Читать книгу Ostatnia wdowa - Karin Slaughter - Страница 8
CZĘŚĆ PIERWSZA
ROZDZIAŁ TRZECI
ОглавлениеNIEDZIELA, 4 SIERPNIA, GODZINA 13:33
Faith Mitchell zerknęła na zegarek, udając zainteresowanie schematem Russell Federal Building na gigantycznym ekranie z przodu sali. Nudny dupek z biura szeryfa omawiał plan transportu, który godzinę temu omawiał już inny dupek z biura szeryfa.
Rozejrzała się po sali. Nie ona jedna miała kłopoty z koncentracją. Trzydzieścioro ludzi, przedstawicieli różnych gałęzi organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości, opadało z sił przy stolikach. Miasto w swojej nieskończonej mądrości wyłączało na weekendy klimatyzację we wszystkich budynkach rządowych. W sierpniu. Przy oknach, których nie da się otworzyć, by nikt z nich nie wyskoczył gnany pragnieniem, by poczuć na twarzy powiew wiatru w trakcie swobodnego spadania.
Faith przeniosła wzrok na materiały szkoleniowe. Kropla potu spadła jej z czubka nosa i rozmazała kilka słów. Faith zdążyła przeczytać już całość, i to dwukrotnie. Szeryf dupek był piątym prelegentem w ciągu trzech ostatnich godzin. Chciała się skupić. Naprawdę chciała się skupić. Ale czuła, że jeśli kolejny mówca nazwie Martina Eliasa Novaka „więźniem specjalnego znaczenia”, to zacznie krzyczeć. Spojrzała na zegar wiszący na ścianie nad ekranem.
Godzina 13:34.
Była gotowa przysiąc, że wskazówka sekundowa przesuwa się do tyłu.
– Wóz pościgowy podjedzie tutaj. – Szeryf wskazał trójkąt na końcu przerywanej linii oznaczony jako „wóz pościgowy”. – Przypominam wszystkim, że Martin Novak jest więźniem specjalnego znaczenia.
Faith ledwie powstrzymała się przed prychnięciem. Nawet Amanda traciła cierpliwość. Nadal siedziała na krześle wyprostowana jak struna, pozornie czujna i uważna, ale Faith doskonale wiedziała, że Amanda potrafi spać z otwartymi oczami. Matka Faith również posiadła tę umiejętność. Obie pracowały w policji w Atlancie i świetnie umiały się przystosować. Były jak dinozaury, które nauczyły się używania narzędzi i wysyłania przeterminowanych memów sprzed dwóch miesięcy.
Otworzyła laptopa. W wyszukiwarce miała osiem otwartych stron. Każda oferowała rady, jak uczynić swoje życie bardziej efektywnym. Faith zamknęła wszystkie. Jako samotna matka z dwulatką w domu i dwudziestolatkiem w college’u o efektywności mogła tylko pomarzyć. O wysypianiu się również. O spokoju w trakcie posiłków. O korzystaniu z łazienki przy zamkniętych drzwiach. O czytaniu książki bez konieczności pokazywania zdjęć wszystkim pluszakom w pokoju.
O głębokim oddychaniu. O chodzeniu w linii prostej. O myśleniu.
Faith rozpaczliwie pragnęła odzyskać mózg; swój mózg sprzed ciąży, który wiedział, jak być w pełni wydolnym i kompetentnym dorosłym. Czy tak było przy Jeremym? Urodziła go, mając zaledwie piętnaście lat. Nie przywiązywała wagi do tego, co się dzieje z jej umysłem. Była pochłonięta opłakiwaniem straty ojca Jeremy’ego, którego rodzice wysłali na północ do krewnych, by dziecko nie zrujnowało mu świetlanej przyszłości.
Przy córce Faith była już świadoma zmian atakujących jej zdolności umysłowe. Radziła sobie z wielozadaniowością, ale ledwie umiała skupić się na jednym zadaniu. Niepokój i czujność, nieodłączne elementy policyjnego fachu, wyostrzyły się do entej potęgi. Nigdy nie spała głębokim snem, ponieważ jej uszy czuwały nieustannie. Płacz Emmy wywoływał drżenie rąk i warg, a czasem, gdy nocna lampka córki oświetlała jej delikatne rzęsy, serce Faith wypełniało tyle miłości, że wychodziła na korytarz i zalewała się łzami.
Sara wyjaśniła jej naukowo tajemnicę zmiennych nastrojów. W trakcie ciąży i karmienia piersią mózg kobiety zalewają hormony, które wpływają na działanie istoty szarej w rejonach mózgu odpowiedzialnych za kontakty społeczne, potęgując empatię i umacniając więź z dzieckiem.
