Читать книгу Dotyk miłości - Jennifer Probst - Страница 8

Rozdział 1

Оглавление

– Wyprowadzam się.

Slade patrzył, jak jego siostra ciągnie wielką walizę w kwiatki przez korytarz, żeby rzucić ją pod drzwiami wejściowymi. Czuł dziwną panikę, ale stał jak skamieniały w holu, obserwując rozgrywającą się na jego oczach scenę. Cholera, tylko nie to. Jego siostra nie była jeszcze gotowa, aby żyć na własną rękę. Dotąd udawało mu się jakoś ją przekonać, bez przybierania miny oszalałego brata, który stracił nad sobą panowanie. Zachowując łagodny, ale stanowczy ton, powiedział:

– Jane, nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł. Wiem, że chcesz mieszkać sama, ale moim zdaniem nie jesteś jeszcze na to gotowa. Poza tym czułbym się samotny bez ciebie. Daj mi trochę czasu, a pomogę ci znaleźć mieszkanie.

Jane obróciła się błyskawicznie. Ręce oparła na biodrach w pełnym furii geście, który Slade znał tak dobrze. Konkluzja była taka, że znów powiedział o kilka słów za dużo.

– Po pierwsze, miej we mnie więcej wiary. Jestem gotowa. Doceniam, że pozwoliłeś mi tu mieszkać, ale powinnam się była wyprowadzić już rok temu. A jedyny powód, dla którego jesteś samotny, jest taki, że nie potrafisz wytrzymać z żadną kobietą więcej niż jedną noc.

Slade skrzywił się. To niesprawiedliwe. Zawsze starał się zachować dyskrecję, jeżeli chodzi o kobiety, i nie potrzebował, żeby siostra musiała wyswatać go z którąś z nich na dłużej, ponieważ długotrwałe związki były w jego przypadku z góry skazane na porażkę. Wystarczyło poczytać statystyki dotyczące rozpadów małżeństw, żeby dostać gęsiej skórki.

Jane wkroczyła do otwartego salonu i skierowała kroki w stronę regału z książkami, by ściągnąć z niego kilka pozycji. Cholera, czy to nowa książka kucharska The Chew? Nie zdążył nawet obejrzeć obrazków.

– Bądź rozsądna, Jane. Nie masz dokąd pójść, a ja nie chcę, żebyś mieszkała w jakimś zapchlonym studiu na Manhattanie. To cię będzie kosztować miliony dolarów i nie będziesz tam bezpieczna. Wciąż jesteś zła, bo rozstałaś się z chłopakiem? Możemy przebić mu opony, a potem upić się i obejrzeć jakąś komedię romantyczną. Tak przecież robią kobiety, prawda?

Jane przechyliła głowę i roześmiała się.

– Boże, Slade, gdybym tak bardzo cię nie kochała, ukatrupiłabym cię. Mam dokąd pójść. Wynajęłam mieszkanie w Verily nad rzeką. Rzuciłam pracę i mam już na oku nową – w tamtejszym college’u.

Slade poczuł, jak pokój zawirował mu przed oczami. Wpatrywał się w swoją zwykle nieśmiałą, logicznie myślącą, zrównoważoną siostrę i zastanawiał się, co takiego wypiła, że zmieniła się w Mr. Hyde’a.

– Rzuciłaś pracę? Przecież miałaś etat.

– Którego nienawidziłam. Sztywne, nadęte i śmiertelnie nudne towarzystwo. Ja też nie znoszę Manhattanu. Jest zatłoczony i prawie zawsze boli mnie tam głowa. – Jane wzięła głęboki oddech i podeszła bliżej, wkładając książki do torby na zakupy. Długie, czarne jak smoła włosy opadały jej na ramiona burzą loków, a kakaowe oczy spoglądały na niego ze smutkiem zza okularów w grubych, czarnych oprawkach. – Ja już tak dłużej nie mogę – powiedziała. – Muszę zacząć żyć od nowa, na własnych zasadach. Verily to mała, spokojna mieścina, a na tamtejszej uczelni kładą nacisk na kreatywność w literaturze. Tam mogę dorosnąć. Może poznam wreszcie jakiegoś faceta, który nie wyciśnie mnie jak cytrynę, a potem porzuci. – W śmiechu Jane słychać było wyłącznie cierpką gorycz, aż Slade’owi serce ścisnęło się ze strachu.

Nie może jej puścić. Jeżeli coś jej się stanie, to będzie jego wina. Po raz kolejny. Gdy mieszkała pod jego dachem, mógł przynajmniej zorientować się, kiedy jego siostra zaczyna zsuwać się po równi pochyłej. Slade’owi włączył się tryb prawnika. W końcu bycie jednym z najlepszych specjalistów od rozwodów w tym stanie znaczyło coś więcej niż tylko pieniądze.

– Rozumiem, że chcesz się usamodzielnić. Zgadzam się, że to odpowiedni czas, ale rzucanie pracy i wyjeżdżanie z miasta, które dobrze znasz, jest niebezpieczne. W ten weekend pojadę z tobą do Verily. Rozejrzymy się razem, może pomogę ci poznać jakichś ludzi, dzięki którym nie będziesz się czuła samotnie – coś wspólnie wymyślimy.

Jane podniosła głos o kilka oktaw. Zaczynało się robić groźnie.

– Ja nie chcę niczego „wspólnie wymyślać”! Chcę to zrobić sama. Na litość boską, rozejrzyj się wokół. – Dziewczyna zatoczyła ręką po drogim lofcie, położonym w modnej i pożądanej dzielnicy Tribeca. Wielki, otwarty apartament składał się z dwóch poziomów, rozdzielonych eleganckimi szklanymi schodami. Przeszklone ściany mieszkania wychodziły wprost na Manhattan. Drogie dzieła sztuki, podłogi z bambusa, designerskie szklane stoliki, granitowe blaty i wielkie skórzane fotele dopełniały wnętrza dla singla w wielkiej metropolii.

