Читать книгу Sieć podejrzeń - George Harrar - Страница 6
ОглавлениеROZDZIAŁ 1
Drewniane schody skrzypiały pod podeszwami mokrych butów Evana Bircha. Deszcz padał przez cały dzień, od chwili, kiedy Birch pojawił się na terenie kampusu w związku z kursem wprowadzającym dla studentów pierwszego roku, aż do popołudnia, kiedy wreszcie dotarł do swojego gabinetu. Kilka razy usłyszał: „Dzięki Bogu”. Fascynowała go ta niekonsekwencja ludzkiego mitologizowania: dlaczego deszcz uznawany jest za coś zesłanego z niebios, ale letnia susza już nie?
W sekretariacie sięgnął do wiklinowego kosza po cukierek Callar & Browser. Wyciągnął coś w białym papierku.
– Nie ma toffi?
Carla pokręciła głową, tak jak lubił; jakby przeszedł ją przyjemny dreszcz.
– Nowy rok i nowe cukierki, profesorze. Żyjmy ryzykownie.
Wrzucił cukierek do ust i poczuł na języku tani miętowy smak. Carla zobaczyła wyraz rozczarowania na jego twarzy i podstawiła mu pod brodę duży szary kosz na śmieci.
– Mają specyficzny smak. Przyzwyczai się pan.
Birch wypluł cukierek.
– Wiesz, Carlo, mój ojciec zawsze powtarzał, że jeśli robisz coś wystarczająco długo, do wszystkiego możesz się przyzwyczaić. Tyko po co?
Carla oblizała wargi i pokrywająca je jasna czerwień zmieniła się w purpurę. Birch zastanawiał się, jak nazywa się kolor jej szminki i jak by ta szminka smakowała: jak winogrono czy może inaczej? Kiedyś spróbował nałożyć szminkę; było to tego dnia, kiedy Ellen zostawiła na umywalce w łazience swoją Trwałą Mrożoną Brzoskwinię. Zaintrygowała go ta nazwa. Pocierając różowym czubkiem o wargi, czuł się trochę perwersyjnie, a jego odbicie w lustrze wyglądało zadziwiająco zmysłowo. Dzięki delikatnemu podkolorowaniu ust wyłoniło się jakieś jego nowe, dziwne ja. Nie wiedział, czy chciałby poznać tego mężczyznę o błyszczących ustach i bladej skórze, który patrzył na niego z lustra. Jego żona na pewno by nie chciała. Zastanawiał się, jakim drobnym impulsom ulegała ona, kiedy była sama. Obawiał się, że być może żadnym.
Telefon zadzwonił tak jak zawsze: głośniej, niż Evan by sobie tego życzył. Wolałby, żeby Carla ściszyła dzwonek, ale nigdy jej o to nie poprosił. Obeszła swoje niewielkie miejsce pracy, usiadła, przysunęła się do biurka, wyjęła długopis z kubka do kawy i podniosła słuchawkę.
– Psychologia Socjologia Antropologia Filozofia, w czym mogę pomóc?
Imponowało mu, jak szybko i dokładnie potrafiła wymawiać nazwy wydziałów, nadając każdej z nich osobne brzmienie.
– Profesor Birch. Jest tak właściwie kierownikiem Wydziału Filozofii – powiedziała. – Z całej kadry pracuje tutaj najdłużej. Chciałby pan z nim rozmawiać?
„Tak właściwie” kierownik Wydziału Filozofii – Carla precyzyjnie określiła kruchość jego stanowiska. Kadra Wydziału Filozofii Pearce College została przetrzebiona, co Birch uważał za całkowicie zrozumiałą reakcję na odpływ studentów do wydziałów dających szansę na zatrudnienie. Filozofię utrzymano przy życiu razem z jej zaledwie sześcioma studentami ostatniego roku. Reszta etatowych pracowników szukała już pracy gdzie indziej. Tylko on pozostał, tymczasowy kierownik wydziału złożonego z niego samego i kilku wykładowców kontraktowych. Na ostatnim zebraniu dziekan nazwał go „lojalnym pracownikiem akademickim w ciężkich czasach”. Kiedy Birch przyjmował ten chłodny komplement machnięciem ręki, odczuł nagły impuls, żeby odejść. Musiał chwycić się zimnych podłokietników krzesła, by nie wstać i nie oświadczyć, że kończy z uczelnią, choć nie ma jeszcze pięćdziesięciu lat. To byłaby wielka rzecz tak natychmiast zrezygnować – w tamtym dniu, w tamtej chwili. Mógłby nawet stwierdzić, niczym Wittgenstein, że jego profesura była tylko „żyjącą śmiercią”. Dałoby im to do myślenia.