Natura doskonale to urządziła, ponieważ gdyby inna ludzka istota zachowywała się wobec nas jak małe dziecko – rzucała jedzeniem w twarz, negowała wszystko, rozwijała całą folię aluminiową z rolki, rzucała sztućcami, zmuszała do zmywania kupy z tyłka, sikała w naszym łóżku, domagała się powtarzania wszystkiego przynajmniej szesnaście razy, a potem wrzeszczała, że za dużo gadamy – wtedy pewnie mielibyśmy ochotę ją zabić.
– Omówmy teraz czworobok taktyczny, który utworzyliśmy na ulicach prowadzących na zachód – powiedział szeryf.
Faith powoli zamrugała. Potrzebowała czegoś więcej poza pracą i Emmą. Jej matka nazywała to eufemistycznie równowagą między pracą a życiem, ale w ten delikatny sposób Evelyn komunikowała, że Faith potrzebuje seksu.
A Faith nie oponowała.
Tyle że znalezienie odpowiedniego mężczyzny graniczyło z cudem. Faith nie zamierzała spotykać się z gliną, ponieważ wystarczyło iść na randkę z jednym gliniarzem, a cała reszta gliniarzy uznałaby, że może ją przelecieć. Tinder nie wchodził w rachubę. Mężczyźni, którzy nie wyglądali na żonatych, wyglądali jak osobnicy, których należy przykuć do ławki pod salą rozpraw. Faith próbowała Match.com, ale żaden z frajerów, którzy wydali jej się choćby odrobinę interesujący, nie przeszedł wstępnego sita, jakim było sprawdzenie jego przeszłości. Co mówiło więcej o typie mężczyzn, jacy ją pociągali, niż o portalach randkowych w Internecie.
W tej sytuacji jedyną metodą na seks była wyobraźnia.
– Więc tak! – Szeryf klasnął głośno w dłonie. Za głośno. – Więc przypomnijmy sobie życiorys Martina Eliasa Novaka. Sześćdziesiąt jeden lat, wdowiec, jedna córka, Gwendolyn. Żona zmarła przy porodzie. Służył w wojsku jako ekspert od materiałów wybuchowych. Nie taki znowu ekspert. W dziewięćdziesiątym szóstym stracił dwa palce lewej ręki. Został zwolniony. Potem pracował dorywczo w ochronie. W dwa tysiące drugim roku był w Iraku z prywatnym oddziałem najemników. W dwa tysiące czwartym namierzyliśmy go, kiedy przyłączył się ze znajomymi weteranami do obywatelskiego patrolu granicznego w Arizonie. – Szeryf złączył palce dłoni i wolno pochylił głowę. – Tam widzieliśmy go po raz ostatni. To był dwa tysiące czwarty. Potem Novak odciął się od świata. Nie korzystał z karty kredytowej. Zamknął konta. Wycofał akcje zakładów użyteczności publicznej. Wyprowadził się z wynajmowanego mieszkania. Czeki z emeryturą i rentą wracały jako niedoręczone. Był duchem do dwa tysiące szesnastego roku, kiedy objawił się nam w nowej roli: bankowego rabusia.
Faith zauważyła, że szeryf pominął niezmiernie istotną część tej układanki. To samo robili inni w trakcie wcześniejszych spotkań.
Novak był antyrządowym świrem. Nie takim, który po prostu nie chce płacić podatków i słuchać nakazów władzy. W końcu żaden dziarski Amerykanin tego nie chciał. Udział w tak zwanym obywatelskim patrolu granicznym wzniósł go na wyższy poziom sprzeciwu. Przez pół roku Novak przebywał w towarzystwie mężczyzn przekonanych, że rozumieją konstytucję lepiej niż cała reszta. Co gorsza, planowali chwycić za broń i coś z tym zrobić. A to oznaczało, że dzięki napadom na bank ktoś gdzieś miał pół miliona dolców na rzecz sprawy.
I nikt w tej sali nie wydawał się tym przejmować.
– Dobrze. – Szeryf znowu klasnął w dłonie. Ktoś w pierwszym rzę-dzie podskoczył nerwowo. – A teraz agent specjalny Aiden Van Zandt z FBI wyjaśni, dlaczego Novak jest więźniem specjalnego znaczenia.
Faith poczuła, że znowu przewraca oczami.
– Dziękuję, szeryfie. – Agent Van Zandt bardziej przypominał Humperdincka niż Westleya. Faith nie ufała mężczyznom w okularach. Ale Van Zandt przynajmniej nie zaklaskał i nie wygłosił długiego wstępu.
Zamiast tego zwrócił się w stronę monitora i powiedział: – Obejrzyjmy wideo. Novak wchodzi jako pierwszy. Widać brak palców w lewej dłoni.
