Читать книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow - Страница 67
Rozdział 7
DEPORTACJE NARODÓW
Lata 1941–1944
Czystka Krymu
ОглавлениеPo Wajnachach, czyli Czeczenach i Inguszach, nadeszła kolej innych narodów kaukaskich oskarżonych przez Stalina o kolaborację z okupantem niemieckim.
Już w lutym 1944 roku Beria wraz z Sierowem i Kobułowem przyjeżdżają do Nalczyku, gdzie szykują deportację Bałkarców. W zapiskach Sierowa wzmianki o tym nie znajdziemy, ale w dniach 8–9 marca wywieziono ponad 37 tysięcy osób.
O „czystce” Krymu natomiast pisze bardzo szczegółowo. Nie ukrywa, że to z jego inicjatywy w ślad za Tatarami usunięto z półwyspu Bułgarów, Ormian i Greków.
Pierwszy etap operacji przeprowadzono od 18 do 20 maja 1944 roku – do Azji Środkowej wywieziono całą ludność tatarskokrymską, ponad 191 tys. osób.
Miejscowi cierpieli pod niemiecką okupacją dwa i pół roku. Nic dziwnego więc, że niektórzy poszli służyć zaborcy.
Z Tatarów krymskich uformowano dziewięć batalionów, jak również uzbrojone oddziały samoobrony, które aktywnie uczestniczyły w operacjach karnych przeciwko sowieckim partyzantom.
Tragedia polegała na tym, że ruch partyzancki wśród Tatarów krymskich był niezwykle silny, w wyniku czego dosłownie brat walczył z bratem.
Dawnych zasług jednak nikt teraz nie brał pod uwagę – o zdradę oskarżono cały naród.
Nadszedł rok 1944, a ja ciągle jeszcze walczyłem ze zbrojnymi oddziałami czeczeno-inguskimi ukrywającymi się w wysokich górach.
Kiedy wróciłem do Moskwy, koledzy z Giensztabu opowiedzieli, że dowódca 4. Frontu Ukraińskiego generał armii Tołbuchin w telegramie do Kwatery Naczelnego Dowództwa informował, że po wyzwoleniu Symferopola na początku kwietnia miejscowi mieszkańcy żalili się na bestialstwa Niemców i w szczególności Tatarów krymskich, którzy im się wysługiwali. Niedobitki tych hitlerowskich sługusów uciekły w góry i tam się ukrywają, napadając na wioski, grabiąc i mordując ludność cywilną. Na końcu szyfrówki Tołbuchin prosił GKO o podjęcie koniecznych środków zaradczych.
Następnego dnia ukazało się postanowienie GKO z zaleceniem: „powierzyć zastępcy szefa NKWD Sierowowi wysiedlenie w trybie pilnym Tatarów krymskich w głąb kraju”195.
Następnego dnia wylecieliśmy na Krym. Beria wcisnął mi „do pomocy” Kobułowa196.
Przylecieliśmy do sztabu frontu ulokowanego w bułgarskiej wiosce pod Symferopolem. Zastaliśmy tam specjalnego pełnomocnika Stawki, marszałka A.M. Wasilewskiego, dowódcę, generała Tołbuchina, sztefa sztabu frontu, mojego kolegę z Akademii generała lejtnanta Biriuzowa*.
Spotkaliśmy się po przyjacielsku. Opowiedzieli o bezeceństwach miejscowych Tatarów, którzy nie uciekli z wycofującymi się Niemcami i być może nadal korzystają ze wsparcia agresorów, ponieważ południowe wybrzeże Krymu od Teodozji do Eupatorii zajmowały wojska niemieckie i rumuńskie197. Symferopol wyzwolono zaledwie przed dwoma dniami, ale Niemcy nadal każdej nocy nadlatują z Sewastopola i bombardują miasto z lotu koszącego198.
Na marginesie, zeszłego wieczoru po godzinie 21, kiedy siedzieliśmy przy kolacji, nadleciały niemieckie samoloty i zrzuciły 50-kilogramowe bomby. Sufit się zatrząsł, ze ścian posypał się tynk. Kobułow zbladł i dał nura pod stół!
Roześmiałem się, patrząc na niego. Następny wybuch. Zgasło światło. Kobułow rzucił się do drzwi, krzycząc do mnie: „Do okopu!”. Jakiego okopu? Wiedziałem, że na podwórzu nie było żadnego okopu.
Wybiegliśmy na zewnątrz. Kobułow popędził do jakiegoś wzgórka przy płocie. „Właź!” – krzyknął. Zszedłem na trzeci schodek i myślę, czy warto się pakować do zbiorowej mogiły. W tym momencie na ulicy przy naszym budynku wybuchła bomba.
