Читать книгу FOX - Frederick Forsyth - Страница 9
Rozdział czwarty
ОглавлениеPo wizycie w Waszyngtonie wszystko poszło jak z płatka. Dla mediów sprawa nigdy nie istniała, dzięki czemu zaangażowane w nią osoby mogły spokojnie naprawiać zniszczenia w Fort Meade i instalować nowy – lepszy – system bezpieczeństwa, podczas gdy Brytyjczycy rozmyślali o przyszłości głęboko zaburzonego chłopca, teraz znanego jako Fox.
Waszyngton dotrzymał słowa i dyskretnie wycofał wniosek o ekstradycję, a ponieważ wcześniej nie ogłaszał swoich zamiarów, nie wywołało to żadnej reakcji. Ale pojawił się pewien kłopot.
W Departamencie Sprawiedliwości działał uśpiony rosyjski agent niskiego szczebla. Była to kobieta, rodowita Amerykanka, gotowa zdradzić swoją ojczyznę dla pieniędzy, podobnie jak siedzący od dawna w więzieniu Aldrich Ames.
Zwróciła uwagę na wycofanie wniosku o ekstradycję młodego Brytyjczyka oskarżonego o atak hakerski i napisała krótki raport dla swoich pracodawców. Nie przywiązywała do tej sprawy dużej wagi, ale kierowała nią chciwość. Dlatego przekazała tę informację swojemu opiekunowi w rosyjskiej ambasadzie, który następnie przesłał ją do Moskwy do Służby Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej, czyli SWR. Tam informacja trafiła do akt.
Sir Adrian po raz drugi spotkał się z panią Graham, która nie kryła zadowolenia, że udało się uniknąć długiej wojny sądowej ze Stanami Zjednoczonymi, i zgodziła się na drugą część jego planu. W tym celu sir Adrian musiał przeprowadzić się z Dorset do Londynu, przynajmniej na czas trwania operacji. Umieszczono go w niewielkim rządowym mieszkaniu na tyłach Admiralty Arch i otrzymał całodobowy dostęp do nierzucającego się w oczy samochodu z kierowcą.
Adrian Weston od lat nie mieszkał w Londynie i zdążył przywyknąć do spokoju, ciszy i samotności wiejskiego życia w Dorset. Od dawna także nie prowadził żadnej operacji, ostatnio przeciwko ZSRR i swojemu wrogowi, KGB, na terenie całego imperium radzieckiego oraz wschodnioeuropejskich państw satelickich.
Potem pojawił się Gorbaczow i ZSRR się rozpadł, ale Federacja Rosyjska przetrwała, a tym bardziej Kreml. Aż do rezygnacji ze stanowiska zastępcy szefa służb wywiadowczych Weston bacznie obserwował rozległe tereny na wschód od Polski, Węgier i Słowacji.
Wiedział, że KGB podzielił się pod rządami Gorbaczowa, jednak nie wierzył, że resort przestał istnieć. Drugi Zarząd Główny, wewnętrzna tajna policja, przekształciła się w FSB, ale przeciwnikiem Westona zawsze był walczący z Zachodem Pierwszy Zarząd Główny. Ten zmienił się w SWR, który wciąż miał siedzibę główną w Jasieniewie, na południowy zachód od Moskwy, i sir Adrian wiedział, kto obecnie nim kierował.
Nawet podczas dziesięciu lat spokojnego życia w Dorset utrzymywał rozległe kontakty w brytyjskim establishmencie. Z Downing Street kazał się zawieźć na drugą stronę West Endu, do Klubu Sił Specjalnych, skąd zadzwonił do swojej sąsiadki, która zgodziła się wynająć furgonetkę z kierowcą, by przewiózł z jego domu wszystko, co mogło mu się przydać w rządowym mieszkaniu na tyłach Admiralty Arch. Obiecała, że wyśle dwa duże kufry pełne rzeczy, które miały zmienić funkcjonalne, ale pozbawione serca mieszkanie w namiastkę domu, a także pod nieobecność sir Adriana zajmie się jego psem.
Przede wszystkim potrzebował rodzinnych fotografii. Każdej nocy przed zaśnięciem miał w zwyczaju patrzeć na zdjęcie zmarłej żony, która pięć lat wcześniej przegrała walkę z białaczką i którą wciąż opłakiwał. Wpatrując się w twarz tej spokojnej, mądrej kobiety, wspominał dzień, gdy poznała znerwicowanego młodego oficera z oddziału spadochroniarzy, który właśnie wrócił z Irlandii Północnej, i w ciągu godziny postanowiła, że wyjdzie za niego i poskłada go w całość. I tak też zrobiła.
