Читать книгу Dotyk miłości - Jennifer Probst - Страница 9

Rozdział 2

Оглавление

Slade zatrzymał się przed szklanymi drzwiami do biura Happy Ending, przyglądając się odświętnym białym lampkom i artystycznemu szyldowi. Utrzymany w srebrno-purpurowej kolorystyce, obiecywał przechodniom, że „będą żyli długo i szczęśliwie”, otuleni nadzieją, ekscytacją i tajemnicą.

Slade poczuł, jak ze zdenerwowania drętwieje mu szczęka, jakby przed chwilą ktoś wymierzył mu precyzyjny i silny cios karate. Banda oszustów handlująca snami, które nie istnieją na jawie. Było to dla niego jeszcze bardziej obrzydliwe niż te wszystkie maile obiecujące góry złota w zamian za wpłatę symbolicznego wpisowego. Gorsze niż kradzież tożsamości. W jego ocenie prawdziwe zło czaiło się nie w przywłaszczeniu sobie pieniędzy, dóbr materialnych czy nawet usług. Nie, to była kradzież serca – perfidne kłamstwo zadane samotnym i złamanym sercom, wraz z obietnicą, że zostaną uleczone widmem idealnego mężczyzny lub kobiety.

Nie pozwoli, żeby tacy dranie zniszczyli jego siostrę.

Slade pchnął drzwi i wszedł do środka.

Kobieta w recepcji wydawała się zaskoczona widokiem potencjalnego klienta, jakby radosny dzwonek, powiadamiający ją o jego nadejściu, nie zadziałał. Mężczyzna otaksował ją lekceważącym wzrokiem. Nie zamierzał tracić czasu na rozmowy z niższym personelem. Przybrał więc charakterystyczny ton głosu prawnika, który nie znosi sprzeciwu.

– Chciałbym zobaczyć się z kimś z kierownictwa.

Odpowiedziała mu jedna uniesiona brew. Tak, ta kobieta była idealna na pierwszy kontakt w biurze matrymonialnym. Miała wspaniałe, sięgające ramion włosy, idealnie proste i tak bardzo blond, że wydawały się prawie białe – lśniły niczym wąsy kukurydzy. Jej szeroko otwarte błękitne oczy analizowały przybyłego z uwagą, jak gdyby kobieta zastanawiała się, czy rzeczywiście powinna wezwać swoją szefową. Te oczy nie były w głębokim kolorze oceanu; przypominały raczej chabry. Kobieta emanowała takim blaskiem, jakby była aniołem. Slade otrząsnął się z otępienia, kiedy zdał sobie sprawę, że myśli w kategoriach chabrów i oceanu o kobiecie, z którą w ogóle nie zamierzał wdawać się w dyskusję.

– Czy mogę zapytać, o co chodzi?

Jej łagodny, aksamitny głos pieścił jego uszy niczym obłok dymu, który rozwiał się po chwili i zniknął bezpowrotnie. Slade chciał usłyszeć go jeszcze raz, ale cała ta sytuacja zaczynała go już drażnić. Przełknął głośno ślinę i spojrzał na kobietę zza swoich okularów w złotych oprawkach.

– To nie pani sprawa – wyrzucił z siebie. – Proszę przyprowadzić kierownika.

Recepcjonistka skrzyżowała ręce na piersi i przyjrzała mu się uważnie.

– Jeżeli to dotyczy któregoś z naszych klientów, nie będziemy mogli udzielić panu informacji. Obowiązują nas umowy o poufności.

Slade prychnął.

– Wygodny sposób na uniknięcie ewentualnych pozwów sądowych, nieprawdaż?

– Ma pan kiepski dzień, proszę pana?

Czy on ją bawił? Slade wyprostował się, a potem nachylił nad jej biurkiem. Miał to przećwiczone z sali sądowej, na której budził w ten sposób należny respekt i ludzie bali się go śmiertelnie. Tymczasem ta panienka odważyła się zakpić z niego – doprawdy?

– Teraz już tak. Dla pani własnego dobra nalegam, bym mógł porozmawiać z pani szefową.

– Ależ proszę bardzo.

Slade wypuścił powietrze z płuc.

– Czy może ją pani przyprowadzić?

– Ma ją pan przed sobą.

Slade z trudem zapanował nad drgającymi mięśniami twarzy, ale nie dał jej tej satysfakcji. W życiu znał się na dwóch rzeczach: na prawie oraz na ludzkich zachowaniach. Wykorzystywał tę wiedzę skwapliwie, dzięki czemu powodziło mu się bardzo dobrze i niemal zawsze wychodził z opresji bez szwanku.

