Читать книгу Delikwentki - James Patterson - Страница 13

Rozdział 1

Оглавление

Trochę więcej niż pół godziny po wystartowaniu z Berna samolot tak gładko wylądował na pasie lotniska w Nicei, że wydawało się, jakbyśmy siadali na maśle. Lub może była to zasługa szampana, który pogrążał już moje zmysły w odrętwieniu, okrywając wszystko cudownymi kolorami. Było cudownie, bo obiecałam sobie, że będzie cudownie. Wszystkie, choć z różnych powodów, potrzebowałyśmy czegoś cudownego. Pragnęłyśmy kąpać się w rozkoszy. Pragnęłyśmy śnić przez te cztery dni.

– Oficjalnie jestem na wakacjach! – oświadczyłam mojej paczce, przełykając ostatnie krople szampana.

– Jest po prostu szałowo, kochana! – Winnie pochyliła się nad przejściem i chwyciła mnie za rękę.

Serena, siedząca naprzeciwko mnie, uniosła swój pusty kieliszek i potrząsnęła długimi jasnymi włosami.

Bonjour, Monte Carlo. I na tym, moje drogie, kończy się moja znajomość francuskiego.

– Nie zapominaj o takich wyrazach, jak Chardonnay i Merlot – dodałam.

Touché – odparła.

– No widzisz, twój słownik błyskawicznie się poszerza.

Przyglądałam się moim przyjaciółkom. Jakim cudem spotkało mnie tyle szczęścia? Serena Schofield, wysoka, świetnie zbudowana blondynka, była reprezentantka Stanów Zjednoczonych w narciarstwie, która zajęła piąte miejsce w zjeździe w Lillehammer. Trzydziestojednoletnia Bryah Gordon, urodzona w Johannesburgu w ciężkich czasach apartheidu, najmłodsza i najbystrzejsza z naszej paczki, chodzące kompendium wiedzy na wszelkie tematy, od najważniejszych po najbardziej trywialne, a przy tym na swój sposób piękna, o skórze koloru kawy i kędzierzawych afrykańskich włosach przystrzyżonych na wysokości podbródka. I oczywiście Winnie Brookes, egzotyczna Brytyjka zwana przez nas Diwą, obdarzona zapierającą dech w piersi urodą modelki, choć przez większość czasu zdawała się zupełnie nie pamiętać o swojej urodzie.

Poza tym byłam jeszcze ja. Abbie Elliot. Co ja robiłam w towarzystwie tych wspaniałych kobiet? Bo muszę przyznać, mimo wszystkich narzekań związanych z wyjazdem ze Stanów i przeniesieniem się do Szwajcarii, że moim głównym zajęciem było przyglądanie się im i odkrywanie ich zalet.

– Zamierzam przez pozostałe dni tej wycieczki mówić z brytyjskim akcentem – powiedziałam, odwracając się do Winnie. – Cholernie dobra zabawa, kochana – spróbowałam, starając się jak najlepiej małpować Monty Pythona.

– A ja mam zamiar udawać Amerykankę – odparła. – Hey, how ya doin? No, jak ci leci? Znasz może jakieś kraje, na które mogłybyśmy napaść?

Dzięki Serenie dysponowałyśmy prywatnym odrzutowcem, skąpanym teraz w przyjaznych promieniach zachodzącego słońca. Duży terenowy samochód podwiózł nas do portu lotniczego na Lazurowym Wybrzeżu, do części oznaczonej napisem PRIVATE AVIATION, gdzie czekały już na nas nasze torby.

– Mamy jakieś auto? – spytała Winnie.

– Auto? Samochody są takie przyziemne, dahling – odparła Serena, starając się jak najlepiej imitować głos Zsa Zsy Gabor i puszczając oko do wszystkich pozostałych. Żadnej z nas nie brakowało wyobraźni, ale Serena znacznie nas pod tym względem przewyższała. Nawet ktoś, kto dobrze ją znał, nie miał pojęcia o jej bogactwie. Żadna z moich znajomych nie była tak miła i bezpretensjonalna jak ona. Ale w tym tygodniu miało być inaczej. Miała pieniądze i precyzyjnie zaplanowała, jak je wydać.

