Читать книгу Jak mówić, żeby maluchy nas słuchały - Julie Adair King - Страница 8

Część I
Zestaw podstawowych narzędzi
Rozdział drugi
Narzędzia zachęcające do współpracy… Co tam uczucia – przecież musi umyć zęby

Оглавление

Jak nakłonić dzieci, żeby zrobiły to, co muszą zrobić

Joanna


Dosyć już opowiadania o uczuciach. Miło jest wiedzieć, że wzmacniamy w dzieciach pewność siebie i poczucie własnego ja, ale czy to nam pomoże przebrnąć przez kolejny dzień? Nie całkiem. Musimy nakłonić dzieci, żeby robiły pewne rzeczy: wykąp się, umyj zęby, siedź spokojnie, kiedy zawiązuję ci sznurowadła, usiądź na fotelik w aucie… natychmiast, bo się spóźnimy, idź spać, PROSZĘ!

A czasami jeszcze ważniejsze jest, żeby czegoś nie robiły: nie bij siostry, przestań rozrzucać jedzenie, nie zdejmuj butów, dopiero ci je włożyłam, nie wkładaj widelca do gniazdka, nie jedz lizaka, który spadł na ziemię, nie ciągnij psa za ogon, nie właź na lodówkę – to są półki, a nie schodki. Wciąż przypominamy, strofujemy, nakłaniamy, wymagamy. Tak wygląda codzienność rodziców.

Nasze dzieci nieustannie słyszą, co mają zrobić. Przez cały dzień. Tak wygląda codzienność dziecka. I powinny nas słuchać, ponieważ to my jesteśmy za nie odpowiedzialni i staramy się robić wszystko to, co jest dla nich najlepsze, oraz pilnować, by się nie zabiły albo przynajmniej uchronić je przed brudem, próchnicą zębów, niedożywieniem i wyczerpaniem.


Problem polega na tym, że nikt nie lubi, kiedy mu się ciągle wydaje polecenia. Jedno z rodziców w mojej grupie wyraziło to w zwięzły sposób: „Nawet, jeśli chcę coś zrobić, to gdy tylko ktoś każe mi to zrobić, tracę ochotę”.

I chociaż jestem dorosła, niedawno też doświadczyłam, jak działa ten fenomen nieodpartej przekory, gdy w miejscowej bibliotece zobaczyłam niedużą stertę książek z przypiętą do ściany karteczką: NIE DOTYKAĆ. Przypuszczam, że uczyniono tak z uzasadnionego powodu. Być może książki te nie zostały jeszcze wprowadzone do systemu. Mimo to nie mogłam się oprzeć. Podeszłam, wyciągnęłam palec i ich dotknęłam. „Ha, i co mi zrobicie?”. Poczułam iskrę dziecięcej radości.

Taka jest ludzka natura. Nic na to nie poradzimy i nasze dzieci są takie same. Opieramy się, kiedy ktoś nam mówi, co mamy zrobić. Bezpośrednie rozkazy wywołują bezpośredni sprzeciw. Kiedy wydajemy dzieciom polecenia, działamy przeciwko sobie. Mamy nadzieję na skłonienie ich do posłuszeństwa, a budzimy odruch buntu w ich sercach.


Lubię rozpoczynać zajęcia na ten temat od wydania kilku rozkazów uczestnikom:

„Hej, wy dwoje z tyłu… Nie rozmawiajcie!”.

„Nie ruszaj tych książek! Przecież wiesz, że nie są twoje”.


Dorzucam oskarżenia, wzbudzając poczucie winy:

„Kto zostawił torbę w drzwiach? Ktoś się może o nią potknąć”.


Dochodzi przezywanie:

„Znowu zapomniałaś zabrać ołówek? Masz pusto w głowie”.

„Nie przerywaj. Jesteś nieuprzejmy!”.


Kilka ostrzeżeń:

„Nie huśtaj laptopa na kolanach. Zaraz go upuścisz”.

„Nie przesuwaj krzeseł, kiedy rozmawiasz przez komórkę. Uważaj, co robisz, bo jeszcze zrobisz komuś krzywdę”.


Szczypta sarkazmu:

„Jedna skarpetka niebieska, a druga zielona. Pięknie! Wyłączyłeś dzisiaj swój mózg?”.


Kilka retorycznych pytań:

„Dlaczego masz w torbie taki bałagan, że niczego nie możesz znaleźć?”.

„Dlaczego nie poczekasz na swoją kolej, żeby zabrać głos?”.


Groźba:

„Słuchajcie, jeśli zaraz nie przestaniecie gadać, to nie przerobimy całego materiału i będę musiała was tutaj zatrzymać na dodatkowe pół godziny”.


I, oczywiście, kazanie:

„Znowu się spóźniłeś dziesięć minut. To już ci wchodzi w nawyk. Wiesz, co się dzieje, kiedy się spóźniasz? Cała klasa musi czekać. Wszyscy inni mogli przyjść na czas. Niektórzy z nas płacą opiekunkom do dzieci, żeby móc tutaj być, a potem siedzą i czekają na ciebie. Jak ty byś się czuł, gdyby ktoś tak postępował wobec ciebie? Wiesz, że punktualność to ważna życiowa umiejętność. Lepiej się tego naucz, jeśli chcesz odnieść sukces. Musisz się trochę bardziej postarać. Bądź gotowy przed czasem. Nie zostawiaj wszystkiego na ostatnią chwilę”.


Patrzą, jakby chcieli mnie zabić.

– I co? – pytam z wymuszoną serdecznością. – Czy ktoś ma ochotę współpracować?

Spojrzenia nie łagodnieją. Ich milczenie ma być dla mnie karą. Czuję lekki niepokój, więc próbuję innego podejścia.

– Czy rzeczywiście mówimy tak do dzieci?

W końcu ktoś się odzywa:

– Pewnie, że tak!

– Czy ktoś może podać konkretne przykłady, w jaki sposób się do nich zwracamy?

Otworzyła się tama. Oto niektóre przykłady podane przez uczestników zajęć.


Rozkazy

„Czy to twoja torba? Podnieś ją. I to zaraz!”. „Posprzątaj te klocki”. „Przestań tak hałasować”. „Wyłącz telewizor”. „Zostaw brata w spokoju”. „Umyj ręce”. „Nie dotykaj piekarnika”. „Właśnie jej przerwałeś. Przeproś!”.


Obwinianie i oskarżanie

„Gdybyś najpierw zakręcił sok, zamiast sięgać po ostatnią babeczkę, to by się nie wylał”.


Przezywanie

„Hej, pomóż mi teraz posprzątać, skoro narobiłeś bałaganu. Nie bądź taki leniwy”. „Twoje koleżanki zawsze dzielą się zabawkami, kiedy u nich jesteś. Nie bądź samolubna”. „Ciągniesz kota za ogon. To po prostu złośliwe”.


Ostrzeżenia

„Ostrożnie, bo cię potrąci samochód”. „Przestań się kręcić, bo spadniesz ze stołka”. „Rozchorujesz się, jak zjesz te wszystkie słodycze”. „Uważaj, bo się podpalisz!”. „Złaź na dół, bo spadniesz!”.


Sarkazm

„Zostawiłeś plecak u kolegi? Mądre posunięcie”. „Przewróciłeś siostrę, bo chciałeś być pierwszy? Jak miło”.


Pytania retoryczne

„Dlaczego szczypiesz dzidziusia?”. „Dlaczego wrzuciłeś piłkę do kuchni, skoro ci powiedziałam, żebyś tego nie robił?”. „Masz zamiar tak się teraz zachowywać?”. „Co się z tobą dzieje?”.