Dał znak Carli, że odbierze w swoim gabinecie.
– Dobrze, do widzenia – powiedziała tymczasem Carla i rozłączyła się.
– To nie było do mnie?
Odsunęła się od biurka i wyciągnęła przed siebie krótkie gołe nogi.
– To było o panu, a nie do pana, profesorze.
– To znaczy?
– On chciał tylko wiedzieć, kto jest szefem Wydziału Filozofii. – Zrobiła dziwną minę, rozciągając usta na boki i nadymając policzki.
– Czy ty się uśmiechasz?
Carla otarła usta wierzchem dłoni.
– Nie, nie uśmiecham się.
Birch ruszył w stronę gabinetu i już w drzwiach dostrzegł duży brązowy karton leżący na jego biurku. Odwrócił się i spojrzał na Carlę.
– Przyszły – oznajmiła.
– Przyszły?
– Pana książki. Kurier z FedExu przywiózł je dziesięć minut temu.
Podała mu otwieracz do listów i weszła za nim do gabinetu. Birch rozciął karton i zanurzył rękę w styropianowe kulki. Kiedy wyciągnął książkę, okładka lekko go zszokowała. Wyglądała odważniej niż na projekcie. Przez środek biegł krwistoczerwony tytuł: Niespokojne umysły. Podtytuł, Obłęd, chaos i melancholia w świecie filozofii, wydrukowano w jaśniejszym odcieniu czerwieni. W tle widniał czarny zarys głowy i dwoje gorejących oczu.
– Piękna – stwierdziła Carla ponad jego ramieniem.
– Naprawdę tak uważasz?
– Podobają mi się te oczy.
Odwrócił książkę i przeczytał teksty z tyłu okładki.
„Ambitnie zakrojone i zachwycające trafnością analiz dzieło, które zapewnia niesłychaną przyjemność z lektury”. Doktor Kenneth Lamm, Uniwersytet Queensland.
„Podejmując popularny temat dziwactwa, a może nawet szaleństwa u największych filozofów w historii, Niespokojne umysły potwierdzają tezę Williama Jamesa, że znaczenie idei powinno być oceniane w oderwaniu od jej źródła”. Profesor Maxwell Sherman, Wiggins Chair of Modern Philosophy, UCLA.
– Jest pan podekscytowany? – spytała Carla.
– Czuję raczej... – Kiedy myślał o książce, którą przez trzy lata opracowywał, przez dwa lata pisał, a potem jeszcze przez rok czekał na jej publikację, do głowy przychodziło mu przede wszystkim słowo „ulga”. Carla patrzyła jednak na niego z taką nadzieją, że powiedział: – Tak, jestem podekscytowany, właściwie nawet zachwycony.
– Gdybym ja coś opublikowała, wrzeszczałabym teraz z radości.
Otworzył książkę na stronie tytułowej, napisał kilka słów i podał książkę Carli.
– Pierwszy egzemplarz jest dla ciebie. Bez twojego kserowania i zbierania informacji pisanie zajęłoby mi rok dłużej.
– To bardzo miłe, profesorze, ale czy nie powinien dać go pan swojej żonie?
– Dostanie drugi egzemplarz.
Carla zważyła książkę w dłoni.
– Ciężka.
„Ciężka” – była to bez wątpienia celna charakterystyka jego pracy. Krytycy mogli dyskutować nad jej naukowymi podstawami czy wnikliwością opisanych w niej badań, ale nie nad jej wagą.
– Tak, moja książka jest ciężka i droga, prawdopodobnie zbyt ciężka i zbyt droga.
– Nie wiem, kiedy się do tego zabiorę. Nie jestem żadną wielką czytelniczką.
– Nie ma sprawy. Jeśli chcesz, użyj jej jako podpórki pod drzwi. Książki mogą spełniać wiele funkcji.
Carla pokręciła głową i szturchnęła go w ramię.
– Gdybym miała stolik kawowy, byłaby to jego jedyna ozdoba.