Читать книгу Milion małych kawałków - James Frey - Страница 7
ОглавлениеZ powrotem w samochodzie z bólem głowy i nieświeżym oddechem. Jedziemy na północny zachód do Minnesoty. Ojciec zadzwonił do paru osób i załatwił mi miejsce w Klinice i nie mam innego wyjścia, więc zgadzam się zostać tam na trochę, i na razie mi to odpowiada. Robi się zimno.
Twarz jest w gorszym stanie i upiornie spuchła. Z trudem mówię, jem, piję, palę. Jeszcze nie spojrzałem w lustro.
Zatrzymujemy się w Minneapolis, żeby spotkać się z moim starszym Bratem. Przeprowadził się tam po rozwodzie i zna drogę do Kliniki. Siada koło mnie z tyłu i trzyma mnie za rękę i to mi pomaga, bo się boję.
Wjeżdżamy na parking i parkujemy i kończę butelkę i wysiadamy i zaczynamy iść w stronę Wejścia do Kliniki. Ja i Brat i Matka i Ojciec. Cała Rodzina. Idziemy do Kliniki. Zatrzymuję się i zatrzymują się ze mną. Przyglądam się Budynkom. Niskie i długie i połączone. Funkcjonalne. Zwyczajne. Niepokojące.
Chcę uciec albo umrzeć albo się rozjebać. Chcę być ślepy i niemy i nie mieć serca. Chcę się wczołgać do dziury i nigdy nie wyjść. Chcę zmieść swoje istnienie z powierzchni ziemi. Z powierzchni jebanej ziemi. Biorę głęboki oddech.
Trzeba iść.
Wchodzimy do małej Poczekalni. Za biurkiem siedzi kobieta i czyta czasopismo o modzie. Podnosi wzrok.
Mogę w czymś pomóc?
Ojciec podchodzi i z nią rozmawia, a Matka i Brat i ja znajdujemy krzesła i na nich siadamy.
Trzęsę się. Dłonie i stopy i usta i tors. Trzęsę się. Z wielu różnych powodów.
Matka i Brat siadają koło mnie i biorą mnie za ręce i trzymają je i czują, co się ze mną dzieje. Patrzymy w podłogę i nic nie mówimy. Czekamy i trzymamy się za ręce i oddychamy i myślimy.
Ojciec kończy rozmawiać z kobietą i odwraca się i staje przed nami. Wygląda na zadowolonego, a kobieta rozmawia przez telefon. Ojciec klęka.
Zaraz zostaniesz przyjęty.
Dobra.
Wszystko będzie w porządku. To dobre miejsce. Najlepsze miejsce. Słyszałem.
Gotów?
Chyba tak.
Wstajemy i idziemy do małego Pokoju, gdzie za biurkiem z komputerem siedzi mężczyzna. Wychodzi nam na spotkanie i staje w drzwiach.
Przepraszam, ale musicie go tu zostawić.
Ojciec przytakuje.
Teraz go przyjmiemy, a potem będziecie mogli zadzwonić, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku.
Matka się rozkleja.
Jest w dobrym miejscu. Proszę się nie martwić.
Brat odwraca wzrok.
Jest w dobrym miejscu.
Odwracam się i przytulają mnie. Po kolei i mocno. Ściskając i obejmując, okazuję im tyle, ile potrafię. Odwracam się i bez słowa wchodzę do Pokoju, a mężczyzna zamyka drzwi i nie ma ich. Mężczyzna pokazuje mi krzesło i wraca do biurka. Uśmiecha się. Cześć.
Witam.
Jak się masz?
A jak wyglądam?
Nie najlepiej.
Czuję się gorzej.
Masz na imię James. Masz dwadzieścia trzy lata. Mieszkasz w Karolinie Północnej.
Tak.
Zostaniesz u nas na jakiś czas. W porządku?
Na razie.
Wiesz coś o Ośrodku?
Nie.
Chcesz się dowiedzieć?
Wszystko mi jedno.
Uśmiecha się, patrzy na mnie przez chwilę. Mówi.
To najstarszy Zamknięty Ośrodek dla Alkoholików i Narkomanów na Świecie. Został założony w 1949 roku w starym domu, który mieścił się tu, gdzie stoją teraz te Budynki, a są tu trzydzieści dwa połączone ze sobą Budynki. Wyleczyliśmy ponad dwadzieścia tysięcy Pacjentów. Mamy najwyższą skuteczność ze wszystkich Ośrodków na Świecie. W każdej chwili na sześciu Oddziałach, trzech męskich i trzech żeńskich, znajduje się od dwustu do dwustu pięćdziesięciu Pacjentów. Uważamy, że Pacjenci powinni przebywać tu tak długo, jak to konieczne, a nie na przykład tylko na czas trwania Programu dwudziestoośmiodniowego. Mimo że pobyt jest kosztowny, wielu Pacjentów trafiło tu dzięki finansowanym przez nas stypendiom i dotacjom. Nasze dofinansowanie sięga kilku setek milionów dolarów. Zajmujemy się nie tylko leczeniem Pacjentów, jesteśmy także jedną z lepszych Placówek Naukowo-Badawczych w dziedzinie Badań nad Uzależnieniem. Możesz uważać się za szczęściarza, skoro tu trafiłeś, i powinieneś być podekscytowany możliwością rozpoczęcia nowego rozdziału życia.
Patrzę na mężczyznę. Nie odzywam się. Patrzy na mnie, czeka, aż coś powiem. Moment zakłopotania. Uśmiecha się.
Jesteś gotowy zacząć?
Nie uśmiecham się.
Pewnie.
Wstaje i wstaję i idziemy Korytarzem. Mówi, ja nie.
Drzwi są tu zawsze otwarte, więc jeżeli chcesz, możesz wyjść. Nie wolno brać i jeśli zostaniesz przyłapany na braniu bądź posiadaniu narkotyków, zostaniesz odesłany do Domu. Do kobiet, oprócz Lekarek, Pielęgniarek i Personelu, wolno ci powiedzieć tylko cześć. Jeżeli złamiesz tę regułę, zostaniesz odesłany do Domu. Są jeszcze inne Reguły, ale na razie musisz znać tylko te.
Przechodzimy przez drzwi do Skrzydła Medycznego. Są tu małe Sale i Lekarze i Pielęgniarki i Apteka. Na szafkach są duże stalowe zamki. Prowadzi mnie do Pokoju. Jest w nim łóżko i biurko i krzesło i szafka i okno. Wszystko jest białe.
Stoi w drzwiach, a ja siadam na łóżku.
Za chwilę Pielęgniarka przyjdzie z tobą porozmawiać.
Dobra.
Dobrze się czujesz?
Nie, czuję się chujowo.
Polepszy ci się.
Jasne.
Zaufaj mi.
Jasne.
Mężczyzna wychodzi i zamyka drzwi i jestem sam. Bujam stopami, dotykam twarzy, dotykam językiem dziąseł. Jest mi zimno i robi mi się zimniej. Słyszę czyjś krzyk.
Drzwi otwierają się i do Pokoju wchodzi Pielęgniarka. Jest ubrana na biało, cała na biało, i trzyma podkładkę do pisania. Siada na krześle przy biurku.
Cześć, James.
Cześć.
Muszę zadać ci kilka pytań.
Dobra.
Muszę też zmierzyć ci tętno i ciśnienie.
Dobra.
Z jakich używek korzystasz na co dzień?
Alkohol.
Codziennie?
Tak.
O której godzinie zaczynasz pić?
Po obudzeniu.
Zapisuje to.
Ile pijesz dziennie?
Ile się da.
To znaczy ile?
Tyle, żebym wyglądał tak jak teraz.
Spogląda na mnie. Zapisuje to.
Czy bierzesz coś jeszcze?
Kokainę.
Jak często?
Codziennie.
Zapisuje to.
Ile?
Ile się da.
Zapisuje to.
W jakiej postaci?
Ostatnio crack, ale przez wiele lat w każdej dostępnej.
Zapisuje to.
Coś jeszcze?
Prochy, kwas, grzybki, metamfetaminę, PCP i klej.