Agent Van Zandt włączył nagranie. Faith pochyliła się na krześle. Wreszcie coś nowego. Dotąd przeczytała wszystkie raporty policyjne, ale nie widziała żadnych materiałów filmowych.
Na ekranie pojawiło się wnętrze banku w pełnym kolorze.
Piątek, 24 marca 2017 roku, godzina 16:03.
Czterej kasjerzy w okienkach. Co najmniej dwunastu klientów w kolejce. Przez cały dzień spory ruch. Ludzie realizowali czeki przed weekendem. Żadnego przeszklenia czy krat przy stanowisku kasjerskim. Podmiejski oddział Wells Fargo pod Macon, gdzie banda Novaka dokonała pierwszego skoku.
Na ekranie wszystko działo się szybko. Faith omal nie przeoczyła Novaka w drzwiach banku, chociaż miał na sobie czarny strój bojowy i kominiarkę na twarzy. Na prawym ramieniu wisiał mu karabin AR-15. Na lewym plecak. W lewej dłoni brakowało mu małego i serdecznego palca.
Strażnik wszedł w kadr po prawej stronie Novaka. To Pete Guthrie, rozwiedziony ojciec dwójki dzieci. Sięgał do kabury po broń, ale AR-15 zwrócił się w jego stronę i Pete Guthrie padł martwy na ziemię.
Ktoś w sali jęknął, jakby oglądał film, a nie prawdziwy koniec czyjegoś życia.
Reszta bandy Novaka wpadła do banku i szybko zajęła pozycje. Sześciu ludzi, wszyscy w identycznych bojowych strojach. Wszyscy wymachiwali AR-15, wszechobecnymi w Georgii jak brzoskwinie. Nagraniu nie towarzyszył dźwięk, ale Faith widziała otwarte usta krzyczących klientów. Po chwili została zastrzelona kolejna osoba, siedemdziesięciodwuletnia babcia sześcioletniej dziewczynki, Edatha Quintrell, która według zeznań świadków za wolno kładła się na podłogę.
– Wojsko – zauważył ktoś.
Nie musiał tego mówić. Było oczywiste, że napastnicy są oddziałem taktycznym. Nie upłynęło dziesięć sekund od wejścia, a już otwierali szuflady kasjerów, odrzucali ukryte pojemniki z farbą, a pieniądze chowali do białych płóciennych toreb.
– Przejrzeliśmy nagrania z czterech poprzednich miesięcy. Chcieli-śmy sprawdzić, czy ktoś nie obserwował banku, ale nic na to nie wskazuje – powiedział Van Zandt. – Spójrzcie na stoper w jego ręce. Do najbliższego posterunku jest dwanaście minut drogi. Najbliższy patrol znajduje się o osiem minut od banku. Novak wie, ile mają czasu. Co do sekundy. Wszystko jest dokładnie zaplanowane.
Napastnicy nie przewidzieli jednak, że jednym z klientów będzie policjant po służbie. Rasheed Dougall, dwudziestodziewięcioletni policjant na co dzień patrolujący ulice, wstąpił do banku w drodze na siłownię. Miał na sobie czerwone spodenki koszykarskie i czarny Tshirt. Faith odnalazła go w prawym dolnym rogu ekranu. Leżał na brzuchu. Nie trzymał rąk na głowie, ale wzdłuż tułowia blisko sportowej torby. Wiedziała, co nastąpi potem. Rasheed wyciągnął z torby miniaturowy pistolet i strzelił najbliższemu napastnikowi prosto w pierś.
Dwa strzały w klatkę piersiową. Tak jak ich szkolili.
Rasheed przetoczył się po ziemi i trafił drugiego napastnika w głowę. Mierzył do trzeciego, kiedy Novak odstrzelił mu dolną połowę twarzy.
Novak wydał się nieporuszony tą nagłą masakrą. Spojrzał na stoper. Poruszył ustami. Z zeznań świadków wynika, że powiedział swoim ludziom:
– Posprzątajcie to, chłopaki.
Czterech mężczyzn postąpiło naprzód. Dwóch ujęło pod ramiona jednego nieżywego kumpla, dwóch drugiego i powlekli ciała ku drzwiom.
Novak zgarnął białe torby z gotówką. Potem wykonał swój zwyczajowy ruch, czyli sięgnął do plecaka. Wzniósł nad głowę bombę rurową, zrobił to tak, by wszyscy ją zobaczyli. Bomba nie była przeznaczona do wysadzenia bankowego skarbca. Novak chciał ją zdetonować, gdy tylko ich auto znajdzie się poza zasięgiem wybuchu. Ale przed wyjściem miał zamknąć drzwi na łańcuch, by nikt stamtąd nie wyszedł.