W ramach rytuału, którego nikt nie mógł być świadkiem, opowiadał jej, jak minął mu dzień, podobnie jak czynił to przez czterdzieści lat, zanim zabrała ją choroba. Obok jej zdjęcia postawi fotografię ich syna, jedynego, jakim obdarzył ją Bóg, którego czciła. Syn był komandorem na krążowniku na Dalekim Wschodzie. Kiedy już Weston zgromadzi wokół siebie swoje skarby, będzie mógł znów pokazać światu oblicze twardego jak stal asa wywiadu.
* * *
W pierwszej kolejności odwiedził Latimer, żeby spotkać się z Jenningsami, którzy byli rozdrażnieni przedłużającym się zatrzymaniem.
Harold i Sue Jenningsowie zrobili wszystko, o co ich poproszono. Przekazali przyjaciołom i znajomym w Luton, że ich syn Luke się rozchorował, przez co na czas wiosennych ferii musieli całą rodziną przenieść się do wynajętego domu na wybrzeżu dalekiej Kornwalii. Potem przestali odbierać telefony, więc kilka osób, które próbowały dowiedzieć się, co u nich słychać, musiało się zadowolić pocztą głosową.
Marcus, młodszy z synów, znalazł w składziku sprzęt łuczniczy oraz tarczę i zaczął ćwiczyć strzelanie na trawniku przed domem, pod okiem ogrodnika, który był wytrawnym łucznikiem. Harold czytał gazety, które codziennie dostarczano, rozwiązywał mnóstwo krzyżówek i przesiadywał w bogato wyposażonej bibliotece, choć dziwiło go, że tak wiele jest książek po niemiecku i po rosyjsku, co musiało odzwierciedlać gusta poprzednich gości rezydencji.
Luke był w fatalnym stanie, gdyż usychał z tęsknoty za swoim pokoikiem na poddaszu domu w Luton i za znajomym otoczeniem. Jego życie skupiało się wokół odzyskanego komputera. Odnalazł i uporządkował wszystkie pliki, zgodnie ze swoim zamysłem i dręczącym go przymusem. Matka stale go pocieszała, obiecując, że wkrótce wróci do swojego pokoju albo do jego dokładnej kopii.
Pojawił się doktor Jeremy Hendricks z NCSC i poprosił, by Luke opowiedział krok po kroku, w jaki sposób ominął wszystkie zabezpieczenia i poradził sobie z pozornie niemożliwymi do złamania kodami broniącymi dostępu do bazy danych w Fort Meade. Gdy przyjechał sir Adrian, doktor Hendricks wciąż tam przebywał, więc mógł mu objaśnić przystępnym językiem kilka złożonych zagadnień jedynego świata, w którym funkcjonował Luke, a który dla zdecydowanej większości ludzi był jak odległa galaktyka. Odwiedził ich także profesor Simon Baron-Cohen z Cambridge i odbył czterogodzinną rozmowę z chłopcem. Po powrocie na uniwersytet rozpoczął pracę nad obszernym raportem dotyczącym zespołu Aspergera oraz jego wpływu na Luke’a Jenningsa.
Cała rodzina z ulgą przyjęła wiadomość, że starszemu synowi nie grożą ekstradycja i więzienie w Stanach Zjednoczonych. Ale sir Adrian stwierdził, że Jenningsowie wciąż nie dotrzymali swojej strony umowy. Wkrótce w posiadłości mieli się pojawić wysoko postawieni przedstawiciele GCHQ, by zwerbować Luke’a, który jako pełnoletni mógł zostać ich pracownikiem i podlegać ich rozkazom.
Nikt jednak nie wiedział, że kartka, którą Adrian Weston poprzedniego dnia podsunął prezydentowi Stanów Zjednoczonych, zawierała kluczowe informacje o tym, jak wcielić w życie jego plan, popierany obecnie przez dwie głowy państw.
Sir Adrian nazwał ten plan operacja Troja, w hołdzie Wergiliuszowi, który w swojej klasycznej Eneidzie opisał podstęp starożytnych Greków z użyciem drewnianego konia. Teraz on zamierzał sprokurować największe oszustwo w historii cyberprzestrzeni. Wszystko zależało od niezwykłego mózgu wycofanego brytyjskiego nastolatka o niespotykanych zdolnościach.
