michaiła Gorbaczowa i jego reformy, między innymi zniesienie światowego komunizmu i rozwiązanie ZSRR, ale z niepokojem obserwował plądrowanie upokorzonej Rosji, jakie dokonywało się pod kierownictwem odurzonego alkoholem Borysa Jelcyna.
Nie znosił tych kłamców, oszustów, złodziei, łotrów i słabo zamaskowanych przestępców, którzy odarli swoją ojczyznę z majątku, czyniąc się miliarderami, a teraz trwonili ukradzione bogactwa na ogromne jachty i posiadłości – a wiele z nich znajdowało się w Wielkiej Brytanii.
Podczas gdy Jelcyn coraz głębiej tonął w alkoholowym otępieniu, Weston zauważył w jego cieniu byłego zbira z tajnej policji, który upodobał sobie pozowanie do homoerotycznych zdjęć, pokazujących, jak z obnażoną piersią i przewieszonym na niej karabinem przemierza konno Syberię. W swoim artykule Weston ostrzegał przed zastąpieniem komunizmu nową, udającą patriotyzm, radykalnie prawicową agresją, która zaczęła zatruwać Kreml, gdy na miejsce pijaka przyszedł były czekista; zwracał także uwagę na bliskie powiązania Wożdia – co oznaczało „przywódcę” lub, w świecie mafijnym, „ojca chrzestnego” – z przestępczym podziemiem.
Człowiek, który zdobył całkowitą władzę nad Rosją, zaczynał jako zagorzały komunista i spotkał go przywilej wstąpienia do zagranicznego oddziału KGB, Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego, gdy został przydzielony do Pierwszego Zarządu Głównego KGB we wschodnioniemieckim Dreźnie. Po upadku komunizmu wrócił do swojego rodzinnego Leningradu, który przemianowano na Petersburg, i dołączył do sztabu burmistrza. Stamtąd trafił do Moskwy, gdzie znalazł się w otoczeniu Borysa Jelcyna. Trwając przy boku zapijaczonego olbrzyma z Syberii, który po dymisji Gorbaczowa zasiadł na stołku prezydenta, stawał się coraz bardziej niezastąpiony.
Jednocześnie zachodziły w nim zmiany. Rozczarował się komunizmem, lecz nie fanatyzmem. Jedno przeszło w drugie. Skręcił ku radykalnej prawicy, swoje prawdziwe poglądy skrywając pod maską religijności i wierności Cerkwi prawosławnej oraz ultrapatriotyzmu. Wkrótce zwrócił na coś uwagę.
Zauważył, że władzę w Rosji dzierżą trzy grupy. Pierwszą był rząd, z pełnym dostępem do tajnej policji, sił specjalnych i wojska. Druga pojawiła się w rezultacie gwałtu, jaki dokonał się na Rosji i jej majątku pod rządami Jelcyna. W skład tej grupy wchodziły szeregi oportunistów, którzy za półdarmo otrzymali od skorumpowanych biurokratów kontrolę nad wszystkimi bogactwami naturalnymi. To byli nowi plutokraci, oligarchowie, miliarderzy i multimilionerzy, którzy wyrośli jak grzyby po deszczu. Bez ogromnych pieniędzy było się nikim we współczesnej Rosji. Trzecią grupę stanowili mafiosi, wory w zakonie, czyli „honorowi złodzieje”. Ta trójca tworzyła powiązane ze sobą bractwo. Kiedy roztrzęsiony Jelcyn ustąpił i bez walki przekazał ster człowiekowi stojącemu u jego boku, Wożd’ stał się panem wszystkich trzech grup i zaczął je wykorzystywać, nagradzać i wydawać im rozkazy. Z ich pomocą został jednym z najbogatszych ludzi na świecie.
Sir Adrian stwierdził, że ci, którzy sprzeciwiają się nowemu przywódcy, zazwyczaj krótko żyją, jeśli mieszkają w Rosji, a jeżeli osiądą za granicą i wciąż go krytykują, często padają ofiarami śmiertelnych wypadków. Było to prorocze ostrzeżenie, które nie wszystkim się spodobało, ale najwyraźniej zrobiło wrażenie na pani Graham. Przy kawie Weston przyjął jej propozycję.
* * *
Pojawił się przed znajomymi drzwiami budynku przy Downing Street 10 za pięć dziewiąta. Otworzyły się, zanim zdążył dotknąć zdobionej mosiężnej kołatki. Wewnątrz stale czuwają obserwatorzy. Znajomy odźwierny powitał go po imieniu i wskazał mu kręte schody, przy których po obu stronach wisiały portrety poprzednich lokatorów. Na szczycie zaproszono go do niewielkiej sali konferencyjnej, oddalonej kilka metrów od gabinetu pani premier, która dołączyła do niego równo o dziewiątej. W pracy była od szóstej.
Marjory Graham nie traciła czasu. Wyjaśniła, że o dziesiątej ma się pojawić amerykański ambasador, więc sir Adrian musi „szybko zapoznać się z sytuacją”. Weston wiedział o włamaniu do amerykańskiej bazy danych sprzed trzech miesięcy, ale nie o niedawnych wydarzeniach w swojej ojczyźnie. Premier skrótowo, lecz gruntownie zrelacjonowała mu akcję przeprowadzoną w Luton.