To był przemyślany plan. W małych miastach brakowało ratowników i innych służb, by poradzić sobie z więcej niż jedną katastrofą w tym samym momencie. Wybuch w banku, ofiary wypadające z wybitych okien i roztrzaskanych drzwi, to największa katastrofa, jaką miejscowi kiedykolwiek zobaczą.
Na ekranie Novak przykleił bombę do ściany. Faith wiedziała, że użył kleju dostępnego w każdym markecie budowlanym. Ocynkowana rura. Gwoździe. Pinezki. Drut. Wszystkie elementy niemożliwe do namierzenia, tak powszechne, jak tylko można sobie wyobrazić. Odwrócił się ku drzwiom. Zaczął wyjmować z plecaka łańcuch i kłódkę.
I nagle runął na ziemię twarzą w dół.
Krew trysnęła mu z ciała jak z deszczownicy.
Niektórzy uczestnicy spotkania wydali z siebie okrzyki radości.
W kadrze pojawiła się kobieta, to Dona Roberts. Mierzyła z colta 1911 w głowę Novaka. Oparła mu stopę na kości ogonowej, by go unieruchomić. Była emerytowaną pilotką samolotu transportowego marynarki wojennej, która akurat przyszła do banku otworzyć konto dla córki.
Miała na sobie sukienkę bez ramiączek i sandały.
Obraz na ekranie znieruchomiał.
– Novak dostał dwie kulki w plecy – powiedział Van Zandt. – Stracił nerkę i śledzionę. Podratowali mu zdrowie z waszych podatków. Telefon, którym miał zdetonować bombę, był w plecaku. Według naszych ludzi pierwszy zbir trafiony w brzuch mógł przeżyć pod warunkiem szybkiej interwencji medycznej. Zbir postrzelony w głowę oczywiście zginął na miejscu. W średnicy trzydziestu pięciu kilometrów nie znaleziono żadnych porzuconych ciał. Żaden szpital nie zgłosił ran postrzałowych zgodnych z opisem. Nie mamy pojęcia, kim są jego wspólnicy.
Novak nie pękł w trakcie przesłuchania.
Nie pękł, ponieważ nie był zwyczajnym bankowym rabusiem. Większość tego typu idiotów aresztowano, zanim zdążyli dokładnie przeliczyć łup. FBI powstało, by powstrzymać ludzi przed napadami na banki. Wskaźnik rozwiązanych spraw sięgnął znacznie powyżej siedemdziesięciu pięciu procent. Napad na bank był głupim przestępstwem z wysokim prawdopodobieństwem niepowodzenia oraz karą dwudziestu pięciu lat więzienia. Wystarczyło podejść do okienka i podać kasjerowi czy kasjerce karteczkę z napisem: TO JEST NAPAD. Machanie bronią, groźby, strzelanie do ludzi oznaczało dożywotnią odsiadkę w więzieniu o zaostrzonym rygorze przy założeniu, że nie dostanie się kary w postaci śmiertelnego zastrzyku.
– A teraz… – Szeryf wrócił i znów klasnął w ręce. Ten facet naprawdę lubił klaskać. – Podyskutujmy to tym, co się stało na tym nagraniu.
Faith sprawdziła wiadomości w apple watchu, modląc się o jakąś nagłą sytuację rodzinną, która wyrwałaby ją z tego koszmaru.
Nic. Niestety.
Jęknęła w duchu.
Godzina 13:37.
Weszła w wiadomości. Will nie miał pojęcia, jakim jest farciarzem, że ominęła go ta idiotyczna nasiadówka. Wysłała mu klauna z pistoletem na wodę przy głowie. Potem nóż. Potem młotek. Chciała wysłać mu awokado, którego oboje nie znosili, ale na małym wyświetlaczu palec jej się omsknął i przypadkowo wysłała batata.
– Spójrzmy na ten diagram. – Szeryf wyświetlił schemat blokowy, który wyszczególniał wszystkie agencje zaangażowane w transport więźnia. Policja z Atlanty. Policja z hrabstwa Fulton. Biuro szeryfa w Fulton. Biuro szeryfów federalnych. FBI. ATF. I licho wie, kto jeszcze, a Faith miała przed sobą dwie godziny składania wypranych rzeczy, albo i sześć, jeśli jej ukochana córcia uprze się, żeby pomóc mamie.
Sprawdziła, czy Will odpisał. Nie. Pewnie grzebał przy samochodzie, robił pompki albo inne rzeczy, którymi się zajmował, gdy udało mu się wywinąć od ciągnących się w nieskończoność spotkań.
Najpewniej ciągle był w łóżku z Sarą.
Faith spojrzała w okno. Westchnęła ciężko.
