Читать книгу Śmierć nad Donem - Jonathan Trigg - Страница 8

Wprowadzenie

Оглавление

22 czerwca 1941 roku o 3.15 Adolf Hitler, pochodzący z Austrii założyciel i dyktator nazistowskich Niemiec, rzucił do walki największe siły inwazyjne w historii świata przeciwko jedynemu wówczas komunistycznemu państwu. Rozpoczął operację pod kryptonimem Fall Barbarossa (plan „Barbarossa”). Dwa potężne państwa totalitarne – hitlerowska Trzecia Rzesza i Związek Sowiecki Stalina, wcześniej przez dwa lata związane osobliwym paktem o nieagresji – miały zetrzeć się w śmiertelnej walce, która przyniosła niespotykane w dziejach ludzkości bestialstwa, a także ukształtowała oblicze światowej historii na co najmniej pięćdziesiąt lat. Wojna Hitlera – a była to w istocie wojna wywołana przez tego jednego człowieka – okazała się konfliktem zbrojnym nowego rodzaju. Europa i Azja przywykły do podbojów, wojen o różne ziemie, zasoby naturalne, władzę i prestiż, lecz w tym gigantycznym rosyjsko-niemieckim starciu zeszły na dalszy plan. Owa wojna miała zasadniczo charakter wielkiego konfliktu rasowego. Światopogląd Hitlera, jego Weltanschauung („wiara”), jasno przedstawił jego akolita Heinrich Himmler, socjopatyczny szef SS, w broszurze opatrzonej tytułem Die SS: „[…] odkąd na ziemi są ludzie, wojna między ludźmi a podludźmi stała się historyczną regułą. Od niepamiętnych czasów jesteśmy świadkami tej prowadzonej przez Żydów batalii, która stała się czymś normalnym w życiu na tej planecie”.

Innymi słowy, o ile Karol Marks postrzegał historię jako walkę między różnymi klasami społecznymi, o tyle hitlerowcy widzieli historię jako zmagania między rasami – Rassenkrieg („wojnę ras”). Stawką tych zmagań było panowanie na świecie oraz wszystko, co się z tym wiązało – władza i bogactwa, zapewnione po wsze czasy. Pokonanych czekała otchłań zagłady, całkowite wyginięcie. Przed 1941 rokiem Hitler poświęcił prawie dekadę na przekonywanie Niemców, że to właśnie oni niosą pochodnię „rasy aryjskiej” i pisane im bycie panami świata – że stanowią Herrenvolk („nację panów”). Większość mieszkańców północno-zachodniej Europy także należało, w wyobrażeniach Hitlera, do ludów aryjskich – Skandynawowie, Holendrzy, Flamandowie, Anglicy (choć Brytyjczycy pochodzenia celtyckiego już nie) – a za ich naturalnych wrogów uważał Słowian i Azjatów, czyli ludność Związku Sowieckiego oraz Polski. Najbardziej niebezpieczni byli jednak Żydzi. W urojeniach Hitlera to właśnie Żydzi odgrywali rolę pająków w centrum wszechświatowej sieci i poprzez oszustwa, złą wolę i zakulisowe manipulacje, do czego wykorzystywali kapitalizm i „niższe” rasy, zamierzali zatruć aryjską krew i w efekcie zniszczyć „wyższą” rasę. Jedyny sposób na ocalenie rasy aryjskiej polegał na podjęciu radykalnych działań i zniszczeniu przeciwnika – nie tylko na pokonaniu go, lecz na jego unicestwieniu: fizycznej eliminacji wrogich genów. Wprawdzie Hitler rzucił swoje wojska na sowiecki Kaukaz, aby zdobyły pola naftowe w okolicach Baku i Groznego, ale złoża ropy nie były głównym celem, a tylko środkiem do osiągnięcia zasadniczego celu, to jest supremacji jednego ludu – Aryjczyków – oraz likwidacji innych, tzw. gorszych nacji. Tak więc siłą napędową nazistowskiej wiary były nie tylko zaborcze zakusy, lecz również dążenia do ludobójczej przemocy. Z czasem doktryna ta na tyle przeniknęła cały nazistowski reżim, że coś, co można określić jako „nałóg mordowania”, stało się programową polityką hitlerowskiego państwa. Najjaskrawiej dowodzi tego Generalplan Ost (plan generalny „Wschód”). W dokumencie tym, opracowanym przez Heinricha Himmlera na bezpośrednie polecenie Hitlera, jasno sformułowano strategię działań nazistów w Związku Sowieckim po przewidywanym podboju ZSRS. Suchym, urzędowym językiem stwierdzono, że 75 procent Białorusinów i 64 procent Ukraińców należy doprowadzić do śmierci głodem lub pracą albo przymusowo wysiedlić z ich ziem, aby zrobić miejsce dla aryjskich osadników. W przypadku Polaków odsetek ten miał być jeszcze wyższy: sięgał 80 procent. Na jednym z przyjęć tuż przez rozpoczęciem planu „Barbarossa” Himmler posunął się do otwartego zakomunikowania niektórym z zaproszonych gości: „Celem wszystkich przyszłych kampanii w Rosji będzie zdziesiątkowanie populacji Słowian, zredukowanie jej do trzydziestu milionów”.

