Читать книгу Tylko jedno kłamstwo - Kathryn Croft - Страница 8

1

Оглавление

24 godziny wcześniej

Leżę na łóżku i przyglądam się, jak Noah pakuje swoje rzeczy. Jest metodyczny i precyzyjny. Po kolei odhacza pozycje z listy „Spakować”, którą już kilka dni temu spisał w telefonie. Wszystko leży na swoim miejscu w jego nieskazitelnie czystej walizce, każdy centymetr wolnego miejsca zagospodarowany w najbardziej praktyczny sposób. Uśmiecham się do siebie. To cały Noah. Moje absolutne przeciwieństwo.

– Cieszysz się, że będziesz miała cały dom tylko dla siebie? – pyta. – Odrobinę spokoju, dla odmiany.

Tak, cieszę się. Kocham dzieciaki, kocham Noah, ale muszę zająć się sobą, choćby tylko przez jeden weekend. To rzadka okazja, więc zamierzam wykorzystać ją co do minuty.

– Martwię się trochę o Rosie – wyznaję. – Rosie… cóż…

– Coś jeszcze się wydarzyło? – Noah przerywa składanie koszulki i patrzy mi w twarz.

Zawsze myśli, że nie mówię mu wszystkiego, co dotyczy naszej siedemnastoletniej córki. Ale jeśli coś przed nim kiedykolwiek ukryłam, to tylko po to, żeby nie stracić jej zaufania. Nie żeby Rosie to robiło jakąkolwiek różnicę. W końcu w jej mniemaniu oboje jesteśmy przeciwko niej.

Podnoszę się do pozycji siedzącej i podciągam kolana pod brodę.

– Nic nowego. Ale dalej mówi o Anthonym – wyjaśniam.

Czekam na wybuch.

– Na litość boską! Czy ona znów chce nam ściągnąć do domu policję? Nie może zostawić tego biednego chłopaka w spokoju? Nie jest zainteresowany. Koniec tematu.

Ale nie w świecie Rosie. Anthony tygodniami się za nią uganiał, wychwalał jej urodę, którą przecież każdy doskonale widzi, ale zaledwie po jednym pocałunku stracił zainteresowanie. Zdarza się. Większość z nas potrafi podnieść się po czymś takim, ale nie Rosie. To nie była jej pierwsza zapaść i pewnie nie ostatnia. Po prostu teraz musimy sobie radzić akurat z tą.

– Wszystko będzie dobrze – zapewniam. – Po prostu o nim napomknęła, to wszystko. Chyba zobaczyła go w szkole i to… no, to musiało coś w niej obudzić.

Z Rosie jest tak, że zawsze pojawia się jakiś punkt zapalny. Nie musi nawet mieć związku z jej aktualną traumą.

Noah wzdycha ciężko i wraca do składania ubrań.

– Trzeba będzie umówić ją znowu z doktorem Marshallem. Ostatnim razem jej pomógł, prawda?

Niespecjalnie. Ale ponieważ nie wiedziałam już, co jeszcze mogłabym zrobić, spróbowałam ponownie ją do niego zabrać. To poskutkowało gigantycznym oporem. Były wrzaski. Krzyki. Tłuczenie różnych przedmiotów. A potem cisza, ten czas, kiedy Rosie zamyka się w sobie i z nikim nie rozmawia. Aż w końcu, wreszcie, ta druga Rosie. Rosie, która zapewnia, że nic jej nie jest. Przekonuje, aż jej uwierzymy i odwołamy wizytę w obawie, że będziemy tylko marnować czas lekarza.

On też nie potrafił dać nam odpowiedzi. Na głos mówił o depresji, ale w jego oczach widziałam inną diagnozę. Wyrośnie z tego. Po prostu chce ściągnąć na siebie uwagę. A my, zamiast panikować, powinniśmy zwyczajnie to przeczekać.

– Mam wszystko pod kontrolą – zapewniam. – Teraz myśl o Nowym Jorku. Zdobądź tego klienta.