Ruszyłyśmy za Sereną do drzwi prowadzących na szerokie lądowisko, gdzie stał duży i lśniący, srebrnoszary helikopter.

– O rany, Serena! – wykrzyknęła Bryah, być może z leciutkim odcieniem zaniepokojenia. Nie wyrywała się zbyt często z domu. Można by powiedzieć, że jej mąż Colton pilnował, żeby była grzeczna. Bo jeśli nie była, on robił się wobec niej niezbyt grzeczny. Najkrócej rzecz ujmując, Bryah nigdy dotąd nie uczestniczyła w takim babskim weekendowym wypadzie.

– Po co telepać się autem, skoro możemy polecieć? – Serena podbiegła do helikoptera i wsiadła do środka. Nie mogłam w to uwierzyć, ale prawdę mówiąc, mogłam, oczywiście. Pieniądze nie stanowiły przeszkody, a Serena chciała, żebyśmy spędziły cztery dni w świecie fantazji.

– Nie mogłaś znaleźć nic większego? – spytałam.

Zapięłyśmy pasy i po chwili helikopter błyskawicznie się uniósł, przyprawiając mnie o drobny ucisk w żołądku. Niebawem przelatywałyśmy nad księstwem Monako i nie liczyło się nic oprócz spadzistych wzgórz Francuskiej Riwiery, błękitnego bezmiaru Morza Śródziemnego usianego mniejszymi i większymi jachtami wracającymi pod wieczór do portu, oraz różowo-zielonego nieba, na którego tle słońce zaczęło zniżać się nad horyzontem.

– Wiesz, że Monako jest drugim od końca najmniejszym państwem na świecie? – spytała Bryah.

– Fascynujące – zauważyła Winnie. Spojrzałyśmy na siebie, powściągając uśmiechy.

– Bryah, kochana – powiedziałam, klepiąc ją po udzie. – Zamierzamy dobrze się zabawić. Nie stresuj się.

Zaledwie siedem minut później wylądowałyśmy na lądowisku dla helikopterów koło plaży. Odpięłyśmy pasy i czekałyśmy, aż pilot otworzy drzwi.

– Chwileczkę! – zawołała Serena. Sięgnęła do torebki, wyjęła trzy wypchane koperty i wręczyła każdej z nas. Otworzyłam moją i znalazłam w niej gruby plik euro.

– Co to jest? – spytała Winnie.

– To jest pięćdziesiąt tysięcy euro dla każdej z was – odparła Serena. – Grajcie za nie w kasynie. Wybierzcie się na zakupy. Róbcie, co się wam podoba. Obiecajcie mi tylko, że je wydacie.

– Czy mogę kupić samochód? – spytałam. – Albo małą wyspę?

– A co z gwiazdorami filmowymi? – spytała Winnie. – Myślę, że mogłabym wynająć na cały weekend Brada Pitta.

– Brada Pitta? Za stary, Win – zauważyłam. – Pomyśl o którymś z młodszych chłopców. Mógłby to być Zac Efron.

– Potrzebujesz sportowca – podsunęła jej Serena. – Takiego jak David Beckham. Albo Rafa Nadal.

– Rafa mógłby się nadać – zgodziła się Winnie.

Popatrzyłyśmy na Bryah, która cały czas milczała. Przyjrzała się pieniądzom, spojrzała na Serenę i wreszcie zdobyła się na wymuszony uśmiech.

– Mając taką sumkę, można popaść w niezłe kłopoty – powiedziała.

Popatrzyłyśmy po sobie. Kręciło się nam w głowach, byłyśmy lekko odurzone, ale rozluźnione i pełne entuzjazmu, toteż wybuchnęłyśmy śmiechem. Za oknem helikoptera rozciągało się Monako, miejsce, w którym bawili się ludzie bogaci i sławni. Byłyśmy, każda z nas na swój sposób, przytłoczone rolą matek i żon mieszkających w przybranym szwajcarskim mieście, i ten weekend miał być naszą szansą na ucieczkę od codzienności. Chciałyśmy żyć przez cztery dni życiem kogoś innego.

– Bryah – odezwałam się. – Myślę, że trafiłaś w sedno.

Delikwentki

Подняться наверх