Były to plany tak potworne, że nawet wtedy większość ludzi, która je poznała, potraktowała je jako przesadne, czcze zapowiedzi. Jednak po pewnym czasie tak często powtarzane, stały się rodzajem mantry i stworzyły ideologiczną bazę niemiecko-sowieckiego konfliktu. To z kolei umożliwiło Hitlerowi i jego zausznikom przekonanie Niemców, aby bezwarunkowo poparli tę megalomańską wizję, a wojska skoncentrowane w pobliżu granic Związku Sowieckiego w przededniu planu „Barbarossa” nie miały żadnych wątpliwości co do słuszności swojej sprawy i „prawości” misji. A tego, że owa misja miała doprowadzić do rasowej rzezi, nie poddawano nawet pod dyskusję. Na zasadniczy i przerażający fakt, że Hitler rzucił 80-milionowy naród do walki z krajem niemal bezkresnym, pełnym niewyczerpanych bogactw naturalnych i zamieszkanym przez ok. 190 milionów ludzi oraz mającym najliczniejsze siły zbrojne na świecie, można było w takich warunkach przymknąć oko. Niewątpliwie taka wiara, wsparta przez potężną wewnętrzną moc państwa totalitarnego, pomagała Niemcom w wytrwaniu, kiedy obiecanego przez Hitlera zwycięstwa nie osiągnięto w 1941 roku, a lista ofiar walk tamtej straszliwej zimy stale się powiększała.

Choć skrajny fanatyzm oficjalnej polityki rasowej oddawał przysługi w wymiarze propagandowym w samych Niemczech – każdy naród lubi słuchać o swojej wyjątkowości – to zarazem stanowił kolosalną zawadę w nazistowskich próbach stworzenia globalnego sojuszu zaprzyjaźnionych państw, liczących na zwycięstwo w wojnie. Niewiarygodnie trudno było zawrzeć szczere przymierze z krajem oficjalnie uznawanym za „gorszy rasowo” i mniej cywilizowanym. Niekiedy starania obejścia tego paradoksu przeradzały się w istną farsę, w rodzaj intelektualnej „licencji”, pozwalającej nazistom na stwierdzanie, że Japończycy i Nepalczycy to w rzeczywistości ludy aryjskie, a muzułmańscy Albańczycy wywodzą się od Ostrogotów z okresu wczesnego średniowiecza. W zawiązywaniu sojuszów to jednak alianci pod przywództwem brytyjskiego premiera Winstona Churchilla osiągali imponujące sukcesy. Churchill, zagorzały antykomunista, był gotów sprzymierzyć się ze Stalinem, a tę inicjatywę opatrzył sławnym komentarzem: „Gdyby Hitler najechał piekło, to w Izbie Gmin przynajmniej mógłbym powiedzieć coś pozytywnego o diable”.

Przecież nie tylko Niemcy zaatakowali zachodnie granice ZSRS latem 1941 roku. U boku maszerujących na wschód jednostek Wehrmachtu były też wojska aż sześciu krajów sprzymierzonych z Rzeszą oraz kontyngenty wojskowe sześciu oficjalnie neutralnych państw. Zbrojna formacja SS Heinricha Himmlera – Waffen-SS – zdołała zwerbować w swoje szeregi kilka tysięcy ludzi z okupowanych krajów skandynawskich, Holandii oraz Belgii. Faszystowska Hiszpania Franco wysłała na front wschodni całą dywizję ochotniczą, znaną jako Blau Division („Błękitna Dywizja”, od koloru koszul mundurowych, początkowo noszonych przez jej żołnierzy).

Jednak to sojusznicy Niemiec, czyli państwa Osi, wzięli w tej kampanii zdecydowanie dużo większy udział, chociaż od samego początku był on nierówny. Przykładowo: Finlandia przystąpiła do ataku na ZSRS tylko z zamiarem odzyskania terytoriów utraconych na rzecz Sowietów podczas wojny zimowej w latach 1939––1940. Finowie doszli do swojej dawnej granicy, gdzie się okopali i czekali; nie chcieli wkraczać w głąb ziem rosyjskich, na wypadek gdyby kampania potoczyła się niepomyślnie.

Jeśli chodzi o Bułgarów, to odnosili się oni bez entuzjazmu do zaatakowania swoich tradycyjnych sojuszników i nawet oficjalnie nie wypowiedzieli wojny Sowietom. Po pewnym czasie armia bułgarska pomaszerowała nie na wschód, tylko na południe, gdzie zajęła sporne obszary odebrane pokonanej Grecji i podjęła brutalne działania antypartyzanckie w Tracji i Macedonii. Z perspektywy Bułgarii w interesie tego kraju leżała ekspansja terytorialna kosztem sąsiednich państw, a nie drażnienie potężnych słowiańskich pobratymców – Rosjan.

W południowym sektorze frontu zdecydowana większość niemieckich sojuszników z państw Osi miała odegrać ważną rolę. Podczas wielkich kampanii na Ukrainie i południu Rosji wojska Rumunii, Węgier, Włoch, Słowacji i Chorwacji podjęły walkę z pamiętliwym i mściwym przeciwnikiem. Żołnierze ze wspomnianych krajów, nierzadko nienawidzący się wzajemnie o wiele bardziej niż wrodzy wobec Rosjan, z którymi stanęli do boju, początkowo stanowili niespełna 10 procent sił inwazyjnych. Niemieccy frontowi dowódcy najczęściej powierzali im drugorzędne zadania; poważne odstępstwo od tej reguły stanowiły tylko okupione ogromnymi stratami zwycięstwa wojsk rumuńskich pod Odessą i Sewastopolem. Jednakże fiasko planu „Barbarossa” u samych wrót Moskwy oraz późniejsze potężne sowieckie zimowe kontrofensywy wszystko zmieniły. Ostheer (niemieckie wojska lądowe na froncie wschodnim) zdołały oprzeć się śnieżnym zadymkom oraz mrozom i powstrzymać Armię Czerwoną. Straty były jednak gigantyczne: ponad milion żołnierzy poległo, odniosło rany bądź zaginęło. W gruncie rzeczy dawniejszy Wehrmacht, który dokonał podboju Polski, Danii, Norwegii, Francji, Holandii, Belgii i Bałkanów, uległ zniszczeniu w Rosji w 1941 roku.

