Читать книгу YEStem kobietą - Katarzyna Pawlikowska - Страница 8

O MYŚLENIU SIECIOWYM I JASKINI ALADYNA W KAŻDEJ KOBIECEJ GŁOWIE

Оглавление

Pewna amerykańska antropolożka Helen Fisher zwróciła uwagę na niezwykłą zdolność myślenia, jaka występuje u kobiet, i nazwała ją „myśleniem sieciowym”. Nie, nie w tym rzecz, że to myślenie jest tak poplątane jak zwoje ogromnej sieci leżące na plaży, i nie w tym rzecz, że można w tę sieć wpaść i już się z niej nie wyplątać, choć ta wizja jest nawet dość bliska rzeczywistości. W myśleniu sieciowym chodzi o myśli i informacje, o to, że potrafimy rozważać kilka kwestii jednocześnie lub pozostawać w gotowości do myślenia o nich w krótkich odstępach czasu. Chodzi też o to, jak łączymy fakty i jak je zapamiętujemy.

Otóż wspomniana Helen Fisher sugeruje, że żeński hormon estrogen jest rodzajem cudownego daru, jakim obdarzyła nas natura, bardzo pomagającym w myśleniu. Dlaczego? To właśnie za sprawą estrogenu na dendrytach, tzn. rozgałęzieniach komórek nerwowych, w mózgu tworzą się wypustki odpowiedzialne za szybkość przepływu impulsów, czyli informacji. Dzięki temu możemy bardzo szybko „pobierać” informacje, kiedy tylko ich potrzebujemy. W konsekwencji możemy niezwykle sprawnie komunikować się z innymi ludźmi za pomocą mowy – tak nas to wyróżnia, że w pewnym momencie życia (w okresie dojrzewania) dziewczynki zaczynają wypowiadać w ciągu miesiąca około 20 tysięcy słów, podczas gdy w tym samym czasie chłopcy wypowiadają ich 7 tysięcy, i tak już często pozostaje.

Masz pamięć do detali? Zapamiętujesz masę szczegółów ze świata, który cię otacza? Pamiętasz elementy wnętrz, kolor włosów sąsiadki, daty urodzenia całej rodziny, przepisy na ulubione ciasta dzieci? Wymieniasz się z koleżankami różnymi informacjami z życia? Pewnie! Przy kawie czy śniadaniu w pracy. Na spotkaniu z przyjaciółką. Gawędząc z mamą. Nawet w sklepie czy poczekalni u lekarza, mimochodem słuchając rozmów innych pacjentów. Nieustająco i czasem zupełnie o tym nie myśląc, zbierasz informacje.

Jesteś kopalnią wiedzy! Nie ma znaczenia, czy skończyłaś studia, czy nie!

Każda kobieta nosi w głowie wielką jaskinię Aladyna pełną skarbów, z których korzysta wtedy, kiedy tego potrzebuje. Tylko nie musi do tego używać ani magii, ani starej lampy. To jak najbardziej normalne. W naszych umysłach świetnie funkcjonują doskonale uporządkowane tysiące „malutkich szufladek”, a w każdej z nich zostały skrzętnie schowane przeróżne informacje.

O tym, że w pewnej dość obskurnej przychodni przyjmuje najlepszy laryngolog w mieście; o bardzo dobrej korepetytorce z matematyki; o serwisie samochodowym, który sprawnie wymienia opony; o tym, że Małgosia Kożuchowska zrobiła sobie badanie nutrigenetyczne i ma dietę opartą na własnym DNA – och, jak ona pięknie schudła po ciąży, a przecież to już nie smarkula; o tym, że Joli z księgowości „złapali” nowotwór zaraz na początku (jednak warto – tak jak ona – robić badania kontrolne), zoperowali jej ten nowotwór w szpitalu w Otwocku i wspaniale się nią tam zajęli, a teraz jest w doskonałej formie i wygląda chyba lepiej niż przed chorobą, jak dobrze!; o tym, że kurkuma pomaga pozbyć się toksyn z organizmu i jest antyoksydantem, a to oznacza, że spowalnia starzenie; o tym, kiedy mają urodziny dzieci wszystkich koleżanek, z którymi jadasz obiady w przerwie lanczowej, i… ocean wiadomości. Wszystkie ważne. Nigdy nie wiadomo, kiedy mogą się okazać potrzebne. A wówczas, gdy faktycznie tak się dzieje – myk i już wiesz! (albo szybko potrzebną informację znajdujesz, np. w necie bądź u Ewy, Ani, Agaty czy Kasi).