Ale w myślach dodaję: „Kiedy wrócisz, nie mów mi, że to znowu się wydarzyło, że po tym wszystkim znów jesteś nie tam, gdzie trzeba”.

Noah zapina walizkę i ściąga ją z łóżka, po czym odstawia do kąta, żeby nikt się o nią nie potknął. Podchodzi bliżej i całuje mnie łagodnie w czoło.

– Postaraj się skończyć obraz. Wiem, że artystyczne dusze potrzebują złapać odpowiednie wibracje, czy jak wy to nazywacie, ale pamiętaj, że już w niedzielę wieczorem będziemy tu z powrotem.

Policzyłam już, ile będę miała godzin dla siebie: pięćdziesiąt sześć. Pięćdziesiąt sześć godzin na skończenie obrazu, który chcę zgłosić na konkurs w London Art Gallery. Moje szanse na wygraną są niewielkie, ale nagrodą jest reprezentacja artysty w galerii, więc zamierzam dać z siebie wszystko. A pusty dom ogromnie mi w tym pomoże. Będę mogła skupić się na pracy. A dzięki temu oderwę się też od myślenia o szkole, o trzymaniu w ryzach moich uczniów i – przede wszystkim – o zakusach mojego kolegi z pracy, Mikeya.

Noah wyrywa mnie z zamyślenia.

– Więc Spencer zostanie z twoimi rodzicami, a Rosie będzie u Libby? Czułbym się lepiej, gdyby oboje poszli do dziadków.

Od wczoraj rozmawialiśmy o tym już trzykrotnie. Za każdym razem cierpliwie odpowiadałam, że tak, dwa razy kontaktowałam się z mamą Libby i upewniałam się, że Rosie będzie u nich przez cały weekend. Wszystko ustalone. A Bernadette zdaje sobie sprawę z problemów naszej córki. Będzie miała na nią oko.

– Już zapomniałeś, co się działo ostatnim razem? Nie chcę jeszcze bardziej stresować moich rodziców – mówię.

Noah wykrzywia wargi i wiem, że przypomina sobie wydarzenia sprzed dwóch miesięcy. Traumę dziadków, którzy musieli zgłosić na policji zaginięcie wnuczki.

– Hmmm. Racja – przytakuje.

Wzdycha głęboko – tylko Rosie może być przyczyną takiego westchnienia.

Dochodzą do mnie dźwięk otwieranych drzwi i skrzypienie podłogi w korytarzu. Jest dopiero za dziesięć siódma, więc to musi być Spencer, skradający się na palcach, żeby nie obudzić siostry. Nieraz mu mówiłam, że Rosie przespałaby nawet huragan, ale on twierdzi, że najlepiej zachować ostrożność. Spencer wcześnie się budzi i dzięki temu ma trochę czasu, żeby nacieszyć się chwilą ciszy przed burzą. Zapomniałam mu wczoraj powiedzieć, że Rosie nie idzie dziś do szkoły, więc nie ma szans, żeby wynurzyła się z pokoju przed trzynastą.

– O, świetnie, Spencer wstał – mówi Noah. – Będę mógł się z nim zobaczyć przed wyjazdem. Taksówka przyjeżdża za pół godziny, więc muszę lecieć pod prysznic.

Zastanawiam się, czy Noah pożegnał się wczoraj z Rosie, ale nie pytam. To sprowokowałoby kolejną dyskusję, a mnie zależy, żeby poświęcił ten czas Spencerowi.

Schodzę na dół i przyglądam się, jak nasz syn wsypuje płatki do miski. Nie mogę się nadziwić, jak bardzo Spencer różni się od Rosie. Nie faworyzuję żadnego z dzieci i nawet w najgłębszych zakamarkach serca i umysłu wiem, że mam dla nich tyle samo miłości. Ale kochać Spencera jest o wiele łatwiej.

– Mamo, czy babcia i dziadek pozwolą mi obejrzeć wieczorem film na DVD?

Na jego twarzy maluje się ekscytacja. Spencer bardzo rzadko okazuje inne uczucia niż radość i nawet kiedy Rosie robi o coś awanturę, stara się być dzielny i dostrzegać najlepsze strony w sytuacji i w swojej siostrze.

