Читать книгу Jerzy Urban - Jerzy Urban - Страница 46

Оглавление

Byliście zamożni?

Dziadkowie tak, rodzice należeli do klasy średniej. Jeden dziadek miał świetnie prosperujący zakład optyczny na Piotrkowskiej. Drugi, ten który poślubił Frumkinę, był fabrykantem, mieli manufakturę w Zgierzu, majątek w Adelmówku ze sporym ogrodem, duże mieszkanie w mieście, samochód, szofera. U nich w majątku spędzałem lato. W niedziele zjawiali się tam różni znajomi, grali w tenisa, odbywały się obiady na kilkadziesiąt czy kilkanaście osób. A może ja już wszystko wyolbrzymiam po tylu latach, może to wszystko było skromniejsze? Mam jednak wrażenie, że byłem burżujskim dzieckiem, nieznośnym, upartym bachorem, który jak zażądał tyrolskiego stroju, to go dostał. Czułem się w nim niezwykle szykownie, wręcz wytwornie, i byłem nawet skłonny cierpieć ból, bo skórzane krótkie spodenki ocierały mi uda. Na ulicy lekko się krzywiono na mój widok, bo na kościanych guzikach były wygrawerowane wzory przypominające swastyki.

Mieliśmy na ówczesne czasy małe mieszkanie, czteropokojowe, ale nowoczesne, z kaloryferami. Rodzice skasowali mieszczański układ, czyli nie było salonu, jadalni, sypialni. Ja miałem pokój dziecinny, a rodzice sypialnię z dwoma tapczanami, do których przykręcony był duży stół. Ta dziwna konstrukcja służyła po to, by na leżąco jeść, pisać, pracować, czytać. Jeśli chce pani wyobrazić sobie mój dom, to proszę przypomnieć sobie Młodziaków z „Ferdydurke” Gombrowicza – to właśnie wypisz wymaluj moi rodzice. Ojciec był redaktorem naczelnym gazety sympatyzującej z PPS. Wstawał późno i pracował do późna. Resztę nocy rodzice spędzali w knajpach. Wracali nad ranem. Dopiero koło jedenastej opiekunka prowadziła mnie do przedszkola, żebym nie musiał się męczyć porannymi lekcjami francuskiego. Twierdziłem, że głowa mnie od tego boli, więc nikt mnie nie zmuszał. Wcześniej przychodziłem do pokoju rodziców, żeby się przywitać, a wieczorem, żeby się pożegnać. Prowadzono odrębną kuchnię dla mnie i dla dwóch gospoś, odrębną dla rodziców, bo zawsze byli na diecie. Jedli wygotowane kury, ryże, jakieś inne paskudztwa, a ja normalne jedzenie.

W naszym domu służyły gojki. Mną zajmowała się panna Jadzia, która była córką szewca i miała małą maturę. Jako kilkuletni chłopiec rzuciłem na spacerze butelką. Butelka odbiła się od drzewa i uderzyła ją w głowę. Leżała w szpitalu i groziła ojcu, że do końca życia będzie płacił jej rentę. Ale jakoś wydobrzała. Była też u nas kucharka Genia, żona komunisty, który siedział w więzieniu. Obie były dobrane tak, aby mnie nie nawracały na katolicyzm. Ale nieraz nie wytrzymywały i robiły mi choineczkę z papierowymi ozdobami, burczały po kątach, że jak to tak, dziecku odbierać przyjemność z prezentu pod choinkę. Budziło to w domu pewne napięcia między rodzicami a służbą.

Rodzice nie lękali się, że syn wychowywany przez gojki zatraci całkiem tożsamość żydowską?

Lęku przed utratą tożsamości nie mieli, ale przed utratą odrębności ateistycznej tak. Zwłaszcza ojciec, jak wskazują na to dalsze wypadki. W czasie okupacji nie mógł się przełamać, żeby wejść do kościoła katolickiego. Na nic histerie matki, że przecież od tego, żeby udawać katolika, zależy życie. Wtedy wszyscy Żydzi ukrywający się na aryjskich papierach demonstracyjnie leżeli krzyżem w kościołach. Może jednak ten upór paradoksalnie wyszedł nam na dobre, bo wówczas nikt nie podejrzewał, że człowiek, który nie chodzi na msze, może być ukrywającym tożsamość Żydem.

Jak pana wychowują rodzice?

Przede wszystkim mało wychowują. Nie mają takich ambicji, a jeśli nagle budzi się w nich taka potrzeba, odnoszą porażki, jak choćby ta: byłem niejadkiem, zaproszono więc na obiad syna dozorcy, żebym wziął z niego dobry przykład. I nastąpił blamaż, bo on też niczego nie chciał zjeść. Powiedział, że u niego w domu w barszczu jest boczek, fasola, a tu jest czerwona woda. Zwłaszcza matka od czasu do czasu miała silne motywacje, żeby postawić na swoim. W lecie ’39 roku byliśmy na wakacjach w Zakopanem. Uparłem się, że będę nosić sandały ze skarpetkami, a matka – że bez. Cały pobyt był zepsuty przez te kłótnie.

Jerzy Urban

Подняться наверх