Kazania

„Nieładnie coś komuś zabierać. Nie lubisz, jak ci ktoś coś zabiera, prawda? To nie powinnaś zabierać innym. Nikt nie będzie chciał się z tobą bawić, jeśli będziesz tak robić. Musisz się nauczyć cierpliwości”.


Groźby

„Jeśli nie odłożysz tych zabawek, zanim doliczę do dziesięciu, to wyrzucę je do śmieci”. „Jeżeli nie wsiądziesz zaraz do samochodu, to jadę bez ciebie”. „Jeśli nie zjesz warzyw, nie dostaniesz deseru”. „Jak nie zapniesz pasów i nie przestaniesz się awanturować, to nigdzie cię nie zabiorę”. „Natychmiast włóż kask, bo schowam rower do garażu”.


Uczestnicy zajęć trochę się zdziwili, że zdołali tak łatwo skompletować tę imponującą listę. Ale nie byli gotowi na to, żeby odrzucić cały ten arsenał.

Pierwsza zaprotestowała Toni.

– To, co nazywasz groźbą, ja nazywam konsekwencjami. Po prostu mówię dziecku, co się stanie, jeśli nie będzie słuchało. Przecież musi to wiedzieć!

– Posługiwanie się groźbą jest bardzo kuszące – przyznałam. – Wygląda na coś w rodzaju, hm, informowania. „Jeśli zrobisz to, ja zrobię tamto”. Problem z groźbami polega na tym, że można je bardzo łatwo wziąć za prowokowanie. Kiedy rodzic mówi: „Jeśli jeszcze raz rzucisz piaskiem, to idziesz prosto do domu!”, dziecko nie przyswaja całego zdania. Słyszy tylko: „Rzuć piaskiem… jeszcze raz!”.


Groźba staje się prowokacją nie do odparcia.

– A jeśli użyje się słowa „proszę”? – zapytała Sarah. – To kwestia dobrych manier. Mówię dzieciom, co mają zrobić, ale robię to uprzejmie.

Czasami, żeby osłabić wymowę rozkazu, dodajemy słówko „proszę”. Problem jest z tym podobny jak ze skrzydłami u strusia. Wszystko wydaje się na swoim miejscu, ale ten ptak i tak nie wzniesie się w powietrze. Po prostu jest za ciężki. „Proszę” najlepiej zarezerwować dla grzecznościowych wypowiedzi typu: „Podaj mi, proszę, sól”. Kiedy mówisz do dziecka, żeby siedziało spokojnie, usiadło do fotelika czy odłożyło klocki, i dodajesz „proszę”, to ta prośba wcale nie jest uprzejma. Bo przecież nie zaakceptujesz w odpowiedzi: „Nie, dziękuję!”.

– Gdybym zaczęła zajęcia, mówiąc: „Usiądźcie i przestańcie rozmawiać, proszę”, to kto z was przyjąłby to ciepło i chciał współpracować? – zapytałam uczestników.

Nikt nie podniósł ręki.

Ktoś westchnął. Atmosfera na sali mówiła sama za siebie. Wszystko mówimy źle! Wiedziałam, że musimy ruszyć z miejsca, zanim ogarnie ich zniechęcenie i sami urządzą rebelię. Przeszłam więc do tematu zajęć.

– Co zatem możemy zrobić, kiedy konieczna jest współpraca ze strony małej, nielogicznej i niesfornej istoty, jaką jest dziecko? Jeśli nie możemy nakazać mu, co ma zrobić, jaka metoda nam pozostaje?

Narzędzie nr 1. Posłuż się żartem


To nie jest narzędzie, którego można użyć bez względu na nastrój. Musisz czuć, że pozostała ci chociaż odrobina dobrego humoru. Mimo że nie jest to sposób uniwersalny, przedstawiam go na pierwszym miejscu, ponieważ ma niezwykłą moc. Nazwijmy to sztuką żartowania. Dziwisz się zapewne, co to znaczy. Czy ktoś czuje się w nastroju do żartów, kiedy dzieci nie chcą współpracować? I co to w ogóle ma być? Czy nie jest trochę niejasne?

Zasłużone słowa krytyki. Kiedy jednak wypróbujesz ten sposób, może się okazać, że go polubisz. Jeśli więc jesteś w odpowiednim nastroju, czytaj dalej.

W przypadku dzieci do siedmiu lat najlepiej sprawdza się technika, którą można nazwać gadającymi przedmiotami.


Porzucone buty narzekają: „Jest nam zimno i pusto. Może ktoś włoży w nas ciepłe stopy?”. Głodne pudła na zabawki mogą zażądać: „Nakarm nas klockami! Chcę te zielone!”. Kubki niech wołają: „Nie zostawiaj mnie tu samego! Chcę iść do zmywarki, do moich kumpli”. Szczoteczki do zębów mogą powiedzieć twardo: „Hej, wpuszczaj mnie. Masz robala za tym zębem”. Te gadające przedmioty wywołają uśmiech na twarzy dziecka i zmienią jego nastawienie do wykonywania codziennych prozaicznych zadań.

Inną techniką o żartobliwym charakterze jest zamiana nudnego zadania w wyzwanie albo grę.


Zamiast mówić: „Zobacz, jaki bałagan. Masz odkładać brudne rzeczy do kosza”,

spróbuj powiedzieć: „Jak myślisz? Ile sekund zajmie ci wrzucenie brudnych rzeczy do kosza? Dwadzieścia? Oj, chyba nie. Dwadzieścia sekund nie wystarczy. Okej, warto spróbować. Do dzieła… gotowi… start! Jasny gwint, udało ci się w dziesięć sekund! Pobiłeś rekord”.


Zamiast mówić: „Wsiadaj zaraz do samochodu. I żebym nie musiał tego powtarzać”,

spróbuj powiedzieć: „Musimy pokonać drogę od drzwi do samochodu. Może w podskokach? To nie będzie łatwe”.


Zamiast mówić: „Jeśli zaraz nie włożysz piżamy, to nie będzie bajki”,

spróbuj powiedzieć: „Umiesz włożyć piżamę z zamkniętymi oczami?”.


Oczywiście, technik jest więcej niż tylko gadające przedmioty czy zamiana obowiązku w grę. Musisz sprawdzić, na jakie żarty cię stać. Zamiast mówić dziecku swoim normalnym głosem, co ma zrobić, naśladuj kaczkę, komentatora sportowego czy ulubioną postać dziecka z kreskówki albo zaśpiewaj na przykład w stylu country. Dobrym sposobem na wyjście z domu kolegi jest ucieczka przed lawą, ruchomymi piaskami czy aligatorami. Zamiast mówić przedszkolakom na zajęciach, żeby siedziały nieruchomo i cicho, poleć im, żeby zamieniły się w posągi. Powiedz, że muszą być „nieruchome jak lodowe góry” albo „ciche jak myszka ukrywająca się w trawie przed kotem”. Daj im „pigułkę energii” (może to być rodzynka na wysuniętej dłoni), aby miały siłę posprzątać. Jeżeli natchniesz dzieci duchem zabawy, to można przeobrazić nawet najnudniejsze zadanie.

Na twarzach uczestników zajęć malowały się rozmaite odczucia: od zaintrygowania do irytacji. Michael się uśmiechał. Mogłabym się założyć, że przyszedł mu już do głowy jakiś dziki pomysł. Maria wydawała się bliska rozpaczy.

– Czy nie ma takich sytuacji, kiedy dziecko powinno po prostu zrobić to, co rodzice mu każą? Czy naprawdę muszę zamieniać każdy drobiazg w zabawę? Czuję się zmęczona na samą myśl!

Z mojego doświadczenia wynika, że wprowadzenie odrobiny zabawy wymaga mniej energii niż zmaganie się z marudzeniem i oporem, jakie wywołują bezpośrednie polecenia. Poza tym taki styl narzuca miły ton. Nawet jeśli polecenia będą bardziej bezpośrednie, to żartobliwy sposób ich przekazania poprawi atmosferę. Ludzie wtedy są sympatyczniejsi i bardziej skłonni do współpracy.