Will był straconą szansą. Teraz to widziała. Przy pierwszym spotkaniu nie zrobił na niej szczególnego wrażenia, ale Sara go odmieniła. Zaciągnęła go do prawdziwego salonu fryzjerskiego. Dotąd Will chodził do gościa z kostnicy, który strzygł włosy w zamian za kanapki. Namówiła na garnitury na miarę. Przestał więc przypominać wieszak z wyprzedaży rzeczy XXL i zaczął wyglądać jak manekin na wystawie sklepu Hugo Bossa. Wyprostował się, nabrał pewności siebie. Był mniej spięty i skrępowany.
Potem ujawnił uroczą stronę swojej natury.
Gwiazdką oznaczał dni w kalendarzu, gdy Sara zrobiła sobie fryzurę. Chciał pamiętać o uraczeniu jej komplementem. Nieustannie znajdował sposoby na wypowiadanie jej imienia. Słuchał jej, szanował ją, uważał za mądrzejszą od siebie, i słusznie, ponieważ Sara była lekarką, ale jaki mężczyzna by to przyznał? Will ciągle zasypywał Faith mądrościami zasłyszanymi od Sary:
– Wiedziałaś, że mężczyźni też mogą używać balsamu do suchej skóry?
– Wiedziałaś, że powinno się jeść hamburgera z sałatą i pomidorem?– Wiedziałaś, że mrożony sok pomarańczowy ma mnóstwo cukru?
Faith chorowała na cukrzycę, więc wiedziała wszystko o cukrze. Pytanie, jakim cudem Will tego nie wiedział? Przecież to powszechna wiedza, że dzięki sałacie i pomidorom można sobie pozwolić na frytki. Faith wiedziała, że Will wychował się w patologii, ale ona mieszkała pod jednym dachem z dwoma nastoletnimi chłopakami: najpierw ze starszym bratem, potem z synem. Nie mogła zostawić w łazience butelki balsamu, bo obaj go podbierali.
Jak to się stało, że Will nie wiedział o balsamie?
– Dziękuję, szeryfie – zabrała głos major Maggie Grant.
Faith poprawiła się na krześle, usiłując wyglądać jak wzorowa uczennica. Maggie była jej idolką, kobietą, która przeszła wszystkie szczeble policyjnej drabiny od przeprowadzania dzieci przez ulicę po dowodzenie operacjami specjalnymi, nie stając się przy tym kastrującą mężczyzn wredną suką.
– Przypomnę krótko zasady transportu specjalnego z punktu widzenia policji w Atlancie. Wszyscy działamy według doktryny postępowania z aktywnym strzelcem. Żadnych negocjacji. Wchodzimy i wychodzimy. Ze względów taktycznych zachowamy pustą przestrzeń wokół tego… – na chwilę zawiesiła głos – więźnia specjalnego znaczenia przez cały czas.
Tylko Amanda i Faith zaśmiały się głośno. W sali były tylko trzy kobiety. Reszta to mężczyźni, którzy chyba od czasów podstawówki nie pozwolili kobiecie mówić tak długo bez przerywania.
Ktoś podniósł rękę. Tyle w kwestii nieprzerywania. – Zważywszy na wyjście awaryjne dla więźnia… Faith sprawdziła godzinę.
Godzina 13:44.
Otworzyła zakładkę ORGANIZER w laptopie i podjęła próbę skrócenia listy zakupów, którą dziś rano podyktowała Siri: jajka, pieczywo, sok, masło orzechowe, pieluchy i – nie, Emmo, wykluczone; do jasnej cholery, zostaw to, Emmo; nie, przestań – słodycze.
Technologia ułatwiała nadrabiać braki w jej fatalnym rodzicielstwie.
Czy zawsze taka była? Kiedy Jeremy poszedł do pierwszej klasy, ona miała dwadzieścia dwa lata i uczyła się pracy w radiowozie. Jej rodzicielskie umiejętności oscylowały między „Pajęczyną Charlotty” a „Władcą much”. Jeremy do dzisiaj wypominał jej w żartach liścik, jaki zostawiła mu w pudełku na lunch:
Chleb jest czerstwy. Tak się dzieje, gdy nie zamykasz torebki.
Przysięgła sobie, że dla Emmy będzie lepszą matką, ale tak naprawdę co oznacza: „Jestem dobrą matką”?
Czy dobra matka nie układa niezłożonego prania na kanapie w salonie? Nie zapomina o opróżnieniu przepełnionego worka odkurzacza, by nie śmierdział paloną gumą przy każdym użyciu? Orientuje się dużo wcześniej niż o trzeciej w nocy, że pudło z zabawkami śmierdzi zgniłymi roladkami owocowymi, ponieważ Emma chowała na dnie wszystkie roladki, jakie Faith jej dawała?
Dzieci to potwornie upierdliwe istoty.
