Читать книгу Podróżnik fotograficzny - Jacek Bonecki - Страница 5
ОглавлениеWstęp
Na świecie nie brakuje ludzi żądnych przygód i podróży. Nie brakuje też jednak i takich (ci są być może nawet w większości), którzy wolą spokój i kanapę we własnym domu. Dlaczego? Bo podróż to często niewygody – tu gniecie, tam uwiera, czasem swędzi, gdy pogryzą owady, czasem boli. A bywa, że wiąże się z sensacjami po konsumpcji lokalnych przysmaków. Przede wszystkim jednak może być niebezpieczna. Bo skorpiony, węże, złodzieje, rozboje, porwania, choroby i wiele innych klęsk. Po co się na to wszystko narażać, skoro stare, dobrze znane wszystkim powiedzenie mówi: „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”? Zwłaszcza że mamy telewizory, na których w jakości 4K możemy pooglądać sobie tematyczne kanały podróżniczo-przyrodnicze. Produkcje są zrealizowane z rozmachem, a wszystko, co w nich pokazane, jest piękniejsze niż w rzeczywistości. To akurat w większości przypadków prawda, ale przecież nie napisałem tej książki, żeby wytykać komuś lenistwo, ale by zachęcić do poznawania świata. Do otwarcia oczu i poszerzenia horyzontów za pomocą prostego i ogólnodostępnego urządzenia, jakim jest aparat fotograficzny.
Nawiązując do jednej z najsłynniejszych maksym filozoficznych, wyszedłem od prostego założenia: fotografuję, więc podróżuję. Podróżuję, więc fotografuję. Dla mnie ten związek jest oczywisty. Mam nadzieję, że już te kilka słów wstępu będzie dla Was wystarczającą zachętą, by przewrócić kolejne strony książki i przekonać się, jak fascynujący jest świat. Nawet ten za najbliższą miedzą. Aparat to narzędzie, które nie tylko doskonale może dostarczyć Wam motywacji, ale i satysfakcji. Otwiera cały ocean możliwości. Co więcej, robienie zdjęć w podróży jest po prostu świetną zabawą. Pozwala lepiej przekazać emocje i to, co nas spotkało. Fotografia wyjątkowej osobliwości wypatrzonej w egzotycznym kraju zawsze wywoła wrażenie większe niż opowieść o niej. Nie mówiąc już o wartości sentymentalnej zdjęcia, jako pamiątki z wyprawy.
Współcześnie niemal każdy z nas ma w domu aparat fotograficzny. Proste i wydawałoby się logiczne założenie wskazuje, że kupujemy go po to, aby robić zdjęcia. Co zatem nas powstrzymuje?
Pierwsza poważna przeszkoda to codzienność. Jeśli ktoś jest pracownikiem korporacji albo urzędu, bywa zajęty od 8:00 do 17:00, a potem półtorej godziny spędza w korkach w drodze do domu. W weekend jedzie z rodziną do galerii handlowej albo od czasu do czasu na łono natury, albo działkę. Proza życia sprawia, że okazji do robienia zdjęć jest bardzo mało. Kiedy jednak człowiek wyrusza z aparatem w podróż, jego mózg zaczyna pracować inaczej. Gdy zajmujemy miejsce w samolocie lub opuszczamy rogatki miasta, nasze zmysły przestawiają się na zupełnie inny tryb. Wszystko wokół zaczyna fascynować, a my otwieramy szeroko oczy i chłoniemy świat. Bez względu na to, czy jesteśmy w Koluszkach, czy na Bora-Bora, fotografowanie zaczyna mieć oczywisty sens – pozwala bardziej wnikliwie przyglądać się rzeczywistości i lepiej ją poznawać.
Jednak nie tylko codzienna rutyna jest winna naszemu brakowi pasji. W polskich warunkach fotografowanie to proces niekoniecznie spontaniczny. Ta sztuka wymaga światła, a nasz kraj od listopada do kwietnia pogrąża się w egipskich ciemnościach; dni są szare, bure i nieciekawe. „Sorry, taki mamy klimat”. Tym samym sezon na robienie zdjęć to zaledwie kilka miesięcy. Wprawdzie nie brakuje nam nad Wisłą motywów – mamy morze, góry, piękne miasta i równie piękne Polki – jednak gdy nie sprzyjają warunki, nawet zawodowy fotograf, jakim jestem, łapie się na tym, że rzadko chwyta za aparat. Oczywiście, można oddać się sesjom studyjnym i uwieczniać koleżanki we wszystkich możliwych konfiguracjach, bo do tego potrzebna jest wyłącznie 40-watowa żarówka, ale to za mało. Aparat wygania nas z domu, każe eksplorować, uciekać do świata pełnego światła, poznawać i uczyć się.
Wyruszamy więc w drogę i tym samym budzimy w sobie wenę. Zaczynamy rejestrować otaczającą nas rzeczywistość, a ona… nas wciąga. Fotografia jest absolutnie legalnym narkotykiem, który sprawia, że udajemy się w pogoń za coraz lepszymi i ciekawszymi ujęciami. Chcemy więcej, więcej i więcej, i w efekcie zaczynamy inaczej patrzeć na świat. Nie z perspektywy obiektywu czy zamkniętego kadru, lecz z pozycji bacznego obserwatora. Analizujemy to, co widzimy, zauważamy szczegóły, kompozycję, symetrię lub jej brak. Zaczynamy robić zdjęcia, które wymagają bardziej skrupulatnego podejścia do tematu.
Aparat zmienia również charakter naszych podróży, pozwalając przeżyć o wiele więcej, a przede wszystkim – pełniej. Weźmy przykład najprostszy: portret. Aby sfotografować ludzi w egzotycznych miejscach, musimy wejść z nimi w interakcję. W wersji minimalistycznej – przyzwyczaić ich do naszej obecności, choć na ogół sytuacja wymaga nawiązania choćby wątłej więzi. A wszystko po to, by nasz obiekt otworzył się i pozwolił sportretować. Ten proces ma nierzadko dalsze konsekwencje: bywamy zapraszani do domów, poznajemy rodziny, na stole przed nami lądują lokalne potrawy, które również możemy uwiecznić na zdjęciach. Dzięki temu, że w wędrówkach po świecie towarzyszy nam aparat, nasze podróżowanie staje się nie tylko bardziej poznawcze i efektywne, ale po prostu fajniejsze.
Dlatego ta książka to w założeniu apel do tych wszystkich, którzy uważają, że aparat w podróży jest narzędziem zbędnym. Odkąd nasz kraj otworzył się na świat, Polacy zaczęli za odłożone pieniądze (wcale nie takie wielkie) raz na jakiś czas odwiedzać inne zakątki globu. A mimo to wielu z nas wciąż nie czuje potrzeby fotografowania. I popełnia błąd. Namawiam, aby zawsze mieć ze sobą choćby smartfona (któremu również poświęcam w tej książce sporo miejsca). Niekoniecznie po to, by potem chwalić się znajomym i zanudzać ich setkami zdjęć z wakacji, ale żeby spojrzeć na rzeczywistość z innej perspektywy – dalszej, szerszej. A przede wszystkim bardziej wnikliwie. Na pewno otworzy się przed nami niedostrzegany dotąd świat, zapewniając jednocześnie doświadczenia i wrażenia, które pozwolą zupełnie inaczej, świeżym okiem, spojrzeć na to, co dzieje się na naszym krajowym podwórku.