– To zależy od filmu – odpowiadam i biorę łyk kawy, żeby trochę się rozbudzić.

– Eee, no, niby jest od piętnastu lat, ale wszyscy w szkole go już widzieli.

– Spencer, masz jedenaście lat. Wybierz coś innego.

Nie protestuje, natychmiast poddaje się mojej decyzji. Chwilę później znów jest zadowolony i opowiada o nowej nauczycielce angielskiego, która właśnie zaczęła pracę w jego szkole. Nie mogę powstrzymać uśmiechu, gdy słyszę, że nikt nie chce dać jej szansy, ale on był dla niej miły, bo przecież nie zrobiła nic złego.

To dla mnie potwierdzenie, że chyba nie jestem najgorszą matką.

– Tata! – woła Spencer, kiedy Noah wchodzi do kuchni.

Mój mąż wciąż ma wilgotne włosy po niedawnym prysznicu.

Pędzi do Spencera, mocno go obejmuje i mierzwi mu czuprynę. Parzę na tę scenę i uśmiecham się znad kubka z kawą. Ale do pełni szczęścia brakuje tu Rosie. Wiem, że ta Rosie, którą znam, wciąż gdzieś się chowa.

***

Później, już umyta i ubrana, przygotowuję się do malowania w ogrodzie zimowym. Mam przed sobą cały dzień i już się cieszę na myśl o tym, co mogę dzisiaj stworzyć. Postanowiłam namalować jezioro, istniejące jedynie w mojej wyobraźni: gałęzie wielkiego drzewa opadające ku wodzie, jakby próbowały dotknąć liści unoszących się na powierzchni.

Nie słyszę zbliżającej się Rosie – zauważam ją dopiero, kiedy stoi tuż za mną. Jest dopiero dziesiąta, ale ona zdążyła już się ubrać. Ma na sobie obcisłe dżinsy i luźną koszulkę z dekoltem w serek. Jej buty są tej samej koralowej barwy co bluzka, a lśniące czarne włosy opadają na ramiona. Ona zawsze tak ślicznie wygląda.

– Hej, mamo – mówi, zerkając na sztalugi. – Co będziesz malować?

Opowiadam jej, na co się zdecydowałam, a ona kiwa głową i rozciąga wargi w wąskim uśmiechu.

– Pejzaż. Dobry pomysł.

– Jesteś gotowa jechać do Libby? Może cię podwieźć?

– Nie musisz, spotykamy się w Putney. Pojadę autobusem.

Wprawdzie Putney jest niedaleko Richmond, ale i tak nie mogę powstrzymać niepokoju. Wygląda jednak na to, że Rosie jest dziś spokojna, w dobrym humorze i wiem, że od dawna cieszy się na ten weekend.

– Okej, na pewno?

– Mamo, przestań się o mnie martwić. Wszystko w porządku.

Trochę się rozluźniam, bo to jest Rosie, która wzbudza zaufanie. Chciałabym, żeby zawsze była tą dziewczyną. Ściskam jej dłoń i ośmielam się uwierzyć, że najgorsze już za nią. Że zapomniała o Anthonym.

– To pa – rzuca przez ramię i wyfruwa przez drzwi lekko jak motyl.

Dziś wszystko z nią będzie dobrze. Wiem o tym.

***

Tak pochłonęło mnie malowanie, że dopiero po czternastej przypominam sobie o jedzeniu. Robię postępy, więc krótka przerwa nie zaszkodzi.

Kiedy jem kanapkę, dzwoni telefon. Cieszę się, gdy widzę na ekranie numer Lisy. Moja siostra bez przerwy podróżuje albo robi jakieś szalone rzeczy, o których ja mogę tylko pomarzyć, więc rzadko mamy okazję porozmawiać.

– Wszystko okej? – pyta, kiedy już skończy opowiadać o ostatnim wyjeździe do Tajlandii.

Streszczam jej ostatnie wyskoki Rosie. Lisa pogwizduje do telefonu.

