Читать книгу Jerzy Urban - Jerzy Urban - Страница 44

Оглавление

Jerzy Urbach, nazwisko zmienione w czasie wojny na Urban, urodził się w 1933 roku w Łodzi, w żydowskiej rodzinie inteligentów. Proszę opowiedzieć o swojej rodzinie.

Zacznę od tego, że o moim żydowskim pochodzeniu rodzice powiedzieli mi dopiero podczas wojny, jak miałem sześć lat. Wtedy się rozpłakałem, że jestem taki brzydki jak oni. Bo dla mnie Żydzi to byli ci, którzy chodzą w chałatach, z pejsami, a z nimi moja rodzina nie miała i nie chciała mieć nic wspólnego.

Środowisko moich rodziców było w sensie kulturalnym polskie, w sensie językowym polskie, w sensie orientacji kosmopolityczne. Już dziadkowie nie mówili w jidysz, rodzice tym bardziej. Ich społeczeństwem, narodem i towarzystwem byli tacy jak oni, czyli inteligencja i burżuazja o żydowskich korzeniach, rozsypana po świecie, po Europie i Ameryce. Mieszkaliśmy w Łodzi, ale wciąż ktoś do nas przyjeżdżał z Londynu, Paryża, Nowego Jorku. W gronie znajomych moich rodziców nikt nie był katolikiem, przechrztą ani Polakiem o słowiańskich korzeniach. Istniała wyraźna odrębność towarzyska, nie ma mieszanych małżeństw, zawiera się je tylko w swoim gronie. Jednakże w tym towarzystwie orientacje polityczne są polskie, nie ma syjonistów, bundowców, żadnej świadomości żydowskiej. Przeciwnie, obrzydzenie i pogarda w stosunku do żydowskiej hołoty mówiącej w jidysz, chodzącej w kapotach, wrogość do szabasów i religii. Niechęć cechująca ludzi, którzy z czegoś wyrośli i nie chcą mieć z tym nic wspólnego. Jednocześnie Żydów wykształconych czy półwykształconych, bo zawsze to były warstwy pośrednie kulturowo i obyczajowo, dzielono na tzw. litwaków, czyli gorszych Żydów pochodzenia rosyjskiego, którzy w ramach osiedlenia w dziewiętnastym wieku przyjechali na ziemie Królestwa, i nas, polskich, czyli zachodnich, cywilizowanych, kulturalnych, mówiących po francusku, grających na pianinie i recytujących Tuwima. To byli moi rodzice i krąg ich znajomych. Wśród nich panowała wielka ciekawość egzotycznego dla nich świata gojów, katolików, tak jakby oni mieszkali gdzieś na Malajach.

Co takiego ciekawego było w gojach?

Wszystko. Powiedzmy, że Mundek był z gojką na kolacji. No i co, no i co… – wypytywano go potem gorączkowo.

Mundek był za to piętnowany?

Ależ skąd. Rdzenni Polacy imponowali. Oczywiście nie służba, tylko wyższe sfery. Pamiętam wydarzenie, które wzbudziło kolosalne zainteresowanie w naszym środowisku. Ojciec miał interesy z potężnym wówczas Kościołem mariawitów w Płocku. Przyjechała do nas głowa tego Kościoła, arcybiskup, który przybywał w bogatych szatach, takich jak arcybiskup katolicki, z żoną zakonnicą, bo u nich celibat był dobrowolny. Mieszkaliśmy w oficynie i arcybiskup musiał przejść przez podwórko. Wszyscy w kamienicy wylegli do okien, podniecenie panowało niesamowite, wyraźnie imponowała im taka znajomość ojca.