W ten sposób uczysz też dzieci, jak zamienić nudny obowiązek w przyjemne działanie. Możemy narzekać i snuć czarne wizje, stojąc nad zlewem zapełnionym brudnymi naczyniami, albo puścić żywą muzykę, zrobić pianę i tańcząc, ze śpiewem na ustach posprzątać bałagan. To wartościowa umiejętność w życiu.

Opowieść Michaela. Śmieszne postacie

Kara nie cierpi się rano ubierać. Od niedawna żona i ja zamieniamy się w różne postacie, żeby przez to przebrnąć. Robot Roger (to ja) przemawia mechanicznym głosem i porusza się jak maszyna: „Ta… ręka… musi… trafić… do… rękawa”.

Ale towarzyszy nam rano także żaba Kermit, mówiąca w odpowiedni sposób, oraz szorstka i piskliwa Pani Meanie (to moja żona): „A to co? Nieubrane dziecko? To straszne! Chodź tu zaraz”. Z kolei Delikatna Jennifer (również moja żona) ma zwyczaj przemawiać niezwykle słodko: „Och, kochanie, czy mogłabym włożyć tę skarpetkę na twoją biedną nóżkę? Och, strasznie cię przepraszam, że walnęłam nosem w twój biedny paluszek”. Natomiast Głupia Sally zawsze wszystko robi źle i moja córka musi ją poprawiać: „Czy ten rękaw włożyć na stópki? A ta skarpetka pasuje chyba na ucho, prawda?”.

Oczywiście ulubioną postacią mojej żony jest Pani Meanie, ale niestety Kara dość rzadko prosi, żeby ona się pojawiła. Tak czy inaczej, poranne ubieranie jest teraz dla córki ciekawe. Już nam nie ucieka. Takie zachowanie doprowadzało nas do szału, kiedy byliśmy spóźnieni, czyli w praktyce prawie zawsze.

Opowieść Toni. Sztuka latania

Zawsze rano najwięcej czasu zajmowało mi wyciągnięcie bliźniaczek z samochodu i odstawienie do szkoły. Dziewczynki kłóciły się między sobą, zmuszały mnie do liczenia kroków albo zbierania kamieni – cokolwiek, byle tylko opóźnić sprawę. W zeszłym tygodniu rozmawiały o ważkach, więc powiedziałam:

– Udawajmy rodzinę ważek, która leci do swojego domu w klasie.

Rozpostarłyśmy „skrzydła” i „poleciałyśmy” przez parking do szkoły. Było to takie skuteczne, że powtórzyłam zabawę następnego dnia. Potem udawałyśmy motyle, biedronki, sokoły. Po następnym weekendzie, gdy tylko wysiadłam z samochodu, ochroniarz z parkingu spojrzał na mnie, unosząc brwi, i spytał:

– W co się dzisiaj zamienicie?

Poczułam się trochę zakłopotana, że wygłupiam się w miejscu publicznym, ale co tam, lepsze to, niż krzyczeć na dzieciaki.

Opowieść Marii. Bardzo głodne cążki do paznokci

Benjamin zawsze się buntuje przeciwko obcinaniu paznokci. Nie lubi siedzieć nieruchomo. Poprzedniego wieczoru cążki zaczęły gadać:

– Och, Benjaminie, jesteśmy takie głodne. Dasz nam kawałek swojego różowego paznokcia?

Syn wyciągnął mały palec, a cążki miały pyszną przekąskę:

– Och, dziękujemy ci. Mniam, mniam! Jaki smaczny paznokietek. Możemy prosić o dokładkę?

Benjamin wyciągał kolejne palce. Następnie odbył z cążkami bardzo poważną rozmowę na temat dinozaurów, a ja spokojnie obcięłam paznokcie. Cążki były bardzo zainteresowane różnicą uzębienia między dinozaurami roślinożernymi a mięsożernymi. A Benjamin cieszył się, że może pogadać na ulubiony temat.

Narzędzie nr 2. Daj dziecku wybór


Drugim narzędziem nakłaniającym dzieci do współpracy jest zaproponowanie wyboru zamiast wydawania polecenia. Wybór, zapytacie? Jaki wybór? Nie ma wyboru. Dziecko musi się ubrać, nie pójdzie przecież do szkoły w piżamie. Musi myć ręce, nie będzie jeść kanapki zaraz po zabawie z żabami. Nie będzie jeździć na rowerze bez kasku. Tu nie ma miejsca na negocjacje!

Nie proponuję, aby iść na niezręczne kompromisy albo uczynić trzylatka reżyserem całego spektaklu. Mówię tylko, że każda ludzka istota, również ta najmniejsza, lubi mieć kontrolę nad swoim życiem i możliwość podejmowania decyzji. Możemy zaproponować dzieciom mnóstwo opcji, powstrzymując się od wręczania im kluczyków do samochodu i karty kredytowej.


Zamiast mówić: „Wsiadaj zaraz do samochodu!”,

spróbuj powiedzieć: „Może przygotujesz sobie przekąskę albo zabawkę do samochodu?” „Czy chcesz iść do samochodu wielkimi krokami, czy wolisz w podskokach?”.


Zamiast mówić: „Jeśli będę musiała jeszcze raz powtórzyć, żebyś weszła do wanny....”,

spróbuj powiedzieć: „Wolisz kąpiel z bąbelkami czy z łódkami?” „Czy chcesz iść do wanny w podskokach jak króliczek, czy wolisz podpełznąć jak krab?”.


Zamiast mówić: „Zacznij już odrabiać lekcje. Dosyć wymówek!”,

spróbuj powiedzieć: „Czy wolisz odrobić lekcje od razu i mieć spokój, czy najpierw coś zjesz?” „Chcesz odrobić lekcje w kuchni, gdy będę gotować obiad, czy w swoim pokoju, gdzie jest ciszej?”. Jedna z mam odniosła sukces, mówiąc: „Chcesz odrobić lekcje na stole czy pod stołem?”. (Nietrudno zgadnąć, którą opcję wybrała jej córka).


Zamiast mówić: „Piżama, ale już!”,

spróbuj powiedzieć: „Czy chcesz włożyć piżamę normalnie, czy na lewą stronę?” „Czy chcesz podskoczyć jeszcze pięć razy, zanim włożysz piżamę? W porządku, mogą być wielkie skoki. RAZ… DWA… TRZY…”.


Każde z tych zdań mówi dziecku: „Widzę w tobie osobę, która może podejmować decyzje dotyczące własnego życia”. A kiedy twoje dziecko podejmuje nawet niewiele znaczącą decyzję, zdobywa bezcenną praktykę, niezbędną do podejmowania ważniejszych decyzji w przyszłości.

Opowieść Joanny. Co by tu pociąć?

Wybór nie zawsze przebiega zgodnie ze scenariuszem. Kiedy powiedziałam Danowi, że nie wolno obcinać nożyczkami włosów dywanu, dałam mu całkiem rozsądny wybór:

– Możesz pociąć papier albo karton. Zdecyduj.

Dan wykrzyknął:

– NIE!

Czasami rodzic musi być uparty.

– Nie chcę, żebyś ciął mój dywan. Co innego możesz pociąć?

Tym razem wzbudziłam jego zainteresowanie. Rozejrzał się wokół siebie.

– Mogę pociąć sznurek, mogę pociąć chusteczki, mogę pociąć pranie. Wiem! Chwasty!

I wybiegł na dwór, żeby poobcinać mlecze.

