Читать книгу Echa dawnej Warszawy. Kolejne 100 adresów - Ireneusz Zalewski - Страница 6
Оглавление1. Osiedle dla bezdomnych „Annopol”
„Cyrk” na Dzikiej, schronisko na Jagiellońskiej, Lesznie, Okopowej... Baraki na Powązkach, Żoliborzu i Annopolu... Szczególnie Annopol stał się słynny, a był jak wrzód na wstydliwym miejscu. Rezerwat biedoty, brudu i chorób – drażnił i irytował.
W odległej, północnej części Warszawy prawobrzeżnej, na piaszczystym pustkowiu w 1927 roku wybudowano 35 budynków mieszkalnych – 10 murowanych z cegły i betonu, 15 drewnianych i 10 o konstrukcji mieszanej – całe miasteczko. Typowe baraki o długości 32–34 metrów, w których wydzielono po 16 lub 20 mieszkań jednoizbowych. Ogółem w barakach było 640 izb, z czego 21 przeznaczono na cele ogólne, jak sklepy, świetlica i ambulatorium. W tych 620 izbach o całkowitej powierzchni mieszkalnej 11 338 metrów kwadratowych z początku mieszkało około 2 tysięcy osób. Z czasem baraków przybywało: tuż przed wojną było ich 113, a gnieździło się w nich ponad 11 tysięcy bezdomnych, eksmitowanych i bezrobotnych, starych, chorych i niemowląt.
Kolonia dla bezdomnych na Annopolu, baraki robotnicze, po 1927 roku
Teren oświetlały latarnie gazowe, w pomieszczeniach natomiast światła nie było. W budynkach również nie było wody, tylko hydranty na zewnątrz. Nie było też kanalizacji. Łatwo wyobrazić sobie, jak wyglądało wylewanie ścieków z mycia i prania, jak wyglądały ogólnodostępne toalety. Oficjalne informacje magistratu mówiły o istnieniu żłobka, świetlicy i czytelni. Jak pisała jednak dziennikarka i jednocześnie radna miasta, zaproszona kiedyś na uroczyste poświęcenie kamienia pod przyszłą świetlicę, którą miano „wkrótce wybudować”, po latach stał tam tylko niewykończony budynek, już uszkodzony – jedna ze ścian osunęła się na piaszczystym gruncie. Według zapewnień magistratu na terenie schroniska funkcjonowało ambulatorium zatrudniające siedem osób. Poradnia lekarska, której nie wszyscy podlegali, czynna była jedynie trzy dni w tygodniu, w godzinach 13–15. W pozostałym czasie trudno było marzyć o jakiejkolwiek opiece lekarskiej. Nawet pogotowie odmawiało tu przyjazdu. Nie było także apteki. Na „Annopolu” działały kuchnia dla dzieci Komitetu „Osiedle” i kuchnia Stołecznego Komitetu Obywatelskiego, wydające obiady dla bezrobotnych i ubogich. Według dziennikarzy przed małym okienkiem tworzył się ogonek, słychać było śmiech, kłótnie i wyzwiska, płacz dzieci i skomlenie psów. Zamiast garnków – blaszanki po ogórkach konserwowych. Zupa była dla chorych i dzieci, ale jedną porcję dla dziecka zjadała cała rodzina. „Zdrowotna” zupa to był najczęściej kwaśny kapuśniak.
Po takim ogólnym opisie całego osiedla, widzianego „globalnie”, przyjrzyjmy się, jak wyglądało ono w szczegółach. I tu, wśród tej „klinicznej” nędzy, byli lepsi i gorsi. Jeśli kogoś stać było, by zapłacić komorne – 15 złotych miesięcznie – to mieszkał lepiej niż ci za 10, 8 lub 6 złotych, nie mówiąc już o zupełnie niewypłacalnych, którzy żyli po kilka rodzin w jednym pomieszczeniu. Rodzina to kilkoro dzieci, często z chorymi dziadkami. Najczęstszą chorobą była tu gruźlica. Wyposażenie mieszkania to najczęściej połamane meble, sienniki zamiast łóżek, kilka wyszczerbionych naczyń. Roje szczurów, prusaków, pcheł i wszy dopełniały obrazu ponurych, brudnych, zimnych mieszkań.
1997