Читать книгу Sieć podejrzeń - George Harrar - Страница 8

Оглавление

ROZDZIAŁ 3

„Wszystkie moje posiadłości za jedną chwilę”.

Evan zapisał w notesie te odchodzące w niepamięć ostatnie słowa królowej Elżbiety. Intrygowało go, że jedna z najbardziej wpływowych osób w historii świata rozważała własne bogactwo w kontekście czasu – i to nie roku, miesiąca, godziny czy nawet minuty. Pragnęła tylko chwili, ale to i tak było więcej, niż mogła kupić za cały swój majątek.

Niespecjalnie cieszyła go perspektywa prowadzenia nowego interdyscyplinarnego seminarium pod tytułem „Niezbędność czasu”. Przydzielono mu te zajęcia zaledwie przed tygodniem, kiedy mający je prowadzić profesor fizyki zachorował. Na razie Evan przygotował właściwie niewiele poza otwierającym zdaniem: „Czas wymyślono po to, żeby wszystko nie działo się równocześnie”. Była to trywialna obserwacja, ale uznał, że może wzbudzić śmiech. Studenci mogliby go nim nagrodzić. I nawet uznać go za ekscentryka ubranego w dżinsy, trampki i T-shirt. Może założy jeden z tych, które kupił dwa lata wcześniej w Atenach, z wypisanymi na przodzie dziewięcioma kategoriami przypadłościowymi Arystotelesa: ilość, jakość, stosunek, miejsce, czas, położenie, posiadanie, działanie i doznawanie. Podobało mu się, że na świecie istnieje pewien porządek i że każdą rzecz można opisać tymi prostymi pojęciami.

„Czas jest jak rzeka, która przepływa obok ciebie, a ty nie widzisz jej początku ani końca”. Idea przepływu wydarzeń obok nieruchomego „ja” należała do najstarszych koncepcji dotyczących czasu. Było to bardzo uproszczone spojrzenie, ale zamierzał go użyć, ponieważ studenci lubili, kiedy tłumaczyło się im coś słowami opisującymi coś innego. Evan nigdy nie rozumiał tego powabu metafory. Dlaczego nie przedstawiać po prostu samej istoty rzeczy?

Nie chodziło wcale o to, że nie doceniał piękna języka. Któregoś dnia mógł zaskoczyć ich poezją, być może Czekając na barbarzyńców Kawafisa albo Drugim przyjściem Yeatsa. W jaki sposób dzieła tych autorów wiązały się z „Niezbędnością czasu”? Musiał przyznać, że nie wiązały się z nią bezpośrednio. W obserwowaniu, jak więdnie czyjaś praca, była jednak pewna wolność. Mógł prowadzić swój wykład tak, jak mu się podobało.

„Czy Bóg istnieje w czasie, czy poza nim?”. Pytanie to nie miało dla niego większego znaczenia, ponieważ nie wierzył w żadną wyższą moc rządzącą wszechświatem. Jeśli taka moc istniała, to nie wysilała się zbytnio, a jej rządzenie sprowadzało się do wprowadzenia kilku podstawowych zasad fizyki i matematyki. Evan widział, że poza tym świat jest chaosem.

Czasami dochodził do wniosku, że dla dobra synów powinien wierzyć w aktywnego, dobrego Boga. Któregoś razu chłopcy po powrocie z kościoła opisali mu szczegółowo potworności, jakie przez całą wieczność przeżywać będą niewierzący. Powiedział im, żeby się nie martwili. Bóg nie ześle go do piekła – musiał przyznać, że to zarozumiałe stwierdzenie. Wypowiadając te pocieszające słowa, Evan uświadomił sobie, jak bardzo są bezcelowe. Nikt nie wierzy w zapewnienia, że nie trzeba się martwić, zwłaszcza dzieci.

Oczywiście zaprzeczanie, że trafi się do piekła, zakładało pragnienie dotarcia do przeciwległego nieba, czyli miejsca tak nudnego i bezużytecznego, że żaden człowiek w historii nie wymyślił jeszcze, w jaki sposób można byłoby spędzić tam choćby jeden dzień. Dlaczego właściwie ludzie wyobrażali sobie tylko te dwa przeciwieństwa? Dlaczego nie mogło istnieć coś pomiędzy niebem a piekłem? Nie żadna otchłań ani czyściec, ale po prostu coś mniej wzniosłego, a zarazem mniej potępieńczego. W życiu pośmiertnym powinniśmy mieć więcej rozwiązań.

„Czy bieg czasu może zostać odwrócony?”. Przyszła możliwość staje się teraźniejszym doświadczeniem, a potem zmienia się we wspomnienie z przeszłości – czy nie tak właśnie, przynajmniej w świadomości ludzi, wygląda odwrócenie biegu czasu? Evan uważał, że z punktu widzenia pojedynczej osoby odwracanie biegu czasu nie ma sensu. Zamiast poruszać się do przodu, w kierunku śmierci, poruszalibyśmy się do tyłu, w stronę narodzin, co byłoby tak samo niepewną egzystencją, z tak samo nieprzewidywalnymi konsekwencjami. Życie pośmiertne miało dwa finały, zależne od kierunku osi czasu.