Zauważ, że postawiłam Dana w sytuacji, w której sam musiał dokonać wyboru. Dlaczego miałabym wykonywać za niego tę umysłową gimnastykę?

Opowieść Toni. Zdjęcie doskonałe

Przyjechali do nas krewni na zjazd rodzinny. Moja kuzynka chciała zrobić grupowe zdjęcie, ale jej czteroletnia córka odmówiła współpracy. Nie chciała usiąść ze wszystkimi i żadne argumenty jej mamy nie pomagały. Nie wiem, dlaczego. Przypuszczam, że ma okres, kiedy nie lubi siedzieć spokojnie, więc cała sprawa zamieniła się w próbę postawienia na swoim.

Podeszłam do niej i powiedziałam, że potrzebuję jej pomocy w podjęciu decyzji, czy zrobić zdjęcie, na którym wszyscy stoją, czy takie, na którym dzieci siedzą na stole piknikowym. Spojrzała na mnie zaskoczona, a po chwili powiedziała:

– Na stole piknikowym. – I pobiegła usiąść.

Zostałam bohaterką dnia!

Opowieść Michaela. Problemy z wanną

Proponuję Karze różne wybory dotyczące kąpieli. Pytam ją na przykład, czy podczas kąpieli woli zjeść marchewkę czy plasterki jabłka. Z dobrym skutkiem. Wiem, że brzmi to dziwnie, ale Kara lubi jeść w nietypowych miejscach. Popełniłem jednak błąd, dając jej wybór w dniu, kiedy mieliśmy na kolację naleśniki. Kara trzymała jeszcze w dłoni naleśnik, więc zapytałem, czy woli się kąpać bez niczego czy jeść w wannie naleśniki. Nietrudno zgadnąć, co wybrała. Nie bierzcie ze mnie przykładu. Naleśniki zaskakująco szybko rozpuszczają się w wodzie. A o syropie lepiej nie mówić! Zrobił się wielki bałagan.

Gdy moja żona wróciła do domu i zobaczyła wannę, nieźle się wkurzyła. Ale będziecie ze mnie dumni, bo zaakceptowałem jej uczucia.

– Widzę, że bardzo się zdenerwowałaś tym bałaganem! – powiedziałem. – Posprzątam, jak tylko Kara zaśnie. Po prostu stąd wyjdź i udawaj, że niczego nie widziałaś.

Opowieść Joanny. Dzieci biorą sprawy w swoje ręce

Trzyletni Dan i jego kolega Chris bawili się plastikowymi zwierzątkami. Właśnie trwała walka między tygrysem a lwem. Dan przyciskał tygrysa do ręki kolegi, w której ten trzymał lwa. Chris próbował przycisnąć drugą rękę do dłoni Dana.

– Puść mnie. To boli! – krzyknął Chris.

– Mnie też boli. Muszę przyciskać twoją rękę, bo ty przyciskasz moją.

– Dlatego że ty przyciskasz moją!

Żaden z chłopców nie chciał ustąpić. Kłócili się coraz bardziej zażarcie i byli bliscy łez. Westchnęłam. Będę musiała tam wkroczyć i przerwać bitwę dzikich zwierząt. Właśnie miałam otworzyć usta, kiedy usłyszałam, jak Dan powiedział:

– Christopher, musimy wybrać. Możemy dalej bawić się zwierzątkami i nie przyciskać swoich rąk… albo możemy pobawić się czymś innym. Co wolisz?

Christopher odpowiedział:

– Pobawmy się czymś innym.

Obaj wstali, zostawiając zwierzątka na podłodze.

BARDZO WAŻNE

Nie rób z wyboru groźby

Kiedy proponujesz wybór, musisz pamiętać, aby obie opcje były przyjemne. Nawet jeśli ci to sprawia zadowolenie, powstrzymaj się przed powiedzeniem: „Możesz pójść ze mną albo zostać tutaj, żeby cię pogryzły bezpańskie psy. Decyduj, skarbie!”. Trudno też pochwalić wypowiedziane przez ojca zdanie, w którym obie opcje są nieprzyjemne: „Mogę ci dać klapsa prawą albo lewą ręką. Wybieraj!”.

Narzędzie nr 3. Pozwól dziecku za coś odpowiadać


Rodzice przedszkolaków często narzekają:

– Nie zrobi tego, co mu każę, bo to on chce mieć kontrolę!

– To mu na to pozwól – odpowiadam wtedy.

Kiedy tylko możesz uczynić dziecko odpowiedzialnym za jego własne zachowanie, wyniesiesz z tego korzyści. Obojętnie, czy chodzi o przedszkolaka, nastolatka, dorosłego czy cały naród, kontrolowanie nigdy nie spotka się z pozytywną reakcją. Ludzie w każdym wieku pragną autonomii i niezależności. Co powiesz o bostońskim piciu herbaty? Gdyby sprawa dotyczyła grupy przedszkolaków, nazwalibyśmy całe zdarzenie bostońskim atakiem histerii. Zastanówmy się więc, w jaki sposób możemy oddać dzieciom kontrolę.

Anna spojrzała na mnie pytająco.

– Zaraz. Czy to nie jest tak, jakbyśmy pozwolili zwierzętom prowadzić zoo?

– Po części tak. Ale to nie znaczy, że nie ma żadnych granic. Można uczynić lwa odpowiedzialnym za swój teren, ale nie zapraszać go do snack baru czy sklepu z pamiątkami. Przynajmniej dopóki nie zdobędzie się na pewną powściągliwość.

Jako rodzic możesz określić, co trzeba zrobić, ale zostawić dziecku odpowiedzialność za szczegóły. Zleć mu zadanie! Na dłuższą metę oszczędzi ci to pracy, a twoje dziecko będzie się cieszyło z odrobiny niezależności.

Jeśli na przykład codziennie rano kłócisz się z dzieckiem, czy ma wziąć kurtkę, czy nie, możesz zrobić wykres temperatury.

Opowieść Joanny. Nie potrzeba pogodynki, żeby wiedzieć, skąd wieje wiatr

Kiedy Dan miał pięć lat, z zasady sprzeciwiał się samej idei noszenia kurtki. Co rano odbywał się ten sam nudny i przewidywalny dialog.

– Musisz wziąć kurtkę. Jest zimno.

– Wcale nie.

– Właśnie że tak!

I tak dalej.

Pewnego popołudnia poczułam artystyczną wenę, więc usiadłam nad kartką papieru, wzięła mazaki i duży, zewnętrzny termometr. Zawołałam Dana.

– Musimy zrobić różne obrazki do tego termometru.


Narysowaliśmy kostium kąpielowy i przykleiliśmy go obok 30 stopni Celsjusza. Przy 5 stopniach dokleiliśmy ciepłą kurtkę, a przy zerze – czapkę i rękawiczki, bo może padać śnieg! Potem wypełniliśmy resztę przestrzeni: przy 20 stopniach umieściliśmy T-shirt, przy 16 bluzę, a obok 10 – lżejszą kurtkę. Okleiliśmy rysunki przezroczystą taśmą, żeby nie rozmokły na deszczu, i powiesiliśmy na zewnątrz. Godzina wytężonej pracy.

Ale było warto! Od tej pory Dan stał się mistrzem pogody. Zamiast mówić mu, co ma włożyć, prosiłam, żeby sprawdził temperaturę i powiedział mi, w co mam się ubrać. Odkąd stał się za to odpowiedzialny, już więcej nie protestował.


Sarah wyrywała się, żeby zabrać głos.

