Читать книгу Mośki, Joski i Srule - Janusz Korczak - Страница 8
Rozdział siódmy
ОглавлениеKąpiel. Pisklęta, bocian i tatarak. Głupi człowiek. Marzenia o wędce i palant.
Idziem, idziem do kąpieli,
Wrócim czyści i weseli
(powtórzyć:)
Lewą, prawą —
Dalej żwawo —
Idziem wszyscy wraz.
Tak śpiewają chłopcy, idąc parami przez polankę koło czworaków, przez podwórze dworskie, przez drogę między ogrodem – aż na łąkę koło młyna – do rzeki.
Woda, mydło niechaj żyje.
Umyjemy ręce, szyję,
(powtórzyć:)
Słonko grzeje,
Wiatr nie wieje —
Do kąpieli czas.
Duże, jasne, dobre słońce wsi polskiej patrzy z łagodnym uśmiechem na długi sznur dzieci, słucha ich śpiewu i nie pytając się, kto one, skąd przyszły, gładzi i rumieni złotymi promieniami ich blade twarze.
Wstyd się lękać zimnej wody;
Musi zuchem być, kto młody,
(powtórzyć:)
Jak ta rybka,
Zwinna, szybka,
Buch do wody, buch!
Jedna kąpiel – to tysiąc śmiechów i tysiąc czarów – sto ciekawych widoków i dziesięć co najmniej przygód.
– Ooo, proszę pana – co to?
Ba, cudowne zjawisko: kura z pisklętami. Kto nie był jeszcze na wsi, widzi je po raz pierwszy.
– Ach, cóż byłoby za szczęście złapać jedną taką śmieszną żółtą kurkę i trochę potrzymać. Ale dozorca nie pozwoli – ten nieznośny, nudny dozorca.
Więc przynajmniej obejrzeć z bliska, dokładnie. I pary się rozbiegają.
– Proszę pana, on nie idzie w parze.
– Chcesz go podać do sądu?
– Nie.
Idziemy dalej.
– Proszę pana, co to?
Ba, drugie cudowne zjawisko: gniazdo bocianie na kole i sam gniazda gospodarz – bocian.
Takiego dużego ptaka chłopcy nie widzieli jeszcze: większy od indyka.
– To nie ptak, to balon – poucza któryś.
A teraz strach: mijamy się na wąskiej drodze z krowami. Codziennie się spotykamy.
Krowy się zatrzymują i bardzo ciekawie patrzą na białe bluzy i białe czapki płócienne chłopców. Niektóre łby odwracają i patrzą z ukosa, jak gdyby myślały: