Читать книгу Fabryka Smoków - Jonathan Maberry - Страница 9
Rozdział trzeci
ОглавлениеDeck, na południowy zachód od Gila Bend, Arizona,
sobota, 28 sierpnia, 8.07
Czas pozostały na Zegarze Wymierania:
99 godzin, 53 minuty
Szaleństwo to miła odmiana. A jego świadomość wyzwala.
Cyrus Jakoby od lat znał tę swobodę i zadowolenie. Traktował je jak narzędzie, które wykorzystywał tak często, jakby było bronią. Z jego punktu widzenia nie stanowiło w najmniejszym stopniu ograniczenia. Nie wtedy, gdy jest się świadomym kształtu i zasięgu osobistego szaleństwa, a Cyrus znał każdy centymetr i gram swojego.
– Wygodnie panu, panie Cyrusie?
Obok stał jego wieloletni pomocnik i towarzysz, Otto Wirths, chudy mężczyzna ubrany w białą liberię. Jego oczy miały odcień błota, a usta i lewe nozdrze przecinała blizna po ranie zadanej nożem. Wypowiadał się z mocnym niemieckim akcentem, a jego ciało kojarzyło się z patyczakiem. On jeden wciąż mógł się zwracać do Cyrusa, używając jego prawdziwego imienia – a w każdym razie imienia, które stało się prawdziwe dla nich obu.
– Jak najbardziej, Otto – mruknął Cyrus.
– Dziękuję.
Cyrus oparł się o ścianę ozdobnych poduszek zdobionych jaskrawym haftem przedstawiającym różnorodne mitologiczne zwierzęta. Na kolanach trzymał tacę z lunchem, na której błyszczały srebrne sztućce i rżnięte szkło. Cyrus nie jadał śniadań – jajka we wszelkiej postaci uważał za obrzydliwe – i nie wstawał przed trzynastą. Cały harmonogram pracy, czasu wolnego i snu w Decku odzwierciedlał ten fakt, a Cyrusa radowała świadomość, że może zmienić cały wzorzec życia, by dostosować je do swojego punktu widzenia. Kiedy poprawiał się na łóżku, Otto przeszedł przez sypialnię i położył świeże kwiaty przed dużym olejnym portretem samicy rezusa, której przed laty nadali imię Gretel. We wszystkich pozostałych pomieszczeniach obiektu znajdowały się wysokiej jakości wydruki obrazu, podobnie jak w każdym pomieszczeniu Ula – ich tajnej fabryki w Kostaryce. Cyrus niemalże oddawał cześć zwierzęciu i często powtarzał, że zawdzięcza mu więcej niż jakiejkolwiek istocie ludzkiej, którą poznał w życiu. To dzięki temu rezusowi ich kampania przeciwko czarnym i homoseksualistom okazała się ogromnym sukcesem, a liczbą ofiar śmiertelnych przewyższyła drugą wojnę światową. Otto w pełni się zgadzał, choć osobiście sądził, że wieszanie wydruków było niejaką przesadą.
Na stoliku pod obrazem spoczywało duże podświetlone pleksiglasowe pudełko, otoczone niemal równie wielkim szacunkiem, jak obraz. W jego wnętrzu kłębiło się stado jętek. Przez rurki do środka wpadało powietrze o stałej temperaturze. Malutkie owady były pierwszym prawdziwym sukcesem Cyrusa i Ottona. Tamten zespół w Instytucie Badań nad Komórkami Macierzystymi w Edynburgu wciąż chełpił się odkryciem tak zwanego genu nadrzędnego nieśmiertelności w mysim DNA, choć nie mieli pojęcia, jak wykorzystać jego potencjał. Otton i Cyrus – wraz z grupą współpracowników, którzy niestety już nie żyli – rozwiązali tę zagadkę przed czterdziestu laty. I znaleźli odpowiedź w skromnej jętce.
– Co dziś mamy w planach?
Otto zwinnie strzepnął serwetkę z irlandzkiego lnu i założył ją za dekolt zapinanej na guziki piżamy Cyrusa.