– Znam inny dobry sposób na wykorzystanie tego narzędzia. Uczynić dzieci odpowiedzialnymi za czas! Ciągle im marudzimy: „Jeszcze dziesięć minut zabawy” albo „Pospiesz się, za pięć minut przyjedzie autobus”, a one i tak tego nie łapią. Mamy w klasie taki przydatny zegar. Kiedy przesuwasz wskazówkę, dany fragment robi się czerwony. Jeżeli nastawisz go na 30 minut, to połowa tarczy jest czerwona. Jeśli na 15 minut, to ćwiartka jest czerwona. W miarę upływu czasu czerwonego ubywa, więc dzieci mogą w ten sposób zobaczyć mijanie czasu. Dzięki temu mogą być odpowiedzialne za zmiany dyżurów, wiedzą, kiedy trzeba zacząć sprzątać. Nie musimy ich wciąż popędzać. Słyszałam nawet, jak mówiły do siebie: „Musimy się pospieszyć. Został tylko paseczek czerwonego!”.


Szkoda, że nie miałam takiego zegara, kiedy moje dzieci były małe. Pojęcie czasu jest dla nich trudne do zrozumienia. To coś abstrakcyjnego, niewidzialnego, nienamacalnego, na punkcie czego dorośli mają obsesję. Żyjemy w świecie, w którym minuty i sekundy płyną w zastraszającym tempie, w świecie, w którym wciąż się powtarza: „Dalej, dalej, bo się spóźnimy!”. Świat dzieci to zupełnie inna rzeczywistość. Królują tam inne postawy: „Och, zobacz, pajączek zwisa z sufitu”, „Och, może zrzucimy te poduchy z kanapy”, „Ciekawe, czy pies zliże sok jabłkowy z dywanu”. Wściekamy się na dzieci, że nie spieszą się tak jak my. Bardzo lubię pomysł, żeby to one były odpowiedzialne za czas.

Opowieść Joanny. O naturze czasu

Wiele lat temu odbyłam poniższą rozmowę z Noah, czteroletnim kolegą mojego syna.

JA: Noah, Dan musi wyjść za pięć minut.

NOAH: Ile to jest pięć minut? Długo czy krótko?

JA: To zależy od tego, jak się czujesz. Jeśli dobrze się bawisz, wydaje się to krótko. Jeśli coś cię boli, na przykład masz klamerkę zaciśniętą na nosie, wydaje się to długo.

JA (kilka minut później): Noah, dlaczego masz klamerkę na nosie?

NOAH: Żebyśmy mogli bawić się dłużej.

Narzędzie nr 4. Udziel informacji


Nie potrzeba skomplikowanych przygotowań, aby pozwolić dziecku kierować. Czasami wystarczy podać mu prostą informację, zamiast wydawać polecenie. Jak to działa? Udzielasz dziecku informacji. Ma wtedy szansę samodzielnie wymyślić, co należy zrobić. Nie tylko unikasz naturalnego oporu, jaki pojawia się w przypadku bezpośredniego polecenia, ale przygotowujesz też grunt pod to, aby dziecko mogło rozwinąć zdolność samokontroli, obojętnie, czy w pobliżu jest dorosły, który mówi mu, co ma zrobić, czy też go nie ma. To naprawdę cenna lekcja. Oferujesz dziecku przydatną wiedzę na przyszłość zamiast zasady, której mogłoby przestrzegać tylko wtedy, gdy jesteś w pobliżu, aby ją wymusić.


Zamiast mówić: „Przestań walić w keyboard. Zepsujesz go!” (Na co zapewne usłyszysz obrażoną odpowiedź: „Właśnie, że nie zepsuję!”),

udziel informacji: „Keyboard to delikatny instrument. Trzeba bardzo lekko dotykać klawiszy”.


Zamiast mówić: „Znów nie zakręciłeś kleju. Wspaniale!”,

udziel informacji: „Klej szybko wyschnie, jeśli go nie zakręcisz”.


Zamiast mówić: „Zapnij pasy albo nie zawiozę cię do kolegi”,

udziel informacji: „Przepisy mówią, że każdy musi zapiąć pasy, zanim samochód ruszy”.


Zamiast mówić: „Co ty sobie myślisz? Nie zostawiaj sera na krześle”,

udziel informacji: „Pies może zjeść ten ser”.


Urok tego narzędzia polega też po części na tym, że człowiek się nie irytuje, kiedy metoda nie zadziała. Gdy wydajesz dziecku bezpośrednie polecenie – „Natychmiast zapnij pasy!” – a ono nie reaguje, od razu wpadasz w złość. Ale gdy udzielasz informacji i pozostaje to bez echa, możesz użyć innego narzędzia i nie masz wrażenia, że dziecko cię zlekceważyło. Będziesz w lepszym nastroju, żeby wypróbować coś innego.

Opowieść Marii. Poczta lotnicza

Wracaliśmy do domu i Benjamin chciał wyjąć pocztę ze skrzynki. Wniósł papiery do środka i natychmiast wyrzucił wszystko w powietrze. Zamiast mówić: „Hej, tak się nie robi! Pozbieraj to zaraz”, powiedziałam: „Benny, pocztę odkładamy na biurko”.

Pozbierał wszystko i odłożył na biurko.

Narzędzie nr 5. Powiedz to jednym słowem (albo wyraź gestem)


Kontrolując zachowanie dzieci, powtarzamy do znudzenia te same kwestie. Już to wszystko słyszeli. I to wiele razy! Spójrzmy prawdzie w oczy, dzieci są głuche na nasze marudzenie. Zresztą podobnie zachowują się dorośli. Co byście woleli usłyszeć, kiedy będziecie wychodzić z sali po zakończeniu tych zajęć?

„Znowu nie zasunęliście krzeseł. Ile razy mam wam to powtarzać? Nie ma tu służącej, która posprząta po was klasę”.

Albo:

„Krzesła!”.

– Gdybyś powiedziała to pierwsze, to miałabym pokusę, żeby walnąć cię tym krzesłem w głowę – przyznała Toni.

– Będę o tym pamiętać!

– Powiedziałam tylko, że miałabym pokusę – zapewniła mnie Toni. – Prawdopodobnie nie zrobiłabym tego. Ale mówiąc serio, czuję różnicę. Kiedy mówisz: „Krzesła!”, dajesz nam chwilę do namysłu. Zakładasz, że jeśli tylko zasygnalizujesz problem, to chętnie go rozwiążemy. Tym pierwszym sposobem okazujesz brak szacunku. Sugerujesz, że jesteśmy leniwymi, bezmyślnymi osobami.

– Tak! Trafiłaś w samo sedno. To nie jest tylko proste narzędzie, ale zupełnie inne nastawienie. Zakładasz, że twoje dziecko samo sobie powie, co ma zrobić.

Co się dzieje, kiedy powiesz do czterolatka: „Ogryzek!”? Musi pomyśleć. „Ogryzek? Co z ogryzkiem? Och, zostawiłam go na kanapie. Chyba powinnam go wyrzucić do śmieci”. Dziecko samo sobie mówi, co ma zrobić. Nie odczuwa, że ktoś mu rozkazuje. I nie będzie miało ochoty walnąć cię tym ogryzkiem w głowę.

Uważaj tylko, aby tym pojedynczym słowem był rzeczownik, a nie czasownik. Czasownik może zabrzmieć jak rozkaz. Siadaj! Chodź! Ucisz się! To się nadaje do tresowania psów, a nie wychowywania dzieci.

Poprosiłam grupę o podanie przydatnych przykładów. Propozycje popłynęły szeroką falą:

„Pasy”. (Zamiast: „Natychmiast zapnij pasy”).

„Kurtka”. (Zamiast: „Podnieś kurtkę z podłogi i odwieś ją na wieszak”).

„Światło”. (Zamiast: „Ile razy mam ci powtarzać, żebyś zgasił światło, kiedy wychodzisz z łazienki?”).

Gest mycia zębów.

Gest przyłożenia palca do ust.

Gest mycia rąk.