– Jestem Amanda Wagner, zastępczyni dyrektora GBI.
Faith omal nie zaczęła zanosić modlitwy dziękczynnej do Jezusa, ponieważ zgodnie z planem Amanda była ostatnim prelegentem.
Amanda oparła się o stół z przodu sali i czekała, aż wszyscy obecni skupią na niej swoją uwagę.
– Mieliśmy sześć miesięcy na przygotowanie tego transferu. Jakiekolwiek niepowodzenie będzie wynikiem ludzkiego błędu. Obecni w tej sali są ludźmi, którzy mogą popełnić ten błąd. Proszę opuścić rękę.
Facet siedzący z przodu opuścił rękę.
Amanda spojrzała na zegarek.
– Jest pięć po drugiej. Mamy tę salę do trzeciej. Zróbcie sobie dziesięć minut przerwy. Po przerwie wracajcie i jeszcze raz przejrzyjcie materiały. Nie wolno wynieść stąd żadnych dokumentów. Żadnych plików w laptopach. Jeśli macie jakieś pytania, przekażcie je na kartce waszemu bezpośredniemu przełożonemu. – Amanda posłała uśmiech Faith, jedynej agentce w sali, której szefowała. – Dziękuję, panowie.
Otworzyły się drzwi. Faith zobaczyła hol. Rozważała konsekwencje udania, że idzie do łazienki, i wyślizgnięcia się tylnymi drzwiami.
– Faith. – Amanda szła w jej kierunku, uniemożliwiając ucieczkę.
– Zaczekaj chwilę.
Faith zamknęła laptop.
– Będziemy się zastanawiać, dlaczego nikt się nawet nie zająknie, że nasz „więzień specjalnego znaczenia” uważa, że obali tajną władzę jak Katniss z „Igrzysk śmierci”?
Amanda zmarszczyła brwi.
– Myślałam, że Katniss jest bohaterką pozytywną?
– Mam problem z kobietami u władzy.
Amanda potrząsnęła głową, po czym oznajmiła:
– Will potrzebuje połechtania ego.
Faith na chwilę straciła rezon. To stwierdzenie było zaskakujące z dwóch podwodów. Po pierwsze, Will jeżył się przy każdej próbie prowadzenia za rękę; po drugie, Amanda karmiła się raczej tłamszeniem ego.
– Przeżywa, że nie został wybrany do tego zadania – powiedziała Amanda.
– Wybrany? – Faith straciła sześć niedziel z powodu tej nudy. – My-ślałam, że to kara za… – Nie była na tyle głupia, by wyliczyć powody.
– Że siedzę tu za karę.
Amanda nie przestawała kręcić głową.
– Faith, kiedyś ci faceci będą rządzić wszystkim. Muszą przywyknąć, że uczestniczysz w rozmowie. To się nazywa nawiązywanie kontaktów.
– Nawiązywanie kontaktów? – Faith starała się nie podnosić głosu. Sama zawsze kierowała się mottem: „Po co iść na całość, skoro mogę iść do domu?”.
– To lata twoich najwyższych zarobków, Faith. Pomyślałaś o tym, że kiedy Emma będzie w college’u, ty będziesz się już kwalifikować do emerytalnego ubezpieczenia zdrowotnego?
Faith poczuła, jakby ktoś wbił jej nóż w serce.
– Nie możesz wiecznie pracować w terenie – dodała Amanda.
– A Will może? – Faith była zdezorientowana. Amanda była dla Willa niczym matka. Taka, którą podejrzewasz, że chce cię przejechać autem. – Skąd to zachowanie? Will jest twoim ulubieńcem. Dlaczego zamykasz mu drogę rozwoju?
Zamiast odpowiedzieć, Amanda przerzuciła strony broszury zadrukowane tekstem o pojedynczych odstępach między linijkami.
Faith nie potrzebowała wyjaśnienia.
– On jest dyslektykiem, nie analfabetą. W liczeniu jest ode mnie lepszy. Może przeczytać materiały informacyjne. Tyle że dłużej to potrwa.
– Skąd wiesz o jego dysleksji?
– Ponieważ… – Faith sama nie wiedziała, skąd o tym wie. – Ponieważ z nim pracuję. Zwracam uwagę na różne rzeczy. Jestem detektywem.
– Ale on sam nigdy ci o tym nie powiedział. I nigdy nikomu o tym nie powie. Dlatego nie możemy oferować mu ułatwień. I dlatego nigdy nie wejdzie na wyższe szczeble drabiny.
– Jezu – mruknęła Faith. Amanda ot tak sobie zamykała Willowi przyszłość.
– Mandy. – Do sali weszła Maggie Grant. Przyniosła dwie butelki zimnej wody dla nich obu. – Czemu tu jeszcze siedzicie, na litość boską? W holu jest chłodniej.
