Читать книгу Dotyk miłości - Jennifer Probst - Страница 7

Prolog

Оглавление

Powiedzmy to sobie wprost.

Trafiła jej się koszmarna randka.

Kate Seymour sięgnęła po kieliszek z winem i zdobyła się na wymuszony uśmiech, starając się jak tylko mogła, by nie zwracać uwagi na kawałek sera zwisający z podbródka jej towarzysza. Trzeba przyznać, że mężczyzna nie był duszą towarzystwa, ale to przecież nie usprawiedliwiało jeszcze faktu, że nie zauważył sera, który przykleił mu się do twarzy razem z kurczakiem.

Kate dotknęła swojego policzka, dając wymowny sygnał, by zrobił użytek z serwetki. To były uniwersalne gesty, jakich kobiety używały, gdy papier toaletowy przyczepił im się do buta albo ze spódnicy wystawała sklepowa metka. Ale ten gość najwyraźniej nie był na tyle domyślny, żeby odebrać sygnał.

Nawijał bez przerwy o swojej pracy w marketingu, co było nawet dość interesujące, ale jak mogła się skupić na rozmowie, kiedy przed oczami miała ten dyndający kawałek sera mozzarella?

– Słuchaj, Bradley... masz coś, no wiesz, na...

Bradley wytarł twarz dłonią, jak niedźwiedź łowiący ryby w rzece, i ser spadł na talerz.

– Dzięki. Chciałem powiedzieć, że naprawdę cieszę się z tego spotkania. Dobrze mi się z tobą rozmawiało przez telefon.

Kate nagle straciła apetyt. Przez chwilę bawiła się resztkami łososia na talerzu, po czym skinęła głową.

– Ja też się cieszę. Jako właścicielkę firmy zawsze fascynował mnie PR i najlepsze sposoby na wypromowanie marki. Jakie właściwie u-u-u-sługi świadczycie w waszej firmie?

Głupie jąkanie. Zawsze przydarzało jej się coś takiego, kiedy się denerwowała, chcąc zrobić na kimś dobre wrażenie. Ale mężczyzna, z którym się umówiła, nie zwrócił uwagi na jej życzliwe pytanie. Szczerze mówiąc, wydawał się bardziej zainteresowany pomocnikiem kelnera, uśmiechając się do niego szeroko. Zapadła pełna szacunku cisza, gdy chłopak zjawił się, żeby posprzątać bałagan na stole.

Bradley zabrał się z zapałem do spaghetti, wciągając zakręcone nitki makaronu przez zęby i wydając przy tym głośne syczenie. Kiedy w końcu udało mu się przełknąć, podniósł głowę i spojrzał na nią. Na jego twarzy pojawił się dziwny wyraz.

– Cóż, tak naprawdę to nie jestem zatrudniony w tym dziale. Ale wkrótce będę. Poza tym znam tam prawie wszystkich pracowników.

Co takiego? Przecież jeszcze przed chwilą sugerował, że jest szefem całego działu. To dziwne.

– Zajmujesz się przecież relacjami pracowniczymi. Jakie więc zajmujesz stanowisko?

– Odźwiernego.

Kate zamrugała oczami.

– Och. Wow. Założę się, że masz okazję poznać wielu ciekawych ludzi.

Bradley miał usta umazane sosem. Kate starała się skupić wzrok na czymś trochę bardziej po lewej stronie.

– To prawda. Uznałem, że zacznę od najniższej pozycji i będę się piął po szczebelkach firmowej hierarchii.