Najprzyjemniejsze w tej metodzie jest to, że można jej używać niezależnie od nastroju: kiedy człowiek ma dobry humor i kiedy jest zły. Jeśli setny raz prosisz dziecko, żeby nie zostawiało na kanapie ogryzka od jabłka, a tymczasem właśnie usiadłeś na oślizgłym, zgniłym ogryzku i czujesz, jak wilgoć przenika przez spodnie, możesz wstać i ryknąć: „OGRYZEK OD JABŁKA!”. Dla rodzica to rodzaj terapii, a u dziecka nie spowoduje długotrwałych szkód psychologicznych. Wyraziłeś dosadnie, co czujesz, nie uciekając się do atakowania, przezywania czy gróźb.

Opowieść Sarah. Dobra rada

Z wielkim trudem przychodzi mi rezygnowanie z wygłaszania kazań, kiedy dzieci zostawiają na wierzchu jedzenie. Wyjątkowo mnie to denerwuje. Chcecie wiedzieć, co mówię? „Znowu nie schowałeś mleka. Już ci mówiłam, że jeśli jesteś dostatecznie duży, żeby wyjąć jedzenie z lodówki, to możesz też sam je schować. A tak to cały karton skwaśnieje. Wiesz, ile kosztuje mleko?”. Mogę tak bez końca!

Narzędzie nr 6. Opisz, co widzisz


Czasami pojedyncze słowo nie wystarczy i trzeba wypowiedzieć kilka. Dziecko może dobrze zareagować, jeśli potrafisz ograniczyć się do prostego opisu, nie dodając pełnego złości polecenia albo oskarżenia.


Zamiast mówić: „Nie zostawiaj kurtki na podłodze. Nie mam zamiaru po tobie sprzątać”,

opisz: „Kurtka leży na podłodze”.

Zamiast mówić: „Robisz wielki bałagan. Posprzątaj to albo schowam farby”,

opisz: „Farba cieknie”.


Zamiast mówić: „Wracaj tu zaraz! Jesteś na pół goły!”,

opisz: „Widzę chłopca, który biega w niekompletnej piżamie. Ma na sobie koszulkę i zaraz włoży… spodnie!”.

BARDZO WAŻNE

Pochwal postępy, zanim opiszesz, co trzeba jeszcze zrobić

W ostatnim przykładzie można było zauważyć, że kiedy opisujesz, co widzisz, to skupiasz się na pozytywnych aspektach. Opisz postępy, które dostrzegasz, zanim wskażesz, co jeszcze trzeba zrobić. Zamiast mówić: „Widzę, że nie skończyłeś sprzątania”, możesz powiedzieć: „Widzę, że odłożyłeś na miejsce prawie wszystkie samochody i klocki! Została tylko jedna wywrotka i kilka klocków”.

Narzędzie nr 7. Opisz, co czujesz


Jako rodzice i nauczyciele wymagamy od siebie nieskończonej cierpliwości do dzieci. Oczekujemy, że wystarczy wziąć głęboki oddech, policzyć do dziesięciu, zwizualizować sobie jakieś rajskie miejsce, aby zawsze zachowywać spokój i kontrolować sytuację. To zupełnie oderwane od życia! Jesteśmy ludźmi, a nie robotami. Udawanie, że wciąż zachowujemy spokój, to bardzo zły pomysł, bo większość z nas i tak w końcu eksploduje.

Dziecko powinno wiedzieć, co odczuwa druga osoba. To bywa pomocne. Dzieci muszą wiedzieć, kiedy ich rodzice czy nauczyciele są przerażeni, sfrustrowani, rozgniewani. Trudno im pojąć, co się dzieje, gdy nasze słowa nie współgrają z emocjami.

Kiedy opisujesz, co czujesz, nie tylko dajesz dziecku ważną informację, ale również kształtujesz słownik emocjonalny, którym może się posłużyć, kiedy samo będzie przeżywać całą gamę uczuć.

Opowieść Michaela. Nieuleganie presji

Prasowałem właśnie koszulę, kiedy Jamie poprosił mnie, żebym mu pomógł zrobić kanapkę z masłem orzechowym i dżemem. Zazwyczaj w takiej sytuacji przerwałbym prasowanie, żeby mu pomóc. Musiałbym odłączyć żelazko od prądu i odstawić w takie miejsce, żeby Kara nie mogła go dosięgnąć. Ale tym razem zdałem sobie sprawę, że wcale nie mam ochoty tego robić, więc powiedziałem do syna:

– Wyprasuję najpierw tę koszulę, bo inaczej będę nie w humorze. Pomogę ci, jak tylko skończę prasować rękawy.

– Dobrze, tato – odparł Jamie.

I kręcił się w pobliżu, patrząc, jak prasuję.

Przed zajęciami nie przyszłoby mi do głowy, żeby mu powiedzieć, co czuję. Wydaje mi się to bardzo dziwne, że dopiero mając trzydzieści cztery lata, nauczyłem się mówić, że jestem niezadowolony, a mój syn wie to już w wieku czterech lat. Ale mnie wyprzedził!

Opowieść Joanny. Alpinista bez lęku

Mój syn Dan jako dziecko nie odczuwał strachu. Wszelkie ostrzeżenia, które miały mu uświadomić, że jest istotą śmiertelną, spływały po nim jak woda po kaczce. Kiedy chodziliśmy po górach, często go ostrzegałam, żeby nie zbliżał się do krawędzi urwiska:

– Możesz spaść i zrobić sobie krzywdę.

Jaka była standardowa odpowiedź?

– Wcale nie – rzucał bez zastanowienia.

Lepsze efekty dawało zwrócenie się do niego w inny sposób:

– Ogarnia mnie strach, gdy widzę chłopca, który zbliża się do krawędzi urwiska. Boję się, że połamie sobie kości! Czuję się lepiej, gdy stoisz w tym miejscu i ani trochę dalej.


Jeśli był w swoim zwykłym ugodowym nastroju, to bez problemu mnie słuchał. Jeżeli nie, to sama musiałam go przesunąć w bardziej bezpieczne miejsce. Nie dawało się wpoić mu poczucia strachu, ale na ogół chętnie spełniał prośby swojej nerwowej matki.

Opowieść Marii. Kain i Is (Abel)

Odkąd na świat przyszło drugie dziecko, w moim domu jest tak, jakby pojawili się Kain i Abel. Kiedy Benjamin robi krzywdę Isabel, dostaję szału. Zwykle wykrzykuję to, co mi przyjdzie do głowy:

– Nie popychaj siostry! Jest jeszcze mała! Robisz jej krzywdę! To podłe!

Reaguje na to bardzo niegrzecznie. Czasami dosłownie śmieje mi się w twarz.

W tym tygodniu zamiast krzyczeć, zaczęłam mówić, co czuję.

– Kiedy widzę, jak jedno dziecko robi krzywdę drugiemu, to jestem zła!

Muszę przyznać, że metoda jest skuteczna! Benjamin przestaje dokuczać siostrze, nie śmieje się ani nie ucieka. Wczoraj przed snem to on mi powiedział, co czuje. Skakał po łóżku i punktując każde słowo podskokiem, mówił:

– Jestem… zły… na… ciebie!

Nietrudno było zgadnąć dlaczego. Isabel miała gorączkę, więc cały dzień nosiłam ją na rękach. Powiedziałam do Benjamina:

– To denerwujące, kiedy siostra jest chora! Bo mama zajmuje się tylko nią.

Skakał dalej, nim w końcu opadł na łóżko, a ja chwaliłam każdy podskok:

– O rety, prawie dotknąłeś sufitu. Prawie wzleciałeś w powietrze jak ptak. Prawie dotarłeś w kosmos!