Teraz także przybrał obojętny wyraz twarzy, aby ukryć emocje.

– Rozumiem. Wcale mnie to nie dziwi.

Kobieta zacisnęła jasnoróżowe usta. Aha. Żegnaj, rozbawienie. Witaj, irytacjo. Tak jest dużo lepiej.

– Domyślam się, że rzadko pana coś dziwi.

Jej trzeźwa ocena zbiła go nieco z tropu.

– To prawda. W określonych sytuacjach ludzie są całkiem przewidywalni. Weźmy na przykład miłość. Obietnica czegoś, co Disney zrobił z filmami dla dzieci i zbił na tym fortunę – to jak Święty Graal. Ludzie będą walczyć, kraść i płacić pieniądze, których nie mają, żeby tylko uwierzyć w miraż.

Slade przerwał na moment, czekając na wybuch kobiecego temperamentu, ale... nic takiego się nie wydarzyło. W oczach właścicielki biura matrymonialnego zapaliła się iskierka zainteresowania. Kobieta wyczekała go, wykorzystując ten czas na obserwację jego wyglądu zewnętrznego i wyrobienie sobie opinii. O tak, trafiła jej się niezła gratka. Nie było faceta, który nie wpadłby w jej sidła, ani kobiety, która mogłaby jej w tej sztuce dorównać. Idealna kombinacja, żeby sprzedawać miłość.

– Sprawia pan wrażenie zbyt zblazowanego jak na trzydziestolatka.

– Mam trzydzieści trzy lata.

– Ach, rozumiem. Proszę pozwolić, że coś panu od razu wyjaśnię. W Happy Ending oferujemy szereg usług, które mają pomóc ludziom samotnym znaleźć swoją drugą połowę. Dla każdego oznacza to coś innego. Jedni szukają przyjaźni, inni seksu, są i tacy, którzy czekają na to crescendo, które rozlega się, gdy ich oczy się spotkają. Nie mnie to oceniać. Naszą rolą jest dostarczenie naszym klientom tego, czego oczekują w przyjaznej, zgodnej atmosferze.

Slade skrzyżował dłonie na piersi i zaczął bawić się kciukami. To była jego ulubiona poza przed sądem, która świadczyła o odprężeniu, a jednocześnie pokazywała, że zachowuje pełną kontrolę.

– Wzniosła ambicja. A jeśli nie zadziała? Czy pani klienci otrzymują zwrot kosztów?

Kobieta zaskrzypiała krzesłem, na którym siedziała.

– Nie. Podpisują umowę z góry, akceptując jej warunki.

– Wygodne rozwiązanie, droga pani. Proszę przyjąć wyrazy mojego uznania. Nieźle się tu urządziliście. Biznesmen taki jak ja szanuje to. Ale mam jedno pytanie, które strasznie mnie nurtuje.

– Słucham pana.

– Dobrze pani sypia w nocy? – W końcu. Jej mięśnie drgnęły. Slade zacisnął pętlę wokół swojej ofiary i szykował się do zadania ostatecznego ciosu. – Sprzedajecie coś, co nie istnieje. Bierzecie odpowiedzialność za rozbite związki i złamane serca, które wcześniej połączyliście? Macie jakąś specjalną klauzulę wyłączającą odpowiedzialność na wypadek rozwodów, które wydarzą się wskutek niewłaściwego doboru małżonków? Lubicie wyciągać ciężko zarobione pieniądze od samotnej kobiety, która nie szczędzi środków w poszukiwaniu mężczyzny, który nigdy nie da jej tego, na czym tak bardzo jej zależy?

Blondynka prawie podniosła się z krzesła, z zaciśniętymi pięściami. Gniew wylewał się z niej falami. Slade poczuł, że w końcu udało mu się przebić gruby pancerz pozorów. Rozzłość kogoś, przyprzyj go do muru, aż w końcu uda ci się wydobyć z niego prawdę. To taki mały sekret zawodowy. Slade przygotowywał się na długą tyradę z nutką satysfakcji, która była mu obca na sali sądowej.

Te ponętne kobiece usta otworzyły się, a po chwili znów zamknęły. Kobieta wzięła głęboki oddech, zamknęła oczy i zdawała się oddawać przez chwilę jakiejś medytacji. Kiedy wreszcie je otworzyła, sprawiała wrażenie spokojniejszej. Jej hipnotyczny głos zadzwonił mu w uszach, obiecując ziemskie i rajskie rozkosze. Boże, ciekawe, jakie odgłosy wydaje z siebie podczas seksu. Jęki? Chropawe szepty? A może krzyki?