Początek 1942 roku przyniósł Hitlerowi kolejną szansę podjęcia działań zaczepnych na froncie wschodnim. Niemniej lektura wszystkich raportów strategów z Oberkommando der Wehrmacht (OKW – Naczelnego Dowództwa Sił Zbrojnych) była dla Führera niemiła. Najlepsi niemieccy sztabowcy zgodnie twierdzili: nazistowskie Niemcy są fizycznie niezdolne do powtórzenia wielkiej ofensywy z 1941 roku na trzech kierunkach strategicznych. Trudności nastręczało nawet skoncentrowanie dostatecznych sił do pojedynczego uderzenia. W poszukiwaniu rozwiązania Hitler poniewczasie zwrócił się do swoich sojuszników i zażądał od nich pełnego zaangażowania się w wojnę ze Związkiem Sowieckim. Rezultatem tego był masowy napływ na front wschodni żołnierzy z Rumunii, Włoch i Węgier. Łącznie te trzy kraje wystawiły 750 000 ludzi do udziału w letniej ofensywie, mającej doprowadzić do zdobycia zasobnych w ropę naftową obszarów sowieckiego Kaukazu. Ofensywa o kryptonimie Fall Blau nie powiodła się jednak, a kolejna rosyjska zima zastała źle wyekwipowane wojska niemieckich sprzymierzeńców z państw Osi rozciągnięte, osłabione i przemarznięte na brzegach Donu na północy i południu od Stalingradu, gdzie trwała rzeź niemieckiej 6. Armii.

Pod wodzą generała Żukowa, obrońcy Moskwy, Armia Czerwona, szykująca się do zimowych przeciwuderzeń, postawiła sobie za cel całkowitą likwidację wojsk Osi i formacji niemieckich w południowej Rosji. Wobec tego, że mające niepełne stany osobowe jednostki sojuszników Niemiec obsadzały bardzo długie odcinki frontu i odczuwały dotkliwy brak broni ciężkiej, amunicji i wszelkiego nowoczesnego sprzętu wojskowego, jedyną nadzieję na ocalenie w razie sowieckiego ataku mogły stanowić dla Rumunów, Węgrów i Włochów silne, ruchome odwody niemieckie. Do tej roli wyznaczono dwa korpusy – XXXXVIII Korpus Pancerny i Korpus Cramera. Ich strażą przednią były doborowe jednostki armii rumuńskiej i węgierskiej – rumuńska 1. Dywizja Pancerna oraz węgierska Pancerna Dywizja Polowa. Na barkach żołnierzy tych formacji spoczywała odpowiedzialność za zwycięstwo. Poniosły one jednak klęskę. Kiedy Sowieci najpierw uderzyli na Rumunów podczas operacji „Uran”, a następnie na pozycje Włochów i Węgrów, linia frontu poszła w rozsypkę, a elitarne jednostki zmechanizowane Osi uległy zagładzie. Klęska rumuńskich i węgierskich czołgistów oraz ich niemieckich sojuszników przesądziła o losie wszystkich czterech armii Osi nad Donem. Gdy wojska sowieckie przedarły się na tyły, pozbawione świeżych odwodów oddziały rumuńskie, węgierskie i włoskie przestały istnieć jako zorganizowane jednostki, a ocalali z tej katastrofy żołnierze wycofywali się bezładnie na zachód. W ciągu nieco ponad dziesięciu tygodni frontowe oddziały sprzymierzeńców nazistowskich Niemiec wycięto w pień. Była to najgorsza katastrofa militarna w dziejach tych krajów.

Pogrom setek tysięcy żołnierzy i utrata wielkich ilości cennego sprzętu wstrząsnęła całą koalicją Osi. Włosi, Chorwaci i Węgrzy na dobrą sprawę wycofali się z frontu wschodniego, a udział Rumunów i Słowaków w późniejszych walkach był już znacznie mniejszy. Dopiero pod koniec 1944 roku, gdy zwycięska Armia Czerwona podeszła do ich państwowych granic, zmobilizowali się do ostatniego wysiłku zbrojnego. Wówczas nic to już nie dało. W obliczu nieuchronnej klęski Rumuni i Słowacy odwrócili się od nazistowskich Niemiec i przeszli na stronę aliantów; Włosi próbowali to uczynić już rok wcześniej. W ostatnich miesiącach wojny żołnierze rumuńscy, słowaccy, bułgarscy, a nawet fińscy podjęli walkę ze swoimi byłymi niemieckimi towarzyszami broni. Ta przeprowadzona w ostatniej chwili wolta niewiele dała ich krajom, gdyż Stalin nie miał zamiaru pobłażać niedawnym nieprzyjaciołom. Pokój przyniósł okupację, represje i narzucenie sowieckiego komunizmu. Wschodnioeuropejskie monarchie i rządy po kolei zastępowano dyktaturami podporządkowanymi Kremlowi – a w istocie Stalinowi, „pająkowi” w samym centrum komunistycznej sieci. Tylko Finlandii i Włochom udało się wyrwać z cienia „żelaznej kurtyny”; głównie za sprawą położenia geograficznego nie podzieliły strasznego losu swoich byłych sprzymierzeńców.