– Gdzie teraz jest ta rodzina? – spytał.
– W Latimer.
Znał tę niewielką malowniczą wioskę na granicy hrabstw Buckingham i Hertford. Na jej obrzeżach wznosi się stara posiadłość, którą rząd przejął podczas drugiej wojny światowej, by ulokować tam schwytanych niemieckich oficerów. Mieszkali w sielankowej scenerii i z nudów zabijali czas rozmową. Każde ich słowo nagrywano, a uzyskane informacje okazały się niezwykle użyteczne. Po 1945 roku posiadłość pozostała własnością rządu i była wykorzystywana przez MI5 jako schronienie dla ważnych uciekinierów politycznych z bloku wschodniego. W tym świecie nazwa „Latimer” mówiła wszystko.
Sir Adrian zastanawiał się, czy dyrektor MI5 jest zadowolony, że nagle zrzucono mu na kark problematyczną rodzinę, której jeszcze nie prześwietlono.
– Jak długo będą tam przebywać? – spytał.
– Najkrócej, jak się da. Problem jest dwojaki. Co, u licha, powinniśmy z nimi zrobić? No i jak to rozegramy z Amerykanami? Zacznijmy od pierwszej kwestii. Według raportu rodzina składa się z czterech osób, a biorąc pod uwagę wyposażenie pracowni komputerowej na poddaszu domu oraz pierwsze wrażenie, jakie zrobił starszy syn, prawdopodobnie to właśnie on jest sprawcą. Można go scharakteryzować jako słabego na umyśle. Wygląda na to, że obecnie wpadł w stan przypominający katatonię, więc będziemy musieli poddać go specjalistycznym badaniom. Potem zdecydujemy o krokach prawnych. Jakie zarzuty możemy mu postawić, jeśli chcemy doprowadzić do jego skazania? Na razie nie wiemy. W każdym razie Amerykanie nie są w pobłażliwym nastroju. Jeśli sądzić po ich dotychczasowych praktykach, zażądają pewnie szybkiej ekstradycji, żeby postawić go przed amerykańskim sądem i skazać na długoletnie więzienie.
– A czego pani chce, pani premier?
– Chcę uniknąć wojny z Waszyngtonem, zwłaszcza w świetle tego, kto obecnie zasiada w Gabinecie Owalnym, a także uniknąć publicznego skandalu tutaj i nie dopuścić, by media stanęły po stronie bezbronnego nastolatka. Co o tym myślisz? Na chwilę obecną?
– Na chwilę obecną nie mam pojęcia, pani premier. Chłopak ma osiemnaście lat, więc może odpowiadać jako dorosły, ale zważywszy na jego stan, niewykluczone, że będziemy musieli się skonsultować z jego ojcem bądź z obojgiem rodziców. Chciałbym porozmawiać z nimi wszystkimi. A także wysłuchać, co ma do powiedzenia psychiatra. Na razie musimy poprosić Amerykanów, by dali nam kilka dni, zanim ta sprawa ujrzy światło dzienne.
Rozległo się pukanie do drzwi i ktoś zajrzał do środka. Osobisty sekretarz.
– Przyszedł amerykański ambasador, pani premier.
– Za pięć minut w gabinecie.
* * *
Amerykanów było trzech. Wstali z miejsc, gdy premier weszła do pokoju ze swoim czteroosobowym zespołem. Sir Adrian szedł na końcu i usiadł z tyłu. Na razie miał słuchać, później poproszą go o radę.
Podobnie jak wielu innych amerykańskich ambasadorów w najatrakcyjniejszych placówkach, Wesley Carter III nie był zawodowym dyplomatą. Wspierał jednak Partię Republikańską hojnymi dotacjami oraz był dziedzicem handlowego imperium z Kansas, działającego w branży paszy dla bydła. Był rosłym, prostodusznym i towarzyskim mężczyzną o staroświeckich manierach. Zdawał sobie sprawę, że powodzenie w negocjacjach zależy od jego dwóch towarzyszy. Byli to zastępca sekretarza Departamentu Stanu oraz jego attaché prawny – na tym stanowisku zawsze obsadzano pracownika FBI. Powitania i uściski dłoni zajęły kilka minut. Podano kawę i obsługa w białych marynarkach opuściła gabinet.
– Cieszę się, że zdołała nas pani tak szybko przyjąć, pani premier.
– Ależ, Wesley, przecież pan wie, że zawsze jest pan tutaj mile widziany. A więc w Luton wydarzyło się coś dziwnego. Była tam dwójka pańskich ludzi. Złożyli raport?
– Owszem, pani premier. A „coś dziwnego” to z pewnością przykład słynnej brytyjskiej skłonności do niedomówień. – Ta uwaga padła z ust Graydona Bennetta z Departamentu Stanu. Było oczywiste, że dwaj zawodowcy postanowili przejąć pałeczkę. – Ale nie sposób zaprzeczyć faktom. Ten młody człowiek rozmyślnie wyrządził ogromne szkody naszej bazie danych w Fort Meade. Ich naprawienie będzie kosztowało miliony. Uważamy, że należy bezzwłocznie dokonać ekstradycji, by mógł stanąć przed sądem.