– Ta dziewczyna musi gdzieś ze mną pojechać – stwierdza. – To przywróci ją na właściwe tory. Ale przynajmniej ma przed sobą fajny weekend z koleżanką.

Wspólna podróż Rosie z Lisą to ciekawy pomysł – zastanowię się nad tym po jej maturze. Może moja córka musi sobie uświadomić, że świat jest wielki i skomplikowany: to nie mała bańka, w której wszystko kręci się wokół niej.

– Co u Harveya? – pytam.

Lisa chwilę się waha.

– Świetnie. Właśnie planuje nasz kolejny wyjazd. Myśli o Australii. – Jej głos zmienia się w ledwie słyszalny szept. – Wiesz co, Taro, jeśli mam być z tobą szczera, już mnie to trochę męczy. Miło byłoby tu zostać na dłużej niż kilka tygodni.

Często się zastanawiam, skąd Lisa bierze energię na te wszystkie wyprawy. Ale z drugiej strony skończyła dopiero trzydzieści sześć lat – trzy lata mniej ode mnie. No i nie ma jeszcze dzieci, co pewnie też pomaga. Czy to wystarczy, byśmy się tak różniły? Ja jestem wykończona na samą myśl o wycieczce na West End. Ale uwielbiam w Lisie to, że żyje pełnią życia. Zawsze tak było.

– Wszystko między wami w porządku? – Wyczuwam, że coś idzie nie tak, ale Lisa nie lubi dzielić się szczegółami ze swoich związków. A ten jest dość świeży, są ze sobą dopiero od pół roku.

– Tak, dobrze się nam układa. Mamy ze sobą wiele wspólnego.

„Ale czy on cię zachwyca? – mam ochotę spytać. – Czy dzięki niemu czujesz, że możesz zrobić cokolwiek, być kimkolwiek zechcesz?” Bo właśnie tak powinno to funkcjonować. Myślę o Noah. Ja wciąż tak się przy nim czuję, choć wątpię, że też tak na niego działam.

– Tęsknię za tobą – mówi Lisa, czym zmusza mnie do koncentracji. – Ej, jeśli masz siedzieć sama w domu, to może wpadnę do ciebie wieczorem? Przyniosę wino, opowiesz mi o wszystkim, co się u ciebie działo.

Jej propozycja jest kusząca – miło byłoby spędzić z nią trochę czasu – ale wisi nade mną termin nadsyłania prac na konkurs i muszę wykorzystać każdą chwilę.

Nacieszyć się ciszą przed burzą.

Kiedy jej to wyjaśniam, w słuchawce zapada cisza. Po chwili jednak siostra zapewnia, że rozumie.

– Ale tak długo się nie widziałyśmy – wzdycha. – Kiedy był ostatni raz? Dobre kilka miesięcy temu, kiedy wyskoczyłyśmy na drinka.

Owszem, Lisa ma rację. Nie przypominam jej jednak, jak bardzo się wtedy spiła i że Noah musiał ją wcześnie odwieźć do domu. Żegnamy się tak jak zwykle: pełnymi nadziei obietnicami spotkania wkrótce.

***

Mimo szczerych intencji całodziennego malowania jakimś cudem zasypiam na kanapie podczas przerwy. Budzi mnie piknięcie telefonu: SMS od Noah. Zszokowana zauważam, że już prawie dziewiętnasta. Mąż pisze, że właśnie wylądował na JFK i że jedzie do hotelu na spotkanie z klientem.

Po niemal dwudziestu latach z nim wiem trochę o branży reklamowej, a przede wszystkim zdążyłam się nauczyć, że to bezlitosny świat, w którym Noah musi toczyć bezkompromisową walkę o każdego klienta.

Odpisuję na wiadomość, życząc mu powodzenia. Do tego dwa buziaki, które chciałabym dać mu na żywo. Nigdy nie będę zaborcza ani nie powstrzymam go przed robieniem tego, co chce robić. Muszę tylko wiedzieć, że chce wrócić do domu.

Odpowiedź przychodzi natychmiast.

Kocham cię.