Co to, do cholery, za myśli?

– Jest pan w tym niezły. Mało brakowało, a dałabym się wyprowadzić z równowagi. Niestety, pracuję nad sztuką radzenia sobie z gniewem, więc tę rundę wygrywam. Bardzo mi przykro.

– Z jakiego powodu jest pani przykro?

W jej oczach pojawiła się nutka łagodności.

– Za to, co się panu przytrafiło. Najwyraźniej został pan zraniony przez partnera. Czy to był mężczyzna, czy też kobieta?

Slade wyrzucił ręce w górę, zmieniając tym samym swoją najczęstszą pozycję.

– Uważa pani, że jestem gejem?

Blondynka cmoknęła językiem.

– Proszę się nie krępować. W Happy Ending dbamy o interesy seksualne wszystkich grup społecznych.

Slade mało się nie zakrztusił.

– Nie jestem gejem! I proszę przestać grzebać mi w głowie – jestem mistrzem w rozszyfrowywaniu manipulacji i gierek. Nic dziwnego, że moja siostra dała się złapać w wasze sidła.

Właścicielka biura matrymonialnego zmarszczyła brwi.

– Siostra?

– Jane Montgomery. W ubiegłym tygodniu zarejestrowała się w waszej agencji. Na pewno ją pani pamięta.

Atrakcyjna blondynka w zamyśleniu postukała się palcem w usta. Slade zauważył na jej nieskazitelnie czystych paznokciach brak jakiegoś stylowego lakieru. Wydawało mu się to zupełnym zaprzeczeniem tradycyjnego wyglądu amerykańskiej cheerleaderki.

– Oczywiście. Jesteśmy podekscytowani perspektywą współpracy z Jane.

– No więc ona nie będzie już z wami współpracować. Przyszedłem powiedzieć to pani osobiście, żebyście zniszczyli jej teczkę i nie kontaktowali się z nią więcej.

Jego rozmówczyni miała czelność sprawiać wrażenie zaskoczonej.

– A to niby dlaczego? Poświęciliśmy już trochę czasu, aby ustalić jej preferencje i potrzeby. Pańska siostra nie może się doczekać pierwszej randki.

Najwyraźniej ta kobieta kwalifikowała się na terapię. A już na pewno potrzebowała rozmowy z psychoterapeutą. Slade zaczął mówić wolno, jak gdyby tłumaczył coś jednemu ze swoich tępych klientów, wyniszczonych przez nadmiar seksu pozamałżeńskiego.

– Jane to wrażliwa i emocjonalna kobieta. Być może nawet ma pani dobre intencje i chce jej pomóc, ale to zrujnuje jej pewność siebie, a na to nie mogę pozwolić. Moja siostra sporo przeszła w przeszłości. Jeżeli nadal będzie pani traktować ją jak klientkę, to ją pani zniszczy.

Właścicielka biura matrymonialnego skrzyżowała nogi, jak gdyby upływający czas nie miał dla niej żadnego znaczenia, a ona zastanawiała się właśnie, co zamówić na lunch. Slade zwrócił uwagę na lśniący czarny spodnium, marynarkę od smokingu i modne buty na płaskim obcasie, które miała na sobie. Nie było w tym żadnej ekstrawagancji, ale babka prezentowała się z klasą. Wielkie srebrne kolczyki flirtowały z jej włosami, a na przegubie dłoni błyszczała srebrna bransoletka. Slade zastanawiał się, jaki typ bielizny nosi najchętniej, ale po chwili odciął się od tej myśli jak precyzyjnym chirurgicznym skalpelem. Cholera, musi znaleźć sobie kogoś do łóżka. Zdecydowanie za długo nie miał już kobiety.

– Wydaje się pan dosyć opiekuńczym człowiekiem. Niestety, przykro mi, ale nie mogę zaakceptować pańskiej prośby. Przypomnę raz jeszcze, że nie udzielamy informacji na temat naszych klientów. Poza tym jesteśmy przekonani, że możemy pomóc Jane. Doceniam pana troskę i mogę zapewnić, że będziemy postępować z nią ostrożnie i powoli, biorąc pod uwagę jej dotychczasowe doświadczenia z mężczyznami.

Slade miał nieodpartą ochotę obejść biurko i z bliska powiedzieć tej kobiecie, czym grozi jej zabawa z umysłem i uczuciami jego siostry. Zamiast tego jednak wcisnął swój zawodowy przycisk i wrócił do interesów. Stał się na powrót chłodny, kliniczny i niezawodny. Starał się być miły. Teraz zrobi to po swojemu, bez skrupułów.

– Chyba się nie zrozumieliśmy. Ja pani nie proszę. Ja mówię, co ma pani zrobić. Zniszczy pani teczkę Jane, poinformuje ją, że nie może pani jej pomóc, i już nigdy się z nią nie skontaktuje.

Z postaci siedzącej przed nim laluni emanowała wściekła furia.

– Proszę mnie zmusić.

Slade po raz kolejny dał się zaskoczyć. Że co? Zmusić? Czy to jakiś kiepski żart? Mężczyzna zniżył głos do jedwabistego pomruku i odpowiedział, przeciągając samogłoski:

– Wie pani, mógłbym to zrobić. Zmusić panią. Moja siostra przeszła wystarczająco dużo załamań nerwowych w życiu, a ja nie zamierzam pozwolić, żeby mamiła ją pani jakimiś mirażami. Jeżeli nie odrzuci pani tego zlecenia dobrowolnie, postawię panią przed sądem i wywlokę na światło dzienne wszystkie pani najgłębiej skrywane sekrety. Dopilnuję, żeby tak narobić wam w papierach, że firma Happy Ending zbankrutuje jeszcze przed końcem tego roku.

Slade zignorował poczucie winy, które dotknęło go przez moment, gdy uciekł się do gróźb, ale musiał chronić siostrę za wszelką cenę. Obserwował, jak na twarzy właścicielki biura pojawia się lawina emocji. Gniew. Frustracja. Strach. Determinacja. To dobrze. Będzie miał przynajmniej z głowy to spotkanie i tę kobietę, która go drażniła. Życie wróci do normy.

– O cholera, pan jest prawnikiem. – Kobieta wyrzuciła te słowa z siebie, jakby były czymś brudnym. Ale stojący przed nią mężczyzna był przyzwyczajony do takich reakcji.

– Zgadza się.

– Specjalizuje się pan w rozwodach, prawda? Nic dziwnego, że ma pan tak nierówno pod sufitem.

Skąd ona to wiedziała? Slade zesztywniał i poprawił marynarkę.

– Czy teraz przystanie pani na moją propozycję?

Szefowa agencji przekrzywiła głowę i przyjrzała mu się z uwagą. Przyzwyczajony do bycia po drugiej stronie, starał się nie dać zbić się z tropu i wytrzymał spojrzenie jej błękitnych oczu.

– Nie.

Slade zamrugał oczami.

– Słucham?

– Ja nie pertraktuję z terrorystami, panie Montgomery. Dotyczy to także namolnych adwokatów, którym wydaje się, że są bogami chodzącymi po ziemi. Nie jestem głupia. Mam własnych prawników, którzy na każdy pański dokument wyjmą swój. Oczywiście, może pan przysporzyć nam złej prasy, ale każdy, nawet najgorszy PR ma swoje zalety. Nieważne, co mówią, ważne, żeby mówili. Do tego dochodzi jeszcze jedna kwestia, której nie wziął pan pod uwagę: wola Jane. Nie sądzę, żeby panu łatwo wybaczyła przekraczanie braterskiej więzi i mówienie jej, co może, a czego jej nie wolno. Może i jest trochę nieśmiała, ale nie da sobą pomiatać. Jak pan myśli – jak zareaguje, kiedy opowiem jej o naszym spotkaniu?

Role się odwróciły. Kobieta siedząca przed nim była dużo bardziej zadziorna, niż na to wyglądała, i niestety miała rację. Jane i tak już trzymała go na dystans, zdeterminowana, by udowodnić mu, że poradzi sobie sama. To mogło zniszczyć resztki kruchej więzi między nimi. Slade szybko przekalkulował w głowie rachunek zysków i strat. Zastanowił się. Musiał być jakiś inny sposób, żeby pomóc siostrze, nie zrażając jej do siebie, a jednocześnie mieć oko na Happy Ending i upewnić się, że nie schrzanią roboty. Ta idea zakiełkowała w nim i choć Slade gorączkowo szukał w głowie innej opcji, zdał sobie sprawę, że jest naprawdę w kropce. Został mu tylko jeden sposób, ale to była wyboista i kręta droga, którą nie chciał podążać.

– Wygląda na to, że mamy pewien impas, pani...

– Seymour.

– Rozumie pani chyba, że nie odejdę stąd, dopóki nie upewnię się, że Jane nie grozi żadne niebezpieczeństwo.

