Читать книгу Dobry wybór - K.A. Linde - Страница 9
ROZDZIAŁ CZWARTY Heidi
Оглавление– Powiedziałabym, że impreza się udała – podsumowała Emery kilka godzin później, ziewając szeroko.
– Wspaniale się udała – przytaknęłam.
– Wypadła dużo lepiej niż zjazd po pięciu latach od skończenia szkoły.
– Tak. Tym razem udało mi się załatwić otwarty bar. Ludzie są fajniejsi, kiedy sobie wypiją.
– Prawda. Poza tym wszyscy się trochę zmienili od ostatniego szkolnego spotkania. Pięć lat temu dopiero co skończyli college.
– Albo właśnie urodziło im się drugie dziecko – przypomniałam jej.
Emery się roześmiała.
– No właśnie.
– Cieszę się, że przyszłaś. Teraz wracasz do Jensena, tak?
Spojrzała na mnie trochę zmieszana.
– Nie zachowuj się, jakbyś mnie znała na wylot.
– Oczywiście, że znam cię na wylot. Przyjaźnimy się od przedszkola, a teraz na dodatek mieszkamy razem!
Przyciągnęłam ją do siebie, mocno objęłam i razem kołysałyśmy się w tył i w przód w jakimś powolnym tańcu dwóch podchmielonych dziewczyn.
– Jesteś cudowna – oświadczyła Emery.
– A ty najprzecudowniejsza.
– Przepraszam, że przerywam ten romantyczny moment – powiedział Jensen z rozbawioną miną. – Chyba nie możemy wrócić do domu, dopóki nie odstawimy bezpiecznie Landona do Austina.
Emery jęknęła.
– Jestem taka zmęczona. Chcę do domu.
– To tak samo jak ja, ale nie wiem, czy zauważyłaś, że Landon jest zalany w trupa.
Skinęłam głową. Ja to zauważyłam wyraźnie, chociaż starałam się na niego nie patrzeć. Chociaż ludzie zaczynali już powoli wychodzić z baru, futboliści w głębi sali nadal bawili się hałaśliwie. Nawet Landon dołączył do wrzaskliwej zabawy, chociaż nie było to w jego stylu. Patrzyłam na to z zażenowaniem. Najwyraźniej rzeczywiście przeżywał jakiś trudny okres, skoro było z nim aż tak źle.
Emery ziewnęła przeciągle, jakby chciała powiedzieć: „Na miłość boską, chodźmy już stąd!”.
Roześmiałam się na ten widok.
– Dopilnuję, żeby wziął taksówkę. I tak muszę tu zostać do zamknięcia baru, żeby rozliczyć się z Peterem. Nie pozwolę Landonowi na żadne głupie wybryki – obiecałam Jensenowi.
– Na pewno nie masz nic przeciwko temu? – Po jego minie było widać, że jako najstarszy brat czuł się w obowiązku zapewnić bezpieczeństwo całemu rodzeństwu. Bardzo mi się to podobało.
– Na pewno. Nie martw się. Zamówiłam już kilka taksówek, żeby rozwiozły ludzi do domów. Każę kolegom z drużyny zanieść go do jednej z nich. To żaden kłopot – oznajmiłam.
Emery uniosła brew i odbyłyśmy rozmowę bez słów.
– Chcesz wsadzić Landona do taksówki, tak?
– Tak. Co w tym dziwnego?
– I o nic innego ci nie chodzi?
– Oczywiście, że nie!
– Jasne.
– Naprawdę.
– Nie wierzę ci.
– Spadaj, Robinson.
– Jak sobie życzysz, Martin.
Roześmiałam się i popchnęłam ją w stronę Jensena.
– O nic się nie martwcie. Wracajcie do domu uprawiać bezmyślny seks.
Emery jęknęła.
– Nienawidzę cię.
– Też cię kocham, zołzo.
– Dzięki za pomoc, Heidi – powiedział Jensen, gestem zachęcając Emery, żeby poszła przodem. – Naprawdę jestem ci wdzięczny. Jeśli coś pójdzie nie tak albo okaże się, że potrzebujesz mojej pomocy, nie wahaj się zadzwonić.
Boże, Jensen to taki przyzwoity facet!
– Oczywiście, ale nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
– Słynne ostatnie słowa – wymamrotał i podążył do drzwi za Emery.
Chciałam się roześmiać, rozbawiona tym komentarzem, ale fakt, z Wrightami zawsze coś szło nie tak.
Kiedy zabrakło Emery, spotkanie straciło dla mnie urok. Oprócz Landona nie utrzymywałam kontaktu z nikim z naszej klasy. Owszem, miałam ich wśród znajomych na Facebooku i Instagramie, ale nie angażowałam się w ich życie osobiste. Mogłam poszukać towarzystwa innych cheerleaderek, ale teraz, kiedy rozmawiały głównie o dzieciach, nie pasowałam do nich. Znałam tu wszystkich, lecz nagle poczułam się bardzo samotna.
Znów podeszłam do baru, gdzie wyglądający na bardzo zmęczonego Peter polerował stos szklanek i kieliszków.
– Długa noc?
Wzruszył ramieniem.
– Miałem tu dziś niezły ruch, na wypadek, gdyby ci to umknęło.
– Zauważyłam.
Przeczesał dłonią długie do ramion włosy.
– Masz towarzystwo – oznajmił.
Na te słowa natychmiast się odwróciłam, spodziewając się zobaczyć Landona. Natychmiast wkurzyłam się na siebie za takie oczekiwanie. Zamiast Landona zobaczyłam Brandona zbliżającego się ze znaczącym uśmieszkiem i uwodzicielskim spojrzeniem.
– Co tam, Brandon? – zapytałam z uśmiechem.
Przyparł mnie do baru.
– Masz ochotę wyjść stąd razem ze mną?
Tak po prostu. Bez żadnego wstępu czy zagajenia.
– Muszę dopilnować zamknięcia baru po imprezie.
– Zaczekam – odrzekł z wystudiowanym kusicielskim uśmiechem, który zapewne działał na dziewczyny w Los Angeles.
– Nie trzeba. Wynudzisz się, a ja potem muszę wracać do domu.
Uśmiech Brandona zmienił się w grymas i spostrzegłam, że zamroczony alkoholem dawny futbolista się zirytował. Nie spodziewał się, że mu odmówię.
Owinął sobie kosmyk moich włosów wokół palca.
– Daj spokój, maleńka. Wiem, że w szkole ci się podobałem.
Spokojnie odsunęłam się od niego.
– To było ponad dziesięć lat temu.
– Może tak wiele się nie zmieniło.
– Zabawne, że tak mówisz. – Moje rozdrażnienie rosło. – Bardzo się zmieniłam, ale skąd miałbyś to wiedzieć, skoro przez cały czas opowiadałeś mi o swoim wspaniałym życiu w Los Angeles i o rolach, które mogłeś zagrać, ale przeszły ci koło nosa. Nie jestem zainteresowana. Straciłeś okazję, żeby zdobyć kogoś tak cudownego jak ja.
Odwróciłam się na pięcie i odeszłam, czując się niewiarygodnie wzmocniona. Nieważne, że dobiegły mnie słowa „zdzira” i „podpuściła mnie”, które wymamrotał pod nosem. Być może miło było z nim poflirtować, ale to nie znaczyło, że musiałam spędzić z nim noc. A już na pewno nie dawało mu to prawa do pomiatania mną tylko dlatego, że jako nastolatka coś do niego czułam.
Meredith ogłosiła na całą salę, że pora już zamknąć bar i wszyscy powinni skierować się do wyjścia. Kilka osób stwierdziło, że trzeba przedłużyć zabawę w innym miejscu i ludzie w niewielkich grupkach zastanawiali się, do kogo pojechać. Nie miałam zamiaru brać w tym udziału. Obiecałam, że dostarczę Landona bezpiecznie do domu, i tyle.
Odnalazłam go na przylegającym do budynku patio, gdzie pił piwo prosto z dzbanka, który ktoś zamówił, żeby zagrać w piwnego ping-ponga. Kiedy zobaczyłam, jak bardzo jest pijany, oczy zrobiły mi się okrągłe ze zdziwienia, ale też bardzo się zmartwiłam. Landon patrzył nieprzytomnie i rozlewał piwo wszędzie wokół siebie.
– Obiecałam Jensenowi, że zapakuję cię do taksówki, kiedy zamkną bar. Jest druga godzina. Czas wracać do domu Austina i iść spać.
– Heidi, Heidi, Heidi – wybełkotał niewyraźnie skrzekliwym głosem. Objął mnie ramieniem w talii, ignorując spojrzenia futbolistów, którzy jeszcze nie wyszli z baru. – Nie słuchaj Jensena. On gówno wie.
