Читать книгу Oblężenie - Kathryn Lasky - Страница 8
Rozdział drugi Leśny obserwator
ОглавлениеNiektórzy uznaliby ją za marę, sowę ducha, ale tak nie było. Jej pióra stały się mglistoszare, z białymi plamami. Była w końcu puszczykiem plamistym, ale nietypowym. Przycupnęła na drzewie niedaleko jawora. Jej okaleczone skrzydła sprawiały, że długie loty były trudne, a tor jej lotu często nierówny. Ale i tak codziennie wylatywała na zwiady.
Dla innych w Ambali była prawie niewidoczna. Kiedy ją widywali, co zdarzało się niezwykle rzadko, nazywali ją Mgłą. Jednak, mimo że nie była widywana często, sama zdawała się widzieć wszystko. Gdy wyczuwała zagrożenie lub dostrzegała coś niepokojącego, przylatywała do orłów, z którymi dzieliła gniazdo. W przeszłości zajmowali się tym szpiedzy. Ale od kiedy puszczyk kreskowany, który obserwował tereny graniczne pomiędzy Dziobami i Ambalą, został zamordowany, nie było nikogo, kto by to robił. A teraz sowa zwana Mgłą wyczuwała w pobliżu wielkie niebezpieczeństwo.
Kilka nocy temu była świadkiem dziwnego zdarzenia — dymiąca sowa wpadła do jeziora. Widziała też, jak uratował ją pielgrzym, i zadziwiło ją, gdy zobaczyła, jak wkrótce potem wylatuje w poszukiwaniu pijawek. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że tamta sowa mogła przeżyć upadek do wody, w dodatku cała jej szlara stała w płomieniach. Ale wszystko wskazywało na to, że przeżyła, skoro dobry pielgrzym wyleciał na polowanie i martwił się koniecznością znalezienia nornicy. Mruczał do siebie zdenerwowany, że ranna sowa domaga się mięsa, a nie ryb. Mgle trudno było sobie wyobrazić, że można było stawiać takie wymagania komuś, kto uratował jego życie. A teraz obserwowała, jak pielgrzym wylatywał kilka razy dziennie, zawsze po czerwone mięso — szczury, nornice, wiewiórki, ale nigdy po ryby.
Była coraz bardziej ciekawa sowy, która dochodziła do siebie w dziupli jaworu. Jak blisko odważy się podejść? Większość zwierząt w tym lesie, szczególnie sów, nigdy jej nie widziało. Jakby była niewidzialna. Wyglądała dla nich jak mgła. Ale nawet kiedy ją widzieli, nie rozpoznawali, że jest sową ani żadnym innym stworzeniem, które znali. I to jej odpowiadało. Jedynymi, którzy ją znali, były orły, z którymi mieszkała — Zan i Smuga.
Zaczęła się więc skradać po gałęzi jodły, gdzie się zatrzymała. Od świerku, który rósł tuż obok jaworu, w którym dochodziła do siebie ranna sowa, dzielił ją tylko krótki lot. Kilka minut później Mgła wylądowała na świerku. Jedna z jego gałęzi sięgała dalej niż pozostałe i prawie dotykała jaworu. Z tej gałęzi idealnie widziała wnętrze dziupli, gdzie odpoczywała ranna sowa. Zaparło jej dech w piersi, gdy zajrzała do środka. Poszkodowany był wielkich rozmiarów, a twarz była zakryta metalową maską, która nadawała mu przerażający i brutalny wygląd. Mgła poczuła szarpnięcie w mielcu i zaczął w niej rosnąć strach. Musi natychmiast wrócić do orłów. Ta sowa była zła, bardziej niż wszystko, co do tej pory widziała. I wtedy usłyszała, że wraca pielgrzym. Nagle cały świat zamienił się w burzę krwawych piór. Las przeszył potworny wrzask. A potem zapadła cisza. Wystarczyło kilka sekund, a ketupa bosonoga leżała martwa na ziemi. Jedno skrzydło było oderwane, a głowa roztrzaskana niemal na pół. Gdy leśne niebo zmieniło barwę na czarną, wielka sowa w metalowej masce uniosła skrzydła, zamachała nimi i wzbiła się do lotu.
Mielec puszczyka plamistego zamienił się w lód, gdy sowa w masce usiadła na tej samej gałęzi. Przeżyła już tak wiele. Czy teraz umrze złapana w szpony tej potwornej sowy? Potwór spojrzał na nią. Nie odważyła się nawet oddychać. Nigdy nie zdarzyło się, by będąc tak blisko innego zwierzęcia, pozostała niezauważona. Potwór zamrugał.
Niewiarygodne — pomyślała. On mnie nie widzi! Naprawdę jestem jak mgła.
Gałąź zatrzęsła się, gdy Kludd znów zamachał skrzydłami i wzbił się w noc, by odszukać swoich Czystych. Skoro zabił już tamtą sowę, nadszedł czas zemsty. Dokona jej i zwycięstwo będzie należało do niego. Jego mielec zadrżał z ekscytacji. Jego umysł wypełnił niemy krzyk. Kludd jest władcą!
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki