Читать книгу Od pierwszego dotyku - Joanna Łukowska - Страница 4
Zapomniałam
ОглавлениеObudziłam się z dziwnym wrażeniem zagubienia. Gdzie ja jestem? Biały sufit, przezroczyste ściany, specyficzny zapach... czego?... Szpitala. Co ja robiłam w szpitalu? Podłączona do jakiejś pikającej i mrugającej aparatury?! Przestraszona spróbowałam się podnieść. Mój nagły ruch wywołał alarm. Urządzenie zaczęło piszczeć i mrugać szybciej. Po chwili do izolatki weszła pielęgniarka.
– No, wreszcie się śpiąca królewna wybudziła. – Posłała mi dobrotliwy uśmiech. – Rodzina się ucieszy. Dwa dni była pani nieprzytomna. Nastraszyła nas pani tym upadkiem. Zwłaszcza męża. Tkwiłby na OIOM-ie cały czas, gdyby to było możliwe.
– Mąż...? – Patrzyłam na nią oszołomiona. Wrażenie zagubienia nasiliło się. – Jaki mąż?
Wzrok pielęgniarki nabrał czujności.
– Pamięta pani, co się stało?
Wolno pokręciłam głową. Nie miałam pojęcia, jak i czemu tu trafiłam. Niemłoda kobieta w fartuchu wciąż się uśmiechała.
– A jak się nazywasz, pamiętasz, kochanie? – spytała łagodnie. Chciałam odpowiedzieć, jak grzeczna dziewczynka, chciałam ją zadowolić, była taka miła, dobra... Wytężyłam pamięć... i nic. Pustka. Nie wiedziałam, jak się nazywam. Nie wiedziałam, kim jestem!
– Za...zapomniałam! – wyjąkałam spanikowana.
– Nic, nic... – Pielęgniarka pogłaskała mnie po ręce. – To się zdarza przy wstrząśnieniu mózgu. Będzie dobrze, przypomnisz sobie, bez pośpiechu.
Neurolog potwierdził amnezję wsteczną, pourazową. Powtórna tomografia nic niepokojącego nie wykazała. Żadnego obrzęku ani wysięku w okolicach mózgowo-rdzeniowych. Należało po prostu spokojnie poczekać, aż pamięć wróci. Może nie cała i nie od razu. Faktycznie, nim trafiłam na ogólną salę, sporo do mnie wróciło. Z uczuciem dojmującej ulgi odnalazłam własną tożsamość, ale zatrzymałam się we wspomnieniach na maturze. Potem film się urywał, jakbym przesadziła z oblewaniem zdanych egzaminów. W ciele trzydziestolatki tkwiła dusza abiturientki, pełna planów, nadziei i wiary w jutro. Niestety przyszłość chyba mocno mnie rozczarowała, stając się przeszłością, którą zapomniałam. Psychiatra podejrzewał amnezję dysocjacyjną; rodzaj mechanizmu obronnego, wyparcia. Z jakiegoś powodu nie chciałam pamiętać dziesięciu lat ze swego dorosłego życia, zakończonych groźnym upadkiem ze schodów – w niejasnych okolicznościach, które policja chciała wyjaśnić. Ponoć takie obowiązywały procedury, gdy dochodziło do bezpośredniego zagrożenia życia i zdrowia. Rozmowa z funkcjonariuszem była niby czystą formalnością, ale czułam się jak podejrzana.
– Czyli nie pamięta pani, jak doszło do wypadku?
Potaknęłam.
– I nie może pani ani potwierdzić, ani obalić wersji współmałżonka?
Nie mogłam.
– Według niego w zdenerwowaniu, spowodowanym małżeńską sprzeczką, nie zauważyła pani zabawki leżącej u szczytu schodów, potknęła się pani o nią i po prostu spadła. Tak było?
– Najwyraźniej. – Wzruszyłam ramionami. – Czemu miałby kłamać?
– Ja się pytam czemu? Czy w waszym małżeństwie często pojawiały się konflikty? Czy mąż bywał agresywny? Czy leczyła się pani wcześniej? Na depresję na przykład? – zarzucił mnie pytaniami, na które nie znałam odpowiedzi. Ich podtekst budził mój niepokój, bo sugerował, że wypadek nie był wypadkiem.
– Boże, nie pamiętam! – jęknęłam sfrustrowana.
– Dosyć już tego przesłuchania – włączył się lekarz. – Męczy pan pacjentkę. Wychodzimy. Uprzedzałem, że wiele nie powie.
– Takie mamy procedury – upierał się służbista. – Proszę mnie poinformować, gdy coś sobie przypomni – rzucił na odchodnym, mijając się w drzwiach z wysokim, przystojnym blondynem. Kiwnęli sobie głowami z niechętnym respektem. Policjant i kolejny podejrzany: Witek, mój mąż. Tak twierdzili, bo ja go nie pamiętałam. Dziwne... Jak mogłam zapomnieć tak niewiarygodnie pociągającego faceta? Z moją głową naprawdę było coś mocno nie w porządku. Ale hormony działały jak trzeba; gdy się zbliżał, puls mi przyspieszał. Nasze pierwsze spotkanie wypadło niezręcznie. Oboje nie wiedzieliśmy, jak się zachować, co powiedzieć, nawet jak się przywitać. Gdy się pochylił, owionął mnie podniecający zapach cygar i cedru. Chciał mnie chyba pocałować w policzek, ja przekręciłam głowę i ostatecznie zetknęliśmy się ustami. Zarumieniłam się. Czułam się jak na randce w ciemno. Absurdalna sytuacja, biorąc pod uwagę, że ten niby obcy człowiek był zarazem najbliższą mi osobą. Gapiłam się na niego z przyjemnością i niedowierzaniem. To mój mąż? Musiałam mieć jakieś głęboko ukryte zalety. Bo z lustra patrzyła na mnie starsza o dziesięć lat, dojrzalsza, szczuplejsza, ale wciąż do bólu zwyczajna Kaśka, taka jak w szkole, żadna rewelacja. Przy własnej siostrze wypadałam blado. Zresztą Róża odwiedziła mnie tylko raz, i może lepiej. Amnezja wyostrzyła moje zmysły – mogłam nie pamiętać, ale z miejsca wyczułam przymus i udawaną troskę. Cóż, nie przepadałyśmy za sobą. W tym względzie dorosłość niczego nie zmieniła. Za to Witek... Co za facet! Jakim cudem go zdobyłam i utrzymałam przy sobie?
– Witaj, Kasiu, jak się czujesz? – Podszedł do mnie, pochylił się.
– Teraz lepiej... – Odruchowo nadstawiłam właściwy policzek. Pocałował mnie. Znowu wychwyciłam męski aromat tytoniu i cedru. Pociągnęłam nosem. – Podoba mi się ten zapach, seksowny.
– Tak? – Uniósł brew, wyraźnie zaskoczony. – Zawsze twierdziłaś, że zasmradzam dom, pozwalałaś mi palić tylko w gabinecie.
– Chyba byłam dość trudna we współżyciu... – Uśmiechnęłam się, licząc, że zaprzeczy.
– Czego chciał ten policjant? – zmienił temat. Nie chciał mówić o tym, jaka byłam; widać niezbyt sympatyczna. Tyle w kwestii ukrytych zalet.
– Sugerował, że zepchnąłeś mnie ze schodów – rzuciłam, ciekawa jego reakcji. Zesztywniał i umknął wzrokiem w bok. Czyżby miał coś do ukrycia?
– Uwierzyłaś mu?
– Nie. Nie pamiętam cię, ale nie wyglądasz na mężczyznę, który pozbywa się żony w tak drastyczny sposób. Prościej się rozwieść.
– Nie chcesz dać mi rozwodu – wyrwało mu się. – Przepraszam, nie tak zamierzałem ci o tym powiedzieć, nie teraz...
– A jak? – Westchnęłam. – Oględniej się tego wyrazić nie da. Czułam, że to zbyt piękne, aby było prawdziwe. Trudno. Z dwojga złego lepiej teraz niż później. Podobasz mi się, i to bardzo. Ale skoro już wiem, że nic z tego, postaram się w tobie nie zakochać. – Puściłam do niego oko.
Słuchał mnie, coraz wyżej unosząc brwi. Widać nie przywykł do takiej mnie. Znowu przyszło mi na myśl, że nim straciłam pamięć, byłam osobą mało przyjemną, skrytą i przewrażliwioną. Amnezja miała swoje plusy. Wraz ze wspomnieniami zabrała tę część mnie, której raczej bym nie polubiła. Idąc za ciosem, zapytałam:
– Masz kochankę? Zrozumiem...
– Boże, nie, ile razy mam ci to powtarzać?! – zirytował się momentalnie. – Właśnie to zniszczyło nasze małżeństwo, twoja wieczna podejrzliwość i zazdrość. O byle uśmiech, spóźnienie, telefon, maila... O to się kłóciliśmy, nim spadłaś, potykając się o tę piekielną zabawkę! Była tam, do cholery, nie zepchnąłem cię! – krzyknął ze złością i goryczą.
Ale nie dlatego zamarłam, zaciskając powieki. Tętno ruszyło z kopyta. Zabawka...? U szczytu schodów... Kto porzuca swoje zabawki, gdzie popadnie? Choć tyle razy prosiłam, by tego nie robił... Odruchowo przyłożyłam rękę do brzucha. Zalała mnie fala obrazów. Ja w ciąży, wielka jak wieloryb, drobne nóżki i rączki kopiące mnie od środka, wody płodowe, które odeszły za wcześnie, szaleńcza jazda autem w środku nocy, strach, błagalna modlitwa „poczekaj, skarbie, poczekaj!”, potem przeraźliwy ból skurczy i wreszcie głośny, protestujący płacz mojego synka. Ulga, radość, miłość, szczęście, tęsknota – tyle uczuć, tak silnych. Jak mogłam zapomnieć?!
– Staś... – szepnęłam przez łzy.
– Przypomniałaś sobie, wreszcie... – Witek odetchnął. – Nie chciałem go tu przyprowadzać wcześniej. Ma tylko dziewięć lat, nie zrozumiałby, że mama go nie pamięta. Co jeszcze sobie przypomniałaś? – Nagle nabrał czujności.
Łzy ciekły mi po twarzy ciurkiem.
Wszystko! – chciałam krzyknąć, ale milczałam. Natłok wspomnień był zbyt bolesny. „Nie jest twój!” – wykrzyczałam mu wtedy w twarz. Bo chciał mi zabrać syna, starać się o opiekę, ze mnie zrobić wariatkę i histeryczkę! Wyraz jego oczu przeraził mnie. Bałam się, że mnie uderzy, zaczęłam się cofać... I spadłam, za karę. Staś był jego dzieckiem. Zresztą tylko on go przy mnie trzymał. Zaszłam w ciążę celowo, a on był zbyt honorowy, by unikać odpowiedzialności. Zakochałam się w chłopaku własnej siostry. Poznałam go tuż po maturze, flirtował ze mną i stało się. Ogarnęło mnie jakieś szaleństwo; musiałam go zdobyć i posunęłam się do podłości. Uwiodłam go, złapałam w pułapkę. Róża nigdy mi tego nie wybaczyła. Próbowałam być wspaniałą żoną, ale wyrzuty sumienia mnie zjadały. Po kilku latach przyszedł kryzys. Zamiast go wspólnie przezwyciężyć, wpadłam w obsesję zazdrości. Podejrzewałam Witka, że znowu spotyka się z Różą, że dawne uczucie odżyło. Im bardziej zaprzeczał, tym mniej mu ufałam. I straciłam go! Nigdy mi nie daruje tych okrutnych słów! Wolałabym ich nie pamiętać...
– Kasiu...? – Dotknął mojej dłoni. – Źle się czujesz? Mam zawołać lekarza? To pewnie szok. Przypomniałaś sobie...
– Nie! – skłamałam odruchowo. Nie byłam gotowa na zmierzenie się z prawdą. – Pamiętam Stasia, siebie, sceny z życia rodzinnego, ale ciebie w nich nie ma. Jakbym grała w filmie, w którym ty stałeś za kamerą... Przepraszam – szepnęłam. Modliłam się, żeby uwierzył, żeby nie drążył. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się z przekąsem.
– Widać zasłużyłem sobie. Nie byłem najlepszym mężem. Za dużo pracowałem. Wciąż się skarżyłaś z tego powodu. Nieobecny usprawiedliwiony... Tak było mi łatwiej, wygodniej... To ja przepraszam. Rozwodem się nie przejmuj, mamy czas. Najważniejsze jest teraz twoje zdrowie. Lekarz mówi, że za parę dni będę mógł cię zabrać do domu.
– Czy... – zawahałam się, ale musiałam wiedzieć – czy mamy jakąś szansę? Witek, czy sądzisz, że moglibyśmy jeszcze być razem? Przecież kiedyś chyba mnie kochałeś? – Wpatrywałam się w niego z nadzieją. Okazało się, że też umie być bezwzględny.
– Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Zapomniałem. Epidemia jakaś...
Wypisali mnie kilka dni później. Zalecili sesje z terapeutą; miały pomóc w leczeniu amnezji. Kłopot polegał na tym, że nie było czego leczyć, poza złamanym sercem. Na szczęście pozostał mi Staś. Na moje powitanie obwiesił dom balonikami i serpentynami, które zostały po sylwestrze. Rzucił mi się na szyję i zapytał, czy ta wstrząśnięta głowa już mi się zagoiła. Wiedział, że spadłam ze schodów, ale Witek oszczędził mu informacji o roli, jaką w wypadku odegrała porzucona zabawka. Słusznie. Dość wyrzutów sumienia jak na jedną rodzinę. Postanowiłam zachowywać pogodę ducha, bez względu na to, co los przyniesie.
Ta odmiana wciąż od nowa zdumiewała mojego męża. Skończyły się awantury, wyrzuty, wieczne pretensje. Zdarzało nam się żartować, rozmawiać o wszystkim i niczym, albo milczeć bez skrępowania. Pod pozorem amnezji wypytywałam go o pracę, plany, zainteresowania. Po raz pierwszy tak naprawdę poznawałam swojego męża i chcąc nie chcąc zakochiwałam się w nim od nowa. Ale inaczej, bez żądań, bez warunków. On też poznawał inną Kasię – taką, jaką mogłam być, jakiej zawsze pragnął. Nie wspominał już o rozwodzie. Częściej bywał w domu. Przyłapywałam go, jak mi się ukradkiem przygląda. Bał się, że moja odmiana jest tymczasowa, że wraz z pamięcią powróci dawna Katarzyna. Pewnie dlatego mimo okazywanej mi troski zachowywał dystans. Nie całował mnie, nie przytulał. Unikał wszelkiej intymności. Sama zapędziłam się w tę pułapkę. Przecież wciąż udawałam, że go nie pamiętam. Jednak chyba nie do końca mi wierzył. Czasami rzucał na wabia jakieś znajome nazwisko, datę – i sprawdzał moją reakcję. Sprytny był, a ja powoli miałam dosyć pilnowania się na każdym kroku. Po co? Żeby dłużej i bardziej bolało, gdy w końcu wróci do rozmów o rozwodzie? Byłam zmęczona udawaniem, nowa ja wolała szczerość. Tylko jak się przyznać? Gotów pomyśleć, że celowo nim manipulowałam. Pomogła mi jego dociekliwość. Uparł się, by ustalić, jaką grupę krwi ma Staś.
– Na wszelki wypadek. Sama najlepiej wiesz, że wypadki chodzą po ludziach.
– Sprawdź, skoro musisz. – Wzruszyłam ramionami. – Ale to zbędne, ma 0Rh+.
– Jak... ja? – zdziwił się przesadnie.
– Jest twoim synem, więc cóż w tym niezwykłego.
– Nie masz wątpliwości? – Wwiercał się we mnie wzrokiem.
– Nie. – Nerwowo przełknęłam ślinę, ale odważnie odwzajemniłam spojrzenie. – Nieważne, co mogłam powiedzieć w złości. Kłamałam, by cię zranić, jak ty mnie. Wystarczy na niego spojrzeć. Skóra zdarta z tatusia, te same oczy, nos, tak samo unosi brwi jak ty, podobnie się uśmiecha. Jest dobry, dzielny, kochany. Mam nadzieję, że gdy dorośnie, odziedziczy także twój zabójczy urok i niewątpliwą inteligencję. – Ratowałam się żartem, bo wstał od stołu i podszedł bliżej. Za blisko. Poczułam tak dobrze znajomy zapach cygar i cedru. Ścisnęło mnie w dołku. Marzyłam, by go dotknąć, objąć, utonąć w nim...
– Dobry, dzielny, inteligentny, przystojny? Tak mnie postrzegasz? – zapytał cicho. – Ale pamiętać nie chcesz? Może lepiej. Zmieniłaś się, do takiej tęskniłem. Ale od kiedy wróciłaś ze szpitala, boję się, że sobie przypomnisz... co ci nagadałem, jak groziłem... Boże!... Wariuję. A to pamiętasz?
Złapał mnie w pasie, przyciągnął do siebie i pocałował. Tu złagodniał. Niespiesznie muskał ustami dolną wargę, droczył się z językiem, aż jęcząc, prosiłam o więcej, mocniej. Ochoczo spełnił moją prośbę. Potem patrzyliśmy na siebie, dysząc ciężko.
– Te schody, wypadek... – twarz Witka przeszył skurcz bólu – to moja wina. Mogłem cię stracić na zawsze. Wybacz mi, zapomnij, jeśli potrafisz...
Pogłaskałam go po policzku.
– Już zapomniałam.