Читать книгу Mośki, Joski i Srule - Janusz Korczak - Страница 3
Rozdział drugi
ОглавлениеChłopcy oddają w wagonie pieniądze i pocztówki do schowania. Na wsi przebierają się w kolonijne białe ubrania.
Nie wychylać się! – Nie pchać się! – Nie śmiecić na podłogę!
W ciągu pierwszych paru dni chłopcy często słyszą przykre: „nie”, dopóki nie dowiedzą się, czego i dlaczego nie wolno. Potem coraz mniej zakazów, coraz więcej swobody. Choćby chciał nawet dozorca, nie może tak przeszkadzać dobrze się bawić, jak mama, ojciec, babcia, ciocia, a jeszcze nauczycielka lub guwerner5 w domu dzieci bogatych, czasu mu zabraknie na uwagi, rady i napomnienia. Toteż dzieciom weselej na kolonii niż ich bogatym rówieśnikom w pięknych badach, gdzie każdemu małemu dziecku tylu dorosłych przeszkadza wesoło się bawić.
Tymczasem pociąg z hukiem przeleciał po sąsiedniej linii. Przestraszyli się, odskoczyli od okien, a potem śmiech, uciecha.
Jednemu bułka z masłem spadła na podłogę – znów radość.
– O, jaki mały koń – wołają i wszyscy tłoczą się do okien, by spojrzeć na niezwykłe zjawisko.
Jest to zwyczajny duży koń, tylko stoi daleko na łące i dlatego wydaje się małym. Poznali swój błąd, gdy het w polu zobaczyli małych ludzi i małe domy.
Przystanek. Znów śpiewają i powiewają chustkami.
I rozdzwania się śmiech kolonijny – czarodziejski śmiech, który leczy pewniej niż najdroższe lekarstwa i wychowuje lepiej niż najmądrzejszy nauczyciel.
– Chłopcy, pocztówki i pieniądze oddawać. – Pierwszy w kajecie – Górkiewicz. Ile masz pocztówek?
Oddaje do schowania dziesięć groszy i cztery karty pocztowe: będzie na nich co tydzień donosił rodzicom, że jest zdrów i dobrze się bawi.
Bracia Kruki mają razem dwadzieścia groszy. Każdy z braci otrzymał po cztery grosze od rodziców na drogę i po sześć od dziadka.
– Proszę pana, prawda, że kartofle w ziemi rosną?
– Ano, prawda. Bo co?
– Bo on przez okno pokazał jakieś liście i mówi, że to kartofle. A przecież kartofle w ziemi rosną, więc nie można ich widzieć.
– Później sami zobaczycie, jak rosną kartofle – teraz nie ma czasu… Frydman, ile masz pocztówek?
– Tylko dwie: rodzice powiedzieli, że dwie dosyć. Pieniędzy nie ma wcale.
Frydman skłamał: ukrył posiadanego czworaka6, którego mu starszy brat dał przy pożegnaniu.
Ojciec Frydmana wiele podróżował: był w Paryżu i Londynie – nawet do Ameryki miał jechać. Ale nigdzie nie znalazł szczęścia dla rodziny i wrócił znów do kraju, by wiele bułek upiec dla innych, zanim na bochenek chleba dla własnych dzieci zarobi. I nie wiadomo, w którym z wielkich miast nauczył się mały syn piekarza nie dowierzać ludziom i nie powierzać im miedzianych czworaków. Dopiero w parę dni później oddał na przechowanie swój niewielki majątek – i często zapytywał dla pewności: „Prawda, że pan ma moje cztery grosze?”
– Czy jeszcze daleko? – pytają się dzieci, bo spieszno im do lasu, do rzeki, do łąki, o których opowiadają tyle dziwów ci, którzy już w zeszłym roku byli na kolonii.
Na kolonii jest ogromna weranda; cóż to być może takiego – weranda? – Dla wszystkich stu pięćdziesięciu są tylko cztery pokoje – cóż to za wielkie sale być muszą?
Przejeżdżamy przez most7. Most jest zupełnie inny niż ten, który łączy Pragę z Warszawą. Ale ładniejszy, o – ładniejszy znacznie.
– Chłopcy, wysiadamy. Wszyscy macie worki i czapki?
– Mamy – odpowiadają chórem.
Na dworcu oczekuje już dwanaście wozów drabiniastych, wysłanych słomą i sianem.
– Ostrożnie na wozach, żeby któremu noga nie dostała się między koła.
– Ja będę pilnował, proszę pana.
– Dobrze, pilnuj. – Jazda!
Słońce wita bladą gromadkę. Dziękujemy ci, dobre słońce i lesie zielony, i łąko wesoła. Dziękujemy wam, dzieci wiejskie, że wybiegacie z chat i uśmiechem pozdrawiacie nasze wozy wysłane sianem.
– Czy daleko jeszcze, proszę pana?
– O, tam czernieje nasz las, o, już widać i polankę – o, już i młyn – i czworaki dworskie, i wreszcie – nasza kolonia.
– Wiwat! Niech żyje kolonia Michałówka! – A więc tak wygląda weranda?
Wypijają po kubku mleka – i do roboty.
Myją się po podróży, ubierają w białe kolonijne ubrania, a najbardziej śmieszą ich płócienne czapki. Zabawne czapki, podobne do tych, jakie noszą kucharze. Teraz wszyscy wyglądają jednakowo. A malcy dumni są z otrzymanych szelek.
– Proszę pana, kiedy dostaniemy chustki do nosa?
– Chustki jutro, a teraz pakować własne ubrania do worków, worki na plecy – i marsz – do pakamery! – Raz, dwa – raz, dwa. – Tam schowa się worki na cztery tygodnie.
5
guwerner (z fr. gouverneur) – nauczyciel. [przypis edytorski]
6
czworak – moneta miedziana o wartości 4 groszy. [przypis edytorski]
7
most – kolejowy most na Bugu przed Małkinią, zwany warszawskim. [przypis edytorski]