Powiedziałam mu też:

– Kiedy jesteś zły, potrafisz powiedzieć o tym słowami, zamiast bić. Jesteś w tym coraz lepszy, a to nie jest łatwe.

Wślizgnął się na moje kolana i się przytulił!

Czuję, że ten język pomaga nam przywrócić bliski kontakt, jaki mieliśmy przed narodzinami Isabel, zanim zamienił się w szorstkiego starszego brata, a ja w rozgniewaną matkę.

BARDZO WAŻNE

Kiedy wyrażasz gniew albo frustrację, mów w pierwszej osobie, unikaj drugiej

Kiedy w ostatniej historii Maria powiedziała Benjaminowi, że jest zła, zrobiła to w wyjątkowo umiejętny sposób, bo uniknęła zwracania się w drugiej osobie.

Powiedziała: „Kiedy widzę, jak jedno dziecko robi krzywdę drugiemu, to jestem zła!”, zamiast mówić: „Kiedy widzę, jak robisz krzywdę swojej siostrze…”.

Kiedy wyrażamy rozdrażnienie, irytację czy gniew, musimy pamiętać, aby nie zwracać się w drugiej osobie.

Forma „ty” jest oskarżycielska. Gdy tylko dziecko ją słyszy, zbiera siły do obrony. Może się wówczas kłócić, niegrzecznie śmiać, uciec albo też wpaść w złość. Jeśli potrafimy zrezygnować z formy drugiej osoby, to prawdopodobnie szybciej nakłonimy dziecko do współpracy.

Jest przecież kolosalna różnica między zdaniami: „Zobacz, jaki zrobiłeś bałagan!” a „Nie podoba mi się, że jedzenie leży na podłodze!”.

Na pierwsze stwierdzenie dziecko przypuszczalnie odpowie: „Ja tego nie zrobiłem!”, „Dlaczego na mnie krzyczysz? To wina Johnny’ego”, „Co mnie to obchodzi?”. Drugie sformułowanie pozwala pomyśleć: „Aha, mama naprawdę nie lubi, jak krakersy leżą na dywanie. Lepiej je pozbieram”.

Kiedy widzisz, że dziecko robi coś niebezpiecznego, to zazwyczaj nie pomaga standardowe zdanie: „Przestań, bo zrobisz sobie krzywdę!”, na które zwykle usłyszysz klasyczną odpowiedź: „Wcale nie”.

Bardziej skuteczne jest opisanie własnych uczuć bez stosowania formy „ty”. „Boję się, kiedy widzę, że ktoś skacze dookoła kuchenki, kiedy gotuję. Obawiam się oparzenia”.

Gdy dziecko żąda: „Daj mi soku!”, nie zawracaj sobie głowy mówieniem: „Jesteś niegrzeczna!”. Nazywanie córki w ten sposób nie pomoże jej nauczyć się uprzejmości. Raczej sprowokuje do powiedzenia: „Ty też jesteś niegrzeczna!”.

Uzyskasz lepszy skutek, jeśli powiesz jej, jak się czujesz: „Nie lubię, jak się na mnie krzyczy. To nie zachęca mnie do pomocy. Lubię słyszeć: »Mamo, czy mogę prosić o sok?«”.

Często bywa tak, że dzieci dobrze reagują, jeśli nauczymy ich słów, których mogą użyć, gdy chcą coś dostać. Im młodsze dziecko, tym bardziej bezpośrednio możesz mu podsuwać słowa, które chcesz usłyszeć.

BARDZO WAŻNE

Ostrożnie wyrażaj silną złość. Można to odebrać jako atak

Nawet gdy używasz idealnego słownictwa, małemu dziecku trudno jest powstrzymać w obecności dorosłego silne negatywne uczucia. Oszczędnie posługuj się słowami: zły i wściekły. Jeśli dziecko nie ma się czuć atakowane, to lepiej stosować takie słowa, jak: zdenerwowany, sfrustrowany, czy sformułowania: nie lubię (nie podoba mi się), gdy.

Pamiętam, jak jedna z uczestniczek warsztatów powiedziała, że jest sfrustrowana tym, że zawsze kończymy zajęcia z opóźnieniem. Wyjaśniła, że często opuszcza przez to koniec sesji, bo musi wrócić do domu, żeby zwolnić opiekunkę. Poczułam się rozczarowana. Myślałam, że idę ludziom na rękę, opóźniając rozpoczęcie zajęć, a tymczasem okazało się, że utrudniam życie tej jednej mamie, która była zmuszona punktualnie wychodzić. Przeprosiłam ją i postanowiłam zapowiedzieć grupie, że będę zaczynać zajęcia o wyznaczonej porze.

A gdyby ta mama powiedziała, że jest wściekła, bo zawsze opóźniam początek zajęć? Jestem pewna, że moja reakcja byłaby inna. Poczułabym się zaatakowana i być może zastanawiałabym się, czy kobieta nie jest trochę niezrównoważona. Być może starałabym się jej unikać w przyszłości.

Zachowaj wściekłość na sytuacje, kiedy już nie da się jej uniknąć. Dziecko pacnęło cię w nos, ubrudziło kota melasą, spłukało twoją ślubną obrączkę w toalecie. Wściekłość nie nadaje się na codzienną przyprawę związku!

Narzędzie nr 8. Napisz liścik


Jeśli powtarzasz w kółko tę samą prośbę i już masz dosyć słuchania własnego głosu, to może pora napisać liścik. To nic, że dziecko nie umie jeszcze czytać. Słowo pisane ma tajemniczą moc, której brakuje słowu mówionemu. Liścik może się okazać bardziej skuteczny niż ględzenie.

Opowieść Joanny. Zaproszenie do kąpieli

Przeklęty czas kąpieli – to była jedna z powtarzających się bitew, którą udało się zakończyć dzięki liścikowi. Możesz oczywiście wrzucić dziecko siłą do wanny, jeśli nie boisz się o swój kręgosłup. Moje dzieci wynajdowały tyle sposobów oporu i przeciągania sprawy, że na samą myśl o kąpieli robiłam się zmęczona i poirytowana. Zaczęłam się wręcz zastanawiać: „Dlaczego dzieci mają być czyste? Ile czasu mogę ich nie kąpać? Kilka dni? Tygodni? Czy nauczyciele coś zauważą?”.


Rozwiązałam ten problem za pomocą oficjalnego pisma. Zrobiłam coś w rodzaju biletu uczestnictwa w kąpieli. Zaproponowałam różne opcje, rysując przy każdej kwadrat do wypełnienia: kąpiel o 18, 18.15 i 18.30. O 18 była oferta specjalna – kąpiel z bąbelkami. O 18.15 – zabawa z marchewkami i gumową rybką. Każde z dzieci musiało zaznaczyć markerem odpowiedni kwadrat. I robiło to z radością po uprzednim wnikliwym rozważeniu, co wybrać. Byłam zdumiona, że pismo tak dobrze zdało egzamin. Pozostało mi tylko machanie kartką i ogłaszanie:

– Jest osiemnasta, sir. Kąpiel gotowa!

Opowieść Sarah. Godziny otwarcia

Staram się wstawać wcześniej, aby mieć dwadzieścia minut na wypicie kawy i przeczytanie gazety, zanim przystąpię do działania. Ten okres przystosowawczy jest mi naprawdę potrzebny. Ale Mia zaczęła wcześnie zakradać się na dół. Kiedy jej mówię, że jeszcze nie wolno wchodzić do kuchni, kręci się dookoła, wstawia jedną stopę i ucieka na schody. Z uroczą, łobuzerską miną. Dla mojej córki skoczyłabym w ogień, ale nie cierpię, kiedy tak robi. Po prostu chcę mieć kilkanaście minut dla siebie!

