Читать книгу John Stockton. Autobiografia - John Stockton - Страница 4

PRZEDMOWA

Оглавление

Po raz pierwszy spotkałem Johna Stocktona na obozie przed igrzyskami olimpijskimi w 1984 roku. Koszykówka wydawała nam się wtedy łatwa, ale testy były ciężkie. Na obiedzie siedzieliśmy razem z Johnem przy jednym stole, podczas gdy na wiszącej na ścianie żółtej tablicy trenera Knighta codziennie pojawiały się nowe nazwiska zawodników, którzy odpadali z rywalizacji o miejsce w składzie reprezentacji olimpijskiej. Trzy treningi dziennie nieźle dawały nam w kość, więc tylko przeżuwaliśmy to, co trener położył nam na talerzach. John był wtedy na ostatnim roku studiów, a ja na drugim.

Partnerstwo, które uformowaliśmy kilka lat później, grając w barwach Utah Jazz, przetrwało blisko 20 lat. Nasza współpraca wydarzyła się tak, jakby po prostu była nam pisana. Wierzę, że tak właśnie do niej doszło. Myślę, że nasza bezproblemowa, luźna i uczciwa przyjaźń wzięła się częściowo z tego, z jakich domów się obaj wywodziliśmy. Choć mnie wychowała tylko mama, a John miał oboje rodziców, to w dzieciństwie byliśmy traktowani podobnie. Rodzice musieli na nas ciężko pracować, ale nie zapominali o tym, żeby wpajać nam zasadnicze wartości. Szybko się zorientowaliśmy, że to nas łączy.

Od samego początku wiedziałem, że w przypadku Johna wszystko jest dokładnie takie, na jakie wygląda na pierwszy rzut oka. Czekał na swoją kolej bez marudzenia. Nigdy, nawet w minimalnym stopniu, nie zrobił czegoś wbrew wyznawanym poglądom. Publicznie nigdy o systemie wartości nie opowiadał, więc niektórzy myśleli, że go nie posiada. Ale było wręcz przeciwnie i zawsze pozostawał temu systemowi wierny.

Wiele osób uważało, że bez przerwy pracujemy z Johnem nad pick and rollami i podaniami na obwód. Ale wcale tak nie było. Po prostu rozumieliśmy się bez słów. Szybko zaczęliśmy sobie nawzajem ufać i to na takim poziomie, jakiego nigdy wcześniej ani nigdy później z żadnym z kolegów nie osiągnąłem. Niezależnie od tego, jaki błąd popełnił Stocks, stawałem w jego obronie. I vice versa. Obaj zawsze zastanawialiśmy się przede wszystkim nad tym, jak ułatwić grę kolegom z drużyny. Wiedzieliśmy, że wszyscy na nas liczą, ale nie musieliśmy sobie o tym przypominać.

Zagrzewaliśmy się wzajemnie podczas przygotowań do każdego sezonu. W głębi duszy wierzyłem, że John trenuje ciężej ode mnie. Ale jestem prawie pewien, że on uważał, że to ja pracuję ciężej. Zamieniło się to w blisko dwudziestoletnią rywalizację, choć żaden z nas nigdy o tym nie wspomniał. Ale obaj staliśmy się dzięki temu lepszymi koszykarzami.

Dziś można bez żadnych wątpliwości powiedzieć, że choć już dawno opadł dym sławy i chwały, to gdyby John zadzwonił do mnie o wpół do trzeciej w nocy i czegoś potrzebował, powiedziałbym: „Gdzie jesteś? Zaraz tam będę”. Kiedykolwiek, gdziekolwiek. Tak to już jest z Johnem Stocktonem.

Nigdy, przenigdy nie marzyłem o tym, że mógłbym być tak blisko z kolegą z drużyny. Możemy z Johnem rozmawiać o czymkolwiek – nawet o takich kwestiach, jak rasa czy religia. Kiedy chciałem uzyskać uczciwą opinię na jakiś temat, zawsze prosiłem go o zdanie. A on walił prosto z mostu i nie odmawiał rozmowy na żaden temat, zwłaszcza jeśli widział, że to dla mnie ważne.

Mam taki prywatny skrót, którego używam tylko w stosunku do osób, które są mojemu sercu najbliższe – „2THEN”, czyli „To the end”. Na zawsze. Niewiele rzeczy jest w stanie tak długo przetrwać, ale nasza przyjaźń na pewno tak.

Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić, przerzucając kolejne strony tej książki i poznając mojego najlepszego przyjaciela.

Karl Malone

John Stockton. Autobiografia

Подняться наверх