Rysy jej twarzy nieco złagodniały.

– Panie Montgomery, nie prowadzę tego interesu po to, żeby krzywdzić ludzi. Jestem tu po to, żeby im pomagać. Staram się skierować ich na ścieżkę miłości i szczęścia. Niestety, jeżeli ktoś otwiera się na miłość, może także zostać zraniony. Ale nie oznacza to, że się nie staraliśmy i nie zrobiliśmy wszystkiego, co w naszej mocy, żeby mu pomóc.

Slade zacisnął usta.

– Rozbuchane ambicje nie usprawiedliwiają w żadnym razie robienia ludziom wody z mózgu. Jest tylko jeden sposób, żebym przekonał się do pani teorii i modelu firmy, którą pani prowadzi.

– Jaki to sposób?

– Proszę zarejestrować mnie jako waszego klienta.

Kobieta cofnęła się gwałtownie. Slade poczuł nagły przypływ satysfakcji. W końcu. Wreszcie udało mu się odzyskać kontrolę – tak jak lubił.

– Słucham? To niemożliwe.

– Ależ możliwe. Jeżeli znajdzie pani dla mnie miłość, uznam pani zwycięstwo. Wycofam się i będę waszym największym orędownikiem. Powiem więcej. Wykorzystam pani agencję, żeby pomagać moim klientom. Happy Ending poszybuje w górę jak nigdy dotąd.

Pani Seymour uniosła ręce w górę w jakimś błagalnym geście, po czym opuściła je z powrotem na biodra.

– Nasi klienci muszą być otwarci i wyrażać wolę znalezienia nowego partnera. To długi proces, a pan na każdym kroku będzie podważał naszą wiarygodność i rzucał nam kłody pod nogi. To się nigdy nie uda.

– Mogę spróbować. – Slade poczuł, jak spływa na niego spokój. – Chodziłem na setki randek i nigdy nie udało mi się znaleźć odpowiedniej kobiety. Jeżeli jest ktoś taki, chciałbym go poznać.

– Po co?

Slade zastanowił się nad odpowiedzią.

– Chciałbym mieć kiedyś dzieci – powiedział z namysłem. – I towarzyszkę życia. Kobietę, z którą mógłbym się zestarzeć. Kto by nie chciał? Nie wierzę, że ktoś taki istnieje, ale chcę, żeby pani wyprowadziła mnie z błędu. Jeżeli oczywiście uzna pani, że da radę.

Blondynka wetknęła sobie niesforny kosmyk włosów za ucho. Po raz pierwszy, od kiedy Slade wszedł do środka, wydawała się zupełnie rozbita. Nareszcie.

– Będzie pan musiał przejść sesję z doradcą. Poddać się drobiazgowym wywiadom i badaniom z moim udziałem. Wyrazić wolę wzięcia udziału w spotkaniach towarzyskich. Panie Montgomery, pański pomysł wydaje mi się śmieszny. A ja nie mogę sobie pozwolić na marnowanie mojego czasu.

– Ja też nie. – Slade utkwił w niej spojrzenie i nie zamierzał odpuścić. – Przyjmuje pani moją propozycję czy nie? Jeżeli jej pani nie przyjmie, uznam panią za hochsztaplerkę i nie dbam, jaka będzie reakcja Jane. Nie pozwolę pani jej skrzywdzić i wziąć za to pieniądze. Jeżeli natomiast podejmie pani wyzwanie, a ja uznam, że pani działalność ma wartość i sens, oboje na tym wygramy. Ja pomogę pani rozszerzyć portfolio klientów i opowiem o was wszystkim moim znajomym. Co mamy do stracenia?

– Na przykład mój zdrowy rozsądek i poczucie humoru – mruknęła kobieta.

– To zabawne, ale byłem przekonany, że straciła je pani już wiele lat temu.

Pani Seymour spojrzała na niego podejrzliwie, jakby zastanawiając się, czy i jemu nie brakuje poczucia humoru. Slade natomiast zastanawiał się, dlaczego ta rozmowa sprawia mu taką przyjemność. Męczyły i nudziły go dwa typy kobiet: zgorzkniałe złośnice i biedne przylepy. Cholera, jego praca stała się jego kochanką na cały etat – czy to nie jest smutne? Oczywiście, nie spodziewał się niczego dobrego po Happy Ending, ale może przynajmniej uda mu się na jakiś czas porzucić rutynę i naprawić relacje z Jane. Jeżeli oboje wezmą w tym udział, będzie miał na nią oko. Tak, to bez wątpienia była sytuacja, z której wszyscy mogli wyjść zwycięsko.