Szczególnie ciekawa była rodzina mojej matki. Babka, z domu Frumkin, uważała się za rosyjską Żydówkę. Pochodziła z Mińska, dziś białoruskiego. Rzecz jest warta podkreślenia, bo w Mińsku było dużo Żydów i Polaków i wyasymilowani Żydzi skłaniali się bądź ku językowi i kulturze polskiej, bądź ku rosyjskiej. Babka po wyjściu za mąż mieszkała całe życie w Łodzi, lecz w jakimś stopniu czuła się cudzoziemką. Rozmawiali z dziadkiem po polsku, kłócili się po rosyjsku, bo to język bardziej kwiecisty i soczysty. Babka miała dziesięcioro rodzeństwa. Jeden brat zrobił dyrektorską karierę w carskich kolejach i miał szlachecki tytuł. O jego dziejach nic więcej nie wiadomo, pewnie zginął podczas rewolucji. Zostało dziewięcioro. Wśród nich był Frumkin odnaleziony przeze mnie w archiwach prasowych jako minister finansów u Stalina, czyli bolszewik. Ale jak przeczytałem, całe plenum KC było poświęcone krytyce jego polityki finansowej, a działo się to w latach trzydziestych, więc należy sądzić, że tylko o kilka dni przeżył to plenum. Jedna siostra, eserówka, w czasach przedrewolucyjnych kilka razy zsyłana była na Syberię i tyleż razy z niej uciekała. Jechała wówczas do Szwajcarii odpocząć i po drodze zatrzymywała się w majątku dziadków w Adelmówku pod Łodzią. Tam siała popłoch, ponieważ jadła tylko to, co klasa robotnicza je, czyli razowiec, kapustę, ziemniaki. Służba musiała osobno dla niej gotować, więc nie lubiła przyjaciół ludu. Podczas rewolucji w 1905 roku brała udział w nieudanym zamachu na gubernatora. Powiesili ją, zresztą wzbudziło to głośne protesty w Europie. Dalej była siostra, która wyszła za pewnego mienszewika. Historycy zajmujący się dziejami Rosji zawsze poświęcają mu przynajmniej jedno zdanie, bowiem to on w lutym 1917 roku powiedział Leninowi siedzącemu w Szwajcarii, że wybuchła rewolucja, i zaczął organizować transport do Rosji. Wobec tego siostra mojej babki jako jego żona jechała z Leninem jednym wagonem, legenda mówi nieprawdziwie, że zaplombowanym. Była wówczas w ciąży. W 1939 roku we Lwowie poznałem jej córkę Bronkę, która miała ciężką gruźlicę i wkrótce potem umarła. Reszta Frumkinów podczas rewolucji stała po różnych stronach i niewiele o nich wiadomo. Po czystkach w ’37 roku z całego tego dziesięcioosobowego towarzystwa został jeden, profesor Frumkin, członek Akademii Nauk ZSRR, historyk, dyrektor archiwów w całym Związku Radzieckim. Pewnego dnia 1940 r. bez zapowiedzi przyjechał do nas do radzieckiego wówczas Lwowa, nie chciał wejść do mieszkania, bo kontakty z przybyszami z Polski były niebezpieczne, stanął tylko w drzwiach i zapytał, czy mamy jesionkę na sprzedaż. Ojciec mu podarował swój płaszcz, on podziękował i nikt go więcej nie widział. Ale należy uznać, że umarł śmiercią naturalną, chyba że było inaczej. Matka wiedziała, że został po nim syn Sasza, czyli Aleksander. Ktoś jej powiedział, że pracuje w „Prawdzie”. Zaczęła przeglądać gazetę i faktycznie natknęła się na jakiegoś Aleksandra Frumkina. Napisała do niego list, ale nie dostała żadnej odpowiedzi. I tak ślad po tym wielkim rodzie rewolucjonistów zaginął. Czasem myślę, że gdybym znał rosyjski, był młodszy, miał te pieniądze, co teraz, pojechałbym do Rosji, wynajął na kilka lat sztab ludzi, tak jak to robią zachodni pisarze faktu, odtworzył losy tej rodziny i napisał książkę.

Jerzy Urban

Подняться наверх