* * *
Już po dziesięciu minutach stało się jasne, że jeśli operacja Troja ma odnieść sukces, Weston powinien wkraść się w łaski Sue Jennings, a nie bezradnego ojca rodziny. To ona musiała zaakceptować zwerbowanie Luke’a w szeregi GCHQ, a także służyć praktyczną pomocą, ponieważ bez jej stałego wsparcia ten wrażliwy chłopak nie potrafił funkcjonować w dorosłym świecie. W tym małżeństwie niewątpliwie ona była silniejszą osobowością, ona kierowała rodziną i ją spajała – należała do tych spokojnych, ale zdeterminowanych kobiet, które stanowią sól tej ziemi.
Z materiałów, jakie otrzymał od jednego z pracowników przy Downing Street, Weston wiedział, że Sue Jennings skończyła liceum w Luton i była córką miejscowego drukarza i jego żony. Jako nastolatka poznała i poślubiła Harolda, który wtedy studiował księgowość. Banalna historia. Sue miała dwadzieścia jeden lat, gdy urodziła pierwszego syna.
Nie wyglądała na czterdzieści lat – pewnie chodziła na siłownię, a latem grała w tenisa w miejscowym klubie. Dość typowe. Zresztą w rodzinie Jenningsów nie było nic, co mogłoby wzbudzić zainteresowanie, nie licząc chorobliwie nieśmiałego, wycofanego osiemnastolatka, który siedział w kącie, podczas gdy jego rodzice prowadzili negocjacje z przybyszem z Londynu. Ten chłopak, pomimo swoich trudności, a może właśnie dzięki nim, najwyraźniej był geniuszem komputerowym.
Sir Adrian próbował włączyć go do rozmowy, ale na próżno. Luke nie potrafił albo nie chciał nawiązać z nim więzi. Za każdym razem to matka odpowiadała za syna, jak tygrysica chroniąca swoje młode. Sir Adrian nie miał żadnych doświadczeń z zespołem Aspergera, ale z materiałów, które pośpiesznie zebrał po porannym zatrzymaniu rodziny, dowiedział się, że zaburzenie to może mieć różne poziomy nasilenia. W rozmowie telefonicznej profesor Baron-Cohen oznajmił, że Luke to poważny przypadek.
Chwilami Sue Jennings wyczuwała, że syn staje się niespokojny, gdy dorośli mówią o czymś, co zrobił, a z czego nie zdawał sobie sprawy. Wtedy obejmowała go pocieszająco i szeptała mu coś do ucha. Tylko to go uspokajało.
* * *
Kolejnym etapem było znalezienie bezpiecznego miejsca, w którym chłopak i jego rodzina mogliby mieszkać i pracować. Wróciwszy do Whitehall, Weston zrobił przegląd setek rządowych nieruchomości. Przez dwa dni podróżował, oglądając je w terenie. Prawie nie sypiał. Nie licząc przekąsek, prawie nic nie jadł. Nie czuł takiej presji od czasów zimnej wojny, gdy dzięki biegłej znajomości rosyjskiego i bezbłędnej niemieckiego mógł przenikać przez żelazną kurtynę, starając się nie dopuścić, by urojenia Jurija Andropowa doprowadziły do wojny nuklearnej. Po trzech dniach uznał, że znalazł odpowiednie miejsce.
Wśród przechodniów zagadywanych na brytyjskiej ulicy nie sposób było znaleźć kogoś, kto chociażby słyszał o Chandler’s Court. To rzeczywiście był tajny zakątek.
Podczas pierwszej wojny światowej jego właścicielem był producent tkanin, który uzyskał kontrakt na dostawę mundurów khaki dla brytyjskiego wojska. Wtedy jeszcze sądzono, że wojna skończy się przed Bożym Narodzeniem 1914 roku. Wkrótce okazało się, że nie widać końca tej rzezi, a zamówienia na mundury stawały się coraz większe. Producent znacznie się wzbogacił i w 1918 roku, już jako multimilioner, kupił siedemnastowieczną leśną posiadłość w hrabstwie Warwick.