Dlaczego więc kraje, takie jak Rumunia i Węgry – tradycyjnie sobie wrogie, gotowe skoczyć sobie do gardeł (przy czym Rumuni byli w okresie międzywojennym ważnym sojusznikiem Francji) – dały się złapać na „haczyk”? Zadecydowały o tym te same czynniki geograficzne, które jakże często dyktowały bieg historii tych krajów. Znajdujące się między dwiema totalitarnymi potęgami niemal wszystkie nacje środkowoeuropejskie musiały przejść na jedną ze stron, kiedy wojna ogarnęła prawie cały Stary Kontynent. Polityka, historia i mężowie stanu – wszystkie te czynniki odegrały pewną rolę w tym wyborze. Hitler prowadził bardzo sprytną rozgrywkę, najpierw straszył potencjalnych sprzymierzeńców nazistowską agresją, a potem kusił podziałem łupów grupę państw, które w praktyce dopiero otrząsały się ze skutków pierwszej wojny światowej i rzekomych niesprawiedliwości, będących jej rezultatem. Każdy z nich wybrał własną drogę: przyłączał się do kampanii podjętej przez Ostheer lub odmawiał w niej udziału, tak jak Bułgarzy.

Dla faszystowskich Włoch Mussoliniego udział w kampanii rosyjskiej oznaczał li tylko przerzucenie na front wschodni części zasobów militarnych z głównego, dla Włochów, teatru wojennego w Afryce Północnej, podczas gdy dla Rumunii, Węgier i Słowacji front wschodni okazał się główną bądź jedyną areną działań militarnych. Fiasko nazistowskich planów rozbicia Związku Sowieckiego podczas planu „Barbarossa” było zatem równie wielką katastrofą dla sojuszników Rzeszy z państw Osi, jak dla samych Niemiec. W wojnie na wyczerpanie na bezkresnych rosyjskich ziemiach rażąco dała o sobie znać słabość sił wojskowych państw Osi, zwłaszcza gdy naciskano na nie, aby rzuciły do walki kolejne zastępy w wielkiej pokerowej zagrywce, jaką była w istocie letnia ofensywa Wehrmachtu w 1942 roku. Faktycznie Hitler beztrosko dobierał sobie sprzymierzeńców. Chwiejne monarchie i państewka autorytarne, tworzące europejską koalicję Osi, nigdy nie były na tyle silne militarne i ekonomicznie, by móc przechylić szalę zmagań na froncie wschodnim na stronę Wehrmachtu, a kataklizm nad Donem zimą 1942–1943 – wraz z klęską niemieckiej 6. Armii – przesądził o ostatecznej porażce Niemiec.

Często pozostająca w cieniu bitwy stalingradzkiej katastrofa nad Donem, podczas której poległy setki tysięcy przemarzniętych rumuńskich, węgierskich, włoskich i chorwackich żołnierzy (poborowych i ochotników), była równie dramatyczną i krwawą batalią, jak ta o miasto nad Wołgą, i miała równie wielkie konsekwencje dla Europy w następnych sześćdziesięciu latach.

Oto więc dzieje przełomowej bitwy oraz żołnierzy, którzy wzięli w niej udział.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Śmierć nad Donem

Подняться наверх