Kobułow rzucił się do okopu, zwalił mnie z nóg swym 130-kilogramowym cielskiem i mało nie zgniótł. Zacząłem go sztorcować, ale uwolnić się od jego ciężaru nie byłem w stanie. Po tym wypadku nawet blisko nie podchodziłem do okopu, który wyryto na rozkaz Kobułowa w czasie mojej nieobecności.
Domówiliśmy się z Wasilewskim i Tołbuchinem, że ustalimy liczebność Tatarów krymskich i wystosujemy wspólny wniosek do GKO ze stosownymi propozycjami. Miałem na uwadze przeprowadzenie obławy w górach i aresztowanie zbrojnych band.
Wojskowi od razu zaprotestowali – Tatarów należy wysiedlić i basta. Zapewnią transport i ochronę operacji deportowania. GKO nakazał im w ciągu miesiąca wyzwolić Krym od Niemców.
Skoro tak, powiedziałem, sprawę należy dokładnie rozważyć i musimy się ponownie spotkać celem dopracowania szczegółów.
Po powrocie do Symferopola od razu zameldowałem do centrali o wynikach spotkania i dodałem, że po 3–4 dniach przedstawimy gotowe propozycje.
Zacząłem z grupą swoich oficerów objeżdżać poszczególne obwody, ustalać liczbę Tatarów oraz wypytywać o ich zachowanie i czyny. We wszystkich miejscowościach kobiety i starcy, bo tylko tacy pozostali, ze łzami w oczach opowiadali, że stacjonowały tu wojska niemieckie i rumuńskie. Jeżeli mają porównywać Rumunów do Tatarów krymskich, to Tatarzy – potwory i bestie, a Rumuni – porządni ludzie.
Zauważyłem ciekawy szczegół – Tatarzy niezwykle przyjaźnili się z Ormianami. Jeżeli główny herszt był Tatarem, to jego zastępcą obowiązkowo był Ormianin, i na odwrót199.
Kiedy po kilku dniach wróciłem do Symferopola, opowiedziałem to Kobułowowi, który był Ormianinem z pochodzenia. Poczuł się nieswojo. „Jak to może być? Ormianie nikogo nigdy nie krzywdzili, to przecież ich zawsze prześladowano”.
Opowiedziałem mu o przypadkach bandytyzmu, kiedy Ormianie palili wioski i wrzucali niemowlęta w płomienie, pokazałem zeznania ormiańskiego zdrajcy-gestapowca o popełnionych przez niego zbrodniach i dodałem, że Ormian również należy deportować. Kobułow się ze mną nie zgodził.
Po upływie dwóch dni dysponowaliśmy kompletem danych o liczbie Tatarów, Ormian, Greków i Bułgarów, których na rozkaz Moskwy też wciągnięto na listę deportacyjną. Przekazaliśmy je do GKO, dodając, że można ich wszystkich w sposób zorganizowany wysiedlić na dalekie zaplecze ZSRR. Na osoby obciążone zbrodniami prześlemy odpowiednie materiały dokumentacyjne w terminach późniejszych, gdyż obecnie nie mamy do tego ani ludzi, ani czasu.
Następnego dnia W.W. Czernyszow zadzwonił z informacją o decyzji GKO dotyczącej deportowania Tatarów, Greków i Bułgarów200. Powiedziałem wtedy Czernyszowowi, że Bułgarzy i Grecy zachowywali się poprawnie, Ormianie natomiast dopuszczali się bestialstwa, i że sporządzę dla niego na ten temat stosowną notatkę. Po dwóch dniach nadeszło z Moskwy uzupełnienie – Ormian również należy wysiedlić.
Operację zalecano przeprowadzić w krótkim czasie, a przecież na południowym wybrzeżu Krymu i w Sewastopolu ciągle panoszyli się Niemcy.
Poinformowałem Tołbuchina i Wasilewskiego i zażartowałem, że termin wysiedlenia zależy teraz od dowódców wojskowych. Oni z kolei zapewnili, że rozprawią się z okupantem w ciągu 10 dni i wtedy można będzie przystąpić do wprowadzenia w życie naszych planów deportacyjnych. Słowa dotrzymali.
Po 3–4 dniach Niemcy opuścili Sewastopol. Okupowany pozostał tylko kawałek wybrzeża o rozmiarach 2–3 kilometrów kwadratowych, z którego ewakuowali statkami swoją technikę wojskową.
Tego samego dnia namówiłem Kobułowa, zabrałem ze sobą dwunastoletniego Wowkę i pojechaliśmy. Na podejściach do Sewastopola zobaczyliśmy niemieckie trupy, zabite konie, pokiereszowane czołgi i samochody. Miejscami miasto płonęło.