„Wiedz, że życie może opuścić cię w każdej chwili. W jaki sposób spędzisz zatem dzisiejszy dzień?”. Jego studenci nigdy nie uwierzyliby w tę mądrość. Czuli się nieśmiertelni, tak samo jak kiedyś on. Kiedy stracił to cudownie naiwne przekonanie?

Gdy wszedł do sypialni, Ellen siedziała przy toaletce, rozczesując włosy szybkimi, gwałtownymi pociągnięciami. Wyglądała jak piękna aktorka w starym filmie, która nie wie, że do jej pokoju wszedł nagle tajemniczy mężczyzna. Evan zatrzymał się przy łóżku, żeby zobaczyć, jak długo potrwa, zanim żona go zauważy. Minęła minuta.

– Dlaczego tam stoisz, Evan?

– A, tak sobie. – Wyciągnął z kieszeni spodni garść monet i z brzękiem wrzucił je do szuflady swojej szafki nocnej.

– Skończyłeś przygotowywać wykład?

– Nie skończyłem, ale na dzisiaj wystarczy.

Ellen przełożyła szczotkę do drugiej ręki.

– Dzwoniłam do instytutu, żeby sprawdzić mój harmonogram. Chcą, żebym jesienią pracowała od wtorku do czwartku. Będziesz musiał czasem po południu zostać z chłopcami, jeśli nie będą mieli akurat dodatkowych zajęć.

Evan podszedł do okna wychodzącego na tyły domu i przez kilka sekund wpatrywał się w ciemność, po czym zaciągnął zasłony.

– Wygląda na to, że przez całe lato niepotrzebnie martwiłaś się, że nie zatrudnią cię z powrotem.

– To z powodu Tyco. Powiedzieli, że zapomniała jak się liczy, ale myślę, że po prostu nie chce robić tego przy nikim innym oprócz mnie. Powinnam poprosić o podwyżkę.

Evan usiadł na łóżku i ściągnął buty.

– Kartezjusz uważał, że małpy potrafią mówić, ale nie robią tego, żeby nie musieć przyjmować rozkazów od ludzi.

– Ale Tyco to szympans, pamiętasz? Szympansy nie mają takich strun głosowych jak my. Inne małpy zresztą też.

– Podejrzewam, że Kartezjusz tego nie wiedział.

Na dole rozległ się krzyk, a potem trzaśnięcie drzwi i stłumiony płacz. Ellen nie odwróciła głowy, nie przestała rozczesywać włosów i w żaden inny sposób nie pokazała po sobie, że to słyszała. Evan sądził, że jego żona posiada jakiś zwierzęcy instynkt, podpowiadający jej, które odgłosy wymagają uwagi, a które nie. Była to bezcenna umiejętność, bo pozwalała ograniczyć liczbę fałszywych alarmów. Ale czy częste alarmy nie powinny raczej niszczyć systemu alarmowego, zamiast go udoskonalać? Podejrzewał, że behawioryści przestudiowali tę kwestię i znaleźli takie lub inne wytłumaczenie.

– Nie mówiłam ci o naszym powrocie taksówką z lotniska. Kierowca pochodził z Tanzanii i pracował kiedyś w Gombe dla Jane Goodall. Powiedział coś, co chyba mógłbyś wykorzystać podczas swoich wykładów.

– Co takiego?

– Powiedział, że strach to fundament, na którym opiera się całe nieszczęście ludzkości.

Stwierdzenie to wydało się Evanowi niezwykle precyzyjne, co sprawiło, że zaczął się zastanawiać, czy taksówkarz rzeczywiście tak powiedział, czy może Ellen upiększyła jego słowa. Mógł wyobrazić sobie wiele innych, równie wiarygodnych fundamentów ludzkiego nieszczęścia – nadzieję, ego, pragnienie, niepewność. Strach uważał za jedyną zdrową reakcję na rzeczywistość.

– To kiedy zapraszamy tego filozofa na kolację?

Ellen odwróciła się do niego.

– Słucham?

– No, tego taksówkarza. Wzięłaś od niego numer telefonu i nazwisko, prawda?

– Tak właściwie to podałam mu swoje nazwisko.

– Prawie trafiłem. – Zdjął zegarek i położył go na szafce, obok budzika. – Może powinniśmy kiedyś urządzić grilla dla wszystkich tych ludzi, których spotykasz w samolotach, w taksówkach i na rogach ulic. Byłaby to międzynarodowa imprezka.

– Przynajmniej moje spotkania z ludźmi nie są nudne.