– Co z tym mieszkaniem jest nie tak? Mamy tu mnóstwo miejsca.

– Ale to twoje mieszkanie! Ja nie znalazłam własnego kąta przez ostatnie trzy lata. Mam dwadzieścia osiem lat. Czas już zacząć żyć na własny rachunek, bez przejmowania się, że ktoś może się o mnie zamartwiać, jeśli mi się nie uda.

Slade skrzywił się. Jane była wyjątkowo wrażliwą kobietą i życie w tak brutalnym społeczeństwie zawsze kosztowało ją wiele nerwów. Przyglądał się bezsilnie, jak wianuszek mężczyzn depcze ją niczym delikatny kwiat pod obcasem, aż w końcu nie zostało z niej nic, oprócz kilku oderwanych płatków. Przysiągł sobie, że już nigdy nie pozwoli jej skrzywdzić. Musi sprawić, żeby Jane została.

– Siostrzyczko, wiem, że jesteś teraz dużo silniejsza. Nie chcę, byś pomyślała, że czekam tylko, aż eksplodujesz. Po prostu uważam, że powinnaś jeszcze się namyślić.

– Nie zamierzam czekać. – Jane otworzyła drzwi, wzięła czarny wełniany płaszcz i wsadziła ręce do rękawów. – Jak już się ogarnę, możesz wpaść i przywieźć mi resztę rzeczy. Myślę, że spodoba ci się w Verily. Poza tym na pewno nie będę długo sama. Postanowiłam skorzystać z usług biura matrymonialnego.

Tak. To był już cios poniżej pasa. Slade miał przed sobą Mr. Hyde’a.

– Żartujesz sobie? Wiesz, ile z tych agencji bankrutuje na skutek malwersacji? Nie ma czegoś takiego, jak idealna randka – i ty sama o tym dobrze wiesz. Co się z tobą dzieje?

Jane wysunęła szczękę do przodu.

– Mam już dosyć strachu i spotykania się z niewłaściwymi facetami. Happy Ending to renomowane biuro matrymonialne. Spodobały mi się kobiety, które tam poznałam, i mam do nich zaufanie. Więc nie musisz się martwić, że zaszyję się w jakiejś norze i popadnę w depresję. Zamierzam wychodzić i spotykać się z ludźmi. Tym razem będzie inaczej.

– Wyciągną tam z ciebie pieniądze i dadzą ci fałszywe oczekiwania. A co jeśli się nie uda i rozbijesz się po raz kolejny? Nie będę stał bezczynnie i patrzył, jak dajesz się zniszczyć przez jakichś bezwzględnych ludzi, którym zależy wyłącznie na twoich pieniądzach.

Jane zawyła z wściekłości.

– Czy ty słyszysz sam siebie? Boże, przestań mnie niańczyć. Jestem dzisiaj zupełnie inną kobietą niż jeszcze trzy lata temu, a ty w dalszym ciągu mnie ubezwłasnowolniasz! Mama i tata nie chcieliby patrzeć, jak siedzę w tej twojej męskiej jaskini i patrzę, jak ludzie żyją swoim życiem.

– Rodzice nigdy nie znaleźli cię na podłodze w łazience, po tym jak przedawkowałaś tabletki. To nie oni trzymali cię w ramionach, modląc się, żebyś nie umarła!

W pokoju zapadła cisza. Slade zamknął na chwilę oczy; smutek rozrywał go na strzępy. Słowa ustąpiły miejsca poczuciu winy i błagalnej prośbie, od której skręcało go w żołądku.

Wspomnienia tamtego dnia, kiedy znalazł ją w takim stanie, po próbie samobójczej, zmieniły go na zawsze.

Slade pragnął, by jego siostra była bezpieczna. Czy ona nie potrafiła tego zrozumieć?

Głos zadrżał mu, kiedy odezwał się ponownie.

– Tak mi przykro, Jane. Nie chciałem tego rozgrzebywać.

Na twarzy jego siostry malował się głęboki ból, a jej dolna warga drżała.

– Ale to zrobiłeś. Wybacz, że cię w to wciągnęłam. Nie jestem już tą dziewczyną. Zasługuję na szczęście i mam zamiar sama o nie zadbać. Oczywiście, mogę dać się zranić po drodze, ale teraz poradzę sobie z tym, Slade. Jestem silniejsza.

Po tych słowach zarzuciła torbę na ramię i chwyciła walizkę.

– Nie winię cię za to, że mi nie ufasz. Ale muszę udowodnić sama sobie, że dam radę. Nie jesteś już za mnie odpowiedzialny.

– Na litość boską, pozwól mi sobie pomóc. Postawię ci kolację i porozmawiamy o tym spokojnie.

Jane otworzyła drzwi na oścież.

– Nie. Odźwierny czeka na mnie na dole.

– Ale potrzebuję jakiegoś numeru, adresu, czegokolwiek.

– Zadzwonię do ciebie, jak się urządzę. Kocham cię.

To mówiąc, Jane wyszła. Tym razem Slade nie zatrzymał jej. Jakaś jego część podpowiadała mu, że to ważne, aby jego siostra obrała własną drogę. Ale druga połowa była przekonana, że rozerwie na strzępy każdą rzecz, która spróbuje ją skrzywdzić.

Lub każdego człowieka.

Slade zaklął pod nosem, a potem poczłapał do komputera i wpisał w wyszukiwarkę trzy frazy: „Happy Ending. Biuro matrymonialne. Verily”.

Przez chwilę patrzył tępym wzrokiem w ekran, po czym podjął decyzję.

Dotyk miłości

Подняться наверх