– Będzie pan musiał wypełnić dokumenty i wnieść opłatę.

Slade uniósł brwi.

– Oczywiście, panno Seymour. Jestem na to przygotowany.

– Kate. – To słowo niechętnie opuściło jej zmysłowe usta. – Mam na imię Kate.

To imię do niej pasowało. Wyrażało jednocześnie siłę i klasę. Prostotę na zewnątrz i złożoność w środku. Slade zatopił się w poetyckich myślach, na wpół poniżony własną śmiesznością, po czym przełknął głośno.

– Slade. Praca z tobą będzie dla mnie przyjemnością.

Kate szperała przez chwilę w stercie papierów na biurku, po czym włożyła kilka z nich do koperty i zapisała coś w notesie. Potem wręczyła mu kopertę i powiedziała:

– Proszę to wypełnić i przynieść mi pod koniec tygodnia. Muszę wyznaczyć ci termin indywidualnej sesji ze mną w przyszłym tygodniu.

– Ile wynosi wpisowe?

– Tysiąc dolarów. Wysokość wszystkich opłat jest wyszczególniona w umowie. – Jej głos przybrał nieco żartobliwy ton. – Jestem przekonana, że przestudiujesz ją wnikliwie i dasz mi znać, jeśli znajdziesz coś niepokojącego.

Slade wziął kopertę, zastanawiając się przez moment, dlaczego Kate nie uścisnęła mu dłoni. Szybko jednak pozbył się tej myśli.

– Będziemy w kontakcie. Do widzenia, Kate.

Jej imię na końcu jego języka miało słodki, a jednocześnie niezwykle pikantny smak. Slade wyszedł z biura szybkim i zdecydowanym krokiem, nie oglądając się za siebie. Przez głowę przeszła mu myśl, że być może popełnił właśnie największy błąd w życiu.

Kate rozprostowała palce i odetchnęła głęboko. Wciąż otaczały ją opary męskiej energii. Na co ona się zgodziła? Ten facet był głęboko sceptyczny wobec jej działalności i miał w sobie ten zabójczy urok, właściwy dobrym prawnikom. Kate nie mogła uwierzyć, że Jane nosiła w sobie te same geny, chociaż trzeba przyznać, że braterski instynkt opiekuńczy dawał mu dodatkowe punkty.

– To dopiero będzie wyzwanie. – Usłyszała znajomy chropowaty pomruk. Jej bliska przyjaciółka i współwłaścicielka Happy Ending, Kennedy Ashe, z właściwą sobie gracją weszła na piętnastocentymetrowych szpilkach do biura. Jej modny różowy kostium emanował z daleka perfekcyjną elegancją. Postukała się w wydatne usta paznokciem pomalowanym w tym samym kolorze, a w jej oczach zatańczyły radosne ogniki. – Ależ będę miała z nim ubaw. Dobrze zrobiłaś, Kate. Wyczułam wokół niego aurę przemocy, ale ty się nie przestraszyłaś. Arilyn byłaby z ciebie dumna. Czy to zasługa tych wszystkich technik medytacyjnych – to dzięki nim nie straciłaś panowania nad sobą?

Kate chwyciła kubek i zaczęła napełniać go lodowatą wodą z dystrybutora.

– To zabawne. Nie wspominaj jej, że ani razu nie obejrzałam tego DVD. To by zraniło jej uczucia. Instynkt podpowiadał mi, żeby go spławić, ale nie chciałam ryzykować pozwu.

– Sprytnie. To może być kura znosząca złote jajka, więc nie schrzańmy tego. To typ faceta, na widok którego kobiety się ślinią. Nasze klientki oddadzą ostatnie pieniądze, żeby tylko się z nim umówić.

Kate nacisnęła przycisk i obserwowała, jak lodowaty płyn sączy się powoli do kubka.

– Wiem. Jesteśmy na najlepszej drodze. Po trzech latach firma zaczyna się liczyć i wreszcie przynosić zyski. Oczywiście, pomógł nam PR i te dziesięć wesel. W naszej branży to jest całkiem niezły wynik.

– Może kanał Bravo w końcu da nam swój program zamiast Swatki milionerów?

Kate roześmiała się.

– Nie, dziękuję. Jeszcze tego mi brakuje, żeby ludzie zachodzili w głowę, dlaczego właścicielka i główna swatka sama nie potrafi stworzyć dobrze rokującego związku. Cholera, przecież ja nie potrafię dojść nawet do trzeciej randki. To jakaś klątwa.