Może jeszcze coś z tego będzie? Kate podziwiała ambitnych mężczyzn. Co prawda Bradley trochę nagiął fakty dotyczące swojej pracy, ale może był zbyt nieśmiały, żeby powiedzieć jej to przez telefon. Kate starała się nie oceniać ludzi przez pryzmat zajmowanych przez nich stanowisk. Nie miało to dla niej dużego znaczenia, jeśli tylko mężczyzna lubił swoją pracę. A ten wyglądał nawet nie najgorzej. Był przeciętny, co jej odpowiadało. Miał krótkie, ciemne włosy, brązowe oczy i okrągłą twarz. Miał też lekką nadwagę, co nie było niczym wyjątkowym w świecie fast foodów i natychmiastowego zaspokajania potrzeb. Kate gardziła uroczymi, przystojnymi facetami, którzy traktowali kobiety wyłącznie jako dodatek do swojego ego.

– Mądrala z ciebie. Studiowałeś w NYU[1], prawda? – spytała. – Ja też skończyłam tam studia, również z zarządzania. Co dokładnie studiowałeś?

– Kiedyś chodziłem tam na zajęcia. Ale nie skończyłem studiów, bo musiałem zająć się matką.

Kate poczuła nagły przypływ współczucia i w jej sercu zatliła się iskierka nadziei. Mężczyzna, który szanuje własną rodzinę, bardzo dobrze rokuje.

– Wybacz, że pytam – mama jest chora?

Bradley miał w ustach okruchy włoskiego pieczywa. Owszem, wspólne jedzenie z nim było prawdziwą katorgą, ale facet, który pomaga chorej matce, musi mieć serce ze złota.

– Ma artretyzm. Powiedziałem jej, że wprowadzę się i pomogę jej.

Dlaczego Kate pomyślała, że w tej historii musi być jakieś drugie dno?

– Ma problemy z poruszaniem się? Słyszałam o ciężkich przypadkach zapalenia stawów, które potrafią być bardzo bolesne.

Bradley zamilkł na chwilę, żeby się napić. Miał teraz na twarzy nie tylko resztki z całego posiłku, ale jeszcze ociekał wodą.

– Czasami bolą ją palce, więc pomagam jej otwierać słoiki i takie tam. Dotrzymuję jej towarzystwa, a ona w zamian pierze mi i gotuje. Dajemy sobie radę całkiem nieźle.

Titanic nie miał tu nic do rzeczy, ale Kate walczyła z górą lodową z godną podziwu desperacją, jak przystało na tonącą kobietę, która brzytwy się chwyta. Rozpaczliwie pragnęła, żeby Bradley był „tym jedynym”. Sto to przecież szczęśliwa liczba, nieprawdaż? Sto randek świadczyło o wielkiej cierpliwości. Kate czekała, mądrze inwestowała swój czas i wierzyła w cały proces. Jako właścicielka świetnie prosperującego biura matrymonialnego Happy Ending, wierzyła w swój biznes i oddychała nim. Wierzyła, do cholery. A jednak wydawało się to nieco dziwne, że właścicielka takiej agencji sama jest samotna, i to bez żadnych perspektyw na przyszłość.

Naprężyła mięśnie palców, walcząc z nagłą pokusą, by dotknąć Bradleya. Gdyby zaiskrzył między nimi choćby najdrobniejszy impuls, poradziłaby sobie jakoś z jego pracą i matką. Jej dar wyczuwania silnej energii między dwojgiem ludzi, którzy byli sobie pisani, był zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Ile razy poraził ją taki elektryczny prąd w przypadku pary, która okazywała się wprost stworzona dla siebie? Ilu mężczyzn oddała innym kobietom, gdy uświadomiła sobie, że jej potencjalny facet bardziej pasuje do kelnerki, pracownicy biura obsługi klienta albo ekspedientki w sklepie? W pracy swatki stanowiło to nie lada atut, ale jednocześnie rujnowało jej osobiste życie uczuciowe. Ten specjalny „dotyk” przechodził z pokolenia na pokolenie wśród kobiet w jej rodzinie, ale żadna z nich nie wykorzystała go w celach zawodowych. Kate mimo wszystko także starała się opierać na nauce i doświadczeniu w swataniu ludzi za pośrednictwem Happy Ending i robiła wszystko, żeby ten dar nie pokrzyżował jej zasadniczego planu biznesowego. Traktowała go raczej jako potwierdzenie, że podjęła słuszną decyzję, łącząc dwoje ludzi, którzy wiązali ze sobą duże nadzieje. Nie była jednak gotowa zdradzić swojej sekretnej broni Bradleyowi ani nikomu innemu.