W czasie wielkiego kryzysu, gdy na ulicach ustawiały się kilometrowe kolejki bezrobotnych, tworzył miejsca pracy, zatrudniając ekipy murarzy i robotników do budowy dwuipółmetrowego muru wokół całej osiemdziesięciohektarowej posiadłości. Uważany za spekulanta wojennego, nie był lubiany, więc szukał prywatności. Znalazł ją dzięki murowi, w którym były tylko dwie strzeżone bramy.
Kiedy zmarł w wieku pięćdziesięciu kilku lat jako bezdzietny kawaler, okazało się, że ofiarował Chandler’s Court państwu. W posiadłości otwarto dom opieki dla ciężko rannych byłych żołnierzy. Potem przez pewien czas dom stał opuszczony. Pod koniec lat osiemdziesiątych zyskał nowe przeznaczenie. Przekształcono go w laboratorium badawcze, owiane atmosferą tajemnicy i ukryte przed wzrokiem świata, gdyż wytwarzano tam najgroźniejsze toksyny znane ludzkości.
Całkiem niedawno, gdy użyto nowiczoka do otrucia byłego rosyjskiego szpiega, pułkownika Siergieja Skripala, i jego córki Julii, to właśnie w Chandler’s Court, a nie w znacznie lepiej znanym Porton Down opracowano odtrutkę, która ocaliła im życie. Z oczywistych powodów w mediach przypisano całą zasługę Porton Down.
Obecnie rozległa posiadłość Chandler’s Court była opustoszała. Państwo ją utrzymywało, ale nikt w niej nie mieszkał. Na zalesionym terenie wznosiły się laboratoria badawcze oraz wygodne nowoczesne bloki mieszkalne dla pracowników niższego szczebla. Tylko starsi rangą naukowcy mieszkali poza posiadłością. Główna brama w murze była przeznaczona dla personelu, druga służyła dla dostaw. Obu pilnowali strażnicy.
W ciągu tygodnia przybyły tu ekipy rzemieślników i dekoratorów, które pracowały na kilka zmian, by przygotować dom do zamieszkania. Jenningsowie wprowadzili się zaledwie trzy tygodnie po zebraniu w Białym Domu. Doktor Hendricks przyznał, że siedziba GCHQ w Cheltenham, przypominająca miniaturowe miasto, nie będzie się nadawała do operacji Troja. Była zbyt rozległa i skomplikowana, zbyt rozpraszająca i zbyt zaludniona dla Luke’a Jenningsa. Chłopak, razem z dwójką współpracowników, również miał zostać przeniesiony do Chandler’s Court, gdzie przedstawiciele władz mogli obserwować jego pracę programistyczną i kierować tym młodocianym geniuszem.
Nie obyło się bez kłopotów i w przeddzień wyjazdu rodziny z Latimer sir Adrian był świadkiem nerwowej sytuacji. Od dziesięciu lat małżeństwo Jenningsów przeżywało kryzys. Rodzice starali się ukrywać swoje problemy przed synami, lecz przychodziło im to z coraz większym trudem, aż w końcu nie byli w stanie dalej udawać. Postanowili się rozejść.
Zdecydowano, że Luke zamieszka w Chandler’s Court, gdzie będzie pracował nad zadaniami zlecanymi przez GCHQ. Matka miała mu towarzyszyć i wspierać go w kontaktach z innymi ludźmi. Młodszy brat, Marcus, mógł się przenieść do dowolnej z kilku znakomitych lokalnych szkół. Tymczasem Harold, który po rozpadzie małżeństwa nie chciał już mieszkać z rodziną, nie zamierzał też wracać do Luton i dalej pracować jako księgowy.
Jego prośba zaskoczyła sir Adriana. Harold pragnął wyemigrować do Stanów Zjednoczonych i zostać mieszkańcem Nowego Jorku. Marzył o tym od lat, odkąd odwiedził to miasto podczas jakiejś konferencji.
Sir Adrian wspominał mu, że ma kontakty w Stanach Zjednoczonych i mógłby przyśpieszyć formalności związane z uzyskaniem obywatelstwa i pozwolenia na pracę.
Sprawę załatwiono błyskawicznie. Harold Jennings rzucił pracę w Luton i wypisał się z klubu golfowego. Dom przekazano w ręce miejscowego agenta sprzedaży nieruchomości. W Nowym Jorku Harold otrzymał dobrze płatną pracę w brytyjskiej spółce finansowej z siedzibą niedaleko Wall Street. Po okresie przejściowym, który spędzi w hotelu, miał kupić wygodne mieszkanie i rozpocząć nowe życie.