W jednym miejscu przejeżdżaliśmy obok jaskini, z której unosił się gęsty dym. Czerwonoarmiści uprzedzili, że niemiecki skład amunicji może wybuchnąć w każdej chwili.
„Superodważny” Kobułow zaczął mnie namawiać na zmianę trasy przejazdu, argumentując, że lepiej nadrobić pięć kilometrów, niż ryzykować życie. Zgodził się dopiero, gdy powiedziałem, że w takim razie pojadę sam, a on niech sobie radzi, jak chce. Szybko przeskoczyliśmy niebezpieczne miejsce i tyle.
Przy wjeździe do Sewastopola przed nami szła kolumna czołgów. W jednym miejscu przejechała trup Niemca. Po przejściu kolumny patrzę – leży w poprzek drogi kombinezon w szarym kolorze. Zwolniłem i przyjrzałem się. Kolumna czołgowa tak sprasowała ciało, że wyglądało jak gruby kawał dykty zachowujący ludzki kształt, bez rozgniecionej głowy, która odpadła i odleciała na bok.
Z trudem dotarliśmy w końcu do centrum miasta, które dopiero co opuścili Niemcy. Mieszkańców nie widać, tylko czerwonoarmiści i trochę naszych marynarzy. Gdzieniegdzie słychać strzelaninę – widocznie nasi żołnierze dobijali pojedynczych fryców.
Spokojnie wyjechaliśmy za miasto, by przyjrzeć się przez lornetkę niemieckim pozycjom. Hitlerowcy w liczbie około 25 tysięcy zgromadzili się na cyplu Chersonez i częściowo na wybrzeżu Morza Czarnego pod dowództwem generała pułkownika Joeneckego*. Ładują na statki swoją piechotę i technikę wojskową, lecz zbliżyć się nie pozwalają – obstawili się moździerzami, armatami i bronią się zaciekle. Nasze samoloty ich bombardują, ale bez większego powodzenia – załadunek trwa. Niemiecka obrona przeciwlotnicza zaktywizowała się niezmiernie – na moich oczach dwa sowieckie myśliwce zadymiły i poczęły się zniżać.
Wieczorem wracaliśmy do Sewastopola. Przydarzyła się sytuacja iście komediowa. Kiedy podjeżdżaliśmy do miasta, należało przejechać kawałek drogi po wzgórzu, gdzie z jednej strony stały domy, a z drugiej ciągnął się długi gliniany murek. Czerwonoarmista przy pierwszych zabudowaniach uprzedził, że Niemcy ostrzeliwują ten odcinek i należy szczególnie uważać.
Mówię Kobułowowi: „Przebiegniemy ten kawałek, by Niemcy nie zwrócili uwagi na samochód i nie ostrzelali”. Kobułow zbladł, ale innego wyjścia nie ma, żadnego objazdu nie było. Dodałem: „Nie biegnij przy domach, tylko wzdłuż muru, tam Niemcy cię nie zobaczą”.
Pobiegli z adiutantem Charitonowem. Kobułow był urodzonym tchórzem – przebiegł koło 15 metrów z tą swoją tuszą i skręcił z drogi ku domom. Niemcy go dojrzeli i otworzyli ogień z moździerzy. „Do muru!” – wrzeszczę do niego, a on się przyciska do chaty. Pociski zaczęły wybuchać coraz bliżej nas. Wyskoczyłem z willysa i zanurkowałem pod murek. Potem pobiegnę – pomyślałem.
Kobułow wreszcie mnie posłuchał, też przebiegł pod murek i zaległ. Pociski padały coraz bliżej. Wskoczyłem do samochodu, dałem pełny gaz, by jak najszybciej przeskoczyć fatalne miejsce, i wrzasnąłem w pełnym pędzie do Kobułowa: „Wiej stąd!”.
Wyjechałem na bezpieczny teren i zatrzymałem się. Po chwili dowlókł się do mnie Kobułow, cały zziajany, w kurzu i mokry od potu, chwyta się za serce. „Umieram” – powiada. Wtaszczyliśmy go do willysa i pojechaliśmy.
Przez całą noc potem się skarżył i narzekał, zażywał lekarstwa i koniak. To ci wojownik! Wyobrażam sobie, jak barwnie opisze to zdarzenie w Moskwie.