Faith ze złością odkręciła korek butelki. Nie mogła uwierzyć w te słowa o Willu. Amanda nie miała prawa decydować o tym, co Will potrafi, a czego nie.
– Jak mama? – zapytała ją Maggie.
– Dobrze. – Faith zebrała swoje rzeczy. Musiała stąd wyjść, zanim powie coś głupiego.
– A Emma?
– W porządku. Nie narzekam. – Faith wstała z krzesła. Przepocona bluzka przykleiła jej się do pleców. – Powinnam…
– Pozdrów je ode mnie – powiedziała Maggie i zwróciła się do Amandy: – Jak twój chłopiec?
Miała na myśli Willa. Wszyscy przyjaciele Amandy nazywali go jej chłopcem. To sformułowanie przypominało Faith pierwsze zetknięcie z Michonne w „Żywych trupach”.
– Radzi sobie – odparła Amanda.
– Na pewno – stwierdziła Maggie i ponownie zwróciła się do Faith:
– Powinnaś się koło niego zakręcić, zanim pojawiła się Sara.
– Jest dla niego za mało urocza i słodka – dodała Amanda ze śmiechem, który można by nazwać rechotliwym.
– Co to niby, kurwa, znaczy? – Faith uniosła ręce, by uniknąć dekapitacji. – Przepraszam. Obudziłam się o trzeciej nad ranem, ciągnąc pudło z zabawkami do ogrodu. Niebo się obudziło, więc i ja się obudziłam.
Przed dalszym przeinaczaniem tekstu z „Krainy lodu” uratował ją dzwonek telefonu.
– To mój – powiedziała Maggie. Podeszła do okna i odebrała.
Wtedy zaczął dzwonić telefon Amandy.
W holu rozległo się więcej dzwonków. Faith miała wrażenie, że rozdzwoniły się wszystkie telefony w budynku.
Spojrzała na zegarek. Przed spotkaniem wyciszyła sygnał powiadomień, ale teraz go włączyła. O godzinie 14:08 nadeszła informacja z Systemu Powiadamiania Służb:
WYBUCHY NA UNIWERSYTECIE EMORY. WIELE OFIAR. TRZEJ PODEJRZANI BIALI MĘŻCZYŹNI UCIEKLI SREBRNYM CHEVROLETEM MALIBU LP# XPR 932. MAJĄ ZAKŁADNICZKĘ. UZBROJENI I NIEBEZPIECZNI. ZACHOWAĆ OSTROŻNOŚĆ.
Przez chwilę do Faith nie docierała treść komunikatu. Poczuła nerwowe nudności. Takie same jak wtedy, kiedy otrzymywała wiadomość o strzelaninie w szkole albo ataku terrorystycznym. Nagle przyszło jej do głowy, że przecież grupa Novaka lubowała się w wybuchach. Jednak szpital to nie ich modus operandi. Poza tym kryjówka Novaka znajdowała się daleko za miastem.
– Wyślijcie wszystkich dostępnych agentów – warknęła do telefonu Amanda. – Potrzebuję szczegółów. Rysopisów. Przybliżonej liczby ofiar. Niech jednostka specjalna razem z biurem ATF zabezpieczy kampus. Powiadom mnie, kiedy gubernator wezwie Gwardię Narodową.
– Amando – powiedziała Maggie opanowanym głosem. To było jej miasto, to była jej odpowiedzialność. – Mój helikopter czeka na dachu.
– Idziemy. – Amanda dała znak Faith.
Faith złapała torebkę. Nerwowe mdłości zamieniły się w kamień w żołądku, gdy zaczęła analizować, co zaszło. Eksplozja w szpitalu.
Zakładniczka. Wiele ofiar. Uzbrojeni i niebezpieczni.
Kiedy znalazły się przy schodach, wszyscy już biegli. Ruszyły z Maggie na górę, ale pozostali uczestnicy spotkania zbiegali w szaleńczym tempie po schodach, ponieważ to właśnie robią policjanci, gdy dzieje się coś złego. Pędzą w stronę dziejącego się zła.
– Upoważniam do… – Maggie krzyknęła do telefonu, gdy pokona-ła kolejne półpiętro – dziewięć-siedemdwadwaczteryalfadelta. Dziesięć-trzydzieści dziewięć dla wszystkich wolnych radiowozów. Poderwać wszystkie śmigłowce. Przekaż dowódcy, że jestem za pięć minut.
– Jeden z zamachowców został ranny. – Amanda w końcu miała konkretne informacje. Zerknęła przez ramię na Faith. Była wstrząśnięta. – Zakładniczką jest Michelle Spivey.