Nadszedł dzień rozstania. Osoba postronna z pewnością zdziwiłaby się, że przebiegło ono bez emocji. Gdyby Harold Jennings kochał rodzinę i był gotów to okazać, mógłby ocalić swoje małżeństwo wiele lat wcześniej. Ale najwyraźniej dusza tego człowieka była równie pusta i pozbawiona życia jak rachunki i liczby, którymi się zajmował jako księgowy.
Zmusił się, żeby przytulić synów, a w końcu także żonę, chociaż wyglądało to niezręcznie, jakby byli znajomymi na przyjęciu. Synowie już wielokrotnie widywali go w takim nastroju, więc przyjęli to naturalnie.
Marcus, młodszy z chłopców, powiedział: „Do widzenia, tato, i powodzenia w Ameryce”, na co ojciec zareagował nerwowym uśmiechem i zapewnieniem: „Wszystko będzie dobrze”. Brak serdeczności w pożegnaniu rodziców tłumaczył, dlaczego miesiąc wcześniej w sypialni na piętrze domu w Luton żołnierze ujrzeli dwa osobne łóżka.
Na dziedzińcu posiadłości w Latimer czekała taksówka. Harold zostawił rodzinę w holu, wyszedł i odjechał na lotnisko.
Sir Adrian, dowiedziawszy się o tym wieczorem, uznał, że więcej nie usłyszą o Haroldzie Jenningsie. Mylił się.
* * *
Następnego ranka Sue Jennings i jej synowie wprowadzili się do przestronnego apartamentu na pierwszym piętrze posiadłości Chandler’s Court. W pokojach wciąż czuło się woń świeżej farby, ale pogoda była ładna jak na początek maja, więc otwarto okna i zapach szybko się ulotnił.
W południowym skrzydle domu zamieszkał samotnie doktor Hendricks, który nadzorował wyposażanie pracowni komputerowej, stanowiącej serce operacji Troja. Cały sprzęt przyjechał z siedziby GCHQ w Cheltenham i był najwyższej jakości. Dwaj pozostali mentorzy wprowadzili się do bloków mieszkalnych w lesie, skąd mogli bez trudu docierać pieszo do pracy. Marcusa Jenningsa przyjęto do doskonałej szkoły, oddalonej o zaledwie sześć kilometrów.
Luke Jennings otrzymał własny pokój i z zadowoleniem zaczął go przekształcać w dokładną kopię pokoiku na poddaszu w Luton. Odczuwał psychiczną potrzebę, by każdy detal wyglądał znajomo. Do hrabstwa Warwick przewieziono całe wyposażenie jego dawnego pokoju, dzięki czemu wszystkie meble, książki i ozdoby mogły znaleźć się na swoim miejscu. Luke’owi nie spodobało się tykanie zegara. Poprosił o cichy zegar i dostał go.
Wyraźnie poprawił mu się nastrój. Napięcie oraz napady złości i płaczu, które nękały go od czasu nalotu na jego dom, stopniowo ustały. Gdy już odzyskał osobistą przestrzeń i komputer, mógł wrócić do swoich ulubionych zajęć. Siedzieć w półmroku, wędrować po cyberprzestrzeni i obserwować.
* * *
Na dalekiej rosyjskiej północy zrzucono na przystań ostatnie liny cumownicze i potężny Admirał Nachimow wypłynął ze stoczni Siewmasz na oczekujące go morze. Z wysoko położonego mostka kapitan Denisowicz i jego oficerowie widzieli w oddali iglice portowego Archangielska, podczas gdy dziób najgroźniejszego nawodnego okrętu wojennego świata zwracał się na północ, a Siewierodwińsk zostawał w tyle. Kapitan i załoga promienieli z dumy i zadowolenia.
Spoglądali z mostka na prawdziwą perłę wśród krążowników rakietowych klasy Orłan, największy okręt wojenny świata, nie licząc lotniskowców, pływającą stalową fortecę uzbrojoną w pociski. Nachimow miał dwieście pięćdziesiąt dwa metry długości, trzydzieści metrów szerokości, wyporność dwadzieścia cztery tysiące trzysta ton i załogę liczącą ponad siedmiuset marynarzy.
Rosyjskie krążowniki to uzbrojone po zęby ruchome platformy, które są w stanie zmierzyć się z każdym wrogim okrętem na świecie. Wypływający ze stoczni Nachimow był najnowocześniejszy w swojej klasie, w pełni skomputeryzowany, a obsługiwało się go za pomocą ekranów dotykowych.