Przyglądała mu się z drugiego końca stolika i starała się nie tracić jeszcze nadziei. Bradley miał być jej, ale ona nie potrafiła położyć na nim dłoni, żeby się o tym przekonać.

Po chwili zjawił się kelner, który dyskretnie położył rachunek na stole między nimi. Kate wstrzymała oddech, wiedząc, że oto nadszedł czas ostatecznej próby. Mężczyzna, który płaci rachunek na pierwszej randce, powinien otrzymać drugą szansę. Był to zatem kluczowy moment. Kate wstrzymała oddech w nerwowym wyczekiwaniu.

Bradley sięgnął po rachunek.

Kate poczuła, jak kręci jej się w głowie. Nareszcie. Nie pomyliła się. Pewnie, trzeba będzie wyprostować kilka krętych ścieżek, ale wierzyła, że jej się to uda.

Bradley przestudiował rachunek, a potem wyciągnął z kieszeni podręczny kalkulator. Kate czuła, jak zamiera jej serce, obserwując, jak jego palce przesuwają się po klawiszach.

– Dobrze, ponieważ rachunek nie jest równy, ja wezmę na siebie większą część. Jesteś mi winna czterdzieści trzy dolary, a ja zapłacę czterdzieści cztery dolary i sześćdziesiąt trzy centy. W tym piętnastoprocentowy napiwek. Zgoda?

Kate patrzyła, jak jej sen o bratniej duszy rozwiewa się szybciej niż postać czarownicy z Czarnoksiężnika z Krainy Oz, tyle że w tym przypadku nie dostała żadnych fajnych czerwonych butów.

– Jasne.

– To super. Gotówka czy karta?

Kate sięgnęła do torebki i wyciągnęła z niej swoją visę.

– Proszę bardzo.

– Dzięki.

Pomocnik kelnera zatrzymał się przy ich stoliku.

– Czy to wszystko, proszę państwa?

Bradley skinął głową, zatrzymując wzrok na szerokiej klatce piersiowej mężczyzny i barczystych ramionach, które wylewały się spod eleganckiego, czerwono-czarnego uniformu. Kate poczuła w żołądku nagły przypływ paniki, kiedy otaczające ich powietrze wypełniło się elektrycznymi ładunkami. Nie. To niemożliwe.

Musiała się jednak upewnić.

Pomocnik kelnera sięgnął po talerze, obdarzając przy tym jej towarzysza długim, powłóczystym, uwodzicielskim spojrzeniem. Kate wstrzymała oddech i dotknęła jego dłoni, jednocześnie muskając palcami dłoń Bradleya.

Natychmiast poczuła lekki impuls elektryczny, który przeniknął i wstrząsnął całym jej ciałem. Bradley uśmiechnął się do chłopaka. Jego twarz wyrażała czyste pożądanie.

Niech to szlag trafi.

A więc już po wszystkim.

Kate powstrzymała się, żeby nie westchnąć, i zrezygnowała z faceta numer sto.

– Bradley, zaczekaj na mnie. Muszę do toalety. Zaraz wracam.

– Oczywiście.

Kate złapała torebkę i czmychnęła w głąb korytarza. Po kilku minutach minął ją pomocnik kucharza. Kate wyciągnęła rękę i dotknęła jego ramienia.

– Przepraszam?

– Tak, proszę pani?

Kate zerknęła na plakietkę z jego imieniem i nazwiskiem.

– Wybacz, Gabe, ale pomyślałam, czy nie mógłbyś przekazać wiadomości facetowi, z którym tu przyszłam? Nie czuję się najlepiej i muszę wyjść. Jestem natomiast przekonana, że on zostałby tu jeszcze z przyjemnością. Postawiłbyś mu drinka w przerwie?