Gdy zamykam okienko, dostrzegam, że mam jeszcze jedną nieprzeczytaną wiadomość, tym razem od naszej sąsiadki, Sereny. Na zmianę szufladkuję ją i jej męża jako przyjaciół i sąsiadów, bo tak naprawdę są i tym, i tym. Ale w różnych sytuacjach wchodzą w jedną albo drugą rolę, więc może w ogóle nie wpisują się w żadną z nich. Bez względu na to, kim są dla nas – i kim my jesteśmy dla nich – to porządni ludzie i mamy szczęście, że mieszkają tuż koło nas.

Możesz wpaść ASAP? – pisze Serena. Muszę się komuś wypłakać w rękaw!

Wykrzyknik sugeruje, że nie mówi poważnie, choć z nią nigdy nic nie wiadomo. To silna kobieta, ale ma teraz sporo zmartwień.

Już mam odpisać, że idę, ale rozprasza mnie wiadomość od Rosie – pyta, czy mama Libby może je zabrać na kolację na West End. Zgadzam się, pod warunkiem że będą pod opieką kogoś dorosłego, a kiedy już mam wszystko potwierdzone z Bernadette, nie zawracam sobie głowy odpisywaniem Serenie. Po prostu się do niej przejdę, ale najpierw muszę się przebrać. Wprawdzie idę tylko na drugą stronę ulicy, ale nie mogę wyjść z domu w dresach upaćkanych farbą.

***

Drzwi otwiera Lee. Ma na sobie tylko szorty, ale ponieważ jest projektantem ogrodów, często widuję go w takim stroju.

– O, hej, Taro, co słychać? Wchodź, wchodź. – Odsuwa się na bok, żeby mnie wpuścić. – Wybacz mój strój, zaraz włożę jakąś koszulkę. Wściekle gorąco, nie?

– Nie przejmuj się, ja, eee, przepraszam. Właśnie dostałam SMS od Sereny. Wszystko u niej w porządku? I u ciebie?

Lee marszczy czoło.

– Wszystko okej. Ale Sereny nie ma w domu. Dopiero co wyszła. Jej przyjaciółka organizuje weekend panieński.

Jestem zaskoczona.

– Przecież dopiero co napisała, żebym do niej przyszła. – Przynajmniej jeszcze przed chwilą byłam tego pewna. Nigdy nie zdarzyło mi się źle przeczytać wiadomości, ale teraz zaczynam mieć wątpliwości.

Aby udowodnić Lee, że nie zwariowałam, wyciągam telefon i przewijam do wiadomości od Sereny. Naprawdę tu jest, dokładnie w takich słowach, jak zapamiętałam.

– Och – mówi Lee, kiedy pokazuję mu telefon. Znowu marszczy brwi. – A nie, czekaj chwilę. – Przesuwa palcem po ekranie i się uśmiecha. – Już widzę, co się stało. Napisała do ciebie rano.

Pokazuje mi szczegóły wiadomości: dziesiąta piętnaście. Wiele godzin temu.

Robi mi się głupio. Wylewnie przepraszam za pomyłkę i ruszam z powrotem do drzwi.

– Nie wygłupiaj się – mówi Lee. – Przecież już tu jesteś. Może zostaniesz na jednego? Mam czerwone wino, dosłownie przed chwilą otworzyłem.

Chwilę się waham, rozdarta między jedną decyzją a drugą. Po drugiej stronie ulicy czeka niedokończony obraz, ale przydałoby mi się towarzystwo. A z Lee dobrze się rozmawia.

***

Kiedy siadam na ich kremowej skórzanej kanapie, od razu mam wrażenie, że popełniam błąd. Czuję się jakoś niewłaściwie, gdy przebywam tu bez Sereny. Owszem, lubię Lee, ale to z nią jestem bliżej zaprzyjaźniona. Chociaż skoro już usiadłam…

Lee naciąga koszulkę i podaje mi kieliszek wina. Popijam powoli, myśląc, że to chyba niezbyt mądre, skoro prawie nic dziś nie jadłam.

– No, Taro, to co u was słychać? Dawno się nie widzieliśmy.

Szukam w pamięci jakiegoś wspomnienia, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Zabawne, że można mieszkać tak blisko, a mimo to nie wpadać na siebie regularnie. Na naszej uliczce jest tylko dziesięć domów, a wokół mnóstwo zieleni, więc to jeszcze dziwniejsze.

Opowiadam mu o obrazie i z przyjemnością dostrzegam, że słucha z uwagą.

– Więc zrezygnowałaś z nauczania? – docieka. – Nie dziwię się. To chyba najcięższa robota na świecie.

Nie próbuję go poprawiać. Już od ponad roku nie uczę plastyki.

– Nadal jestem pedagogiem w mojej szkole, ale mam nadzieję, że za jakiś czas będę mogła żyć już tylko z malowania. – Zwykle w tym momencie ludzie patrzą szklistym wzrokiem i wrzeszczą na mnie w myślach. Większość artystów nie ma grosza przy duszy. Za duża konkurencja. „Może lepiej by było, gdybyś trzymała się prawdziwej pracy”. Ale ich zwątpienie tylko napędza moją motywację.

Jednak Lee reaguje inaczej. Pyta, w jakim stylu maluję, i mówi, że zachwyca go każdy rodzaj kreatywności.

– To wspaniałe, że masz w sobie tyle pasji. – Uśmiecha się, a ja aż się rumienię na ten komplement.

– A co z tobą i Sereną? – zmieniam temat.

Mam nadzieję, że nie pozwalam sobie na zbyt wiele. Tylko z Sereną rozmawiałam o ich problemach i nie jestem pewna, czy Lee wie, jak dużo mi powiedziała.

Przez chwilę wygląda na zaskoczonego, a może próbuje ocenić, jak bardzo powinien się przede mną otworzyć, ale już po chwili mówi swobodnie.

– Od lat się staramy i muszę być szczery… to wykańczające. Czasami chciałbym po prostu…

– Zrobić sobie przerwę?

– Tak, właśnie tak. Przerwę. Chciałbym zapomnieć, że mamy problemy, i po prostu skupić się na życiu. – Uśmiecha się i bierze spory łyk wina. – Żebyśmy… Serena i ja… Żebyśmy znów byli sobą.

Tak jak zawsze podczas rozmów z Sereną, teraz też ogarnia mnie poczucie winy. Nawet nie staraliśmy się o Rosie, a spłodzenie Spencera zajęło nam zaledwie kilka miesięcy. Ale wszystko ma swoją cenę.

Nie mam dla Lee żadnej dobrej rady, więc mówię tylko to, w co sama mocno wierzę:

– Wszystko będzie dobrze, zobaczycie.

Bo nie ma innego wyjścia. Jakiekolwiek nieszczęścia nas spotkają, o ile to nie śmiertelna choroba, zawsze znajdziemy sposób na przetrwanie.

– Wiesz co, Taro, jeśli mam być szczery, to nawet nie wiem, czy ja w ogóle jeszcze chcę mieć dziecko. Albo przynajmniej nie teraz. Jesteśmy jeszcze całkiem młodzi. Nie wydaje mi się, że życie powinno być takie… ciężkie.

Wiem, że Serena ma trzydzieści trzy lata, więc Lee musi być w podobnym wieku. Ma rację: czas jest po ich stronie. Ale oczywiście jej się tak nie wydaje.

– Jeszcze jeden? – Lee wskazuje mój opróżniony kieliszek.

– Nie… dzięki. Powinnam już wracać.

Do obrazu, do pustego domu, na który czekałam od tygodni.

Mimo odmowy dolewa mi wina.

– Jest wcześnie. Możesz wypić jeszcze jeden i opowiedzieć mi więcej o konkursie.

Na jednym się nie kończy. Po kolejnych dwóch kieliszkach zbyt dobrze się bawię, żeby wracać do domu. Już za późno, żeby malować – słońce zaszło, więc nic się nie stanie, jeśli zostanę i pogadam z Lee.

I to jest właśnie ostatnia chwila, którą pamiętam.

Tylko jedno kłamstwo

Подняться наверх