Bez trudu wysunęłam się z jego uścisku.
– Pora wychodzić, Landon.
Odstawił dzban na stół i wstał, żeby mi się lepiej przyjrzeć. Niestety, kompletnie nie potrafił utrzymać równowagi. Potknął się i zachwiał w moją stronę, więc musiałam mu pomóc odzyskać równowagę i wyprostowaną sylwetkę, opierając go o przepierzenie obiegające stół.
– Boże, ale się urżnąłeś.
– Heidi – zaczął jeszcze raz.
– Co?
– Wychodzisz z McCainem?
Zacisnęłam zęby.
– A jeśli tak, to co?
– Śmiało, spróbuj – odrzekł, machając ręką. – Brandon przeleci wszystko, co się rusza. Jeśli to ci odpowiada, to nie żałuj sobie.
– Nawet gdyby mi to odpowiadało, to nie byłby twój zakichany interes – odwarknęłam zirytowana.
– Nie mój interes? – Roześmiał się szorstko. – Dobra.
Wychodzący z sali kumple klepali go po ramieniu i znacząco trącali w bok.
– Widzimy się na afterparty! – zawołał jeden z nich.
– Jasne! – odkrzyknął Landon, podnosząc ramię.
Koledzy wznieśli gromki okrzyk na jego cześć i wyszli z opustoszałego teraz baru.
Za żadne skarby nie pozwoliłabym mu iść na kolejną imprezę, był zbyt pijany, żeby się gdzieś jeszcze wybierać.
– Landon, jesteś wstawiony. Pozwolisz, że wyprawię cię do domu, żeby spełnić obietnicę, którą dałam Jensenowi?
– Pieprzyć Jensena! – oznajmił gromko.
– Zdaje się, że o to zadba Emery – jęknęłam zrezygnowana.
– Cudownie. Jeszcze jedna rzecz, która nas łączy. Beznadziejne żony, zamiłowanie do whiskey i moja była.
– Przestań, dobrze?
– Zwykle dodałbym do tej listy blondynki – powiedział. Z szerokim uśmiechem przeczesał dłonią moje jasne włosy.
Odtrąciłam jego rękę, starając się zachować spokój.
– Już czas. Idziemy. I to zaraz.
– Dobrze, dobrze – wymamrotał i dał mi się popchnąć w stronę drzwi.
Zataczając się na boki, przemierzyliśmy połowę sali, zanim podszedł do nas Peter i pomógł mi wyprowadzić pijanego Landona na zewnątrz. Czekała tam ostatnia taksówka, więc odetchnęłam z ulgą. Mogłam go zawieźć do domu. Wtedy wreszcie skończy się ta zwariowana noc.
Razem z Peterem w końcu usadowiliśmy Landona na tylnym siedzeniu taksówki.
– Dzięki, Peter. Jestem ci bardzo wdzięczna.
– Uważaj na siebie, Heidi – powiedział, spoglądając na mnie znacząco. – Wrightom nie zawsze można ufać. – Mrugnął do mnie żartobliwie.
Słysząc te słowa, poczułam, że twarz mnie pali. Gdyby wypowiedział je ktoś inny, pewnie bym się nimi nie przejęła. Ale Peter mówił niewiele. Zwykle przyglądał się, obserwował. Jeśli dzisiaj coś zauważył, to pewnie było to widoczne na pierwszy rzut oka.
– Dziękuję za radę, ale nie musisz się o mnie martwić.
– Wiem – przytaknął. – Nie poddajesz się bez walki, zupełnie jak twój staruszek.
Słysząc ten komentarz, lekko się wzdrygnęłam. Pewnie był zamierzony jako komplement, ale wzmianka o moim ojcu nie sprawiła mi przyjemności.
– Dzięki – wymamrotałam, próbując się uśmiechnąć. – Fajny z ciebie facet.
Wskoczyłam do taksówki, usiadłam obok Landona i wydobyłam od niego adres Austina, żeby go podać kierowcy. Miałam ochotę go udusić, kiedy dowiedziałam się, że to zaledwie trzy przecznice stąd. Oczywiście trudno byłoby go tam zaprowadzić, ale mimo tego jazda taksówką na tak małą odległość wydała mi się niedorzeczna.