Gabe poczerwieniał.

– Nie jesteście państwo razem?

Kate uśmiechnęła się.

– Nie. Nie jestem w jego typie. Ale myślę, że z tobą chętnie by się napił. Jeżeli jesteś zainteresowany.

W ciemnych oczach kelnera pojawił się błysk zrozumienia i mężczyzna skinął głową.

– Jestem zainteresowany.

– Dziękuję. I powodzenia. Ja wymknę się niepostrzeżenie bocznymi drzwiami.

Kate opuściła restaurację, rozdarta między rozpaczą spowodowaną swoją niedolą oraz szczęściem, że udało jej się połączyć kolejną parę. Cholera, jej gej-radar kompletnie zawiódł.

Marcowy wieczór w Verily był rześki i chłodny. Kate wciągnęła powietrze głęboko do płuc. Nie chciała jeszcze wracać do domu. W sobotę sklepy były otwarte do późna, a nie minęło jeszcze wpół do dziewiątej. Kiedy szła, jej buty na wysokich obcasach stukały głośno na chodniku. Kate delektowała się pretensjonalnym klimatem małego miasteczka, leżącego nad rzeką Hudson – z licznymi sklepikami, kawiarniami i specyficzną wyluzowaną atmosferą. Białe światła migotały wśród drzew; słychać było muzykę dobiegającą z Kufli – popularnego baru, który wieczorami przeistaczał się w klub nocny. Nad brzegiem rzeki zawisnął księżyc w pełni, oświetlając most Tappan Zeen, który lśnił w oddali. Kate mijała przechodniów z psami na smyczach i chichoczące grupki studentów. Wrzuciła dolara do kubka młodego ulicznego grajka, który śpiewał o złamanych sercach, akompaniując sobie na gitarze.

Uderzyła ją fala samotności. Była taka zmęczona. Kiedy nadejdzie jej kolej? Kiedy w końcu znajdzie swoją drugą połówkę?

Chyba że...

Nigdy jej nie znajdzie. Poobijana na skutek ciągłych rozczarowań, zastanawiała się, czy może powinna porzucić marzenie o znalezieniu sobie faceta. Może tak będzie lepiej. Być może nie każdemu jest to pisane. Kto wie, może jej przeznaczeniem była samotność.

Zwalczyła w sobie nagłą chęć, żeby się rozpłakać i pławić się w użalaniu nad sobą. Miała już dość. Jeszcze jedna taka rozczarowująca randka i chyba się nie pozbiera. Do diabła z miłością. Kupi sobie nową książkę, wróci do domu, do Roberta, i zakopie się pod kocem.

Kate zatrzymała się przed witryną antykwariatu. Czas na zmiany. Żadnych randek ani uganiania się za miłością. Skoncentruje się na swoim biznesie, przyjaciółkach i robieniu rzeczy, które sprawiają jej radość.

Z wysoko uniesioną głową i mocnym postanowieniem weszła do środka. Rozległ się dźwięk dzwonka zawieszonego nad drzwiami. Otoczył ją rój dobrze znajomych zapachów. Skóra. Papier. Kulki na mole. Doskonałość.

Przeszła po sfatygowanym dywanie i zatrzymała się przed poobijaną i popisaną ladą.

– Hektorze, masz coś dla mnie?

Chłopiec stojący za ladą był chudy jak trzcina, miał kilka pryszczy na twarzy i postawione na sztorc włosy w kolorze purpury. Hektor potrząsnął głową z uśmiechem.

– Czekałem na ciebie, Kate. Trzymam na zapleczu pudło używanych książek. Nie miałem jeszcze czasu ich posegregować, więc może się okazać, że nie znajdziesz tam nic ciekawego.

Kate zadrżała na myśl o czekającej ją podróży w nieznane. Czy kiedykolwiek znudzi ją rozrywanie nowych pudeł z książkami i przeglądanie ich zawartości?