Nasz kobiecy system zapamiętywania jest niezwykle charakterystyczny – bardziej skomplikowany i wielopłaszczyznowy niż oczywiste liniowe zapamiętywanie od A do B do C. Jak już wiesz, kobiety myślą sieciowo – mamy powiększony obszar kory pierwotnej w mózgu odpowiedzialnej za wykonywanie wielu zadań i skupianie uwagi na więcej niż jednej czynności w tym samym czasie. Nic dziwnego, że nie potrzebujemy się pochylać nad umywalką, stojąc w lekkim rozkroku i koncentrując uwagę na szorowaniu zębów. Możemy w tym samym czasie np. rozbierać się czy/i zmywać makijaż i… no, sama wiesz. A tak zupełnie na poważnie, patrząc na nasze kobiece myślenie kategoriami powiązanych ze sobą faktów, a nie kategoriami linearnymi – trudno się dziwić, że łatwiej znosimy sytuacje niejasne.

W takim właśnie kontekście warto spojrzeć na zawartość naszych torebek. Potrafią one bowiem kryć największe tajemnice. Są tam rzeczy oczywiste, ale też zaskakujące tak bardzo, jak słońce w listopadowy poranek. I zawsze są one związane z naszym życiem. Nie ma nic niepotrzebnego. No, może coś nie jest już potrzebne. Albo jeszcze. Ale zawartość damskiej torebki nigdy nie jest przypadkowa, prawda?

Kiedyś, dawno temu, na jedną z randek poszłam z całkiem sympatycznym chłopakiem do kina na Nieśmiertelnego. Piękne oczy Christophera Lamberta, magiczna chwila z ukochaną w „zbrojowni”, genialna muzyka Queen, a potem taka piękna cisza i już, już się mają pocałować, cała sala zastyga w napięciu i oczekiwaniu… i nagle komuś dzwoni budzik. Głośno. Taki typowy, nakręcany budzik, który umarłego przywołałby do porządku, czyli do wstania na zajęcia o siódmej trzydzieści. Wszyscy zaczęli się śmiać jak na najlepszej komedii. Ja także. I nagle mnie natchnęło. Uświadomiłam sobie, że to mój budzik. I zaczęły się poszukiwania. W torebce, modnej wówczas „listonoszce”, oprócz kluczy, portfela, kosmetyczki, chusteczek i paru innych oczywistych drobiazgów miałam jeszcze milion innych rzeczy: począwszy od małego śrubokręcika do naprawy okularów, poprzez batoniki na seans, słoiczek z majonezem na kolację, ołówki, długopisy, zeszyciki, spinacze, serwetki z kawiarni z notatkami lub na notatki, małą łyżeczkę do herbaty (?), na woreczku z dwunastoma szafirowymi guzikami i podobną w kolorze nicią, bo akurat odnawiałam starą bluzkę mamy, którą udało mi się od niej wyprosić, skończywszy. Nie, nie pamiętałabym tego wszystkiego po latach. Po prostu kiedyś o tym napisałam, więc teraz łatwo sprawdzić. Zanim wydłubałam z dna ten mały zegarek rodem z NRD, myślałam, że spalę się ze wstydu. Och, gdyby wówczas można było zapaść się pod ziemię…

Dziś nawet już nie walczę z zawartością moich torebek i plecaków. A kiedy jakaś kobieta, szukając długopisu czy notatnika, wyciąga przy mnie na stół nożyczki, uszczelki, korkociąg czy… biały różaniec (przyznaję, że to zrobiło na mnie wrażenie, ale kiedy okazało się, że córka była przed komunią, przestało być zaskakujące), uśmiecham się ze zrozumieniem i z ulgą i myślę sobie: „Uff, nie jestem sama!”.

YEStem kobietą

Подняться наверх