Wyprowadzenie go z taksówki okazało się równie trudne, jak zapakowanie go do niej. Wzięłam od kierowcy numer telefonu, żebym mogła go wezwać, kiedy sama będę potrzebowała dojazdu do domu. Spodziewałam się, że wprowadzenie Landona do środka także nie będzie łatwe.
W końcu udało nam się dotrzeć do celu. Zaprowadziłam go do sypialni na parterze, dziękując Bogu, że nie musiałam go wlec na piętro. Nie wiem, czy dałabym radę wprowadzić go po schodach. Pewnie musiałabym zostawić go na kanapie w salonie.
Popchnęłam go lekko, aż padł na łóżko, lądując na plecach.
– Chryste, ale jestem pijany – wybełkotał.
– Witaj w moim świecie.
– Nie spodziewałem się, że to ty przejmiesz inicjatywę – powiedział bełkotliwie. – Chcesz być na górze?
– Nawet nie próbuj mnie zdenerwować.
– Hej, przecież sama zaciągnęłaś mnie do łóżka.
– Bo jesteś zalany i chciałam, żebyś się znalazł w bezpiecznym miejscu. A teraz wracam do domu. Muszę się wyspać.
Niezdarnie sięgnął po moją rękę.
– Zostań ze mną.
Wysunęłam dłoń z jego uścisku i potrząsnęłam głową.
– Nie ma mowy.
Potem znalazłam butelkę wody, proszki od bólu głowy, mały kosz na śmieci do postawienia obok łóżka. Mogło mu się zrobić niedobrze, a nie chciałam, żeby wymiocinami pobrudził cały pokój Austina.
– Chyba darujemy sobie rozmowę – burknęłam pod nosem, kiedy wróciłam ze swoimi zdobyczami i zobaczyłam, że Landon zapadł w sen.
Postawiłam wodę i opakowanie tabletek na nocnym stoliku, a następnie zdjęłam Landonowi buty. Nie zamierzałam się trudzić zdejmowaniem z niego reszty ubrania. Przeszukałam mu kieszenie i znalazłam portfel oraz komórkę. Portfel położyłam na stoliku obok wody, a komórkę podłączyłam do ładowarki, której kabel zauważyłam owinięty wokół lampki nocnej.
Ekran telefonu włączył się i ulegając na chwilę ciekawości, spojrzałam na to, co się na nim wyświetliło.
Drgnęłam, kiedy zobaczyłam, że cały ekran pokrywają wiadomości od Mirandy.
Odwróciłam wzrok. Opiekowałam się cudzym mężem, podczas gdy żona bezustannie bombardowała go esemesami. Bez względu na to, co do siebie czuliśmy i co tłumiliśmy przez tak długi czas, nie mieliśmy do tych uczuć prawa.
Robiliśmy wielki błąd.
Jeszcze raz zerknęłam na rozjarzony ekran komórki i z poczuciem winy przeczytałam kilka wiadomości. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, ale pomyślałam sobie, że jeśli zobaczę, co do niego napisała, to łatwiej znajdę siłę, żeby na dobre zakończyć całą tę historię.
Landon, tak bardzo Cię kocham. Proszę, odbierz telefon.
Zawsze będę Cię kochać. Wiesz, że mamy przed sobą przyszłość. Nie możemy się rozdzielać. Pomyśl, ile razem przeżyliśmy.
Uda nam się to naprawić. Bardzo, bardzo Cię przepraszam. Coś mi odbiło. Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. Proszę, mój najdroższy, proszę, pogódźmy się.
Odskoczyłam od telefonu, jakbym włożyła rękę w rozżarzone do czerwoności węgle.
Cholera jasna!
Miranda jest w rozsypce!
Najwyraźniej była w bardzo kiepskim stanie. I nie miała pojęcia, że w pewien sposób również ja się do tego przyczyniłam. Nie wiedziała, że jej mąż przyjechał tu i niemal natychmiast pocałował inną kobietę. Właśnie do tego zostałam zredukowana – do roli tej trzeciej.
Być może zdecydował się na separację, ale ich związek nadal trwał.
Patrzyłam, jak Landon spokojnie śpi na łóżku, i niczego bardziej nie pragnęłam, niż położyć się obok i wtulić w niego. Jednak tego nie zrobiłam.
Landon Wright nie był mój.
Należał do Mirandy.
Nie byłam tak głupia, żeby znów o tym zapomnieć.