Pod powierzchnią wody echosondy odnajdywały linię stu sążni i prowadziły wzdłuż niej okręt, który dzięki temu nie musiał niepotrzebnie zbliżać się do brzegu. Każdy, nawet najdrobniejszy, odczyt przekazywano do nowoczesnego centrum sterowania na mostku. A to jeszcze nie wszystko.
Wiele lat temu na Zachodzie wydano książkę Polowanie na Czerwony Październik. Była to debiutancka powieść Toma Clancy’ego, która zyskała dużą popularność. Opowiadała o radzieckim kapitanie marynarki, który przeszedł na stronę Zachodu i uprowadził atomowy okręt podwodny. Książka natychmiast została zakazana w Związku Radzieckim i przeczytała ją tylko niewielka grupka bardzo wysoko postawionych ludzi, dla których fabuła powieści była realnym scenariuszem katastrofy.
Przechodzenie wysokich radzieckich urzędników, agentów wywiadu i wojskowych na stronę wroga spędzało władzom sen z powiek, a jeszcze bardziej przerażająca była wizja czyjejś ucieczki na Zachód, z najnowocześniejszym sprzętem. Dlatego powieść Clancy’ego została potraktowana przez radziecką marynarkę wojenną i biuro polityczne śmiertelnie poważnie.
W przypadku Nachimowa takie zagrożenie było nie tylko niewyobrażalne, ale też natychmiast można by mu zaradzić. Wszystkie funkcje okrętu były skomputeryzowane i dawało się je powielić w głównej bazie danych w siedzibie Floty Północnej w Murmańsku. W razie ataku Murmańsk mógł przejąć kontrolę nad komputerami pokładowymi i odzyskać Nachimowa. To zabezpieczało jednostkę przed zdradą.
Wyeliminowano także ryzyko awarii lub zewnętrznych zakłóceń. Do nawigacji wykorzystywano nie ten najpopularniejszy, stworzony przez Amerykanów system nawigacji satelitarnej (GPS), który zna każdy kierowca, ale rosyjski system GLONASS-K2, zaprojektowany jeszcze w czasach radzieckich. Jego właścicielem i operatorem była armia.
GLONASS jest w stanie wskazać pozycję każdego rosyjskiego okrętu w dowolnym miejscu na świecie, z dokładnością do dwudziestu metrów. Opiera się na sygnałach z dwudziestu czterech satelitów krążących po orbicie okołoziemskiej. Haker, który chciałby zakłócić działanie systemu, musiałby jednocześnie przejąć kontrolę nad pięcioma odrębnymi satelitami, co jest niemożliwe.
Nachimow ruszył ustalonym kursem. Miał opuścić Morze Białe i skierować się na północ, na Morze Barentsa, a następnie na północny zachód. Zwróciwszy się bakburtą ku norweskiemu Przylądkowi Północnemu, miał następnie wypłynąć na północny Atlantyk i dalej podążyć na południe, wzdłuż wybrzeży Norwegii. Nad kursem czuwał sternik, ale jego udział nie był niezbędny. Komputery utrzymywały okręt na linii stu sążni, pilnując kursu. Tak było przez pięć dni.
Przenikliwe zimno skutego lodem Morza Białego i Przylądka Północnego stopniowo ustępowało, a na niebie mocniej świeciło słońce. W przerwach między wachtami marynarze spacerowali po pokładzie i cieszyli się orzeźwiającym powietrzem. Po stronie bakburty co jakiś czas wyłaniały się z mgły góry otaczające fiordy Tromsø, gdzie w 1944 roku brytyjskie lotnictwo zatopiło potężny niemiecki pancernik Tirpitz. Archipelag Lofoty został w tyle.
W tym momencie Nachimow mógłby skręcić na zachód, na otwarte wody północnego Atlantyku, omijając Wyspy Brytyjskie na wschodzie i kierując się na południe, by okrążyć Przylądek Dobrej Nadziei w drodze do krajów Orientu. Ale kurs został wyznaczony kilka tygodni wcześniej w Moskwie przez samego Wożdia.
Nachimow miał płynąć dalej na południe przez Morze Północne, pomiędzy Danią a Szkocją, po czym przedostać się na najbardziej zatłoczony morski szlak handlowy świata: kanał La Manche. Wyglądając z okna swojego gabinetu na Ogród Aleksandrowski, rozciągający się poniżej zachodniej ściany Kremla, Wożd’ przekazał jednoznaczne rozkazy admirałowi Floty Północnej.