Maggie zaklęła pod nosem. Złapała się poręczy, pokonując kolejną kondygnację. Słuchała rozmówcy, po czym zaraportowała.
– Dwóch rannych, o Spivey nic nie wiadomo. – Dyszała ciężko, ale nie przerwała, by złapać oddech. – Jeden ze sprawców został ranny w nogę, drugi w ramię. Kierowca miał na sobie mundur ochroniarza Emory.
Słuchając tych słów rozbrzmiewających echem na klatce schodowej, Faith poczuła, że pokrywający ją pot staje się lodowaty.
– Pielęgniarka rozpoznała Spivey. – Amanda rozłączyła się. Podniosła głos, by przekrzyczeć tupot trzech par nóg po betonie. – Informacje są sprzeczne, ale…
Maggie przystanęła na kolejnym zakręcie schodów. Uniosła rękę, chcąc uciszyć Amandę.
– Naoczny świadek z oddziału policji w DeKalb mówi, że dwie bomby wybuchły na wielopoziomowym parkingu naprzeciw szpitala. Druga detonacja nastąpiła, kiedy na miejsce przybyły pierwsze służby ratownicze. Co najmniej piętnaście osób zostało tam uwięzionych.
Dziesięć ofiar na ziemi.
Faith poczuła, że zawartość żołądka podchodzi jej do gardła. Spojrzała pod nogi. Na ziemi leżały niedopałki. Pomyślała o mundurze galowym w szafie, o pogrzebach, w których będzie uczestniczyć w nadchodzących tygodniach, o tym, ile razy będzie musiała stać na baczność w obecności zrozpaczonych rodzin.
– To nie koniec. – Maggie znowu ruszyła schodami w górę. Jej kroki nie były już tak energiczne. – W podziemiach znaleziono ciała dwóch zamordowanych strażników. Dwaj policjanci z DeKalb zginęli, gdy zamachowcy uciekali z miejsca wybuchu. Zastępczyni szeryfa z hrabstwa Fulton została ranna i jest teraz operowana. Rokowania są kiepskie.
Faith zwolniła tempo. Te wieści zadziałały jak cios w brzuch, po którym nie można złapać tchu. Pomyślała o dzieciach. O matce, która też była policjantką. Znała smak czekania na informacje, tę niepewność, czy rodzic żyje czy nie, czy może został ranny, i poczucie bezradności, gdy można było jedynie siedzieć przed telewizorem i wmawiać sobie, że wszystko będzie dobrze.
Amanda zatrzymała się na chwilę i położyła Faith dłoń na ramieniu.
– Ev wie, że jesteś ze mną.
Faith skupiła się na pokonywaniu schodów. Tylko tyle mogła teraz zrobić. W tej chwili tylko to im pozostało.
Mama pilnowała Emmy. Jeremy był z kolegami na turnieju gier wideo. Wszyscy wiedzieli, że Faith jest na spotkaniu w centrum, ponieważ narzekała na to w obecności każdego, kto tylko zechciał jej słuchać.
Dwaj strażnicy zamordowani.
Dwaj policjanci zamordowani.
Zastępczyni szeryfa, która prawdopodobnie nie przeżyje operacji.
Pacjenci szpitala. Chorzy dorośli. Chore dzieci, ponieważ w Emory był też Szpital Dziecięcy Egleston. Ile to razy Faith w środku nocy wiozła tam Emmę na ostry dyżur? Życzliwe pielęgniarki. Cierpliwi lekarze. Wokół szpitala stały piętrowe parkingi. Po eksplozji jeden z nich mógł zawalić się na szpital.
A wtedy co? Ile budynków zostało zniszczonych jedenastego września w trakcie wstrząsów następczych?
W końcu Maggie otworzyła drzwi na szczycie schodów. Słońce oślepiło Faith, ale ona i tak miała już oczy pełne łez złości.
„Druga detonacja nastąpiła, kiedy na miejsce przybyły pierwsze służby ratownicze”.
Słyszała narastający warkot śmigieł helikoptera. Czarny UH-1 Huey był jej rówieśnikiem. SWAT używał go do spuszczania liny i do ratownictwa pożarowego. Z tyłu siedzieli już członkowie jednostki specjalnej w pełnym wyposażeniu, z karabinami AR-15. Mieli przeszukać pomieszczenie po pomieszczeniu, by upewnić się, że nie ma tam więcej bomb czekających na odpalenie.
Warkot stawał się ogłuszający.
Myśli Faith współgrały z rytmem obracających się śmigieł.
Dwóch-strażników-dwie-rodziny.
Dwóch-policjantów-dwie-rodziny.
– Mandy! – Maggie przekrzykiwała ryk silnika. Ton jej głosu sprawił, że powietrze stężało. – Chodzi o Willa, Mandy. Zranili twojego chłopca.