W tym tygodniu napisałam notatkę na dużej kartce papieru i przyczepiłam ją do ostatniego stopnia schodów. Informacja brzmiała: KUCHNIA OTWARTA OD 7.00. Kiedy Mia zeszła na dół, zapytałam ją:

– Widziałaś znak?

– Mamo, przecież nie umiem czytać.

– Chcesz, żeby ci przeczytała?

– Dobrze.

Przeczytałam jej notatkę. Mia ma swój zegar. Nastawiłam go, a potem wróciła na górę i poczekała do 7.00.

Narzędzie nr 9. Przejdź do działania, nie obrażając


Żadne z opisanych tu narzędzi nie będzie skuteczne wobec każdego dziecka przez cały czas. Nadal jesteś osobą odpowiedzialną za zoo i musisz robić, co do ciebie należy, żeby wszystko funkcjonowało. Ostatnie narzędzie w tym rozdziale to przejście do działania bez obrażania dziecka.

Jeśli twoje dziecko odmawia włożenia kasku rowerowego – pomimo zastosowania żartu, wyboru, udzielenia informacji, to możesz powiedzieć: „Odstawiam na razie twój rower. Nie jesteś w nastroju do tego, żeby nosić ciasny kask, a ja nie pozwolę ci jeździć bez niego”.

Jeśli twoje dziecko wciąż wali palcami w ekran dotykowy tabletu pomimo tłumaczenia, że trzeba to robić delikatnie, możesz zabrać urządzenie, mówiąc: „Widzę, że masz dużo energii. Boję się, że ekran może pęknąć. Znajdźmy do zabawy coś, czego nie trzeba delikatnie traktować”.

Jeśli twoje dziecko rzuca żwirem w parku pomimo zaproponowania kuszącej alternatywy, możesz powiedzieć: „Idziemy do domu. Nie chcę, żeby ktoś oberwał kamykiem, nawet takim małym”.

Jeżeli twoje dziecko chce pomagać w wykładaniu ciasta naleśnikowego na patelnię, ale pomimo przyjacielskiego przypomnienia nie przestaje skakać wokół kuchenki, możesz powiedzieć: „Nie mogę teraz z tobą gotować. Boję się, że się poparzysz”.

Jeżeli twoje dziecko nie chce usiąść w foteliku samochodowym, powiedz: „Rozumiem, że pasy cię uwierają. Bez nich czujesz się swobodniej. Nie mogę zawieźć cię do kolegi, jeśli nie zapniesz pasów”. Albo: „Nie chcę spóźnić się do pracy. Zapinam cię w foteliku. Wiem, jak bardzo tego nie cierpisz”.

Jeśli twój uczeń rozpryskuje na kolegów farbę z pędzla, możesz powiedzieć: „Widzę, że zupełnie nie masz ochoty na malowanie na papierze. Nie mogę pozwolić na pryskanie na inne dzieci. Posadzę cię przy stole z plasteliną. Możesz ją ściskać, zwijać, walić w nią i rozpłaszczyć jak naleśnik!”.

Zauważ, że w żadnym z tych przykładów dziecko nie jest strofowane ani oskarżane. Dorosły opisuje tylko własne uczucia i działania. Ustala zasady, narzuca ograniczenia lub informuje o swoich wartościach.


To było długie spotkanie. Uczestnicy zajęć patrzyli na mnie szklistym wzrokiem. Ktoś westchnął. W końcu Anna wyraziła słowami to, co wisiało w powietrzu.

– Tyle z tym pracy. Wybory, żarty, robienie kart pogody, kupowanie specjalnych zegarów. Gdzie jest koniec tego wszystkiego? Kiedy mogę po prostu powiedzieć dziecku, co ma zrobić, i ono to zrobi?

Wzruszyłam ramionami.

– Z dziećmi ciągle jest zamieszanie. Są męczące. A małe jeszcze bardziej. Moim zdaniem wszystko jest zabawniejsze, gdy naszemu zmęczeniu towarzyszy serdeczność, a nie irytacja. Te narzędzia mają pomóc w osiągnięciu pierwszego stanu. Z czasem jest łatwiej. Im starsze są dzieci, tym częściej biorą za siebie odpowiedzialność, zwłaszcza jeśli od najmłodszych lat są uczone dokonywania wyborów i przejmowania kontroli nad własnym zachowaniem.

A w sytuacjach, gdy nie masz cierpliwości ani energii, żeby wymyślić jakiś wspaniały sposób, to nadal odcinasz kupony od tego, że wiele razy chciało ci się podjąć ten wysiłek. Chciało ci się nakłaniać dzieci do współpracy bez rozkazywania, przekupstwa i gróźb. Wierz mi, że zapłata za to jest naprawdę ogromna. Kolejne badania dowodzą, że małe dzieci, którym się bez przerwy nie rozkazuje, z większą chęcią wypełniają proste prośby rodziców – na przykład sprzątają zabawki – niż dzieci, które są bez przerwy kontrolowane i sterowane. Te pierwsze współpracują też lepiej z innymi, na przykład z nauczycielami, i chętniej przestrzegają zasad, nawet bez kontroli osoby dorosłej. Samokontrolę można rozwinąć tylko poprzez ćwiczenia, a nie siłą!3.





PRZYPOMNIENIE

Narzędzia zachęcające do współpracy

1. Posłuż się żartem.

● Wymyśl grę.

„Czy zdążymy schować wszystkie samochody do skrzyni, zanim zadzwoni minutnik? Do dzieła… gotowi… start!”.

● Użyj gadających przedmiotów.

„Jestem samotną skarpetką. Włóż we mnie stopę!”.

● Użyj niemądrych głosów albo intonacji.

„Jestem… twoim… robotem… Muszę… natychmiast… zapiąć… pasy”.

● Udawaj!

„Musimy wdrapać się na tę oblodzoną górę, do fotelika”.

● Odgrywaj niekompetentnego głupca.

„O rety, gdzie mam włożyć ten rękaw? Na głowę? Nie? Na rękę? To takie trudne! Dziękuję, że mi pomogłaś!”.


2. Daj dziecku wybór.

„Czy chcesz ruszyć do wanny w podskokach jak króliczek czy podpełznąć jak krab?”.

3. Pozwól dziecku za coś odpowiadać.

„Johnny, mógłbyś ustawić zegar i powiedzieć nam, kiedy mamy wyjść?”.


4. Udziel informacji.

„Chusteczki wyrzuca się do śmieci”.


5. Powiedz to jednym słowem (albo wyraź gestem).

„Do śmieci!”.


6. Opisz, co widzisz.

„Widzę, że większość klocków trafiła do pudła. Zostało tylko kilka”.


7. Opisz, co czujesz.

„Nie podoba mi się, kiedy jedzenie leży na podłodze”.


8. Napisz liścik.

„Włóż mnie na głowę przed jazdą. Twój kochający kask rowerowy”.


9. Przejdź do działania, nie obrażając.

„Chowam na razie farby. Nie pozwolę ci chlapać na inne dzieci”.

BARDZO WAŻNE

● Nie rób z wyboru groźby. Upewnij się, że obie opcje są do zaakceptowania przez ciebie i przez twoje dziecko.


● Doceń postępy, zanim powiesz, co trzeba jeszcze zrobić.


● Kiedy wyrażasz gniew albo frustrację, mów w pierwszej osobie, unikaj drugiej.


● Oszczędnie wyrażaj silną złość. Można to odebrać jako atak.

3

Dla pogłębienia dyskusji przeczytaj rozdział trzeci „Too Much Control” z książki: Alfe Kohn, Unconditional Parenting. A także: Donelda J. Stayton, Robert Hogan, i Mary D. Salter Ainsworth, „Infan Obedience and Maternal Behavior,” Child Development 42 (1971): 1057–1969.

Jak mówić, żeby maluchy nas słuchały

Подняться наверх