Читать книгу Gołda Tencer. Jidisze Mame - Gołda Tencer - Страница 16
Prolog
ОглавлениеKasia zadzwoniła do mnie w jeden z wiosennych dni 2015 roku. Tydzień później siedziałyśmy w teatrze na placu Grzybowskim.
Było ciepło i słonecznie. Za oknem szumiał kasztanowiec.
– Mam dla pani propozycję – powiedziała.
Wtedy byłyśmy jeszcze na pani.
Opowiedziała mi o projekcie, do którego zaprasza wyjątkowe osobowości świata kultury i sztuki. Razem z bohaterami jedzie w miejsca, które zmieniły w ich życiu coś ważnego. Kasia pokazała mi wtedy swoje poprzednie wywiady. Z Urszulą Dudziak była w Nowym Jorku, z Agatą Tuszyńską – w Toronto, z Oleną Leonenko – w Kijowie, z Ryszardem Horowitzem – w Krakowie…
Powstały piękne zdjęcia i mądre rozmowy, pełne wspomnień, emocjonalne.
Pomysł mi się spodobał.
– A dokąd pani chciałaby pojechać? – zapytała Kasia w pewnym momencie. – Jakie miejsce zmieniło pani życie?
Zastanowiłam się.
– Tel Awiw? Może Nowy Jork? Los Angeles? Berlin… – wymieniała.
– Czy da mi pani chwilę do namysłu? – poprosiłam.
Wszystkie miejsca wydały mi się kuszące, bo w każdym z nich spotkało mnie coś niezwykłego. Ale kiedy zobaczyłyśmy się ponownie, rzuciłam krótko:
– Jedziemy do Łodzi. Tam się wszystko zaczęło.
Bez Łodzi nie byłoby mnie, mojej historii i mojego przeznaczenia.
Tak, chciałam jechać do Łodzi.
Chciałam wrócić do tamtego świata. Do małej Geni Tencer z Próchnika 28.
Sprawdzić, czy ona jeszcze we mnie istnieje.
Pojechałyśmy kilka miesięcy później, w październiku.
Była jesień. Ciężkie chmury wisiały nad Piotrkowską.
Gołda Tencer i Katarzyna Przybyszewska-Ortonowska, Łódź, październik 2015 rok
Gdy weszłyśmy na podwórko przy Próchnika 28, na którym się wychowałam, powitała nas cisza. Obdrapane budynki wyglądały jak filmowa scenografia. Podwórko studnia nie miało źdźbła trawy; zadzierałyśmy głowy wysoko, by zobaczyć niebo. Wszystko było, jak pamiętałam, tylko bardziej zniszczone. Jakby nie miało siły i motywacji, by walczyć z czasem. I puste.
Spędziłyśmy w Łodzi cały dzień, szukając wspomnień i śladów przeszłości.
Szłyśmy za małą Genią z Próchnika, usiłując cofnąć czas.
Próchnika, Wschodnia, Zachodnia, Więckowskiego, Piotrkowska, synagoga na Rewolucji 1905 roku, pałac Poznańskiego, Teatr Arlekin…
Potem czytałam reportaż i rozmowę z naszej łódzkiej wyprawy.
Kasia pisała: „To opowieść o świecie, którego już nie ma.
Jak w żydowskiej piosence Miasteczko Bełz: «Wypłowiał już tamten obrazek, milczący, płonący Bełz». Gołda mówi «Bełz», ale myśli «Łódź». Łódź to jej żydowski Bełz. (…)”.
Kiedy Kasia z magazynem, w którym ukazał się wywiad, i z bukietem białych kwiatów przyszła do mnie, powiedziałam – już wtedy byłyśmy na ty:
– Kasiu, dwa wydawnictwa zaproponowały mi napisanie książki. Ale do tej pory nie byłam gotowa. Myślę, że dziś jestem. Czy ty nie napisałabyś jej ze mną?
Uśmiechnęła się.
– Ja też chciałam ci to zaproponować.
Nasza łódzka przygoda i sposób, w jaki Kasia poprowadziła ze mną rozmowę, a potem odzew, jaki wzbudziłyśmy, gdy wywiad się ukazał, przekonały mnie, że może powinnam opowiedzieć swoją historię.
Historię moją, mojej rodziny, jej wojennych losów, historię moich przyjaciół, dziś rozrzuconych po świecie, obdrapanych łódzkich kamienic, podwórek i ulic, Szkoły Żydowskiej imienia Icchoka Lejba Pereca, tragicznego Marca ‘68, potem Teatru Żydowskiego w Warszawie, dokąd po owym Marcu wyjechałam. Może rzeczywiście powinnam opowiedzieć o Szmulu Tencerze, Soni Tencer, Januszu Tencerze, Hance Blumsztajn, Reni Słomce, Szymonie Szurmieju, Chewelu Buzganie, Michale Szwejlichu, Irenie Sendlerowej, Chaimie Topolu, Szymonie Wiesenthalu i wielu, wielu innych wspaniałych ludziach, których dane mi było spotkać.
Pamięć ludzka, wiadomo, jest zawodna.
Potrzebuje bodźca, by ożywić wspomnienia.
Potrzebuje rozmów, wysłuchania, pewnego rodzaju oczyszczenia, bo nie o wszystkim łatwo mówić.
Jak w słowa ubrać uczucia? Jak opowiedzieć o stracie przyjaciół, śmierci najbliższych? Jak opisać radość i strach? Jak słowami przywrócić pamięć ludzi i zdarzeń?
Wiedziałam, że mamy z Kasią podobną wrażliwość.
Że choć jesteśmy z różnych pokoleń i światów, mówimy tym samym językiem.
Podobnie czujemy, wzruszamy się i śmiejemy w tych samych momentach.
To było podstawą porozumienia, resztę wypracowałyśmy po drodze.
Życie biegło jak gdyby nigdy nic, ale rosły sterty zapisanych kartek, wygrzebanych zdjęć, dokumentów i rzeczy.
Coraz więcej ludzi pomagało nam uporządkować wspomnienia.
Wiele się przez ten czas zdarzyło, i w moim życiu, i w życiu Kasi. Odszedł jej ukochany Tata, wyszła za mąż, ja walczyłam i walczę o Teatr Żydowski, który został zburzony, potem o nową dla niego siedzibę, przysięgając sobie, że nie pozwolę nikomu zniszczyć dzieła moich poprzedników.
Ostatnie rozdziały już nie były przeszłością, a teraźniejszością, którą starałyśmy się przelać na papier, emocjonalnie. Bo zawsze to, co się właśnie dzieje, budzi tych emocji najwięcej.
Teraz trzymam w ręku książkę Gołda Tencer. Jidisze mame i wiem, że nie powstałaby, gdybyśmy się wtedy nie spotkały.