Na Krymie spędziliśmy cały kwiecień i maj. Operacja wysiedlenia Tatarów przebiegła normalnie we wszystkich regionach, również w niedawno wyzwolonych spod panowania niemieckich okupantów. Często rozmawiałem z mieszkańcami, przeważnie kobietami i starszymi mężczyznami, i dowiedziałem się od nich wielu ciekawych rzeczy…
Na Krymie przy górze Sapun, którą szturmowała nasza piechota, spotkałem 7 maja Piotra Koszewoja*, który potem dowodził korpusem pancernym. Pogadaliśmy około 10 minut i ruszył do ataku z czołgistami, ja na willysie – za nimi. Więcej go w Sewastopolu nie spotkałem.
Widziałem się tam także z dowódcą armii Mielnikiem, Korotiejewem oraz innymi, znanymi mi jeszcze z Kaukazu z roku 1942.
Generalnie muszę powiedzieć, że z Krymem Niemcy mocno się przeliczyli…
195
Sierowa i Kobułowa, pierwszego zastępcę ludowego komisarza bezpieczeństwa, skierowano na Krym na mocy rozkazu Berii i Mierkułowa z dnia 13 kwietnia 1944 r. Postanowienie GKO „O Tatarach krymskich” nr 5859ss ukazało się dopiero 11 maja 1944 r. Dokument ten nakazywał wysiedlenie wszystkich Tatarów z półwyspu za to, że wielu z nich „…zdradziło swoją ojczyznę, aktywnie współpracowało z niemieckimi władzami okupacyjnymi… wyróżniało się swym bestialstwem w rozprawianiu się z partyzantami sowieckimi”. Poprzedzało go wcześniejsze postanowienie nr 5943ss z 2 kwietnia 1944 r. „O wysiedleniu ludności tatarskokrymskiej z terytorium Krymskiej ASSR do Uzbeckiej SSR”. Widocznie na ten właśnie dokument powołuje się Sierow. Faktyczną podstawą do majowej decyzji GKO stały się raporty Sierowa i Kobułowa adresowane do Berii.
196
Plan przeprowadzenia operacji Sierow i Kobułow przygotowali wspólnie. Z ich dwoma podpisami wysłano telegram do Berii: „…rozpoczęta 18 maja br. zgodnie z Waszymi wskazówkami, operacja wysiedlenia Tatarów krymskich zakończona dziś, dnia 20 maja, o godzinie 16”. (Stalinskije dieportacii 1928–1953. Sbornik dokumientow, Diemokratija, Moskwa 2005, s. 501–502).
197
Do 10 maja 1944 r. na Krymie aresztowano 5138 hitlerowskich pomagierów, skonfiskowano 5595 karabinów, 337 karabinów maszynowych, znaczne ilości nabojów i granatów. Dochodziło do buntów – oddział powiatowego komitetu muzułmańskiego zamordował w okolicach Teodozji 12 czerwonoarmistów. (N. Bugaj, „Ł. Beria – I. Stalinu: Posle waszich ukazanij prowiedieno sledujuszczeje…”, Grif, Moskwa 2001, s. 246, 516).
198
Symferopol wojska sowieckie wyzwoliły 13 kwietnia 1943 r. Sierow z Kobułowem musieli przylecieć tam 15 lub 16 kwietnia.
199
W telegramie do Berii po zakończeniu operacji wysiedlenia Tatarów z 20 maja 1944 r. Sierow z Kobułowem meldują, że „z Krymskiej ASSR wywieziono 191 044 osoby narodowości tatarskiej… Skonfiskowano: 49 moździerzy, 622 karabiny maszynowe, 724 pistolety maszynowe, 9888 karabinów i 326 887 nabojów. Przy realizacji operacji ekscesów nie odnotowano”.
200
Propozycję wysiedlenia z Krymu Bułgarów, Greków i Ormian Beria skierował do Stalina 29 maja 1944 r. Do tego momentu wywózkę Tatarów krymskich pod kierownictwem Sierowa już zakończono. Tradycyjnie narodom tym zarzucano współpracę z okupantami. Beria zapewniał, że „znaczna część ludności bułgarskiej” aktywnie pomagała zwalczać partyzantów i tworzyła oddziały policyjne. Niemcy organizowali „Komitet Ormiański”, stworzyli „Legion Ormiański”. Najdziwniejsze oskarżenia wysuwano pod adresem Greków, że niby „w większości zajmowali się drobnym handlem i rzemiosłem przy poparciu Niemców”. (Stalinskije dieportacii 1928–1953. Sbornik dokumientow, Diemokratija, Moskwa 2005, s. 508–509).
Niemniej Stalin wyraził zgodę i w dniu 2 czerwca podpisał nowe postanowienie GKO ZSRR „O wysiedleniu z terytorium Krymskiej ASSR Bułgarów, Greków i Ormian”. Z półwyspu deportowano ponad 36 tys. osób.