Kennedy przewróciła oczami i przyjrzała się swoim paznokciom. Jej bujne czarne włosy lśniły subtelnymi karmelowymi akcentami.

– Znowu dramatyzujesz? Wasza rodzina nie jest dotknięta żadną klątwą. Twoja mama była szczęśliwą mężatką, dopóki nie umarł twój ojciec. I nigdy potem nie narzekała na brak zainteresowania ze strony mężczyzn. Ty jesteś po prostu uparta.

– Mam już za sobą etap smutku i powoli staję się żałosna. Facet, z którym umówiłam się ostatnio, to był jakiś koszmar. Spiknęłam go z pomocnikiem kelnera i są teraz szczęśliwi.

– Znowu to zrobiłaś? Dziewczyno, o co ci chodzi z tymi restauracjami? Tydzień temu pchnęłaś Paula w objęcia kelnerki.

Kate przełknęła wodę i włożyła sobie włosy za ucho.

– Nie miałam wyboru. Gdy ona podała mi kartę dań, poczułam dreszcz i zobaczyłam, jak oboje na siebie patrzą. Stanowili razem idealną parę. Musiałam im okazać wspaniałomyślność.

– To był fantastyczny lekarz, który chciał się ustatkować. Następnym razem bądź egoistką. Umówienie ich na drinka późnym wieczorem było fatalnym pomysłem. I nawet nie wzięłaś od niego za to pieniędzy!

W powietrzu zawisła posępna cisza.

– Wiem. Przepraszam. Tak czy inaczej, podjęłam decyzję. Żadnych randek. Mam już dość.

Jej przyjaciółka tupnęła nogą w wypastowaną podłogę.

– Nie bądź śmieszna! Zbankrutujemy, jeśli okaże się, że nasza blondynka z plakatu jest starą panną i domatorką z kotem na kolanach. Może zaczniesz jeszcze nosić rękawiczki, żeby nie czuć impulsów?

– I wyglądać jak bakteriofob z nerwicą natręctw? Nie, dzięki. W takich rękawiczkach paradowali tylko Madonna i Michael Jackson, a ja nie mam zamiaru wsiadać w wehikuł czasu i przenosić się z powrotem do lat osiemdziesiątych.

Kennedy wzruszyła ramionami.

– Masz rację. Taka moda była niekwestionowaną zbrodnią przeciwko ludzkości. I do tego jeszcze te włosy...

Jak na zawołanie rozległ się znów dźwięk dzwonka nad drzwiami i do biura weszła trzecia członkini zespołu.

Arilyn Meadow była chodzącym przykładem tragedii modowej. Kennedy robiła co w jej mocy, by zmienić ten przykry stan rzeczy. Niestety, ich przyjaciółka była szczęśliwa i żyła za pan brat z organiczną bawełną, spodniami do jogi i nietestowanymi na zwierzętach barwnikami, których pozbawiona była większość jej kosmetyków do makijażu.

– Cześć, dziewczyny. O czym rozmawiacie?

Kennedy spojrzała na nią znaczącym wzrokiem.

– O tym, czego nie wypada nosić.

Arilyn roześmiała się. Ten delikatny dźwięk pasował do jej kojącego głosu, idealnie sprawdzającego się w karierze doradcy do spraw sercowych. Arilyn była dzieckiem-kwiatem, nieprzystającym do współczesnego społeczeństwa, a mimo to potrafiła zawrócić w głowie swoimi długimi, sięgającymi bioder, blond włosami i smutnymi zielonymi oczami.

Kate popatrzyła na przyjaciółki, a potem na swój codzienny ubiór. Czarne spodnie, czarna podkoszulka, marynarka i buty. Prosty, profesjonalny i wygodny strój. W ich gronie wystarczyła już jedna modowa dziwaczka. Z kolei Kennedy kupowała wszystko jak leci od znanych projektantów, pod warunkiem że udało jej się trafić na wyjątkową okazję.