Zapisuje to.
Jak często?
Kiedy tylko mam.
Jak często?
Parę razy na tydzień.
Zapisuje to.
Podchodzi i wyciąga stetoskop.
Jak się czujesz?
Fatalnie.
W jakim sensie?
W każdym sensie.
Sięga do mojej koszuli.
Mogę?
Tak.
Podnosi koszulę i przykłada mi stetoskop do klatki piersiowej.
Słucha.
Oddychaj głęboko.
Słucha.
Dobrze. Jeszcze raz.
Opuszcza koszulę i odsuwa się i zapisuje.
Dziękuję.
Uśmiecham się.
Jest ci zimno?
Tak.
Ma aparat do pomiaru ciśnienia.
Jest ci niedobrze?
Tak.
Zakłada mi opaskę na ramię, boli.
Kiedy ostatni raz brałeś?
Pompuje.
Jakiś czas temu.
Co i ile?
Wypiłem butelkę wódki.
Jak to się ma do twojej normalnej dziennej dawki?
Nie ma się.
Obserwuje wskaźnik i wskazówki się ruszają i zapisuje coś i zdejmuje opaskę.
Na chwilę cię zostawię, ale wrócę.
Patrzę w ścianę.
Musimy cię uważnie obserwować i pewnie będziemy musieli podać ci leki odtruwające.
Widzę cień i wygląda, jakby się poruszał, ale nie jestem pewien.
W tej chwili nic ci nie jest, ale chyba zaczniesz coś odczuwać.
Widzę kolejny. Nienawidzę tego.
Jeżeli będziesz mnie potrzebował, wezwij mnie.
Nienawidzę tego.
Wstaje i uśmiecha się i odstawia krzesło i wychodzi.
Zdejmuję buty i wchodzę pod kołdrę i zamykam oczy i zasypiam. Budzę się i zaczynam się trząść i zwijam się w kłębek i zaciskam pięści. Pot ścieka mi po torsie, rękach, nogach. Kłuje mnie w twarz. Podnoszę się i słyszę czyjś jęk. W kącie widzę robala, ale wiem, że go tam nie ma. Ściany zamykają się i rozszerzają zamykają i rozszerzają i słyszę je. Zatykam uszy, ale to nie wystarcza.
Wstaję. Rozglądam się. Nic nie wiem. Gdzie jestem, dlaczego, co się stało, jak uciec. Jakie jest moje imię, moje życie.
Zwijam się w kłębek na podłodze i miażdżą mnie obrazy i dźwięki. Rzeczy, których nigdy nie widziałem ani nie słyszałem, ani nie wiedziałem, że istnieją. Nadchodzą z sufitu, drzwi, okna, biurka, krzesła, łóżka, szafy. Nadchodzą z pierdolonej szafy. Mroczne cienie i jaskrawe światła i przebłyski niebieskiego i żółtego i czerwieni tak intensywnej jak czerwień mojej krwi. Zbliżają się do mnie i wrzeszczą na mnie i nie wiem, czym są, ale wiem, że sprzyjają robalom. Wrzeszczą na mnie.
Zaczynam się trząść. Trząść trząść trząść. Całe moje ciało się trzęsie i moje serce dygocze i widzę, jak wali mi w piersi, i pocę się i kłuje. Robale wpełzają na moją skórę i zaczynają mnie gryźć i próbuję je zabić. Szarpię skórę, wyrywam włosy, zaczynam się gryźć. Nie mam zębów i gryzę się i są cienie i jaskrawe światła i przebłyski i wrzaski i robale robale robale. Już po mnie. Już kurwa po mnie.
Krzyczę.
Szczam po sobie.
Sram w gacie.
Wraca Pielęgniarka i wzywa pomoc i przychodzą Mężczyźni w Bieli i kładą mnie na łóżko i przytrzymują. Próbuję zabić robale, ale nie mogę się ruszyć, więc żyją. We mnie. Na mnie. Czuję stetoskop i opaskę i wbijają mi igłę w ramię i przytrzymują mnie.
Ciemność mnie oślepia.
Nie ma mnie.