– Wbrew pańskiej rekomendacji pan Sunderland pozwolił, by Bliźnięta przekonały go do próby przejęcia systemu komputerowego MindReader. Najwyraźniej wydaje im się, że wyrosły z Pangei.
Cyrus machnął lekceważąco ręką.
– Przejąć go? Nonsens. Nie będzie działał.
– Oczywiście, że nie.
– Sunderland powinien o tym wiedzieć.
– Wie – mruknął Otto. – Ale jest chciwy, a chciwość sprawia, że nawet bystrzy ludzie robią głupie rzeczy. Sądzę jednak, że ma gotowego kozła ofiarnego na wypadek, gdyby mu się nie powiodło. Jak się pewnie stanie. Jego to nie dotknie i nie dotknie nas.
– Może zaszkodzić Bliźniętom.
Otto się uśmiechnął.
– Wyhodował je pan, by były zaradne.
– Hm. Co jeszcze mamy?
– Przeprowadziliśmy udane próby w Nigerii, Zimbabwe, Beninie i Kenii, jeśli zaś chodzi o nasze terytorium, próby w Luizjanie powinny wkrótce przynieść wymierne efekty.
– Nie za szybko. Nie chcemy, żeby CDC...
Otto cmoknął.
– Będą wyłączeni z gry na długo, nim to do nich dotrze. I nie będą zdolni czegokolwiek zrobić, kiedy nasi rosyjscy przyjaciele zniszczą ich system.
– Rosjanie. – Cyrus pociągnął nosem. – Nie wiem, czemu darzysz tych tępaków taką sympatią.
– Sympatią? – Otto się uśmiechnął. – Użyłbym innego słowa, panie Cyrusie, ale musi pan przyznać, że są entuzjastyczni.
– Odrobinę za bardzo entuzjastyczni, jak na mój gust. Kiedyś byłeś wyjątkowo subtelny, Otto. Wykorzystywanie czerwonej mafii jest... Nie wiem. – Machnął ręką. – Takie stereotypowe. I oni nie są „nami”.
– Stać nas na nich, a jeśli zostaną wyeliminowani, co z tego? Nie stracimy przyjaciół. I czy ktoś w ogóle wpadłby na pomysł, że to właśnie my korzystamy z usług zbirów z byłego Specnazu? Nawet jeśli Rosjanie będą działać bardzo niezgrabnie, nikt nie spojrzy w naszą stronę. A w każdym razie nie do chwili, gdy będzie już za późno.
Cyrus zrobił nadąsaną minę.
– Żałuję, że nie mamy paru Berserków. To jedyny przypadek, kiedy muszę przyznać, że Bliźnięta poradziły sobie lepiej od nas.
– Może. Moje źródła twierdzą, że mają pewne problemy behawioralne z Berserkami. – Otto spojrzał na zegarek. – Kupcy z Północnej Korei wyjeżdżają i chcą się pożegnać.
Cyrus pokręcił głową.
– Nie, to nudne. Wyślij jednego z moich dublerów. Poślij Mila, on jest dobrze wychowany.
Otto ułożył sztućce.
– Zastrzelił pan Mila przed dwoma tygodniami.
– Naprawdę? Dlaczego?
– To był wtorek.
– Ach tak.
Cyrus sądził, że wtorek jest najnudniejszym i najmniej użytecznym dniem tygodnia, i próbował ożywić ten najgorszy moment każdego tygodnia odrobiną pikanterii.
– Szkoda Mila. – Cyrus przyjął kubek herbaty. – Był dobry.
– Owszem. Ale było, minęło, panie Cyrusie – mruknął Otto. – Poślemy Kimballa.
– Jesteś pewien, że jeszcze go nie zabiłem?
– Jeszcze nie.
Cyrus spojrzał na niego z ukosa, ale Otto jedynie mrugnął do swojego pana. Nie uśmiechnął się jednak.
– Może w przyszły wtorek powinienem zabić ciebie.
– A kiedy skończy mi pan grozić, poszukam sobie schowka na szczotki, żeby się ukryć.
– Co jeszcze mamy dziś w planach?
– Najnowsza partia Nowych Ludzi została wysłana do Ula. Carteret i pozostali teraz ich warunkują. Mamy zamówienie na sześćdziesiąt kobiet i dwustu mężczyzn. Obecna partia wystarczy, by je zrealizować, ale jeśli dostaniemy większe zamówienia, których się pan spodziewa, będziemy musieli zwiększyć produkcję o dwadzieścia procent.
– Zrób to. A skoro mowa o Nowych Ludziach, czy ten idiota van der Meer próbował targować się o cenę jednostkową?
– Próbował.
– I?
– To nie jest rynek kupującego.
Cyrus z zadowoleniem pokiwał głową. Już przeznaczył część pieniędzy na nową linię badań. Coś, co rozważał przez te długie godziny w basenie do deprywacji sensorycznej. Zawsze najlepiej mu się myślało w tym miejscu, gdzie czuł się połączony z całym wszechświatem, gdzie mógł otworzyć każdą komnatę swojego nieskończonego umysłu. Uniósł ciężką pokrywę znad talerza i przyjrzał się posiłkowi. Cztery plastry białego mięsa z piersi rozłożone jak karty do gry, w gęstym kremowym sosie. Nie rozpoznawał struktury mięsa, choć warzywa były znajomymi egzotykami – małe ziemniaczki, całe główki karłowatych brokułów i hybryda szpinaku z marchwią. Otto wziął od niego pokrywę.
– Coś nowego? – spytał Cyrus.
– Właściwie starego.
– Ach tak?
– Pierś dodo w kremowym sosie z białym winem.
Cyrus klasnął w dłonie jak dziecko.
– Cudownie! – Sięgnął po widelec, ale się zawahał. – Próbowałeś?
– Oczywiście.
– I?
– Nie smakuje jak kurczak.
Cyrus roześmiał się.
Otto zacisnął wargi.
– Nieco bardziej przypomina dziczyznę. Trochę jak bielik amerykański, ale mniej żylaste.
Cyrus podniósł nóż i widelec.
– Nie chciałbym popsuć panu apetytu, sir – dodał Otto – ale muszę przypomnieć, że Bliźnięta są w drodze. Niemal z całą pewnością chcą omówić kwestię Berserków. – Cyrus zaczął protestować, ale Otto uniósł uspokajająco dłoń. – Proszę się nie martwić, podjęliśmy zwyczajowe środki ostrożności. Zobaczą i usłyszą dokładnie to, co spodziewają się zobaczyć i usłyszeć.
Cyrus odkroił kawałek mięsa dodo i przeżuł je z namysłem. Otto czekał cierpliwie.
– Chcę, żeby w trakcie rozmów prowadzono skanowanie termiczne.
– Już się tym zajęliśmy. Sprawdzono czujniki wszystkich krzeseł w prywatnym ogrodzie. Jeśli dodamy do tego nowe czujniki gęstości pary wodnej, doktor sądzi, że odczyty będą wiarygodne w zakresie od siedemdziesięciu do siedemdziesięciu trzech procent. Jeśli będą kłamać, najpewniej się tego dowiemy.
– Ta dwójka jest bystra – ostrzegł Cyrus.
– Muszą być. – Otto się uśmiechnął. – I nie, sir, to wbrew pozorom nie jest aż tak służalcze, jak zabrzmiało. W rzeczywistości darzę Bliźnięta sporym szacunkiem.
– Do pewnego stopnia – poprawił go Cyrus.
– Do pewnego stopnia – zgodził się Otto.
– Moi młodzi bogowie. – Cyrus przez chwilę wpatrywał się w przestrzeń, a na jego wargach pojawił się słaby uśmiech. Zamrugał i spojrzał na Ottona. – A co z KIMami?
– Jeden Szesnaście i Jeden Czterdzieści Cztery dobrze się rozwijają. Dziś przechodzą czwartą serię badań psychologicznych, a jeśli rezultaty nam się spodobają, możemy włączyć ich do Rodziny. Dziewięćdziesiąt Pięć ma wysokie oceny na zajęciach z chirurgii i chyba mu się to spodobało. Cecha rodzinna. Większość pozostałych się rozwija.
– Upewnij się, że nie będą widoczni. Nie chcę, żeby Hekate albo Parys ich zobaczyli.
Otto pokiwał głową.
– Jak mówiłem, zobaczą tylko to, co chcemy, żeby zobaczyli. Jedynym dzieckiem, które Bliźnięta zobaczyły... i które kiedykolwiek zobaczą, jest Osiemdziesiąt Dwa, a on nadal jest w Ulu.
Cyrus zawahał się.
– Co z Osiemdziesiąt Dwa? – A kiedy Otto nie odpowiedział, mówił dalej: – Wciąż wiążę z nim nadzieje. Czuję z nim większe pokrewieństwo niż z pozostałymi.
– Wiem, ale widział pan wyniki jego badań psychologicznych, panie Cyrusie. Wie pan, co mówią o nim lekarze.
– Co? Że nie można mu zaufać? Że jest wypaczony? Do diabła, ja w to nie wierzę – warknął Cyrus z nagłą złością w głosie. – Lekarze się mylą!
Jego służący założył ręce na piersi i oparł się o wezgłowie.
– To już trzecia grupa lekarzy, która doszła do dokładnie takich samych błędnych wniosków. Jak bardzo jest to prawdopodobne?
Cyrus odwrócił głowę i wpatrzył się w dziesiątki bukietów stojących wzdłuż jednej ze ścian. Jego pierś uniosła się i opadała, kilka razy zaczynał mówić, ale w końcu nie wypowiedział swoich myśli. To była stara kłótnia, coś, z czym zmagali się we dwóch od prawie trzech lat. Wściekłość Cyrusa, gdy poznał wyniki Osiemdziesiąt Dwa, była ogromna, niszczycielska. Cała poprzednia szóstka lekarzy została stracona. Cyrus zrobił to własnoręcznie, udusił ich strunami wiolonczeli, które wyrwał z instrumentu należącego do Osiemdziesiąt Dwa.
– Niech znów przeprowadzą testy – powiedział cichym głosem, który nie pozostawiał miejsca na dyskusję. – Niech znów przeprowadzą każdy jebany test.
– Już wydałem takie polecenie. Posłałem nowy zespół specjalistów do Ula, a oni przeprowadzą je ponownie. Ile razy będzie trzeba.
Cyrus spojrzał na niego, po czym znów się odwrócił.
– Ach tak, to powinno pana ucieszyć. – Otto zręcznie zmienił temat. – Ten nowy Hindus, Bannerjee, rozwiązał problem erozji gazowej w czujnikach-meduzach. Wpompujemy kilkanaście do odrzutowca Bliźniąt, kiedy będą tankować.
Cyrus uśmiechnął się i znów odwrócił. Odkroił kawałek mięsa i wrócił do posiłku.
– Daj Bannerjee premię. Nie. Zaczekaj, aż będziemy pewni, że uda nam się wytropić Bliźnięta do miejsca, w którym ukrywają się przede mną. Jeśli znajdziemy Fabrykę Smoków, Bannerjee dostanie jako premię podwójną pensję, jako dodatek do ustalonej wypłaty.
– To bardzo szczodre, sir.
– I powiedz mu, że patent na ten laminat, który wymyślił do czujników, należy do niego, choć doceniłbym piętnaście procent jako dziesięcinę.
– „Dziesięcinę”?
– Nazwij to, jak chcesz. Łapówka, cokolwiek.
– Doktor Bannerjee bez wątpienia z radością odda panu dwadzieścia procent.
– Na starość robisz się chciwy, Otto.
Niemiec złożył mu ukłon.
– Uczyłem się tego u stóp wielkiego mistrza.
Cyrus śmiał się, aż się zadławił, a później, gdy już wykrztusił kawałek brokuła, zaśmiał się znowu. Otto włączył telewizor, ustawił podzielony ekran na BBC World News i CNN, a dołem bezustannie pełzały ceny akcji na rynkach nowych technologii i biotechnologii. Poprawił poduszki wokół Cyrusa, ułożył kwiaty w dwudziestu siedmiu wazonach wokół pokoju i upewnił się, że pistolet przy łóżku nie jest naładowany. Lepiej nie ryzykować.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.