– Bez obaw. Przejrzę je sobie, jeśli nie masz nic przeciwko?

Chłopak wskazał na tyły sklepu.

– Śmiało. Oszczędzisz mi trochę roboty.

– Dzięki. – Kate przeszła przez pustą alejkę między regałami z książkami i weszła na zaplecze. Ciasne pomieszczenie pełne było kartonów, regałów i dokumentów pozostawionych w okropnym nieładzie. Na szczęście pudło z nowej dostawy było czytelnie oznaczone, więc Kate wyciągnęła je ze sterty i otworzyła gołymi rękami, bez potrzeby użycia nożyka. I tak nigdy nie uda jej się zachować idealnego manicure’u.

Usiadła po turecku na zimnej betonowej posadzce i zaczęła wyjmować książki, jedna po drugiej. Romans. Biografia. Coś o odchudzaniu. Odłożyła na bok kilka książek, którym postanowiła dać kolejną szansę, aż w końcu znalazła jedną książkę o sygnałach miłości, która wydawała się o co najmniej dwadzieścia lat przestarzała. Hmm, nigdy nie wiadomo, czego można nauczyć się z lat osiemdziesiątych. Może się przydać. Kate odłożyła książkę na rosnącą stertę obok. Kolejna ciekawa książka – jak faceci układają sobie relacje z psami. Tej na pewno nie można przegapić. I wtedy...

Kate zacisnęła palce na pokrytej materiałem okładce i wyciągnęła książkę z kartonu. Jaskrawy, purpurowy kolor raził w oczy. Księga Czarów. Prosty tytuł. Mała, kwadratowego formatu – na pewno nie powieść, raczej poradnik. Otworzyła okładkę i omiotła wzrokiem pierwszą stronę.

Poczuła delikatną wibrację pod palcami i drżenie w żołądku, jakby właśnie zobaczyła przystojniaka zamiast zwykłej książki. W miarę jak przewracała kolejne strony, wibrowanie nasilało się. Ujrzała starożytne zaklęcie miłosne oraz modlitwę do Matki Ziemi. Fascynujące. Nigdy wcześniej nie widziała czegoś podobnego. Na okładce nie było nawet autora. Jak to możliwe?

Bez wątpienia warto zachować tę książkę. Może nią sprawić frajdę swoim klientom. Upuściła książkę na stosik.

W tym momencie jej ciało przeszył elektryczny szok – jakby wsadziła mokrą wtyczkę do kontaktu. Krzyknęła z bólu i szarpnęła się do tyłu, nie spuszczając wzroku z purpurowej okładki. Jasna cholera, co to było? Może to ten materiał wywołał taki impuls? Ale to bolało, do diabła!

– Potrzebujesz tam jakiejś pomocy?

Głos Hektora odbił się echem w sklepie. Kate potrząsnęła głową, pozbierała się z podłogi i odłożyła karton z powrotem na miejsce. Ostrożnie, żeby nie dotknąć purpurowej okładki, podniosła stertę wybranych książek i wyszła z nią z zaplecza.

– Mam wszystko, czego chciałam, Hektorze. Wzięłam sześć książek. Dolicz mi je do rachunku, dobrze?

– Jasna sprawa. Miłej lektury!

Zakupy w antykwariacie poprawiły Kate humor. Ruszyła w stronę samochodu, mając w perspektywie zwyczajny sobotni wieczór w towarzystwie książek i psa.

Do widzenia, numerze sto. Zostajesz wpisany na listę katastrof.

Minie jeszcze dużo czasu, zanim znów znajdzie w sobie na tyle siły, żeby pomyśleć w ogóle o facecie numer sto jeden.

1 Uniwersytet Nowojorski (New York University) – największa szkoła wyższa w Nowym Jorku i jedna z największych w Stanach Zjednoczonych (przyp. tłum.)

Dotyk miłości

Подняться наверх