Читать книгу Kroniki oporu i miłości - Inga Iwasiów - Страница 8

Ktoś czy ktoś

Оглавление

Stoi tam, nie znika, nie dołącza do siedzących. Rozgląda się sondująco, zakotwicza spojrzenie na głównej, krzątającej się po scenie grupie ze mną w roli przytłoczonej odpowiedzialnością liderki. Czuję na kołnierzu marynarki wzrok niewprawnego hipnotyzera: lekko parzy i ześlizguje się po klapie na moje grzecznie zsunięte kolana. Zakładam nogę na nogę, udając luz. Dźwiękowiec, Iza i szczupły chłopak, nowy w ekipie, przekazują mi sprzeczne informacje na temat obsługi sprzętu, gdy gość specjalny rozmawia przez komórkę odwrócony półprofilem do pozostałych. Mam przejąć kontrolę nad całością. Pięć minut do startu trwa bardzo długo, a wypada dodać jeszcze zwyczajowy kwadrans akademicki. Myślę mimowiednie, kim są. Ten przy stoliku i ten w drzwiach. Ten drugi zajął na chwilę miejsce pierwszego. Mężczyźni wciśnięci w kadr, zanim ruszy akcja.

*

Na początku, jeszcze gdy pracowałam w gazecie, Anna lubiła moje publiczne występy. Jeśli mogła, przychodziła na nie prosto z biura. Chwaliła dobre zagrania, pocieszała po przegranych potyczkach. Z czasem pojawiły się zastrzeżenia i warunki, których musiałam dopełnić, choć ich nie nazywała. Domyślałam się, uprzedzałam krytykę. Zapobiegałam. Reguły stosowności przeniosła na dom. Pierwszy raz, gdy ich użyła, jadłam sałatkę owocową.

– Na przykład to, że się od kwadransa zachwycasz – wycedziła po pełnym urazy milczeniu, ignorującym moje bliskie skamlenia prośby. Zabiegałam o jakąkolwiek odpowiedź, najlżejszy pocałunek, strzępek uczucia, nie spodziewając się odepchnięcia. Zajęło mi chwilę, zanim pojęłam, do czego wraca. Siedziałam z uchylonymi ustami, biedna gapa wychłostana przez pomyłkę w klubie sado-maso, po zamówieniu lemoniady o nazwie „rzeźwi, aż boli”. Powiedziałam, że przyprowadzony przez Patryka kolega zgrabnie zagaił, czy może…

– Że jest zgrabny. Chwaliłaś jego gibkość. – Gniewała się nadal, odsuwając na drugi koniec ławy podany przeze mnie talerz. Nie zje niczego z moich rąk, chciałam nimi dotykać umięśnionego tyłka chłopaka.

– Chyba nie, nie wiem. – Zamknęłam oczy, chcąc wygasić zły nastrój. Spodobał mi się. Był miły, gdy odwiedzał Patryka. Na mityngu w ogrodzie ciotki czy babki okazał się inteligentnym mówcą. Skupiał na sobie uwagę. Ogród wymuskany, chłopak naturalny. Urok osobisty, ciepły tembr głosu, miękkość połączona z pewnością wygłaszanych opinii. Coś takiego przyciągało nas do siebie, Annę i mnie, mieszanka tych cech, ich niezwykła odpowiedniość i wymienność. Zobaczyłam je przeniesione na młodego mężczyznę.

Paweł doszedł do klasy Patryka w połowie roku, powierzony pieczy babki czy ciotki przez rodziców pracujących w Grecji czy Portugalii, i wkrótce zaczął bywać u nas. Plątałam fakty, czułam wykwitające na twarzy rumieńce. Zgrabny tyłek kolegi syna, Anna nie wybacza takich spojrzeń w bok. Głos Pawła wybijał nad ścieżki dźwiękowe gier, włączanych od razu po zamknięciu drzwi małego pokoju. Nigdy nie wchodziłam nieproszona. W drodze do wyjścia chłopak przystawał, by wymienić uprzejmości. Po mityngu w ogrodzie zaczął mi wysyłać komentarze i linki, przeciągając nocne dyskusje, ale nigdy nie zbaczając z zapowiedzianego na początku traktu. Maile były staranne, gramatyczne, na temat i z ogonkami.