A jego tak? Czy to właśnie sugerowała?

– Swoboda niekoniecznie musi oznaczać coś interesującego.

– Swoboda?

Celowo użył tego słowa, żeby podkreślić swój punkt widzenia, ale uznał, że musi to wyjaśnić.

– Rozmawiasz ze wszystkimi i wszystkim dajesz swoją wizytówkę – stwierdził. – To trochę zbyt swobodne zachowanie, nie sądzisz?

Ręka trzymająca szczotkę znieruchomiała.

– Chyba za mocno powiedziane.

Stanął za nią i przesunął dłonią po jej włosach. Cienkie pasma pobudzały jego palce do ruchu.

– Przepraszam, nie powinienem tak mówić.

– Ale nadal tak myślisz?

– Chodzi mi o to, że czasami wydaje się, jakbyś kolekcjonowała ludzi. I boję się, że nie odsiewasz tych niebezpiecznych.

Ellen wróciła do szczotkowania.

– Wbrew temu, co myślisz, bardzo uważam na siebie i na chłopców.

– Ale ty nigdy nie chcesz nikogo urazić. Gdybyś jechała sama windą i wszedłby do niej najbardziej podejrzanie wyglądający facet świata, to nie wysiadłabyś w obawie, że go urazisz. Wszystko mogłoby się wydarzyć.

Ellen wyciągnęła ze szczotki długi brązowy włos, a potem odłożyła ją do szuflady, gdzie znajdowały się cztery inne, w różnych rozmiarach i kolorach. Zastanawiał się, od czego zależy, którą ze szczotek jego żona wybiera danego wieczoru. Czy miała na to jakąś metodę?

– Malujesz dla mnie takie wspaniałe scenariusze – powiedziała. – Może powinnam zapomnieć o powrocie do pracy i po prostu zostać w domu, żeby opiekować się tobą i chłopcami.

– Przepraszam. Już się zamykam. – Zdjął koszulę i powiesił ją na wieszaku. – Prawie koniec?

– Prawie.

Obserwował, jak wyciska na dłonie krem Jergens i w ramach ostatniego rytuału przed snem rozprowadza go coraz szerszymi kręgami po policzkach. Nagle pochyliła się w stronę lustra i zaczęła robić dziwne miny, rozciągając skórę. Usta wykrzywiała to w jedną, to w drugą stronę. Wyglądała jak ktoś, kto po niedawnym paraliżu twarzy na nowo uczy się uśmiechać.

– Co ty robisz?

Jej oczy przypominały teraz dwa księżyce. Wargi rozsunęły się, odsłaniając zęby.

– Jak wracaliśmy, w magazynie linii lotniczych przeczytałam o tych ćwiczeniach. Wykonywane wieczorem przez pięć minut mają wzmocnić mięśnie twarzy.

– Każdego wieczoru?

– Każdego.

– Kolejne pięćdziesiąt lat zapowiada się ekscytująco.

Kiedy zdejmował z łóżka narzutę, przed oczami pojawił mu się obraz z jakiegoś starego serialu telewizyjnego – wąż wypełzający spod poduszki i atakujący szyję śpiącego człowieka. Nie potrafił powiedzieć, kiedy wryło mu się to w pamięć. Czy obraz ten był tak stary jak bliźniaki, czy może młodszy? Od tamtego czasu jednak zawsze dokładnie sprawdzał łóżko przed snem: podnosił poduszkę i przesuwał dłonią po prześcieradle.

– Dlaczego to robisz?

Odwrócił się. Patrzyła na jego odbicie w lustrze toaletki. Z napięcia w jej głosie wywnioskował, że już wcześniej widziała, jak to robi.

– Po prostu wygładzam prześcieradło – odparł. – A co myślałaś?

Uniosła jedną dłoń w geście, który wykonywała zawsze, kiedy czuła, że coś jest nie tak, ale nie wiedziała co.

Kiedy kilka minut później przyszła do łóżka, owinął się wokół niej, cały przyciskając się do jej ciała. Była to pozycja, w której zawsze zaczynali noc: on przytulony do jej pleców, z ręką na jej biodrze.

– Przepraszam, że wyśmiałem ciebie i twojego taksówkarza – odezwał się. – Nie chciałem.

Odwróciła się do niego pod kołdrą.

– Nie chcę bać się ludzi – powiedziała spokojnym głosem, który poczuł na swojej twarzy.

– Nie chodzi mi o to, żebyś się bała, tylko wolę, żebyś była ostrożna.

Pochylił się i pocałował ją w szyję, chcąc pokazać, że to wszystko z troski o nią, bo ją kocha, a nie z urazy czy zazdrości. Waniliowy zapach na jej skórze nadal był tak silny, że Evan pomyślał, że mógłby się nim odurzyć.

Sieć podejrzeń

Подняться наверх