Admirał Nachimow miał popłynąć kanałem La Manche aż do Cieśniny Kaletańskiej, wśród uciekających mu z drogi jednostek. Niech ci przeklęci Brytyjczycy zasiądą przy swoich oknach panoramicznych w Ramsgate, Margate, Dover i Folkestone, by podziwiać potęgę nowej Rosji i jej okręt górujący nad nędzną brytyjską flotą, która będzie go eskortowała na południe.
* * *
Ósmego dnia po wypłynięciu ze stoczni Siewmasz marynarze na pokładzie Nachimowa wpatrywali się w spienione morze. Daleko na bakburcie Dania przeszła w Niemcy, a Niemcy w Holandię. Po drugiej stronie kryły się we mgle, poza zasięgiem wzroku, płaskie moczary hrabstwa Lincoln.
W niewielkim mieszkaniu na tyłach Admiralty Arch zadzwonił telefon. Sir Adrian odebrał. Usłyszał zdyszany głos doktora Hendricksa.
– Po raz drugi w tym roku nie wierzę własnym oczom – oznajmił Hendricks. – Udało mu się. To niewykonalne, a jednak chłopak tego dokonał. Przedostaliśmy się do środka. Do GLONASS-K2. Pięć satelitów. A najdziwniejsze jest to, że nawet nas nie zauważyli.
– Dobra robota, doktorze. Niech pan się przygotuje. Proszę przez całą dobę być pod telefonem i czekać na dalsze wiadomości.
Po tej rozmowie sir Adrian zadzwonił do bazy Królewskiej Marynarki Wojennej na obrzeżach dzielnicy Northwood w północno-zachodnim Londynie. Obsługa była już uprzedzona.
– Tak, sir Adrianie.
– Przyjadę z wizytą. Jutro może być pracowity dzień.
* * *
Zmierzając do swojego celu, by zostać flagowym okrętem Rosyjskiej Floty Pacyficznej, Admirał Nachimow mógłby bez trudu ominąć Wyspy Brytyjskie, trzymając się na zachód od Irlandii i płynąc poza zasięgiem wzroku, po głębokich opustoszałych wodach. Ale Wożd’ postanowił zakpić z Brytyjczyków, dlatego skierował krążownik na sam środek Morza Północnego, a następnie przez Cieśninę Kaletańską, szeroki na trzydzieści trzy kilometry jeden z najbardziej zatłoczonych morskich szlaków na świecie.
Cieśninę przecinają dwa szlaki, jeden biegnący na północ, drugi na południe, a ruch morski podlega tam ścisłym regulacjom, żeby uniknąć kolizji. Jak można było przewidzieć, Nachimow mógł się zmieścić, tylko płynąc środkiem. Rosyjskie okręty wojenne już wcześniej uciekały się do takich rozmyślnych prowokacji wobec Zjednoczonego Królestwa.
Admiralicji nie trzeba było informować o położeniu Nachimowa. Okręt eskortowały dwie fregaty oraz oddział dronów obserwacyjnych z bazy RAF-u w Waddington. Krążownik znajdował się u wybrzeży Norfolk, ale zwalniał, by przeczekać noc, zanim przeprawi się przez Cieśninę Kaletańską. Pozostawił za sobą mielizny Dogger Bank na Morzu Północnym. Echosondy poinformowały załogę, że okręt ma ponad trzydzieści metrów wody pod kilem. Według ustalonego kursu nie powinien wypływać na wody płytsze niż dwadzieścia pięć metrów.
O świcie znalazł się na wysokości Felixstowe w hrabstwie Suffolk i zwiększył moc silników, uzyskując optymalną prędkość rejsową. Kanał się zwężał i na bakburcie zamajaczyła Belgia. W radiu trajkotały załogi statków handlowych, a rosyjski olbrzym łamał wszystkie zasady.
Przed nim leżała najwęższa część trasy, Cieśnina Kaletańska. Nachimow zbliżył się do wybrzeży Essex i Kent przy mieliźnie Goodwin Sands. Mądrzy marynarze unikają jej jak ognia. To straszliwie płytkie miejsce. Ale komputery były niewzruszone. Nachimow miał swobodnie pokonać cieśninę i skierować się w stronę Francji.