Co ciekawe, każda z nich była zupełnie inna, a jednak w chwili, w której poznały się na studiach, wiedziały, że są sobie przeznaczone. Jak rodzina. Kompletnie dysfunkcyjne. W pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Kate spędziła większość dotychczasowego życia, uciekając przed rodzinnym darem, który sama nazywała klątwą. Imała się przeróżnych zajęć, z których żadne jej nie wyszło. Coś zawsze wydawało się nie takie, jak być powinno – jakby nie pasowała do żadnego z tych zajęć. Dlatego zmienianie pracy i zajmowanie się czymś nowym przychodziło jej z łatwością. Aż do chwili, gdy trzy przyjaciółki zebrały razem wszystkie swoje doświadczenia i umiejętności, a w ich umysłach zakiełkował, a potem rozkwitł pomysł otwarcia biura matrymonialnego. Droga, którą obrały, nie była, rzecz jasna, usłana różami, lecz kolcami i cierniami. Ale Kate mogła z przekonaniem powiedzieć, że odnalazły swoje powołanie, dzięki czemu Happy Ending szybko się rozwijała.

Kennedy czuła się świetnie w organizowaniu i koordynowaniu różnego rodzaju wydarzeń towarzyskich. Prowadziła wszystkie takie imprezy w firmie, a także zajmowała się marketingiem. Arilyn wykorzystała swoje wykształcenie i została doradcą – spotykała się ze wszystkimi klientami, by przekazać im nowe doświadczenia i doradzić w wielu kwestiach, które uniemożliwiały im powrót do świata wyższych uczuć, z miłością na czele.

Dobrze, że Kate miała dar dotyku, inaczej skończyłaby pewnie jako najsłabsze ogniwo w grupie. Oczywiście, wolała łączyć ze sobą ludzi w sposób profesjonalny, a nie kierując się przypadkowym impulsem, który mógł zdarzyć się po drodze. Oprócz jej partnerek w firmie oraz rodziny nikt nie wiedział o jej sekrecie, i Kate wolałaby, żeby tak zostało. Jak tylko informacja o jej sensacyjnej „czarnoksięskiej” zdolności trafiłaby do opinii publicznej, media nie dałyby im spokoju, a one zostałyby zdyskredytowane we własnym mieście.

Kate otrząsnęła się z tej myśli i oparła się biodrem o kant biurka.

– Co mamy w planach na dzisiaj?

Kennedy zaczęła skreślać kolejne punkty z listy ułożonej w głowie.

– Mam sesję z cyklu „Całkowita odmiana” z dwiema klientkami. Muszę też spotkać się z menedżerem baru Purple Haze i ustalić z nim szczegóły naszego następnego koktajlu. A potem wychodzę wcześniej na randkę.

Kate uniosła brwi.

– Ktoś sensowny?

– Zobaczymy.

– Znalazłaś go przez Happy Ending?

– Nie. Zrobiłam to na własną rękę i jestem z tego cholernie dumna.

Arilyn westchnęła.

– Pierwsze randki są takie fajne. Przepełnione nadzieją i dobrymi intencjami.

Kate prychnęła.

– Nie wspomniałaś o zakłopotaniu, dramatyzmie i rozczarowaniu.

– Zapamiętaj sobie jedną zasadę. Nigdy nie przywołuj negatywnej energii, kiedy mówisz o randkowaniu. To może wrócić i odbić się niekorzystnie na naszej firmie.

Kate miała ochotę wyśmiać takie opinie przyjaciółki, ale wcześnie zdała sobie sprawę, że wyczucie pozytywnej energii, jakie miała Arilyn, było kluczem do sukcesu. Może wszystkie były wiedźmami?

– Przepraszam. A ty co masz w planie na dzisiaj?

Arilyn wyciągnęła długie ramiona i rozprostowała palce.

– Porozmawiam z Garym o jego fobiach społecznych. Potem muszę popracować na komputerze i uzupełnić bazę naszych klientów. Niektórzy z nich znaleźli interesujące ich profile i chcą, żebyśmy im zorganizowali rozmowę telefoniczną.

Kate nie mogła się nadziwić talentom informatycznym Arilyn i jej zamiłowaniu do komputerów, tym bardziej że w ogóle nie wyglądała na taką osobę. Dzięki temu Happy Ending mogła konkurować z najlepszymi agencjami i biurami matrymonialnymi.

– Brzmi nieźle. Ja też mam niewielkie obłożenie, więc może zajmę się zaległymi papierami i wyjdę stąd wieczorem o czasie.

Każda z nich poszła do swojego gabinetu. Kate próbowała skoncentrować się nad dokumentami i nie myśleć o mężczyźnie, który nazywał się Slade Montgomery. Instynkt podpowiadał jej, że powinna odrzucić jego propozycję i zaryzykować pozew w sądzie, bo ten człowiek emanował groźną energią. Ale Kate nigdy nie była tchórzem i nie zamierzała nim zostać także teraz. Żaden problem.

Poradzi sobie z nim.

Dotyk miłości

Подняться наверх