– To zrozumiałe – odrzekła pani Graham. – Ale wasz system prawny w tej kwestii odzwierciedla nasz system. Stan psychiczny oskarżonego może mieć istotny wpływ na przebieg każdej sprawy. Jak dotąd nie mieliśmy okazji zasięgnąć opinii psychiatry ani neurologa. Jednakże pańscy żołnierze widzieli chłopaka w tym domu. Czy nie wspominali, że sprawia wrażenie… jak by to powiedzieć?… słabego na umyśle?
Po minach osób zgromadzonych przy stole można było się zorientować, że dwaj żołnierze, którzy kontaktowali się z ambasadą przez radio z domu w Luton, przekazali dokładnie taką informację.
– Jest jeszcze kwestia mediów, panowie. Na razie nie wiedzą, co się wydarzyło i co odkryliśmy. Chcielibyśmy, aby jak najdłużej tak pozostało. Chyba wszyscy rozumiemy, że kiedy już się dowiedzą, czeka nas medialna burza.
– O co konkretnie nas pani prosi, pani premier? – spytał attaché prawny John Owen.
– Potrzebujemy trzech dni. Jak dotąd ojciec chłopaka nie schował się za murem prawników, ale nie możemy mu tego zakazać. Ma swoje prawa. Jeśli zatrudni adwokata, cała historia wypłynie. Wtedy już nie unikniemy wojny okopowej. Chcielibyśmy dostać trzy dni spokoju.
– Nie możecie trzymać tej rodziny w odosobnieniu? – spytał Carter.
– Nie bez ich zgody. Na dłuższą metę znacznie pogorszyłoby to sytuację. – Pani premier kiedyś była radcą prawnym.
Ze względu na różnicę czasu w Waszyngtonie wciąż była noc. Przedstawiciele ambasady zapewnili, że po naradach i konsultacjach podejmą ostateczne decyzje w kwestii trzydniowej zwłoki i przekażą je na Downing Street jeszcze przed zachodem słońca, według brytyjskiego czasu.
Kiedy wyszli, pani Graham skinęła na sir Adriana, żeby został.
– Co o tym myślisz, Adrianie?
– W Cambridge jest pewien człowiek, profesor Simon Baron-Cohen. Specjalizuje się we wszelkich formach umysłowej słabości. Jest prawdopodobnie najlepszym fachowcem w Europie, może nawet na świecie. Myślę, że powinien obejrzeć chłopaka. A ja chciałbym porozmawiać z jego ojcem. Mam jakiś pomysł. Możliwe, że istnieje lepsze rozwiązanie dla nas wszystkich niż wsadzenie młodego na resztę życia do celi głęboko pod pustynią Arizony.
– Lepsze rozwiązanie? Jakie?
– Jeszcze nie teraz, pani premier. Mógłbym pojechać do Latimer?
– Masz samochód?
– Nie w Londynie. Przyjechałem pociągiem.
Premier podniosła słuchawkę telefonu. Po dziesięciu minutach pod drzwi podjechał jaguar z ministerialnej floty.
* * *
Daleko stąd, nad zamarzniętym Morzem Białym, leży rosyjskie miasto Archangielsk. W jego pobliżu znajduje się stocznia Siewmasz w Siewierodwińsku, największa i najlepiej wyposażona w całej Rosji. Tamtego dnia grubo opatuleni robotnicy kończyli najdłuższy i najdroższy remont w historii rosyjskiej marynarki. Przygotowywali do wypłynięcia w morze najpotężniejszy i najbardziej nowoczesny krążownik na świecie, który, nie licząc amerykańskich lotniskowców, miał się stać największym nawodnym okrętem wojennym. Nazwano go Admirał Nachimow.
Rosja dysponowała tylko jednym lotniskowcem przy trzynastu amerykańskich. Był to zdezelowany Admirał Kuzniecow, związany z Flotą Północną stacjonującą w Murmańsku. Kiedyś Rosjanie mieli do dyspozycji cztery potężne krążowniki, na czele z Piotrem Wielkim.
Dwa z nich już wycofano ze służby, a Piotr Wielki też prawie nie nadawał się do użytku. Obecnie czekał na Morzu Białym, by zająć miejsce Nachimowa, kiedy jego dziesięcioletni, kosztujący miliardy rubli remont w Siewmaszu dobiegnie końca.
Tamtego ranka, gdy sir Adrian wygodnie podróżował jaguarem przez rozkwitające wiosenne krajobrazy hrabstwa Hertford, w kajucie kapitańskiej Admirała Nachimowa odbywało się przyjęcie. Wznoszono toasty za okręt, za jego nowego kapitana, Piotra Denisowicza, i za triumfalną podróż przez pół świata, do Władywostoku, gdzie mieściła się baza główna Rosyjskiej Floty Pacyficznej.
W następnym miesiącu okręt miał uruchomić dwa potężne silniki atomowe i wypłynąć na Morze Białe.