*

Ten w drzwiach, choć starszy o parę dekad, ma coś wspólnego z Pawłem stojącym przy fotelu w salonie – w sposobie wysunięcia i splecenia nóg, przecierania dłonią policzka dostrzegam ich niejasne pokrewieństwo. Obaj mają urok i nerwicę. A jeśli kobieta nie była babką czy ciotką, a ojciec czy matka nie wyjechali? Odganiam miraż. Paweł wyjechał, zgasł na sąsiedzkim firmamencie towarzyskim równie gwałtownie, jak rozbłysnął, i nie sadzę, by wrócił akurat na wieczór z mówcą motywacyjnym. Sam potrafił mówić wystarczająco dobrze już jako nastolatek. Skojarzenie nie pomaga w rozpoznaniu niczego poza piekącą myślą, że Annie byłoby teraz niemal obojętne, na kogo patrzę i czy czasem nie na samczy tyłek.

Zakaz wychodzenia poza nasze damsko-damskie terytorium nie obowiązywał tylko tam, gdzie pojawiał się Patryk, oraz w pracy. Ponieważ mam syna i braci, Anna pobłażliwie traktowała chłopięco-męskie dodatki do naszego życia, w zamian oczekując czystości pożądania. Żadnych aluzji, męskich podkoszulków, aktorów, piosenkarzy w tle. Żadnych zgrabnych fragmentów ciała, jeśli byłoby niejednoznacznie kobiece. Piersi i biodra tak, ale pośladki i dłonie nie. Akceptowałam zasady.

*

Westernowy typ. Rzuca lasso bez wysiłku. Próbuję go sklasyfikować. Nie pasuje do żelaznych uczestników niebiletowanych spotkań, z kalendarzem wypełnionym eventami, dającymi okazję do konsumpcji kieliszka wina, literatki napoju pomarańczowego, taniego herbatnika wywołującego wzdęcia, kanapki z łososiem ozdobionym kleksem majonezu. Takich spotkań jak nasze. Nie przypomina gości poprawiających nastrój innych osób, tych przygnanych lojalnością wobec organizatorów lub gwiazd wieczoru. Mam prywatną teorię widowni: sfrustrowani siadają w przednich, sardoniczni w tylnych, a niezdecydowani w środkowych rzędach. Nie pozwolą się przesadzić. Wariaci szukają pozycji między widocznością a dostępem do bufetu. Status wariata wymaga dobrej organizacji, systematyczności, a także pewnej staranności stroju. Nikt im tego nie aranżuje, jak to się dzieje w przypadku członków rodzin królewskich, narzekających na pękający w szwach kalendarz i nudę oficjałek. Następcom tronów przystoi ignorancja w materii dorobku własnej kultury, a wypowiedziane mechanicznym głosem słowa: „dzień dobry, Lech Waleza, Jan Pawel II” wywołują burzę oklasków. Wariaci muszą być atrakcyjni. Rzadko wchodzą na pierwsze strony gazet, chyba że ktoś chce ich użyć. Żelaźni uczestnicy czują presję – znają języki, historię sztuki, ciekawostki z okresu pierwszej wojny światowej, biografie sławnych i mniej znanych okraszone niepokojącymi szczegółami. Przeszukują, kojarzą, wnioskują, lepią światy równoległe. Są najlepszymi ekspertami od życia w swoim mieście, tyle że nikt im nie płaci za analizy. Bywają bliskie teoriom spiskowym, ale czy ktoś je sfalsyfikował? Ktoś ewentualnie wie, jak to uczynić? Oni, idę o zakład, wiedzą, potrafiliby wyprowadzić matematyczny wzór na prawdę/fałsz tego życia. Policzyliby nam strategię w zamian za ciepło. Poza wszystkim są mi bliscy, należę do tej samej republiki.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Kroniki oporu i miłości

Подняться наверх